Szef cz.1

Witam, to moje pierwsze opowiadanie, więc proszę o wyrozumiałość, również byłabym wdzięczna gdybyście mogli dać mi jakieś wskazówki, aby było lepiej. Z góry przepraszam za błędy i mam nadzieję, że Wam się spodoba.  



Czułam się okropnie samotna. Byłam sama w małym mieszkaniu, nie licząc kota, który i tak miał mnie gdzieś. Siedziałam w ciemności i słuchałam słodkich, melancholijnych dźwięków muzyki. Spojrzałam przez wielkie okno na panoramę miasta, ogromne, szklane wieżowce stały spowite w mroku nocy. Była ciepła, wrześniowa noc. Zazwyczaj byłam optymistką, jeszcze trzy godziny temu dobrze bawiłam się w jednym z przydrożnych barów ze znajomymi, jednak w domu czekała na mnie najgorsza wiadomość, jaką kiedykolwiek w życiu dostałam, mianowicie mój Szef nie żył. Możecie pomyśleć, co za idiotka tak bardzo przeżywa śmierć Szefa. Otóż właśnie ja. Był on dla mnie bardzo ważny, to on nauczył mnie żyć i cieszyć się tym życiem. Nie, nie był on moim kochankiem, ani narzeczonym. Był on po prostu moim przyjacielem. Był dla mnie niczym ojciec, którego nigdy nie miałam. Postanowiłam wziąć się w garść, a znałam tylko jednego człowieka, który w tej sytuacji, mógłby mi pomóc. Był nim Sebastian. Kolega z "pracy”, odrobinę starszy ode mnie, ale nie mądrzejszy. Nie żeby był głupi, on po prostu jest inteligentny na swój dziwny sposób, ale za to go uwielbiam, za jego nietuzinkowość. Szybko się ogarnęłam, poprawiłam włosy, usta pociągnęłam błyszczykiem, ubrałam czarny płaszcz i już mnie nie było. Wsiadłam do swojego czarnego Mercedesa i odjechałam spod domu. Miasto w nocy wyglądało magicznie, spowite w ciemność, przez którą przedzierały się światła uliczne oraz blask księżyca. Puściłam utwór Niny Simone – I Put Spell On You, i poddałam się chwili zanim dotarłam do celu.
     Zaparkowałam, pod blokiem Sebastiana, zauważyłam, że w jego mieszkaniu jest ciemno. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał pięć minut po pierwszej, no nic dziwnego, normalni ludzie o tej porze śpią, powiedziałam do siebie w myślach. Wpisałam kod do drzwi, które otworzyły się z cichym skrzypnięciem, podeszłam do jego mieszkania i schyliłam się po klucz, który zawsze leżał pod wycieraczką, co uważałam za strasznie głupie, ze względu na jego pracę, ale to jego sprawa. Otworzyłam cicho drzwi i weszłam do środka. Od razu przeszłam do jego sypialni, słysząc ciche chrapanie. On spał w najlepsze, pewnie znowu ostro balował i nawet III Wojna Światowa by go nie zbudziła. Korzystając z okazji postanowiłam poszukać czegoś co mogło by mi się później przydać, albo co bym mogła wykorzystać w razie jakby nie chciał ze mną współpracować, jednakże nic nie znalazłam, same ubrania lub notatki z numerami telefonów chętnych panienek, do których i tak nigdy nie zadzwoni. Spojrzałam zdumiona, trzeba przyznać, że miał wzięcie, na co dowodem było mnóstwo karteczek upchanych w jednej z szuflad. W sumie to był on przystojny, wysoki, dobrze zbudowany szatyn z zabójczymi, niebieskimi oczami. Nie dziwię się tym dziewczynom, prawdopodobnie gdybym go tak dobrze nie znała, to też by zawirował moim światem i przewrócił go do góry nogami, jednakże, zostaliśmy przyjaciółmi, obydwoje mieliśmy zbyt silne charaktery i obydwoje za bardzo pragnęliśmy władzy, aby być razem. Usłyszałam jakiś cichy hałas, to Seba się przebudził, zauważyłam tylko jak łapie za coś leżącego na szafce przy łóżku i rzuca tym we mnie. Zdążyłam szybko zrobić unik i schować się w pokoju obok. Poczułam znajomy, specyficzny, słodkawy zapach. Spojrzałam do pokoju, w którym siedział jeszcze lekko rozkojarzony domownik, właśnie zapalał blanta. Siedział ze zmierzwionymi włosami, wokół niego unosił się dym, wpatrywał się we mnie jakby na coś czekał, siedziałam dalej tam gdzie byłam, czekałam, aż dojdzie do siebie. Nagle usłyszałam kroki, stał nade mną z tymi zmierzwionymi przez sen włosami, wpatrywał się we mnie z pytaniem.
- Szef nie żyje. – powiedziałam krótko i wyciągnęłam rękę po małego przyjaciela.  
Podał mi blanta, po czym spojrzał z tym swoim głupim uśmieszkiem na twarzy i powiedział:
- Będzie dobrze, Mała, zobaczysz.  
Zaciągnęłam się, zaczynałam się już uspokajać, ale on jak zawsze potrafił doprowadzić mnie nawet takim krótkim zdaniem do furii.
- Nic nie będzie dobrze, go nie ma, my siedzimy po uszy w tym bagnie. Co będzie z nami i biznesem, bez niego? – zaczęłam krzyczeć, czułam, że jakby wzrok umiał zabijać, on by już leżał martwy.
- Spokojnie, Szef wiedział, że na niego polują, wszystko mi przekazał, więc teraz ja się tym zajmę, a ty mi pomożesz.
- Niby jak? – spojrzałam na niego jak na kretyna.
- Będziesz robić wszystko co ci karzę. Teraz wstań. – powiedział i pomógł mi wstać.
- Co teraz masz zamiar zrobić? – spojrzałam na niego, on w tym czasie gasił jointa.
- Zapalić kolejnego.  
- Ty idioto! – zaczęłam krzyczeć i rzuciłam się na niego z pięściami. Byłam tak wściekła, smutna i wykończona, że nawet nie wiem kiedy zaczęłam płakać. Odwróciłam się do niego tyłem, aby tego nie widział. On odwrócił mnie do siebie, odgarnął mi włosy z twarzy i bardzo delikatnie otarł łzy.
- Ludzie Costella, pewnie będą nas teraz szukać, czy chcemy czy nie jesteśmy powiązani z Johnym, a więc musimy stąd uciekać.
- Możemy pojechać do jego domu, tam już przeszukiwali, a drugi raz te leniwe skurwysyny nie będą tego robić. – powiedziałam patrząc mu w oczy.
