Szef cz.2

Miłego czytania :)


Rano obudził mnie hałas dobiegający z dołu domu. Szybko wstałam, sięgnęłam po naładowany pistolet, leżący na szafce przy łóżku i zeszłam ostrożnie w kierunku, z którego ususzyłam huk. Podeszłam cicho do kuchni, która była połączona z salonem, zobaczyłam jakiś ruch za blatem kuchennym, więc szybko wycelowałam w to miejsce. Stał tam Sebastian z tym swoim głupim uśmieszkiem.  
- Hej Śpiąca Królewno, robię śniadanie, więc na razie jestem przydatny, zabicie mnie nie jest w takim razie słuszną decyzją. – powiedział swobodnie, cały czas się uśmiechając, jakby nie widział muszki pistoletu, wycelowanej prosto w jego głowę. Wpatrywałam się w niego niczym przysłowiowa sroka w gnat. Powoli opuściłam broń.
- Wszystko w porządku? – zapytał z czułością w oczach, kierując się w moją stronę.
- Ty idioto! Mogłam cię zabić. – krzyknęłam. Byłam cała rozdygotana.
- Ale nie zabiłaś. – mówił spokojnie, widząc stan, w którym się znajduję. – zobacz, żyję, jestem cały. Wszystko na swoim miejscu, możesz sprawdzić. – mówiąc to spojrzał na mnie tym swoim wzrokiem, mówiącym nie panikuj, idiotko i uśmiechnął się zawadiacko.
-Jesteś głupi.- burknęłam, wydymając usta i uderzając go lekko w pierś.
- Może i głupi, ale i tak mnie kochasz. – nie przestawał się szczerzyć jak małolat, który właśnie dorwał się do Playboya.
- Jak sytuacja? – spytałam, kiedy już się uspokoiłam i upiłam spory łyk ciepłej, aromatycznej kawy. Tak naprawdę nigdy jej nie lubiłam, ale dawała dobrego kopa, a tego potrzebowałam, każdego ranka.  
- Z tego co wiem Costello, aktualnie ukrywa się w opuszczonej fabryce, gdzie przetrzymują jakichś ludzi. Fabryka znajduje się po drugiej stronie miasta przy Hard Street.
- Jak to załatwimy?  
- Odczekamy tydzień, abyś mogła dojść do siebie i była w stanie zdrowo myśleć. Wtedy zbierzemy wszelkie potrzebne informacje i ludzi. Wtedy również oficjalnie przejmę interes, więc będziemy mieć do tego również ludzi. I w końcu zaatakujemy, oni nie będą mieli szans, bum i wygrywamy. – powiedział spokojnie, naprawdę w to wierząc. – Na razie zostaniemy tutaj i zadbamy o ciebie…
- Odpada. – powiedziałam, przerywając mu. – Mam kota, i ktoś musi go nakarmić, wyczyścić kuwetę itd. Nie mogę siedzieć tu przez tydzień jak w pieprzonej złotej klatce, bo zwariuję.- spojrzałam na niego stanowczo.  
- To przywiozę kota tutaj, wytrzyma do południa?
- Prawdopodobnie tak. – odpowiedziałam. – To co tam szykujesz, Kucharzu, bo umieram z głodu. – powiedziałam i zaczęłam się śmiać, a on mi wtórował.
- Naleśniki, Mademoiselle. – spojrzał na mnie z uroczym uśmiechem i zaczął nakładać gotowe śniadanie na talerz. Przed moim nosem wylądował talerz z pięknie wyglądającymi i pachnącymi naleśnikami z owocami. Zaczęłam je szybko pochłaniać, byłam tak głodna. Sebastian przyglądał się temu z uśmiechem. Spojrzałam na niego z rumieńcem na twarzy.
- Nie widziałeś dziewczyny, która je naleśniki? – warknęłam, ale zaczęłam jeść wolniej.
- Czemu od razu z taką agresją? – spytał i przewrócił oczami. – po prostu lubię jak dziewczyna ma apetyt, a szczególnie jeśli smakuje jej to, co ja dla niej przygotuję. – uśmiechnął się i zaczął jeść swoją porcję.
