Granice Zagubienia 1

Granice Zagubienia.  
Część 1.  
Ze snu wyrywał mnie mój rozdzwoniony telefon, niechętnie podnoszę się z łóżka. Wstaje i podchodzę do biurka, już z daleka mogę dostrzec kto dzwoni. Matka… Wkurzona odbieram telefon.  
-Przypominam Ci, że dzisiaj jest zakończenie roku szkolnego. – powiedziała radosnym głosem moja mama.  
-A ja Ci przypominam, nie dzwoń do mnie, kiedy skończyłaś się pieprzyć ze swoim fagasem. – powiedziałam kąśliwie.  
-Jak Ty się wyrażasz gówniaro?!  
-Tak jak mi się podoba. – opowiedziałam śmiejąc się z pogardą.
-Wszystko powiem ojcu! Zobaczysz ja Ci nie pomogę tym razem! – wrzeszczała rozhisteryzowana jakbym zabiła jakiegoś człowieka.  
-Nie sraj żarem, nie zapomnij wspomnieć tatusiowi o swoim kochanku.  
-Co ja Ci gówniaro zrobiłam, że tak mi się odpłacasz !? Karierę dla Ciebie porzuciłam a Ty nie masz do mnie, chociaż krzty szacunku.  
-Co do krzywd długo by wymieniał. Na szacunek trzeba zasłużyć takie kurwy jak Ty nigdy go ode mnie nie otrzymają. – powiedziałam, po czym się rozłączyłam. Ja pierdole kolejny zjebany dzień, nie mogła nie wytrzymać i mnie nie wkurwić. Spojrzałam na zegarek była godzina 7.05, w posępnym humorze poszłam wziąć prysznic. Gorące strumienie wody skutecznie rozluźniły moje napięte mięśnie. W miarę zrelaksowana nabalsamowałam swoje ciało. Następnie nałożyłam szlafrok i zabrałam się za pielęgnacje moich włosów. Po jakiejś godzinie byłam już pomalowana i prawie gotowa na zakończenie tej popieprzonej szkoły. Makijaż miałam jak zawsze wyrazisty, grube czarne kreski, które podkreślały moje duże czekoladowe oczy. Usta przejechałam czerwoną szminką, tak to zdecydowanie był mój styl. Moje długie kasztanowe włosy pozostawiłam rozpuszczone, dzięki Bogu, że ładnie się kręcą a nie, że robi się jakieś siano. Weszłam do pokoju i szybko wskoczyłam w swoją czarną dopasowaną sukienkę z koronki. Dobrałam do niej złote dodatki i czarne szpilki na platformie z ćwiekami. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze, idealnie niewinnie i zadziornie. Zabrałam swoją torebkę i telefon spojrzałam na zegarek wskazywał 8.50. Cholera spóźnię się, mieszkałam jakieś 20 min drogi od szkoły, ale w szpilkach nie będę biegła. Zdenerwowana wychodzę z domu i dość szybkim krokiem przemierzam ulice zatłoczonej Warszawy. Stojąc na przejściu słyszę znajomy mi głos, oglądam się za siebie i widzę Doriana. Masz dziewczyno dzisiaj cholernego pecha, myślę starając się zachować spokój.  
-El wsiadaj, podwiozę Ciebie. – mówi patrząc się na mnie uważnie.  
-Nie mów do mnie El. –warknęłam idąc w stronę szkoły.  
-Nie wygłupiaj się, wsiadaj. – powiedział już nieco chłodniejszym głosem.  
-Wal się Dorian.
-Co niegrzeczna dziewczynka boi się swoich dawnych przyjaciół ? –zapytał.  
-Ciebie nigdy się nie bałam po prostu wstyd mi wsiadać do tak buraczanego auta jakim jest Twoje BMW. – powiedziała uśmiechając się słodko. Na szczęście widziałam już budynek szkoły, Doriana nienawidziłam no, ale cóż on się zawsze musi przyczepić.  
-Uważaj na siebie Eliza. – powiedział mierząc mnie swoim lodowatym wzrokiem i z piskiem opon odjechał.  
-Haha jesteś zabawny. – powiedziałam do siebie.

historiemalowanese

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 554 słów i 3314 znaków.

Dodaj komentarz