Czerwona szminka

Z zakończenia roku szkolnego wracałam w mieszanym nastroju. Wakacje. Czas wolny, można spać do południa, spędzać każdą wolną chwilę z przyjaciółmi i wylegiwać się na plaży. Już na balu gimnazjalnym, gdy całą klasą tańczyliśmy do piosenki " Ostatni raz z moją klasą ", uświadomiłam sobie, że jakby źle z nami nie było, jesteśmy przecież przyjaciółmi. Znamy się od lat i wiele razem przeszliśmy, a teraz, już za kilka dni mamy się rozstać i każde pójść w swoją stronę. Nie potrafiłam opisać tego uczucia. Nie płakałam na apelu. Zawsze wydawało mi się wymuszonym okazywaniem swoich uczuć. Po rozdaniu świadectw, pożegnaniu się z nauczycielami i przyjaciółmi, niemal całą klasą wyszliśmy ze szkoły. Postanowiliśmy wracać do domu razem. Szliśmy, śmiejąc się i zajmując cały chodnik. Po chwili z całkiem sporej grupy zaczęły odłączać się jednostki. Najpierw, w stronę przystanku skręcili Alek, Krzysiek, Robert i inni chłopcy z klasy. Odwieczni fani piłki nożnej. Uwielbiali wszystko, co miało coś wspólnego z tym sportem. Nawet teraz, w garniturach i krawatach biegli placem podając sobie małą piłkę. Niedługo potem, przy kolejnym przystanku zostawiły nas Donia, Marta i Marlena. Za nimi pobiegły też Ilona i Malwa. Wszystkie wracały autobusem o 14, więc o rozmowie nie było już mowy.  
  Razem z pozostałymi postanowiliśmy wstąpić na lody do pobliskiego sklepu. Co prawda plan miał dotyczyć całej klasy, ale z 24 osób zostało 7. Szliśmy wesoło, wspominając biwaki, wycieczki i ogniska. Nie zauważyliśmy nawet, kiedy doszliśmy do sklepu. Emanuela, która przyjechała z Hiszpanii kilka lat temu, oświadczyła nam, że nie może zostać z nami dłużej niż 5 minut i gdy tylko kupiła loda, chwyciła Zuzkę za ramię i pożegnawszy się z nami, pobiegły w stronę bloków. Została nas piątka. Gdy wyszłam ze sklepu, Edyta i Ola tłumaczyły coś Łukaszowi z ogromnym ożywieniem. Karol stał z boku z lodem w ręku i tylko się im przyglądał. Gdy zapytałam o co chodzi, niczego mi nie wytłumaczyli i po prostu szli przodem, dalej zacięcie o czymś dyskutując. Zostałam z Karolem.  
  Szliśmy powoli, jedząc lody, które pod wpływem czerwcowego słońca topiły się i kapały na chodnik. Nie wiedziałam o czym z nim rozmawiać. Był moim przyjacielem, jak mi się wydawało. Potrafiliśmy rozmawiać do 3 nad ranem, a dzisiaj, kiedy po raz ostatni widzimy się za pośrednictwem szkoły i możliwe, że nasze drogi rozejdą się do tego stopnia, że nie będę miała z nim absolutnie żadnego kontaktu prócz Facebooka, po prostu nie wiedziałam o czym mam z nim rozmawiać. Gdyby nie odezwał się wtedy pierwszy, chyba trwalibyśmy w ciszy do końca drogi do Domu Kultury, gdzie szliśmy już w przeciwnych kierunkach.  
  Po prostu spojrzał na mnie i wesoło się roześmiał. Jego uśmiech był jakiś taki inny. Nie taki, jak zwykle. Nagle zauważyłam każdy pieprzyk na jego twarzy. Były wcześniej widoczne, ale wtedy spojrzałam na jego twarz jakoś tak... z innej perspektywy. Oczy, które na codzień wydawały mi się zupełnie przeciętne, zwyczajne i niewyróżniające się choćby jedną plamką w innym kolorze, dzisiaj wydały mi się tak niesamowicie zielone. Przyciągające każdym najdrobniejszym szczegółem. Zauważyłam w nich błysk, kiedy ponownie się roześmiał i próbował wytłumaczyć mi gdzie ubrudziłam się lodem. Jako że nie mogłam nijak trafić na śmietankową plamę na twarzy, po prostu podałam mu chusteczkę. Znowu się roześmiał, wziął ją do ręki i przyglądając się mojej twarzy podszedł bliżej. Pośmiał się jeszcze chwilę z mojego roztrzepania i zaczął wycierać plamę. Tarł bardzo mocno i już chciałam na niego krzyknąć, by był delikatniejszy, ale kiedy podniosłam wzrok i spojrzałam mu w oczy, zrobiło mi się jakoś tak przyjemnie. Mogłabym stać tak bez końca. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje i może nie chciałam wiedzieć. Czułam, że przestał już wycierać mi twarz. Nie cofnął się jednak. Stał tak jeszcze przez chwilę, nie zwracając uwagi na pędzące wszędzie samochody. Zapomniałam, że muszę iść do domu i spakować walizki. Zapomniałam o wyjeździe do Anglii. Zapomniałam o wszystkim. Widziałam tylko jego zielone oczy. Nagle gdzieś niedaleko siebie usłyszałam, jak Edyta krzyczy, żebym przestała stać jak głupek na chodniku, bo wyglądam jak przysłowiowy debil. Łukasz stał koło niej i odgarniając z twarzy swoje długie, kręcone włosy, patrzył na nas zza okularów swoim dziwnym wzrokiem, którego nigdy nie mogłam ogarnąć. Ruszyliśmy do przodu. Czułam, że moje policzki są równie czerwone, jak kolor mojej szminki.

KNatalley

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 873 słów i 4784 znaków, zaktualizowała 25 lut 2018.

2 komentarze

 
  • barabaku0

    Drogi Autorze (z dużej, bo zasługujesz). Brak mi tutaj finałowego pocałunku, hehehe, ale ogólnie lubię Twoją twórczość  :smile:

    17 mar 2013

  • KNatalley

    Spokojnie, są następne części ;) Niedługo dodam :3

    17 mar 2013