Siewcy ciemności cz.2

Moje ciało paraliżuje strach. Jedyne co jestem w stanie zrobić, to obserwować oprawcę, który się do mnie zbliża. Coraz dokładniej widzę jego postać. Monstrualna, dobrze zbudowana, dziwnie nieproporcjonalna - jego "ręce" niemalże ocierają się o ziemie. Porusza się pokracznie, w jego krokach nie widać monotoniczności, powtarzalności. Każdy z nich stawiany jest inaczej. Raz robi kroczki, by potem wykonać ogromne susy. Swoim zachowaniem przypomina dziecko, które dopiero co uczy się chodzić. Zatrzymał się około 10 metrów ode mnie.  
Myliłem się, jego strój przypominał bardziej habit niżeli płaszcz. Czarnego koloru z białym pasem. Nie mogłem mu się przyjrzeć, kaptur zasłaniał całkowicie jego twarz.

Ruch
Lekko zgiął się w pasie i nagle znalazł się obok mnie. Pokonał ponad 10 metrów w pieprzony ułamek sekundy! Zaniemówiłem. Wyciągnął swą górną kończynę w moim kierunku. W żadnym stopniu nie przypominała ludzkiej ręki. Wręcz sina, posiadał liczne wypustki, cysty. Trzy palce -długie, patyczkowate, zginające się w czterech miejscach, zakończone czymś na kształt szponów- zacisnęły się wokół mojej szyi. Uniósł mnie. Moja twarz znalazła się na wysokości jego twarzy... a raczej znalazłaby, gdyby się tam znajdowała. Duże jajko, które zostało pokryte skórą. Niezwykle gładką skórą. Właśnie tak mogę opisać to, co skrywało się pod kapturem. Jedyną cechą charakterystyczną tej gęby, była pionowa linia, która dzieliła ją na dwie równe części.

Nie wytrzymałem -zsikałem się ze strachu.  
Czuję, że tracę przytomność. Wzrok zaczyna mi się rozjeżdżać, a wszystko pokrywa czarna mgła. Postać musiała to w jakiś sposób zaobserwować. Lekko rozluźniła uścisk, a następnie wbiła mi szpon w kark. Przerażający ból przeszył moje ciało. Próbuję uwolnić się z jej uścisku, jednak palce zacisnęły się wokół mojej szyi niczym imadło. Udało mi się wykrztusić jedynie krótkie zdanie:
-Nie..e... zabijaj mnie.
Lekko przechylił głowę na bok. Mimo tego, że nie miała oczu, to czułem, jak mi się przygląda. Nagle, w mojej głowie usłyszałem potężny, niski, męski głos.
-Nie... zabić... za cenny... podoła -powtarza wybiórczo.
Nagle mnie puszcza. Upadłem.
-Wstań! -usłyszałem ponownie głos.
Odruch. Stoję na nogach. Jakby moje ciało, pod wpływem zewnętrznego impulsu, zadziałało podświadomie, niezależnie ode mnie.
Ból. Spojrzałem w dół. Postać wbiła swój cienki palec w mój splot słoneczny. Krew zaczęła wypływać mi z ust.
-Dać radę... uratować...
Ciemność

Budzę się w swoim łóżku.
-CO ZA POPIERDOLONY SEN -krzyknąłem sam do siebie.  
Gdy wstawałem z łóżka, wciąż panował półmrok. Byłem tak wystraszony, że nogi trzęsły mi się, jakby było z -20°C. Czuję to. Zapach moczu. Ręką sięgam do krocza, mokra piżama.
-Nosz kurwa, tego to jeszcze nie grali -zakląłem, lekko speszony sytuacją, w myślach.

