Dzień był dość ponur. Lokena umieścili już na łodzi, a wraz z nim jego dobytek, robiono tak od już niepamiętnych lat. Gdy Joren był mały jego brat wytłumaczył mu, że dzięki temu będziemy mogli zabrać ze sobą rzeczy na tamten świat i ucztować z naszymi przodkami. Teraz Loken podążył tą drogą, pewnie już pije w komnatach Mirona wraz z naszymi przodkami.
Każdy pojedynczo podchodził do łodzi kładąc rękę na ciało Lokena, Miranda nie mogła pohamować emocji, podeszła do brata, położyła rękę na jego ciele i w tej samej chwili o mało co nie upadła, gdyby nie Joren, który ją złapał.
- Wszystko dobrze? - odparł Joren.
- T...tak - odpowiedziała. - Musze tylko usiąść. Poradzę już sobie, dziękuje.
Joren kiwnął głową w geście porozumiewawczym i puścił siostrę, która zaraz usiadła na ławce. Popatrzył na łódź i podszedł bliżej, powoli, jak by nie chciał zobaczyć jej wnętrza, ale wiedział, że odwleka nieuniknione, że prędzej czy później będzie musiał się z tym mierzyć.
Zobaczył swego brata z krzyżowanymi rękami, położył rękę na jego ręce i patrzył na jego twarz, która była bez wyrazu, Joren nie mógł z siebie nic wyksztusić, ślina stanęła mu w gardle. Miał w głowie wiele myśli, ale jedna mu nie dawała spokoju, czy jak by wcześniej zauważył zamachowca to Loken by żył? Odszedł od ciała i stanął obok siostry.
Na końcu podszedł król, stał tam dłużej niż ktokolwiek, wyglądał strasznie ponuro.
Kiedy odszedł dał rozkaz skinieniem głowy ludziom, którzy zaraz odepchnęli łódź, która poszła z prądem. Chwile później łucznik podpalił strzałę od koksownika i wycelował w górę jednocześnie napijając cięciwę, popatrzył na chorągiew, żeby określić kierunek i siłę wiatru, po czym wystrzelił, strzała poleciała prosto do celu wbijając się w łódź, chwila i wszystko stanęło w ogniu.
***
Mineła niecała godzina od pogrzebu. Joren właśnie wszedł do swojej komnaty, podszedł do stolika i nalał sobie wino.
Nagle ktoś zapukał do drzwi. Joren odstawił wino, podszedł do drzwi i otworzył.
- Przepraszam, wasza miłość - powiedział mężczyzna. - Król cię wzywa.
- Zaraz zejdę - powiedział Joren.
Mężczyzna ukłonił się i poszedł.
Chwile później Joren wszedł do sali gdzie był król oraz stryj Morgan.
- Dobrze, jesteś wreszcie - odparł król Marion. - Morgan właśnie wrócił z przesłuchania zamachowca. Powiedz mu.
Morgan jest bratem króla, Marion nieraz mówił, że gdyby nie on nigdy by nie zasiadł na tronie.
- Dowiedzieliśmy się ważnej rzeczy - powiedział Morgan. - Przesłuchiwaliśmy go długo dowiedzieliśmy się wiele o naszym wrogu, ale co najważniejsze wiemy, że nie działał sam, miał wspólnika.
- Kto to? - odparł niecierpliwie Joren.
- Tego nie udało się ustalić - powiedział Morgan. - Albo boi się go bardziej, niż nas albo naprawdę nie wie kto to jest.
- Przynajmniej tyle - odparł Joren. - A jeśli chodzi o zamachowca, kiedy będzie egzekucja?
- Niedługo - odparł Marion. - Przytrzymamy go jeszcze może coś jeszcze wiedzieć.
- Ojcze - zapytał Joren. - Czy mogę przesłuchać skazańca? Chce mu spojrzeć w oczy i spytać dlaczego.
- Dobrze - odparł król. - Ale zabierz ze sobą Axela. Nie pozwolę żebyś został z nim sam na sam.
Jorenowi to się nie spodobało, ale tylko tak mógł porozmawiać ze skazańcem.
