Smak zemsty cz.1

Letni wietrzyk powoli rozwiewał długie blond włosy kobiety, która wyszła z komendy policji. Uśmiechnęła się lekko kładąc rękę na swoim brzuchu.  Nie mogła uwierzyć, że już wkrótce zostanie matką. Tam w środku rosła taka mała istotka, która niedługo przewróci życie jej i jej narzeczonego do góry nogami. Nie bała się tej rewolucji tylko czekała na nią z utęsknieniem. Już wyobrażała sobie jak urządzi pokój dziecinny, ale chciała poczekać z tym do porodu. Nie znała płci dziecka i nie chciała jej wiedzieć, a narzeczony uszanował jej decyzję.  
Jasmine Pears nigdy nie myślała, że kiedykolwiek spotka ją tyle szczęścia na raz: pozna mężczyznę swojego życia a potem zostanie matką. Nie szukała tego, szczęście i miłość samo ją znalazło. Nagle poczuła jakieś ruchy więc się zatrzymała.  Była już w piątym miesiącu ciąży i czuć było dość mocne kopniaczki.  
– Spokojnie, nie spiesz się – powiedziała, czule głaszcząc swój brzuch. Nie był jeszcze mocno widoczny ale zaczął się już powiększać. – Już niedługo. Zobaczysz,  minie jak z bicza strzelił.
Powoli ruszyła w stronę niedaleko zaparkowanego samochodu. Zaczynał się weekend, więc chciała spędzić więcej czasu w towarzystwie swojego  Lucasa. Byli ze sobą już dwa lata. Na  razie jeszcze nie wzięli ślubu, ale  zamierzali to zrobić,  zaraz po tym jak Jas urodzi.  Dotknęła pierścionka zaręczynowego, który spoczywał na jej palcu i uśmiechnęła się do siebie. Nagle usłyszała jak ktoś ją woła. Odwróciła się i zobaczyła znajomą postać swojej przyjaciółki, Florenci. Jednak tego dnia wyglądała inaczej niż zwykle. Gdy podeszła bliżej już wiedziała.  
– Coś ty zrobiła z włosami?  –  zapytała patrząc na jej nowy image.  
–  A może najpierw cześć.  Przynajmniej tego chyba wymaga dobre wychowanie.  –  Florencia roześmiała się.  
– Cześć – poprawiła się Jasmine. –  Coś ty zrobiła z włosami? –  ponownie zapytała.  
– Postanowiłam coś zmienić. Kobieta zmienną jest, czyż nie? – odrzekła dotykając swojej nowej czuprynki. –  I jak?  
Jasmine jeszcze nie mogła się przyzwyczaić. Znały się już dobre parę lat, jak Jas zaczęła pracować w tym samym wydziale. Przyzwyczaiła się już do ognistorudych włosów swojej przyjaciółki. Jednak musiała przyznać, że w kasztanowych włosach też było jej do twarzy. Tak bardziej dorośle. Tylko nie rozumiała skąd ta nagła decyzja. Czyżby coś się zmieniło w jej życiu, a ona zaabsorbowana własnym szczęściem tego nie zauważyła. Postanowiła jak najszybciej się tego dowiedzieć.  
– Poznałaś kogoś? –  zapytała uważnie się jej przyglądając, chcąc odnaleźć w jej twarzy coś co by ją zdradzało.  
– Nie – gwałtownie zaprzeczyła Flor. –  Po prostu pora wydorośleć. Już miałam dość być "marchewką". Nie każdy ma takie szczęście jak ty, żeby spotkać idealnego faceta, wpatrzonego w ciebie w jak obrazek.  
– Jeszcze ty spotkasz takiego. Wspomnisz moje słowa.  
–  Chciałabym – odrzekła patrząc na zegarek. –  Chętnie bym pogadała, ale muszę uciekać. Ulisses wezwał mnie w jakiejś ważnej sprawie.  
–  Nie zatrzymuję cię –  odparła Jasmine, patrząc za przyjaciółką, która szybko wbiegła na komendę. Zanim wsiadła do samochodu spojrzała jeszcze w okno na pierwszym piętrze, gdzie stała znajoma postać jej narzeczonego. Uśmiechnęła się szeroko do niego i odjechała.  