Podchodzę do włącznika.
*Klik*
Brak światła. Lekko zniesmaczony i zamyślony całą sytuacją, zacząłem szperać po pokoju. W końcu znalazłem, duże zapachowe świeczki żony.
-W końcu się na coś przydałaś -powiedziałem, myśląc o niej.
Zszedłem do kuchni, wymacałem zapałki. Podpalam knot. Moją uwagę przykuła ogromna kałuża pod lodówką. Jeszcze to... -rzuciłem kompletnie wkurwiony. Wyłożyłem podłogę szmatami, zabrałem pięciolitrowy baniak z wodą i przy świetle świeczki zszedłem do łazienki aby się przebrać. Ściągam zabrudzone ubrania i wchodzę pod prysznic. Z powodu ciemności, wszystko robiłem "na czuja". Oblewam się wodą i szoruję. Może prowizorycznie, ale przynajmniej nie śmierdzę -pocieszałem się.
Wychodzę z łazienki, jednak, będąc przy drzwiach, coś kazało mi się cofnąć. Podchodzę do lustra.
-JA PIERDOLE, CO TO JEST. NIE, NIE... -zacząłem drzeć mordę przerażony. -DLACZEGO CO MI SIĘ STAŁO? Prawa strona mojej twarzy pokryta była licznymi, czarnymi, nieregularnymi liniami. Włosy zmieniły kolor. Z ciemnobrązowego, na kompletnie siwy. Na, wyblakłej już, brodzie dostrzegłem ślady krwi...
-NIE, NIE, NIE , NIE. TO JEST KURWA NIEMOŻLIWE -ściągam koszulkę, spoglądam w lustro. Oniemiałem. Na moim splocie słonecznym pojawiła się czarna plama, z której rozchodziły się nieregularne wzory. Pokrywały całą moją klatkę piersiową, plecy, rozgałęziały się na bark i kończyły na prawym policzku.

Przypomniał mi się TEN sen. Wybiegam z domu jak poparzony. W mgnieniu oka znajduję się na ulicy, wszędzie unosi się niesamowity smród. Niepewnie wychodzę za róg. Mimo, że panował półmrok, to miałem 100% pewności, że towarzyszy mi jedynie pustka.
*zgrzyt*
Słyszę, że otwierają się drzwi. Spoglądam w prawo i widzę sąsiada stojącego w progu. Podchodzę do płotu. Patrząc na niego, przypominam sobie, że to właśnie go tajemnicza postać zmasakrowała najbardziej. Lekko oszołomiony, rzuciłem do niego
-Jak tam minęła noc? Nie słyszał pan czegoś dziwnego?  
Trzask
Drzwi nagle się zamknęły. Nawet mi nie odpowiedział. Zawsze był dziwny, ale nie uważałem, że aż do tego stopnia -pomyślałem. Nie wiedziałem co robić, stałem tak zamyślony tym, co się dzieje. Poczułem potrzebę powrotu do domu, porozmawiania z kimś. Przypomniałem sobie o Monice, może uda mi się z nią skontaktować -łudziłem się.
Zrobiłem obrót na pięcie, skierowałem się w stronę mieszkania.

Nagle, za moimi plecami usłyszałem dźwięk rozbijanego szkła. Odwracam się. Widzę, jak mężczyzna, z którym dopiero rozmawiałem, spada z drugiego piętra. Odgłos upadku na beton wrył się głęboko w mój umysł.
Dlaczego? -pomyślałem, kompletnie rozbity całą sytuacją. Przeskakuje przez płot, podbiegam do niego.  
Leży twarzą w stronę ziemi. Raczej żyje, za nisko żeby stało mu się coś poważnego -kalkulowałem. Obracam go, aby sprawdzić oddech i puls. Gdy już położyłem go na plecach, zauważyłem otwarte złamanie jego ręki. Odskoczyłem. Zaczynam wrzeszczeć, aby ktoś mi pomógł, spanikowałem. Nagle słyszę jakieś dziwne bulgotanie, spoglądam przez ramię.
Widzę sąsiada, w tym momencie już stojącego.
-Co pan odpierdala, całkiem się w głowie poprzestawiało? -zacząłem go opieprzać. Jednak, gdy odwróciłem się już w jego stronę, dostrzegłem, że coś jest z nim nie tak. Z jego oczu spływało czarne "coś".