- Dobry pomysł.- powiedział i szybko się ubrał, widziałam kątem oka, że wziął kluczyki od samochodu i wyszliśmy.  
- Tym razem ja prowadzę. – poinformowałam go tonem nie znoszącym sprzeciwu i otworzyłam szybko drzwi samochodu. Wsiadł bez słowa, tak samo minęła nam cała podróż. Milczenie przerywały tylko dźwięki, jakiś hitów, wydobywających się z radia.  
     Dojechaliśmy na miejsce, zaparkowałam w garażu, aby nikogo nie niepokoił, widok samochodu przed domem zmarłego. Wyjęłam klucz z kieszeni płaszcza i otworzyłam drzwi. W środku było cicho i ciemno, dom wydawał się, jakby również był pogrążony w żałobie. Sebastian poszedł szybko wziąć prysznic, ja w tym czasie wyjęłam mój ukochany Glock 18C i poszłam sprawdzić czy jesteśmy w domu sami. Upewniwszy się, że nie ma tu żadnego intruza, poszłam do kuchni i nalałam sobie wody. Wzięłam szklankę, uprzednio wypijając spory łyk zimnej, orzeźwiającej wody i położyłam się na kanapie, przodem do niej. Zaczęłam rysować wzorki na jej oparciu. Po prysznicu mój towarzysz skierował się do kuchni i zaczął szykować sobie coś do jedzenia.  
- Jest późno, nie możesz tak leżeć. – powiedział.
- Czemu? – spytałam, nie odwracając się do niego i nie przestając, rysować. Aktualnie najbardziej na świecie marzyłam o tym, aby zniknąć.
- Co ty tam robisz? – odpowiedział pytaniem na pytanie, wyczułam troskę w jego głosie.
- Nic. – odpowiedziałam i wstałam z sofy. – Zaraz wrócę. – dodałam i poszłam na górę do sypialni Szefa. Wiedziałam, że trzyma tam prochy, nigdy niczego takiego nie brałam, ale teraz było mi tak źle, że miałam w dupie wszystko, nawet niebezpieczeństwo uzależnienia. Podeszłam do szuflady z krawatami, podniosłam jeden i pod nim znajdował się mój skarb, mój wybawiciel, mała foliowa paczuszka z białym proszkiem. Skierowałam się od razu z nią do łazienki, aby sobie ulżyć, ale wtedy wyrósł przede mną on, złapał mnie mocno za rękę. Próbowałam się wyrwać, lecz był zbyt silny.  
- Co to jest? – spytał wykręcając mi rękę i wskazując na narkotyk.
- Nie twój biznes. – odwarknęłam. – Puść mnie! – krzyknęłam i wolną ręką próbowałam oswobodzić drugą, która znajdowała się w silnym zacisku jego dłoni. Wyrwał mi woreczek z moim magicznym pyłem, dzięki, któremu mogłabym przedostać się do swojej własnej Nibylandii, gdzie nie istniał by ból, smutek czy strach. Ku mojemu zdziwieniu, całą zawartość wyrzucił do ubikacji i spłukał ją. Tego nie wytrzymałam, to moje zasrane życie i jeśli chcę je spieprzyć to nikt mi tego nie zabroni.  
- Ty idioto! To było moje, sam ćpasz, a innym zabraniasz, jesteś zwykłym hipokrytą! Wzięłabym tylko raz! – krzyczałam przez łzy i waliłam go pięściami na oślep. Byłam jak w amoku, nie mogłam nad sobą zapanować. Wszystkie moje emocje, które trzymałam w sobie od czasu tej nieszczęsnej wiadomości, teraz przedostały się na zewnątrz.  
- Prochy to najgorsze gówno. Z tego się nie wychodzi. – mówił jak do małego dziecka, które nie rozumie, że rodzic nie kupi mu dzisiaj jakiegoś cholernego lizaka. – Słuchaj mnie uważnie. Znasz ludzi, którzy biorą, wiesz jak to się zaczyna, tylko spróbuję, tylko raz, ale nim się obejrzysz jesteś w ciągu. Wiesz jak wygląda ich zasrane życie. Chcesz się tak stoczyć? – mówił opanowanym głosem, ale w jego oczach widziałam furię wymieszaną z troską. Nie wierzę, ten idiota się o mnie martwi. Ha, to jest lepsze niż kabaret. Ten pieprzony egoista, martwi się o kogokolwiek poza sobą. Nie wytrzymałam i wybuchłam niepohamowanym śmiechem. Sebastian stał i patrzył na mnie jak na wariatkę, a ja śmiałam się jeszcze bardziej. W końcu po małym szoku, przygarnął mnie do siebie i przytulił, powtarzając, że wszystko będzie dobrze. Byłam wykończona, on to zauważył, więc wyszedł, pozwalając mi się spokojnie umyć i doprowadzić do porządku. Czułam się okropnie, ale to co zobaczyłam w wielkim lustrze, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Byłam cała czerwona i opuchnięta, mój czarny tusz zamiast podkreślać moje rzęsy, spływał po moich policzkach. Wykończona nalałam wodę do dużej wanny, rozebrałam się, wzięłam jakiś olejek do kąpieli, później jak się okazało o zapachu jaśminu. Weszłam do wanny i ułożyłam się wygodnie, relaksując się po tym całym, popierdolonym dniu. Dopiero teraz doszło do mnie co chciałam przed chwilą zrobić, było mi strasznie głupio. Zawsze panowałam nad sobą i swoimi emocjami, a dzisiaj co? Zachowałam się jak jakiś duży dzieciuch, jak amatorka. Muszę się ogarnąć, bo inaczej stanę się zbyt łatwym celem, co byłoby plamą na moim honorze, do tego ucierpiało by moje ego. Tak dobrze widzicie ego, nie tylko faceci je posiadają, zabawne co? Woda zaczęła robić się chłodna, więc szybko spłukałam z siebie pianę i opatulona w ręcznik wyszłam do sypialni. Wzięłam jakiś szary T-shirt i bokserki byłego właściciela. Wróciłam umyć zęby i opłukać twarz, po czym zeszłam na dół. Chciałam podziękować Sebastianowi, za to, że nie dopuścił do tego co chciałam zrobić, lecz on spał na kanapie. Nie miałam serca go budzić, kiedy spał był takie bezbronny i uroczy. Paradoksalnie różnił się od mężczyzny, którego znałam od jakichś pięciu lat wspólnej pracy. Zawsze był groźny i nieprzewidywalny, budził podziw, ale zarazem i strach. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Podeszłam, aby przykryć go kocem, szepnęłam do niego dobranoc i poszłam spać na górę.