Lucas Cooper długo jeszcze stał w oknie patrząc jak samochód jego narzeczonej odjeżdża z parkingu. Chciał z nią już być w domu, ale niestety nie mógł. Czekała go praca. Podczas gdy Jas, ze względu na ciążę musiała zrezygnować z pracy w terenie, tylko usiąść za biurko, on rozpracowywał szajkę jednego z groźniejszych przestępców: Patricka Ferelly. Był podejrzany o wiele przestępstw: handel narkotykami, oszustwa, gwałty, defraudacja.  Na nieszczęście nie można mu było nic udowodnić, zawsze wychodził cało z każdej opresji. Oddalano wszystkie zarzuty. Nagle świadkowie zmieniali zeznania, albo znikali bez śladu. Było nieomal pewne, że za tymi dziwnymi wydarzeniami stoi Patrick, ale nie można mu było tego udowodnić.  Lucas miał nadzieję że to niedługo się zmieni. Dowiedział się od swojego zaufanego informatora, że Patrick znajdował się w San Diego.  Teraz zajmował się handlem narkotykami. Czekał na dostawę towaru. Lucas wiedział gdzie i kiedy będzie to miało miejsce. Trzeba tylko było starannie przeprowadzić akcje i go schwytać.
– Już się nie wywiniesz ptaszku – powiedział Lucas patrząc na jego zdjęcie w aktach. –  Prędzej czy później popełnisz jakiś błąd, a wtedy cię złapiemy i znajdziesz się tam gdzie twoje miejsce.
Nagle jego rozmyślania przerwał dźwięk komórki, wydobywający się z jego kieszeni. Po paru sekundach odebrał.
– Słucham… Co?... Kiedy?... Zaraz tam będę.
Złapał kluczyki od samochodu i czym prędzej wybiegł z gabinetu. To czego się dowiedział poważnie zburzyło jego plany związane z osobą Patricka Ferelly.  

W starym opuszczonym budynku była zgromadzona niewielka grupa mężczyzn. Jeden z nich, szef całej bandy,  chodził w kółko paląc przy tym papierosa. Był bardzo zdenerwowany i wręcz wściekły. Dopalił papierosa i rzucił na ziemię, po czym przydepnął go nogą. Zacisnął pięści.  Rzadko kiedy coś mu się nie udawało. Przyjechał przed paroma miesiącami do San Diego, żeby zdobyć nowe sfery wpływów. Z paroma znaczącymi osobami w światku przestępczym podpisał dogodnie dla obu stron umowy, dzięki którym zarobili mnóstwo kasy. Ale teraz ktoś pokrzyżował im plany.  
– Cholera! –  krzyknął –   Znowu nasze plany spaliły na panewce. Gliny już wiedzą gdzie i kiedy będzie dostawa towaru. Dostałem cynk. Musimy zmienić plany. Ale najpierw muszę się dowiedzieć, skąd wyszedł przeciek. Od kogo policja o tym wie? Macie się dowiedzieć kto za tym stoi.
– Szefie. Nie martw się załatwione – odezwał się nagle jeden z mężczyzn ubrany w czarny podkoszulek uwidaczniający jego mięśnie. Widać było, że mężczyzna dba o siebie. Na jego prawym przedramieniu widniał tatuaż w kształcie słońca. Mężczyzna przegarnął swoje ciemne włosy sięgające ramion, które zazwyczaj nosił związane w kucyk. Simon Candelon,  jeden z zaufanych i najlepszych ludzi z paczki Patricka Ferelly był także prawą ręką bandyty. – Wiem, kto to zrobił.
– Kto taki? – spytał Patrick wyciągając drugiego papierosa.  
– Niejaki Joseph Fernande. Od lat był informatorem policji. Nie można go było wykryć, był bardzo ostrożny. Ale nie na tyle żebym go nie odszukał. Użyłem swoich znajomości i dowiedziałem się co to za jeden. On już nigdy nic nie powie, wącha kwiatki od spodu.
– Nie znam gnidy. Ale dobrze się spisałeś Simon. Jak zginął?
– Krótko i bezboleśnie. Dostał kulkę w łeb, a teraz jest pokarmem dla rybek. – Zaśmiał się.
– Bardzo dobrze. Tak kończą zdrajcy i ci co mi wchodzą w drogę. Musze jeszcze wiedzieć dla kogo pracował. Kogo informował?
– Nie ma sprawy. To chyba jakiś glina z wydziału narkotyków, ale nie wiem kto dokładnie. Dowiemy się kto to jest. Za jakąś godzinę będziesz wiedział o nim wszystko. Nawet to w jakich gaciach chodzi.
– Godzinę? – zdziwił się Patrick, zaciągając się. – Szybki jesteś.  
– Mam swoje sposoby – odparł tajemniczo Simon.  
  

