Wick odczekał kilka minut i wyjrzał. Nic się nie poruszało, las zamarł w bezruchu. Dopiero po chwili ptaki znów zaczęły śpiewać. Wskoczył szybko do środka samochodu i próbował go odpalić. Po paru nieudanych podejściach zaczął ze wszystkich sił walić pięścią w kierownicę, używając wszystkich znanych przekleństw w najróżniejszych kombinacjach.
- Pewnie ten zasrany szop utknął w rurze wydechowej - powiedział Stan.
- Nie zmieściłby się.
- Nie znasz szopów. Spadamy stąd. Zostawiamy auto i wracamy do domu, a potem czekamy na pomoc.
- Wiesz, chyba ten gość mówił prawdę. Tu faktycznie żyje potwór.
- Jesteśmy tu już od dwóch miesięcy i nic nie zauważyliśmy?
- To bardzo duży las.
Wysiedli i pospiesznie udali się w drogę powrotną. Nie uszli nawet kilkudziesięciu kroków, gdyż musieli salwować się ucieczką do rowu. Jakiś samochód minął ich jadąc z zawrotną jak na warunki drogowe prędkością, a po chwili uderzył w drzewo.
- To wóz szeryfa. Będzie afera.
Podeszli bliżej. Szeryf wygramolił się z auta, cały i zdrowy. Gdy zobaczył Stana i Wicka, rzekł przerażony:
- Widzieliście to?
- Co? Ten wyczyn kaskaderski?
- Nie, tę dziką bestię. Jakiś czas biegła za mną. Na tych wyboistych drogach nie tak łatwo jest uciekać.
- Nic ci nie jest? – zapytał Stan. Szeryf w ciągu tygodnia odwiedził ich już dwa razy, więc mogli uważać go za znajomego.
- A jak myślisz? Stłukłem sobie fiuta.
- Skąd się tu wziąłeś?
- Wezwaliście mnie.
- My? Chyba nie.
Stan popatrzył na Wicka. Ten tylko wzruszył ramionami.
- Mieliśmy to zrobić, ale nie jesteśmy telepatami. Ktoś musiał się włamać do naszej chatki.
- To niedobrze. Zapłaci mi za to. Przez tego żartownisia rozwaliłem wóz. Teraz nawet na złom się nie nadaje.
- Jak już tu jesteś, to możemy sprawdzić, kto buszował w naszym domu.
Szeryf miał na imię Phil i z przykrością stwierdzał, że nikt go nie lubił. Nawet chociaż pomagał ludziom, to i tak wszyscy uważali go za człowieka, z którym lepiej nie przestawać, bo można narobić sobie kłopotów w postaci grupy bandziorów na karku. Teraz poszedł za Stanem i Wickiem, by odkryć zagadkę tajemniczego włamania do ich domu. W połowie drogi usłyszeli jednak jakiś dźwięk.
- Co to było? – zdziwił się Phil.
- Dzwonek telefonu, ale tu nie ma zasięgu.
- Dochodzi gdzieś z tej gęstwiny.
Szeryf wszedł w krzaczory, a po chwili wrócił z telefonem w ręku.
- Ktoś go zostawił i włączył muzyczkę. Chciał nas zwabić, czy co?
- Czemu teraz nie gra?
- Pewnie melodia się skończyła.
W następnej chwili nagłe szarpnięcie powaliło szeryfa na kolana, a następnie został on wciągnięty głębiej w gęstwinę. Stan popatrzył na Wicka, podniósł upuszczony przez stróża prawa telefon, schował go do kieszeni i obaj rzucili się do ucieczki.
- Po co to wziąłeś? – zapytał Wick.
- To dowód rzeczowy. Są na nim odciski palców. Wiesz, jakby było dochodzenie, czy coś. Zaginięcie szeryfa to nie byle co.
- Tej bestii zaraz zacznie brakować ludzi do zabijania i weźmie się za nas. Musimy się stąd zwijać. Nadamy sygnał S.O.S. i zaczekamy aż ktoś nas uratuje. Pieprzę tę robotę.
- Podpisaliśmy kontrakt na pół roku. Będziemy bulić, jak złamiemy umowę.
- Mam to w dupie. Nikt nie ostrzegał, że tu grasuje Predator. Mówili tylko o niegroźnych zwierzątkach, które trzeba będzie ratować.
- Nie wiemy, co to było.
- Zamknij się i biegnij. Nie zostawaj w tyle, bo wtedy na pewno coś cię dopadnie.
1 komentarz
Margerita
Łapka w górę