- Kiedy wyjdziesz po kota? – spytałam patrząc mu w oczy.
- A co, aż tak bardzo chcesz się mnie pozbyć? – uśmiechnął się łobuzersko.
- Tak, o niczym innym nie marzę. – odpowiedziałam, po części zgodnie z prawdą. Miałam już ułożony plan, a on mi tylko przeszkadzał w jego zrealizowaniu.  
- Dopiero co spędziliśmy ze sobą tylko jedną noc, a ty już masz jakieś problemy. Pobijasz rekordy czy jak? – zapytał z szelmowskim uśmiechem.
Nic nie mówiąc skończyłam pyszny, pożywny posiłek i poszłam umyć naczynia. Zauważyłam, że wstaje i wkłada talerz do zlewu, powoli odchodząc. Zdenerwował mnie, nie dość, że mnie przestraszył dziś rano, na to wspomnienie zadrżałam delikatnie, lecz szybko je odepchnęłam, to jeszcze teraz królewicz nie raczy nawet umyć po sobie. Chociaż, w sumie to on zrobił śniadanie, więc nic mi się nie stanie jak pozmywam ten jeden raz. Wzięłam głęboki wdech i powoli odetchnęłam. Co się ze mną dzieje? Zachowuję się jak jakaś rozpieszczona, głupia królewna. Weź się w garść. Dalej prowadząc swój wewnętrzny monolog pełen zażaleń i skarg na moją osobę, nie zauważyłam jak Sebastian wychodzi, wybiegłam szybko, właśnie wchodził do samochodu, odwrócił zdziwiony głowę i spojrzał na mnie.
- Ty zostajesz. – powiedział apodyktycznie.
- Nie o to mi chodzi, głupku. Dokąd się wybierasz? – spytałam zbita z tropu. Musiałam śmiesznie wyglądać w ogromnym, szarym T-shircie do połowy uda, wpatrzona w niego z tępą miną.  
- Miałem jechać po kota. – odpowiedział. – Wracaj do domu i masz być jak wrócę, bo jak nie to zacznę być nie miły. – zagroził, robiąc groźną minę i odjechał.
Mruknęłam coś pod nosem i wróciłam do domu. Szybko się ubrałam, na szczęście były tu rzeczy córki Johna, które idealnie na mnie pasowały, niestety nie były w moim stylu, ale to trochę czasu przeżyję, wybrałam zwiewną, kremową sukienkę na ramiączkach, do tego szary, miły w dotyku kardigan i swoje czarne, skórzane botki i byłam gotowa. Szybko włożyłam pistolet do torebki, tak na wszelki wypadek i ruszyłam w drogę.  
Jechałam bocznymi drogami, dzięki czemu tylko raz stałam w korku. Dotarłam do celu po godzinie jazdy. Wyszłam z samochodu i moim oczom ukazały się dwa potężne, masywne budynki, starej fabryki. Wyjęłam mojego małego przyjaciela, schowałam go pod sweter i pewnym krokiem zaczęłam iść w ich kierunku. Cały czas czułam na sobie czyjeś spojrzenie, jednak zawsze miałam dość bujną wyobraźnię, więc zlekceważyłam to. Im bardziej się zbliżałam do opuszczonego obiektu, tym bardziej czułam ten wzrok, nagle usłyszałam za sobą kroki i głośne, demonstracyjne chrząknięcie. Odwróciłam się powoli, zaciskając dłoń na uchwycie, jednak nie wyjęłam go, ponieważ mógł to być zwykły przechodzeń, jednak nie wierzyłam w to. Po odwróceniu się ujrzałam ogromnego, barczystego mężczyznę, z krótko ściętymi włosami i bezczelnym uśmiechem na twarzy. Na oko mógł mieć około trzydziestu lat. Na twarzy miał kilkudniowy zarost.
- Panienka się zgubiła? – zapytał z tępym uśmiechem.