Lucas zatrzymał samochód niedaleko rzeki, a potem poszedł na jej brzeg. Na miejscu było już mnóstwo policji. Wezwał go tu jego dobry znajomy  i powiedział o zabójstwie. Lucas mimo że nie działał w wydziale zabójstw musiał pojechać, gdyż wiązało to się ze śledztwem, które prowadził.  Podszedł do kręcącego się tam kolegi, który do niego zadzwonił i przywitał się z nim podając mu dłoń. Spojrzał na ciało leżące na ziemi w plastikowym worku. Uklęknął, żeby otworzyć worek.  
Dobrze znał denata. Od lat był jego zaufanym informatorem. Nie mógł w to wszystko uwierzyć. Jeszcze poprzedniego dnia rozmawiał z nim przez telefon. A teraz? Leżał tu z kulką w czole. Lucas od razu się domyślił kto za tym stoi. Nie wiedział tylko jak się dowiedział o tym człowieku. Patrick Ferella, to na pewno jego sprawka,  pomyślał.
Kolega podszedł do niego i położył mu rękę na ramieniu.  
–  Przykro mi. Wiem ile on znaczył dla twojego śledztwa.
– To prawda. Jak go znaleźliście?
– Nurt rzeki wyrzucił go na brzeg. Jacyś przechodnie go zauważyli i nas wezwali.  
– Bardzo dobrze, że mnie zawiadomiłeś. Jestem ci za to wdzięczny. Będę musiał odwołać całą akcję, jaką przygotowałem. To na pewno ten drań za tym stoi i wie o przygotowywanej nagonce. Teraz pewnie spokojnie siedzi sobie w fotelu i popija piwko śmiejąc się z nas. Że też taka gnida jak on chodzi po świecie. Znowu się wywinął, ale zrobię wszystko aby zgnił w więzieniu.  

Simon tak jak obiecał za godzinę przyniósł cały raport dotyczący policjanta, prowadzącego śledztwo w sprawie Patricka.  
–  Są tu wszystkie informacje o tym glinie – powiedział podając mu czarną teczkę. – . Jest bardzo ambitny. Pracuje w wydziale narkotykowym. Niestety nieprzekupny i nie będzie z nim łatwo.
Patrick otworzył teczkę i przeczytał nazwisko policjanta. Spojrzał na jego zdjęcie.
– Przejrzę to i sam zdecyduje co z tym fantem zrobić –  rzekł. – Dobrze się spisałeś. Jestem z ciebie dumny. Postaram się ciebie sowicie wynagrodzić. Pomyślę o jakiejś dodatkowej premii dla ciebie.  
Jeszcze raz spojrzał na teczkę, którą trzymał w rękach. Były tam zdjęcia i cały życiorys policjanta, który próbował znaleźć na niego dowody i wsadzić za kratki.  
– Lucas Cooper –  przeczytał na głos nazwisko policjanta, a w myślach dodał: – Niedługo będziesz się cieszył życiem. Popełniłeś błąd wchodząc mi w drogę. Ciesz się tymi twoimi ostatnimi dniami w twoim życiu. Dobrze je wykorzystaj.

Willa

opublikowała opowiadanie w kategorii kryminał, użyła 1726 słów i 10104 znaków.

2 komentarze

 
  • lucas22990

    Fajne

    20 wrz 2015

  • NataliaO

    bardzo lubię Twoje opowiadania :)*

    13 wrz 2015