***
Zapadła noc, księżyc był w pełni, a niebo było bezchmurne. Axel już czekał na Jorena pod więzieniem, kiedy zobaczył Jorena uśmiechnął się do niego.
- Podobno mam cię przypilnować żebyś nie zrobił nic głupiego - odparł Axel.
Joren kilka lat temu szkolił Axela na rycerza, od tej pory stali się dobrymi przyjaciółmi.
- Chce mu zadać tylko kilka pytań - odparł Joren. - To wszystko, będę grzeczny zobaczysz.
Weszli do celi i zobaczyli mężczyznę w rogu, gdyby mu strażnik nie powiedział, że to on nigdy by go nie rozpoznał, twarz miał cało posiniaczoną, a jego ciało przypominało wulkan po erupcji, całe czerwone, pełne ran.
- Nieźle go urządzili - powiedział Axel. - Jak myślisz damy rade się z nim porozumieć?
- Zaraz się przekonamy - odparł Joren. - Ej słyszysz nas?
Skazany podniósł głowę i spojrzał na nich.
- A kto pyta? - odparł. - Moja opuchlizna sprawia, że nic nie widzę.
- Brat zamordowanego - powiedział stanowczo Joren. - Tego którego zabiłeś.
- Ach tak Joren - odparł Artor. - Czyli przepowiednia się spełnia.
- O czym ty pierdolisz? - zapytał Axel.
Nie wiesz? - odparł Artor. - Kiedy kruk polegnie strzałą chybioną, kiedy orzeł się zadławi, kiedy jaskółka się wykrwawi, a harpie miecz przebije, wtedy nastanie koniec nieszczęsny. Jedna cześć się już spełniła, teraz czas na drugą, zaglądałeś czasem do swojego ojca?
- Axel - powiedział przestraszony Joren. - Daj swój miecz.
- Co chcesz zrobić - odpowiedział.
- DAWAJ - odparł stanowczo Joren.
Joren nie czekał na to aż Axel wydobędzie miecz, sam go wziął i wybiegł z celi prosto do wyjścia. Biegł przez pałac krzycząc "z drogi", gdy dobiegł do sali tronowej w mgnieniu oka otworzył drzwi. Zobaczył króla leżącego na ziemi. Podbiegł do niego rzucił miecz i uklęknął. Trup był już zimny, nie było jak go uratować.
- Nie, Ojcze - odparł z żalem w głosie.
W tej samej chwili wbiegło dwóch strażników do sali, a za nimi Morgan.
- Na słodkiego Miriona - powiedział z przerażonym głosem Morgan. - Pojmać go.
Joren zdziwiony dlaczego go jego stryj oskarżył go o to, ale z drugiej strony jak to mogło wyglądać z jego perspektywy. Joren chwycił miecz, lecz w następnej sekundzie zdał sobie sprawę, że to na nic. Rzucił miecz na podłogę, i podniósł ręce do góry.
***
Cela był nieprzyjemna i ciemna, jedynie małe okienko dawało promienie światła. Nagle ktoś wszedł do celi Jorena, to był Axel.
- Wyglądasz jak gówno - odparł Axel.
- Ciebie też dobrze widzieć - Odpowiedział Joren. - Masz jakieś wieści?
- Jesteś oskarżony o królobójstwo - powiedział Axel. - Jutro ma być egzekucja.
- Przyszedłeś mnie pożegnać? - odparł Joren.
- Nie, Mam inne wieści, lepsze - Axel rozglądnął się czy nie ma strażnika. - Morgan powiedział, że jeśli się przyznasz zostaniesz odesłany jako niewolnik i zachowasz życie.
- I to ta lepsza wieść? - powiedział Joren. -Przepraszam cię, ale to by było przyznanie się do winy, której nie popełniłem.
- Cholera, ale zachowasz życie durniu - krzyknął poirytowany Axel.
- Pewnie tak - odparł Joren. - Ale nie przyznam się do zbrodni, której nie popełniłem.
- A wiec zdechnij durniu - poirytowany Axel już wychodził z celi. - Tylko pamiętaj, twoja siostra też dostanie ułaskawienie.
Axel wyszedł zamykając drzwi i zostawiając Jorena samego z myślami.
