Materiał znajduje się w poczekalni.
Prosimy o łapkę i komentarz!

Stare dzieje #1

Pewnie niewiele osób wie, że u podnóża Karpat znajdowały się tereny, które były omijane. Jak to bywało dawniej najlepiej wieczorami straszyć ludzi historiami, które nijak nie da się sprawdzić. Tak to w Beskidzie Niskim upatrzyli sobie połoniny dzisiejszych Bieszczad i co jeden ze starszym rodowodem dodawał swoje mądrości do zasłyszanych od dziada pradziada.
I tak to powstał niejaki Bies, który straszył wędrowców, biednych ludzi topił w rzece, naganiał wilki a co ciekawe sadził drzewa, upiększał teren i miał do tego pomocników w postaci rusałek lub czady złe duchy by straszyć.
Taa, były czasy całe szczęście, że minęły bo mitologia grecka przy tym to pikuś.
A prawda jest taka, że przyszedł na świat San, który miał tych opowieści już dość i gdy stał się mężczyzną podczas jednego z posiedzeń z kolegami rzekł.
  - Trzeba by to gadanie ukrócić i powędrować w tę krainę połonin. Niech ojce nie bajdurza, że to jakiś człeko - zwierz rządzi tym terenem.
   Umówił sześciu kamratów i z początkiem
najkrótszych nocy ruszyli przy wtórze płaczu matek.
Gdy San zobaczył urodzajne gleby, wszelkie zioła, grzyby i przestrzeń, która cieszyła oko, zakochał się w tym zakątku. Po pierwszych dwóch nocach gdy nikt ich nie zaatakował a w środku dnia pozwolił na bezkarne karczowanie lasu i zdobywanie terenu. Uwierzyli, że to wszystko mit i trzeba dać  znać swoim, że tu jest ich miejsce.
   Po kilkunastu tygodniach dał się słyszeć okrzyk Soliny, który zauważył kobietę. Ruszyli w pościg za młodą dziewczyną, którą gdy ujęli to z niemałym trudem zrozumieli jej dialekt.  
Wetlina, tak się przedstawiła, opowiedziała jak to Bies ich chroni i daje urodzaj w zamian za dary, które oddaje jej osada. Dziewczyna zaprowadziła ich do swoich i wówczas nastąpił rozłam.
Solina i Berezka, widząc, że to nie dziki step pożegnali się z kamratami i odeszli szukać swojego miejsca.

Osada, którą zamieszkiwała Wetlina liczyła trzy tuziny mężczyzn nie licząc kobiet i dzieci. Tam też w ciągu kilku lat znaleźli  
swoje lube górale z Beskidu. San wziął do siebie Galicję, która była harda a on lubił takie wyzwania. Rodzice nie byli zadowoleni z tego faktu i rzucili im przekleństwo na odchodnym.  
Ciężko za swoją butę zapłacili bo urodzone dzieci miały odrażający wygląd. Dwóch synów Orkan i Wataha nie chciało słuchać rodziców a gdy podrosło rzucili się na ojca by go zabić. Odratowany dzięki Polańczykowi, który przybył w porę, po wyleczeniu ran, zmusił niewdzięcznych synów do opuszczenia chaty. Ci odeszli w las i przez jakiś czas było słychać ich wycie w górach. Nad ranem podrzucali zwierzynę z obgryzionym łbem i okaleczone sarny. Strach padł na ludzi z pobliskich osad i zaczęli złorzeczyć na Galicję i Sana, że to ich demon opętał i dopóki ich nie wyrzucą z dorzecza będzie źle się działo. Doszedł do tego rok w którym była susza i po nim ogromne ulewy. Wszystko to było przyczyną do podburzania ludzi przez Olszanice, matkę Galicji. To za jej namową doszło do tragedii....

milegodnia

opublikował opowiadanie w kategorii fantasy, użył 580 słów i 3139 znaków.

Dodaj komentarz