- Witaj mamo - zawołał radośnie syn kierując się do swego pokoju. Nie zatrzymywałam go. Czasem zastanawiałam się, gdzie zgubiłam tych kilka lat, przecież nasz syn miał siedem lat. Osiem lat byłam żoną człowieka, który tak niewiele o mnie wiedział. Wiedział tylko tyle, na ile sama pozwoliłam. A cały czas miałam to dziwne wrażenie, jakby wszystko rozgrywało się wczoraj. Jakbym dopiero co porzucała swoją tożsamość i wyjeżdżała z tamtego miasta. Co robiłam przez cały ten czas? Dlaczego nie wróciłam do pracy? Drzwi otworzyły się, a ja ujrzałam uśmiechniętą twarz męża, chciałam zapytać o stan konta, ale nie zrobiłam tego. Zamiast tego wstałam, przywitałam się z mężem i podałam mu podwieczorek przygotowany godzinę wcześniej.
- Smacznego kochanie - wyznałam z uśmiechem i bez słowa wyszłam z kuchni.(...) Czułam jak się duszę, uświadomiłam sobie, że zmarnowałam tyle lat, nie wiem co się stało, ale nagle poczułam się jakbym nic nie była warta. Siedem lat, tyle siedziałam w domu, a przecież czułam się jakby to wszystko było dopiero wczoraj. Zawahałam się, czy w ogóle wiem czego chcę od życia, narzekałam na to, że nie miałam już ochoty siedzieć w domu, a przecież nie zrobiłam nic by cokolwiek zmienić w swoim życiu. Nie miałam już takiej odwagi jak kiedyś. Kochałam Mateusza i chyba tylko to powstrzymywało mnie od kolejnego kroku. No bo przecież jak miałam porzucić mężczyznę z którym łączyło mnie aż tyle? jak miałam zgasić ten płomień, który tkwił w moim sercu, nazywany miłością? Poczułam jakbym dostała w twarz. Damskie perfumy były tak wyczuwalne, że aż zamgliło mnie, gdy podszedł się przywitać. Miał kogoś. Teraz wszystko zaczęło układać się w całość. Wierzyłam, że zdarzył się cud i odzyskałam męża, ale teraz zdałam sobie sprawę, że po prostu dobrze się maskował. Ta nagła czułość z jego strony, ta nagła miłość była zapewne spowodowana wyrzutami sumienia, teraz zrozumiałam gdzie były nasze pieniądze, co się z nimi stało.
#
Siedziałam w autobusie, wypatrując świt za oknem. Jechałam już drugą godzinę, kompletnie nie mając pomysłu co teraz mam z sobą zrobić. Półtora tygodnia temu opuściłam teren kliniki. Dokumenty, które umożliwiły mi nowe życie dostałam od Konrada, który był kuzynem Elizy. Tak było bezpieczniej, ani ona, ani ja nie wiedzieliśmy jak teraz wyglądamy, to był też w sumie część planu. Obie zmieniliśmy się całkowicie i nieodwracalnie. Obie też dostaliśmy w ten sposób szanse na nowe, bezpieczne życie. Nie miałam pojęcia co będzie dalej. Nie miałam tak naprawdę dokąd iść, mogłam przecież wracać do Tomasza, zapewne zrozumiałby wszystko, pomógłby mi, ale nie chciałam. Nie zerwałabym z przeszłością, gdybym miała kontakt z kimkolwiek ze starego życia. To też był warunek Elizy. Po mojej operacji rozmawialiśmy telefonicznie tylko raz. Obiecaliśmy sobie wtedy, że cokolwiek się nie wydarzy, nigdy już się nie spotkamy, nie zdradziliśmy też własnych danych. Uważaliśmy, że tak będzie bezpieczniej. Zadzwoniłam do Toma i wyjaśniłam co się stało, płakał prosił bym do niego przyjechała, bym nie znikała z jego życia. Wtedy też wyznał co już dawno podejrzewałam, on po prostu się we mnie zakochał. Chociaż lubiłam go, chociaż byłam mu wdzięczna, szanowałam i ceniłam, nigdy nie poczułam do niego tego co on. Nie mogłam sobie pozwolić na przyjaciół, przynajmniej na razie. Jedyną osobą, która przyszła mi wtedy na myśl, była moja babcia, która mieszkała z daleka od mojego rodzinnego domu. Wiedziałam, że z powodu rodzinnych moi rodzice nie utrzymywali z nią kontaktu, więc miałam tą absolutną pewność, że nie pojawią się w jej mieszkaniu. Właśnie dlatego wsiadłam z niewielkim bagażem do autobusu i jechałam kilkaset kilometrów z sercem na ramieniu. Co jeśli mnie nie przyjmie i zostanę znowu sama? Ku mojemu zaskoczeniu, nie zareagowała tak jak przypuszczałam. Powiedziałam jej rzeczy, które tylko ja wiedziałam, pokazałam dowody i to wystarczyło by przygarnęła mnie pod swój dach. Nie wypytywała o szczegóły, nie mówiła w zasadzie nic. Milczała, a ja byłam jej wdzięczna, że nie muszę na nowo opowiadać komuś co robiłam i dlaczego tak się stało. Chyba nie potrafiłabym powiedzieć własnej babci, że oddałam swoje dziecko.