Gdy szukamy siebie...cz.2

Byłam przekonana że nikt, ani nic nie może zniszczyć naszego szczęścia. Myliłam się.  
     Po ponad dziesięciu latach bycia razem, zauważyłam że zaczęliśmy się od siebie odsuwać. Nie mieliśmy na nic czasu. Mijaliśmy się. Liczyła się tylko praca. Z Bartkiem spotykałam się tylko przy śniadaniu i czasami przy kolacji. Nie wiem, co się stało z nami. Żyłam nadzieją, że to wszystko minie, ale nic się nie zmieniło. Żyliśmy w ten sposób dziewięć miesięcy. Wtedy zdałam sobie sprawę, że żyłam przez tyle lat z mężczyzną, którego wcale nie znałam.  
Przyszła wiosna. Już nie mogłam wytrzymać tego milczenia w domu. Poszłam do Bartka do pracy i to co tam zobaczyłam… To właśnie był najgorszy dzień w moim życiu. W tym dniu dużo zrozumiałam. Dlaczego zostawał po godzinach w pracy? Dlaczego tak często wyjeżdżał w delegację? Dlaczego się odsunęliśmy? Gdy weszłam do jego gabinetu, nie wierzyłam własnym oczom. Tam był Bartek i Gosia – moja najlepsza przyjaciółka. Całowali się. A jego ręka wędrowała pod jej spódniczkę. Miałam ochotę ich zabić! Ale jakaś wewnętrzna siła powstrzymała mnie. Wybiegłam. Mało pamiętam jak znalazłam się w domu. Wbiegając do domu, zaczęłam pakować rzeczy Bartka. Chciałam jak najszybciej o nim zapomnieć. Chciałam zacząć życie od nowa. Życzcie bez Bartka! Między czasie zadzwoniłam po ślusarza. Zjawił się błyskawicznie. Wymienił zamki. A klucze dał mi. W tym momencie zjawił się Bartek. Szybko wystawiłam walizki na schody i energicznie zamknęłam mu drzwi przed nosem. Nie chciałam słuchać jego wyjaśnień. Widziałam wystarczająco dużo.      
Z pod domu odszedł po około dwóch godzinach. Błagając abym mu otworzyła i wysłuchała jego wyjaśnień. Nie chciałam go oglądać! Siedziałam na fotelu, płakałam i wciąż zadawałam sobie pytanie: Dlaczego ja? Zadzwoniłam do mojej mamy. Tylko do niej miałam zaufanie. Opowiedziałam jej wszystko. Mówiąc to odczuwałam jeszcze większy ból w moim sercu. Mama zapewniała mnie, że zjawi się jak najszybciej będzie mogła. Rozłączyłyśmy się. W tym momencie usłyszałam dzwonek do drzwi. Poszłam sprawdzić kto to. Na schodach stała Gosia. Moja "najlepsza” przyjaciółka a zarazem kochanka mojego męża. Chciała ze mną porozmawiać o tym co widziałam. Nie chciałam jej słuchać. Kazałam jej żeby już nigdy do mnie nie przychodziła. Żeby dała mi spokój i to samo miała przekazać Bartkowi.  
Następnego dnia rano, po nie przespanej nocy, usłyszałam dzwonek do drzwi. W drzwiach stała moja mama. Ze łzami w oczach rzuciłam się jej na szyję. Wtedy już wiedziała, że ze mną jest gorzej niż myślała. Płakałam tak głośno, że nie słyszałam co do mnie mówi. Po chwili się uspokoiłam. Zrobiłam śniadanie i zaczęłyśmy na spokojnie rozmawiać. Opowiedziałam jej wszystko, co działo się przez te dziewięć miesięcy. Wtedy mama powiedziała: - Dobrze, że nie macie dzieci. One by jeszcze bardziej cierpiały po waszej rozłące.  
Moja mama jak zwykle miła rację. Dzięki niej uświadomiłam sobie, że nie warto się nim przejmować. Tylko trzeba iść dalej. W tym momencie poprosiłam mamę, aby pomogła mi spakować resztę rzeczy Bartka. Napisałam mu krótką wiadomość: "Reszta twoich rzeczy jest koło bramy, jeśli chcesz je odebrać to masz czas do 14, później zabiorą je śmieciarze.” Wiedziałam, że nie da rady. Miał 15 minut. A w tych walizkach znajdowały się wszystkie ważne dla niego dokumenty z pracy, których miał pilnować jak oka w głowie. Z przyjemnością patrzyłam jak zrujnowałam mu karierę zawodową. Nie miałam wyrzutów sumienia.  
O 16 byłam umówiona z adwokatem w sprawie rozwodu. Na spotkanie pojechałam z mamą. Twierdziłam, że będzie mi lżej gdy nie będę sama. Wszystko mu opowiedziałam. Powiedział, że mam szanse wygrać tą sprawę i zażądać od Bartka wysokich alimentów. Ucieszyłam się z tego.
Po tygodniu od tamtego wydarzenia, zaczęłam się dziwnie czuć. Było mi niedobrze, miałam uderzenia ciepła a za chwilę zimna i wiele innych objawów. Szybko pobiegłam po mój notes do sypialni. W tym momencie nie wiedziałam co mam zrobić. Nie wierzyłam, w to co widziałam. Od trzech miesięcy nie miałam miesiączki. Przez te wszystkie nieporozumienia z Bartkiem, nie myślałam o tym. Co ja ma teraz zrobić? Dlaczego mnie to wszystko spotyka? Dlaczego ja! Gdy się otrząsnęłam po tej widomości, usiadłam przed laptopem i szukałam numer do jakiegoś dobrego ginekologa. Takiego, który rozwiąże problem z ciążą, bo nie mogę mieć teraz dziecka. Nie z nim!