C.D.N.

Nobodybutsomebody

opublikowała opowiadanie w kategorii inne, użyła 2075 słów i 11397 znaków, zaktualizowała 7 sty 2016.

2 komentarze

 
  • pola251990

    Podoba mi się bardzo :)

    15 sty 2016

  • Kuri

    Tematyka niezbyt mi odpowiada, ale sądzę, że przeczytam z ciekawości kolejną część. Jestem tylko ciekaw jednego...
    " Wsiadłam do swojego czarnego Mercedesa GLE Coupé..."
    "Puściłam utwór Niny Simone – I Put Spell On You..."
    Kryptoreklamy dostały się nawet do opowiadań? xD

    7 sty 2016

  • Nobodybutsomebody

    @Kuri widzisz człowiek chce dobrze a wychodzi jak zawsze, myślałam, że dzięki temu będzie łatwiej sobie to wyobrazić, następnym razem postaram się tego unikać. Mam nadzieje, że następnym razem będzie lepiej. Pozdrawiam :)

    7 sty 2016

  • Kuri

    @Nobodybutsomebody Ogólnie opowiadanie wyszło dobrze. To z piosenką jeszcze przejdzie, ale z tym mercedesem naprawdę wygląda jak reklama xD Jak mówiłem, znaczy pisałem, przeczytam kolejną część, jeżeli mnie zaciekawi, to dalsze też będę czytał. Choć nie przepadam za takim gatunkiem opowiadań, to udało Ci się zachować fabułę w kompletnej tajemnicy, więc jestem ciekaw o co tu biega xD

    7 sty 2016