***
Sala była pełna ludzi, każdy chciał zobaczyć jak królobójca jest skazywany na śmierć. Jorena prowadziło dwóch strażników, których nie rozpoznawał, może dołączyli jak był w celi, ale przecież był tam tylko dwa dni. Doprowadzili go pod oblicze stryja, bo teraz to on przejął całkowitą władze. Minęło pięć minut, a na sale wprowadzono jego siostrę, wyglądała strasznie, jakby nie spała kilka dni.
- Zebraliśmy się tutaj - przemówiła Morgan z tronu. - By ukarać tą oto dwójkę, która dopuściła się strasznego czynu, czyli królobójstwa, a w dodatku ojcobójstwa, karą za taki straszliwy czyn jest śmierć, lecz dam im szanse, jeżeli się przyznają do tego czynu zachowają swoje życia, ale stracą wszystkie prawa jakie posiadają łącznie z posiadaniem imienia. Czy przyznajecie się do tego strasznego czynu?
Joren nic nie powiedział, Miranda popatrzyła na stryja i zaraz odpowiedziała "tak". Joren popatrzył na nią przerażonym wzrokiem.
- A ty? - spytał stryj.
- Joren popatrzył na siostrę, która najwidoczniej nie mogła na niego spojrzeć, wiedział, że jak się nie zgodzi to zostaną straceni oboje, ale nie mógł wyksztusić z siebie ani słowa. Wreszcie wydał z siebie cichy głos "tak". Jego stryj był co najmniej zdziwiony.
- A wiec postanowione - przemówił stryj. - Na mocy bogów pozbawiam was wszystkich praw oraz zostajecie wygnani, zostaniecie przetransportowani do twierdzy Aron gdzie będziecie pracować, aż do śmierci, od teraz nie macie imienia oraz nie dzielą was żadne pokrewieństwa z rodziną. Taka jest moja wola i taka jest wola bogów.
***
Joren i Miranda siedzieli w powozie związani i obserwowani przez strażnika, nagle zjawił się Axel, który jednym skinieniem głowy dał znać strażnikowi, po chwili strażnik odszedł.
- Jednak stało się tak jak chciałeś - odparł Joren.
- No - odpowiedział Axel. -Bardzo dobrze, w ten sposób oboje jesteście bezpieczni, z dala od waszego stryja.
- To on zabił mego ojca - zapytał Joren - Prawda.
Axel nic nie odpowiedział, uśmiechnął się szeroko i spojrzał na Jorena potem na Mirande, która siedziała cicho i wpatrywała się ciągle w podłogę.
- Na waszą rodzinę uknuto dużo intrygę - powiedział Axel. - Nie wiem kto za tym stoi nie wiem też ile osób za tym stoi, ale się dowiem jedno jest pewne wasz stryj na pewno maczał w tym sprawę, ale nie wiem czy za tym stoi, mógł po prostu wiedzieć o zamachu i czekać na okazje by zasiąść na tronie.
Strażnik wrócił dając znak Axelowi skinieniem głowy.
- Znajdę winowajców - odparł Axel. - A potem was.
Axel odszedł, chwile później powóz ruszył.
***
Byli już w połowie drogi do celu, kiedy nagle powóz zatrzymał się, podszedł do nich strażnik.
- Wysiadka - powiedział stanowczo strażnik. - to wasz przystanek.
- Co to ma być - zapytał Joren.
Strażnik wyjął miecz.
- Ach - odparł Joren. - O to chodzi. Na czyj to rozkaz?
Ledwo Joren zadał pytanie, strażnik podszedł od tyłu, przyłożył ostrze do gardła Mirandy i jednym posunięciem rozpłatał jej gardło. Joren patrzył na to przerażony nie mogąc nic zrobić tylko się przyglądał, jakby coś go sparaliżowało, w końcu upadł na kolana nie odrywając wzroku od siostry. Nagle poczuł zimne ostrze, które wbiło się w jego serce.
- Pozdrowienia od stryja - powiedział strażnik do Jorena.
Wyjął miecz szybkim i gwałtownym przyciągnięciem. Joren się przewrócił, ostatnim tchem popatrzył na twarz jej siostry i zamknął oczy.
Dodaj komentarz