Plany się zmieniają cz.1

- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że udało ci się przyjechać do Nowego Yorku.
Wypowiedziałam te słowa do przyjaciółki, kiedy rozmawiałam z nią przez telefon.
Teraz jestem w drodze na lotnisko żeby ją odebrać, ale co zrobić z korkiem, który ani trochę się nie ruszył, a mi się zaraz skończy paliwo, bo oczywiście jest -7 stopni i chodzi ogrzewanie, a chyba każdy kto zdawał na prawo jazdy wie, że kiedy ogrzewanie i klimatyzacja są włączone to szybciej ubywa paliwa.
Wzięłam telefon do ręki i wystukałam przez dotykowy ekran wiadomość że się spóźnię, bo są korki.
- A może zrobię zdjęcie i jej wyśle jest taka ładna panorama, nawet mimo tego że stoję w korku, tak to dobry pomysł.
Mam zwyczaju robienia zdjęcia i nie ważne czy jest to wschód, zachód słońca czy może kępka trawy, albo chwast wyrastający z chodnika.
Niektórzy mówią że to fajnie, bo chwytam chwile i mam co potem wspominać.
A inni są przeciwnego zadania, że to głupota.
- Ta, tak jakby chwast który wrasta z chodnika był czymś ekscytującym i godnym zapamiętania, na samą myśl o tym jak kiedyś moje wnuki będą przeglądać album ze zdjęciami i będzie tam mas bezsensownych zdjęcie, prychnęłam że śmiechu.
Otworzyłam aparat w telefonie i pstryk, o nie, nie wyłączyłam flesza i klops, światło odbiło się od szyby.
Jeszcze raz zrobiłam zdjęcie, ale tym razem upewniłam się, że wyłączyłam flesza, jedno kliknięcie i gotowe, ale teraz znowu coś migło, czy ktoś też chciała zrobić zdjęcie i też nie wyłączył flesza.
- Nie to mało prawdopodobne – powiedziałam do siebie na głos.  
Nagle niebo pociemniało i pojawiły się jeszcze dwa błyski, tak jakby piorun uderzył.
Na niebie powoli zaczęła otwierać się dziura, z której wyłonił się słup i sięgał do ziemi.
- Coś niesamowitego – powiedziałam sam do siebie.
Słup mienił się zielenią pomieszaną z błękitem, ten kto na niego patrzył był oniemiały tym niesamowitym zjawiskiem.
Z części samochodów zaczęli wysiadać ludzie i przyglądać się dziwnemu słupowi.
Wysiadłam też ja, bo czemu nie, słup nie był blisko, około trzy kilometry od zakorkowanej drogi i wystarczająco daleko od lotniska, ale pewnie i z lotniska też było go widać.
- To koniec świata, ratuj się kto może! – Wykrzyczał spanikowany mężczyzna i w popłochu uciekał z ulicy.
Chociaż kto wiem może to jest koniec świata, albo napadli nas obcy.
- Nonsens – wymruczałam pod nosem.
Przecież nie ma w całej galaktyce żadnej innej formy życia poza ludźmi.
Co prawda jest wiele filmów że niby nie jesteśmy sami, że istnieją inne formy życia poza nami i to jeszcze podobno bardziej rozwinięte, ale ja w to nigdy nie wierzyłam i ciężko jest mi w to uwierzyć.
Uwielbiam filmy i seriale na ten temat, ale nie wierze w to, każda jedna osoba uważa mnie za inną, bo stereotyp jest taki że jak ktoś kocha takie filmy i seriale oraz pasjonuję się takim tematem to wierzy w to z uporem osła, ale ja tak nie mam, ogólnie mówią każdy kto mnie trochę lepiej pozna wie że coś jest zemną nie tak, ale ja wiem tylko tyle że jestem sobą i robię to na co mam ochotę, bez patrzenia się, czy komuś to się, podoba czy nie.
Nie wiedzą czemu zaczęłam się cała trząść i przebiegło po mnie uczucie ciepła, ale to nie było przyjemne ciepło, tylko takie które ostrzega że coś się stanie.
