Krzyki w lesie

Ostatnio w lasach, otaczających chatkę, w której mieszkali Stan i Wick, zaczęło dziać się coś niepokojącego. Słyszeli krzyki, a potem znajdowali martwych ludzi. Tym razem znów wsiedli do swojego jeepa, by ruszyć na ratunek komuś, kto najwyraźniej potrzebował pomocy.
- Może spotkamy tych drani, co nam przecięli kable – powiedział Wick, siedzący za kierownicą. – Gdzie ten gość? Miał tu czekać.
Stan wzruszył ramionami. Wertepy na drodze spowodowały, że żołądek podszedł mu do gardła. Ich auto ledwo dychało.
- Nie uwierzysz, ale ktoś nam nasrał na tylne siedzenie.
- To gówno szopa. Wszędzie je poznam. Kiedyś wpadłem w nie twarzą.
- Mówiłem, żeby zamykać okna. Teraz będzie śmierdziało.
- No właśnie. Myślałem, że to od ciebie tak wali.
- Zatrzymaj się. Trzeba to wypieprzyć.
- Jeśli teraz staniemy, to już nie ruszymy. Ta droga jest tak porypana, że…
Wick gwałtownie zatrzymał samochód. Stan uderzył głową w siedzenie.
- Mówiłeś, że nie będziesz przystawał. Wyjąłem sobie drugie śniadanie, a teraz wszystko leży na ziemi.
- Popatrz przed siebie.
W poprzek drogi leżał rozciągnięty jakiś facet. Nie ruszał się.
- Trzeba mu pomóc – zaproponował Stan.
- Jesteś lekarzem?
- Nie, ale…
- To się zamknij. Ktoś go załatwił.
- Skąd wiesz?
- Bo to już trzeci taki przypadek, z którym się stykamy w ciągu tygodnia. Pozostali też leżeli, nie ruszali się, a na ciele mieli rany postrzałowe.
- To ten, z którym mieliśmy się spotkać?
- Tak myślę. Mamy dwa wyjścia. Spieprzajmy stąd albo… Spieprzajmy stąd!
- Wybieram to drugie.
Wick chciał odjechać, ale silnik zgasł. Ich auto odmówiło posłuszeństwa, nie chciało ponownie zapalić.
- I co teraz? – zapytał Stan.
- Rozkraczyło się. Nie znam się na tym gównie. Musimy wracać na piechotę. Z chatki wezwiemy pomoc.
Wtedy gość, leżący dotąd nieruchomo, lekko się poruszył.
- On żyję?
- Na to wygląda. To pewnie pułapka. Wiesz, jak na filmach. Teraz nas zabiją.
- Jakoś nie wierzę, że akurat trafiliśmy do lasów pełnych psychopatów.
- Z jakiegoś powodu nikt nie chciał tej pracy.
- Może dlatego, że trzeba spędzić pół roku z dala od cywilizacji. Poczekajmy, najważniejsze to się nie rozdzielać.
Stan przygryzł wargę. To wszystko robiło się coraz dziwniejsze.
- Pomóżmy mu wstać – zaproponował.
- Dobra, ale ty podchodzisz – odparł Wick.
- Wiesz, że tego, co zostaje w aucie zawsze pierwszego zaciukają?
- Zaryzykuję.
Stan wysiadł z wozu i podszedł do leżącego mężczyzny. Szturchnął go nogą, a tamten cicho zajęczał.
- Co panu jest?
Facet podniósł głowę i popatrzył zaspanymi oczami.
- Cholera, chyba zasnąłem.
- Na środku drogi?
- Przecież tu nikt nie jeździ. Nie chciałem się kłaść w wysokiej trawie. Zabłądziłem po tym jak oni mnie tu zostawili.
- Kto taki?
- Jacyś szaleńcy. Zarzucili mi worek na głowę, a potem porzucili na tym odludziu. Nie mam pojęcia, kim byli. Pomożecie mi?
- Nasze auto się zepsuło.
- W takim razie jeszcze pośpię i poczekam na kogoś bardziej odpowiedzialnego.
- Pan jest pijany?
- Tylko trochę. To oni mnie napoili jak dziką świnię.
Stan wzruszył ramionami i wrócił do samochodu.
- I co? – zapytał Wick.
- Jak widzisz żyję. Ten gość jest nieco podchmielony. Idziemy stąd i go zostawiamy?
- Przecież nie będziemy go nieśli.
- No ja na pewno nie.
Nagle z pobliskich krzaków ktoś wybiegł. Miał poszarpaną koszulę, włosy w nieładzie, a twarz pokrywało mu błoto. W ręce trzymał pistolet i nerwowo naciskał spust, kręcąc się dookoła. Musiał nie mieć naboi, bo Sam i Wick wciąż żyli. Podszedł do samochodu i zaczął walić w szybę.
- Pomóżcie. To coś zaraz mnie dopadnie.
CDN…

fanthomas

opublikował opowiadanie w kategorii horror, użył 684 słów i 3796 znaków.

2 komentarze

 
  • Margerita

    Łapka w górę idę dalej czytać

    19 cze 2017

  • Aequor

    Czekam na dalszą część! :)

    18 cze 2017