- Nie. - odpowiedziałam, odwróciłam się napięcie i poszłam w swoją stronę. On nie był zadowolony z takiego obrotu sprawy, myślał chyba, że przestraszę się go jak mała dziewczynka. Miałam już do czynienia z takimi jak on. Może i mają te swoje mięśnie, najczęściej wyprodukowane sterydami, aniżeli ciężką pracą, jednakże poza tym byli strasznie głupi i nie rozumni. Usłyszałam szybkie kroki i poczułam, że chwyta za mój nadgarstek. Wkurzyłam się. Odwróciłam szybko głowę.
- Puszczaj mnie. – syknęłam cicho i zaczęłam wyrywać rękę, oczywiście był silniejszy ode mnie.
- Spokojnie mała, chciałem tylko być miły i pomóc, gdyby była taka potrzeba. – puścił mnie i uniósł ręce w geście poddania. Uniosłam lekko do góry brew. Łatwo poszło, pomyślałam.  
- Nie potrzebuję twojej pomocy. – powiedziałam i skierowałam się do budynku. Kiedy zobaczyłam, że osiłek sobie poszedł, szybko wślizgnęłam się do środka, było ciemno, mokro, a w powietrzu unosił się stary smród stęchlizny. Uśmiechnęłam się sama do siebie i ruszyłam w kierunku, z którego dobiegały ciche, zniekształcone głosy. Z każdym krokiem, narastało to cudowne uczucie, łączące strach z ekscytacją i podnieceniem, nazywane adrenaliną. Powoli podeszłam do drzwi, skąd słyszałam wszystko wyraźnie. Rozpoznałam jeden głos, jego brzmienie idealnie pasowało do tego napakowanego idioty, który zaczepił mnie przed chwilą. A więc on pewnie pracuje dla Costella, dziwne, z tego co wiem, nie jest on głupim człowiekiem, a swoich podwładnych wybiera bardzo dokładnie, zwracając uwagę na najmniejszy szczegół. Słyszałam tylko strzępki rozmowy. Trochę mnie to nudziło, bo nie rozmawiali o niczym konkretnym, na czym mogłoby mi zależeć. W końcu, usłyszałam dwa słowa, wydobywające się z ust ochroniarza terenu, były to "dziewczyna” oraz nazwa ulicy, na której w trójkę się znajdowaliśmy. Stałam tak i słuchałam, nie chciałam się wychylać, nie dziś, szczególnie, że nie miałam pewności co do wygranej, gdy nagle usłyszałam głośny dźwięk mojego telefonu. No pięknie, pomyślałam i przewróciłam oczami. Moi towarzysze szybko wstali i zmierzali w moim kierunku, nie było drogi ucieczki. Mięśniak szybko złapał mnie i wykręcił ramię tak, że musiałam uklęknąć, wtedy powoli wszedł Costello.  


C.D.N.

Nobodybutsomebody

opublikowała opowiadanie w kategorii inne, użyła 1635 słów i 9030 znaków, zaktualizowała 13 sty 2016.

4 komentarze

 
  • Nobodybutsomebody

    Bardzo się cieszę, że Wam się podoba, właśnie pracuję nad kolejnymi częściami :)

    16 sty 2016

  • pola251990

    super :-*

    15 sty 2016

  • Nobodybutsomebody

    @pola251990 dziękuję :)

    21 sty 2016

  • Princessa

    Aaaaaa. Nie czytam takich opowiadań na codzień ale powiem ze mnie bardzo zaciekawiło bo uwielbiam takie filmy.  Pisz szybko  :)

    15 sty 2016

  • Nobodybutsomebody

    @Princessa staram się jak najszybciej, miło mi, że się podoba :)

    21 sty 2016

  • NovaTorsqa

    Uwielbiam takie opowieści!!! Pisz dalej, czekam niecierpliwie????

    14 sty 2016

  • Nobodybutsomebody

    @NovaTorsqa Następna część już gotowa, miło mi, że się podoba :)

    21 sty 2016