(...) Szybko znalazłam pracę, chciałam chociaż częściowo obciążyć własną babcie. Na początku pracowałam na stacji paliw, praca może nie była moim spełnieniem, ale na początek wystarczyła. Później po kilku miesiącach całkiem przypadkiem trafiłam do księgarni i tam zaczęłam swoją przygodę z książkami. Chociaż babcia nie rozumiała mojego zapału, ja kochałam tą pracę. Uwielbiałam ludzi, których poznawałam w pracy, uwielbiałam książki, które dla mnie zawsze skrywały swój sekret. I tam własnie pierwszy raz spotkałam Mateusza. Spodobał mi się od razu, gdy taki zagubiony chodził między regałami, gdy widziałam to jego spojrzenie, niemal topniałam. Nie nawiązaliśmy kontaktu od razu, dopiero gdy trzeciego dnia przyszedł, a ja o mało na niego nie wpadłam wyznał, że jest tu celowo. Od słowa do słowa szybko przeszliśmy na Ty i poznaliśmy małą część swojego życia. Gdy wrócił następnego dnia z biletem do kina i głupią wymówką, od razu dałam mu się zaprosić. Wtedy jeszcze nie wiedziałam jakie przeszkody nas czekają.
Po miesięcznym, prawie regularnym widywaniu się wśród książek, które z czasem i on pokochał, zdecydowaliśmy się poznać swoje rodziny. Wtedy jeszcze nie miałam pojęcia za wiele o jego i nie wiedziałam jakie piekło będzie mnie czekać. Jego matka od razu dała mi odczuć,że nie jestem idealną wybranką dla jej synka, ba ja wcale nie byłam wybranką. Potraktowała mnie jak powietrze, jakby wcale nie było mnie w jej pięknym, eleganckim domu. Ojciec nie wiele miał do powiedzenia, zdradzał matkę i niewiele obchodziły go losy jego dzieci, byle tylko nie przysparzały mu kłopotów. Moja babcia też była specyficznie nastawiona do tego związku, głownie dlatego,że bała się o to bym przez niego nie cierpiała. Olaliśmy wszystkich. Nie daliśmy się presji otoczenia i wbrew temu co myśleli lub mówili wszyscy, postanowiliśmy na poważnie zostać parą. Dokładnie trzy miesiące później spotkaliśmy się w najlepszej restauracji, gdzie przy blasku świec wyjął pierścionek i poprosił mnie o rękę. Byłam wtedy najszczęśliwszą kobietą na świecie. Nie wahałam się długo, tak naprawdę nie wahałam się wcale, po prostu powiedziałam tak. W naszych domach rozegrało się istne piekło. Ani jego, ani mojej rodzinie wcale się to nie spodobało. Jego matka zasugerowała wprost,że nie chodzi mi o niego, tylko o jego pieniądze. Najszczęśliwszy wieczór skończył się płaczem w poduszkę.
- Nie możesz pozwolić wejść sobie na głowę - powtarzała wtedy babcia. Miała rację, ale nigdy jej tego nie przyznałam, nie powiedziałam też jak wiele znaczyły dla mnie wtedy jej słowa. Po raz pierwszy tego wieczora zatęskniłam za Tomaszem, pożałowałam może zbyt pochopnie podjętej decyzji. Byłam przekonana,ze ze strony przyjaciela nigdy nie padły by takie ostre słowa, nigdy nie pozwoliłby na takie traktowanie. Mateusz natomiast nie zrobił nic. Następnego dnia rankiem przyszedł do mieszkania babci, z niewielką torbą i oznajmił,że wyniósł się z domu. Babcia bez słowa przygarnęła kolejną zbłąkaną duszę, ciesząc się w głębi serca,że wybrał mnie. Kilka dni po tych wydarzeniach Mateusz zatrudnił się w policji, zawsze było to jego marzenie, a ja wspierałam go jak tylko mogłam. Z pierwszej wypłaty kupiliśmy kawalerkę i tak oto zaczęliśmy żyć razem, na własny rachunek. W ten sposób też pokazał,że traktuje mnie poważnie i nie wyobraża sobie bez nas życia. Tak oto zaczęliśmy żyć razem, szczęśliwi, wolni od naszej przeszłości. CDN
1 komentarz
lula
Ale cudownie że kolejna część 😉 tylko mnie martwi ta zdrada Mateusza 😬