Moje serce stanęło. Widzę, jak sięga on ręką w miejsce zranienia. Chwyta za wystającą, śnieżnobiałą kość i wręcz wyszarpuje ją spod skóry.
*WRAAAAAAAAAAAAAA*
Przeraźliwy ryk przeszywa moje ciało, nie mogę się ruszyć. Widzę jedynie, jak sąsiad zaczyna biec w moją stronę. Szybko skrócił dystans. Znajdował się w wystarczającym zasięgu do wbicia prowizorycznego orężu w mój brzuch.

Dźgnięcie. Moje ciało poruszyło się automatycznie. Prawa noga odchodzi w bok, tułów skręca się. Łapie za jego rękę, wykręcam ją. Poluzował uchwyt, wypuszcza kość z dłoni. Teraz stoję z nim twarzą w twarz. Mogę dostrzec, że jego oczodoły są puste. Nie ma w nich kompletnie nic. Maź, która z nich wypływa, przypomina ropę. Roztwiera usta. Przybiera nienaturalny grymas, jakby jednocześnie śmiał się, niesamowicie dziwił i był piekielnie wystraszony, a wszystko podkreślała nuta nienawiści.

Napływająca adrenalina przezwycięża mój strach. Przyjmuję postawę, kiedyś ćwiczyłem kickboxing i BJJ, więc mam jakieś umiejętności walki wręcz.
Mężczyzna szarżuje. Trzymam go na dystans lewą ręką, obijam jego twarz, łamię nos. Widzę, jak z nozdrzy zaczyna wyciekać ten sam płyn, co z oczów. Kolejny wrzask. Przeciwnik napiera mimo przyjmowanych ciosów. Wkładam całą swoją siłę w następny cios, widzę, jak jego głowa odskakuje do tyłu. Mam wrażenie, że to nie wystarczy. Skręcam lewą stopę, za nią wędruje tułów, wprowadzając całe moje ciało w ruch. Potężne kopnięcie wędruje na jego kolano, które, w jednym momencie, przemieszcza się wewnątrz. Sąsiad upada, myślę, że to koniec.  
Jednak nie, wybija się resztką sił z prawej nogi i rzuca się na mnie. Lądujemy na ziemi, szybkim ruchem wygryza mi kawałek mięśni nad obojczykiem. Czuję przekropny ból. Oplatam go nogami, kładę na plecach. Z tej pozycji zakładam dźwignię na sprawną rękę, łamię ją pewnym ruchem. Nie poddaje się. Tym razem wygryza mi kawałek łydki. Zaczynam tracić zmysły, moja wściekłość bierze górę. Nie wiem nawet kiedy, chwytam go od tyłu za szyję, pewnym ruchem skręcam mu kark. Pada bezwładny.

-Co ja narobiłem? Przecież pójdę siedzieć za zabójstwo. Zabiłem człowieka, zabiłem... -powtarzałem roztargniony.
Z domu martwego już sąsiada wybiega postać, jego żona. NAZNACZONY, INNY, NAZNACZONY, INNY -wrzeszczy naprzemiennie. Nie mam już siły wstać, mimo, że adrenalina nadal krąży w moich żyłach.  
Jest już dosłownie pięć metrów ode mnie. Czy to mój koniec?
*BANG, BANG*
Słyszę odgłos strzałów. Ciało kobiety upada zaraz przede mną, teraz dokładnie widzę jej zmienioną twarz. Z lasu za ich domem wychodzi grupka żołnierzy.

RĘCE DO GÓRY -słyszę stanowczy głos z dziwnym akcentem...

2 komentarze

 
  • AnonimS

    Tak i łapka. Wciągające...

    16 lut 2018

  • Fanka

    :bravo: Niesamowite  :bravo:

    13 lut 2018

  • Demix

    @Fanka a dziękuję ????

    13 lut 2018

  • Fanka

    @Demix  :kiss:

    13 lut 2018