Znalazłam numer. Tego ginekologa bardzo chwalono, jak czytałam na forum. Zadzwoniłam. Na wizytę nie musiałam długo czekać. Byłam umówiona już na następny dzień. Bardzo się denerwowałam, czy nie jest za późno na usunięcie tej ciąży. Całą noc nie spałam. Następnego dnia pojechałam do lekarza na umówioną wizytę. Lekarz potwierdził, że jestem w ciąży. Rozpłakałam się. Powiedziałam mu, o co chodzi i dlaczego chcę tak postąpić. A on powiedział, że to dziecko nie jest winne rozpadu małżeństwa. Wtedy jeszcze raz spojrzałam na ekran i uświadomiłam sobie, że nie potrafiłabym zrobić mu krzywdy.  
     Po dwóch miesiącach przyszedł moment, na który długo czekałam. Rozwód! Na wizycie kontrolnej u lekarza poprosiłam lekarza, aby wystawił mi zaświadczenie lekarskie, które miało mnie zwolnić z bycia na rozprawie sądowej. Lekarz znając moją sytuację, wydał mi je. Ale powiedział, że ucieczka od tego mi nic nie pomoże. To zaświadczenie przekazałam adwokatowi, który mnie reprezentował w sprawie. Po godzinie adwokat zadzwonił do mnie i powiedział: - "Udało się! Jest Pani wolna. Dostanie Pani 3 tysiące alimentów miesięcznie.” Po tych słowach rozpłakałam się ze szczęścia. Bardzo mu podziękowałam i chciałam się z nim umówić na wizytę aby uregulować należności, to powiedział mi, że wszystkie koszty bierze na siebie mój były mąż. Zaskoczył mnie ta wiadomością. Jeszcze raz mu podziękowałam i rozłączyłam się.  
     Po miesiącu od tamtego wydarzenia odliczałam dni do następnej wizyty u lekarza, aby poznać płeć dziecka. W końcu nadszedł ten dzień. Czekałam na wizytę u lekarza. Gdy od lekarza wybiegła zapłakana Gosia. Nie wiedziałam o co chodzi. Gdy lekarz poprosił abym weszła, to powiedział tylko tyle: - "Pani nie chciała tego dziecka, a ta kobieta co przed chwilą wybiegła, zrobiła by wszystko aby je mieć”. Wtedy zrozumiałam, że jeśli bym je usunęła, zrobiła bym najgorszy błąd w moim życiu. Wtedy lekarz kazał mi się położyć. Zaczął badanie. Zapytał się mnie, czy chce znać płeć dziecka. Ja mu wtedy odpowiedziałam, że od miesiąca czekałam na ten moment. Wtedy powiedział mi że to dziewczynka. Byłam w siódmym niebie. Zaraz po wyjściu z gabinetu, zadzwoniłam do mamy aby przekazać jej tą cudna wiadomość. Po wyjściu z kliniki na schodach czekała Gosia. Nie chciałam z nią rozmawiać. Zapytała się tylko czy to dziecko Bartka. Zaprzeczyłam. Wiedziałam, że już nie dam rady ukryć. Że zaraz tu będzie Bartek. Więc pojechałam do domu, spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy i pojechałam do mojej mamy. Wiedziałam, że tam mnie nigdy nie znajdzie. Moja mama miesiąc temu się przeprowadziła. Nowego adresu na szczęście nie znał.  
     Termin rozwiązania zbliżał się coraz bardziej. Pozostawały tylko dwa tygodnie. Bardzo się bałam. Pozostawały ostatnie dni ciepłych wakacji. Ostatnie dni sierpnia. Postanowiłam wybrać się na spacer do pobliskiego parku. W pewnym momencie poczułam silny ból w dolnej części brzucha. Czułam że się zaczęło. Wtedy usłyszałam głos Bartka. Szybko zdzwonił po pogotowie. Wtedy zapytał: - To jest moje dziecko? Nie zaprzeczyłam. Nigdy dotąd nie widziałam go takiego szczęśliwego. Wtedy ja się go zapytałam: - Nie pytasz o płeć dziecka?
     - Nie. Dla mnie płeć nie ma znaczenia.-odpowiedział. Ważne, że mam je z Tobą.-dodał.  
     W tamtym momencie wszystko się mieniło. Czekałam na ten moment od kilku miesięcy. Przyjechało pogotowie i zabrało mnie do szpitala. Bartek musiał jechać taksówką. Wtedy zrozumiał jak wiele mógł stracić. I ile będzie musiał zrobić, aby odbudować zaufanie moje na nowo. Niestety utknął w korku. Gdy dojechał do szpitala, powiedziano mu, że został ojcem i ma córkę. Był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, przynajmniej tak twierdził.  
     Dziewczynce daliśmy na imię Julka. Ze szpitala wróciliśmy razem do domu. Bartek zadzwonił po moja mamę, aby zaopiekowała się dzieckiem, gdyż chciał mi coś powiedzieć przy kimś. Poszliśmy do Kościoła. Tam złożył mi przysięgę, że nigdy mnie już nie zdradzi i nigdy nie zostawi. Po tych słowach wybaczyłam mu wszystko. Nie żałuję tego.

paulina17

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1645 słów i 8999 znaków.

1 komentarz

 
  • Użytkownik Batrek

    Streściłaś całe moje życie :) Tylko szkoda, że bez szczęśliwego zakończenia :(

    20 gru 2014