O boże, a jeżeli to naprawdę jest koniec, czemu teraz kiedy akurat zaczęłam naprawdę żyć i poznawać jak wspaniałe jest życie, ja mam dwadzieścia jeden lat, nie mogę teraz umrzeć, jest jeszcze tyle rzeczy które chcę zrobić, które chce przeżyć na własnej skórze.
Co się ze mną dziej, chyba dostałam ataku paniki, ale już tyle lat spokoju, nie było nawet jednego ataku, aż do teraz.
Obejrzałam się za siebie, ludzie ciągle stali i patrzyli się przed siebie na słup, nikt nie próbowała zrobić czegokolwiek żebyśmy mogli wycofać samochodami i odjechać jak najdalej.
- Muszę coś zrobić – powiedziałam do siebie.
Ale ludzie i tak mnie nie posłuchają, oni mają jeszcze gorzej, zostali sparaliżowani że strachu.
Wsiadłam do samochodu.
- Nadia spokojnie, wszystko będzie dobrze – mówiłam do siebie mając nadzieję że się uspokoję.
Na powrót migły dwa pioruny i słup zniknął, ode tknęłam z ulgą że nic się nie stało i że to może był jakiś eksperyment wojskowy, tak to na pewno sprawka wojska, zaraz będą mówić o tym w radiu.
Włączyła radio bez chwil namysłu, i z upragnieniem chciałam coś usłyszeć, ale słyszałam tylko szum, dobrze może to tam w stacji coś nie gra, starałam się pocieszyć w duchu, kiedy zmieniałam na kolejną stacje radiową, ale było to samo co przy pierwszej, szum doprowadzający do szału.
Wyłączyłam radio, nie mogąc znieść tego szumu.
W telefonie wybrałam, numer do Wiktorii, ale nie udało mi się z nią skontaktować, ba nie było nawet jednego sygnału, tak jakby coś go zagłuszało.
Znowu wysiadłam z samochodu bo coś pojawiło się na niebie, jakby kometa lecąca wprost na korek, mieniła się takim samymi barwami jak słup który zniknął.
Ludzie którzy byli na ulicy zaczęli krzyczeć i uciekać w popłochu, sama zaczęłam uciekać.
Kometa uderzyła o asfalt na ulicy, ale nie było żadnej fali gorąca, jaka powinna była powstać po uderzeniu komety, nie mówiąc już o tym że powinien powstać krater i pozabijać większość ludzi w tym mnie, ale tak nie było.
Zatrzymałam się i przyglądałam się z bijącym sercem na kometę, której nie było, w miejscu komety stał mężczyzna.
Wysoki na metr dziewięćdziesiąt, stał do mnie bokiem, miał na sobie zielny płaszcz godny króla, buty przypominały nieco nasze wojskowe buty, ale miały w sobie coś obcego.
Czarne Włosy sięgały mu do ramion, zaczesane w tył, zwróciłam uwagę na jego dziwny Chełm, którego rogi były długie i złote i nie szły do przodu, tylko w tył co było bardzo dziwne.  
Przekręcił głowę i popatrzył się wprost na mnie.
Teraz dopiero dostrzegłam jaką ma wspaniałą twarz, pociągłą z nie zbyt rzucającym się w oczy kośćmi policzkowymi, idealny nos.
Oczy z tej odległości przypominały niewielki kawałki węgla na grillu, które powoli traciły kolor żaru.
Kiedy spostrzegł że mu się przyglądam, obrócił się całkowicie na wprost mnie i zilustrował mnie od dołu do góry.
- Czy to ona? – Powiedział takim tonem jakby oczekiwał że ktoś mu odpowie.
- Tak panie, to ona – ale skąd dobiegał ten głos była taki wyraźny, ale koło niego nie było nikogo.
Nieznajomy uśmiechnął się szyderco i zaczął się do mnie zbliżać powolnym krokiem.

SPRAWDZAŁAM OPOWIADANIE PARĘ RAZY, ALE JEŚLI ZAUWAŻYSZ BŁĄD NAPISZ KOMENTARZ, A JA POSTARAM SIĘ DO NIEGO ZASTOSOWAĆ :)
Miłego czytania!!! :)

adusia029

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy i miłosne, użyła 1312 słów i 6915 znaków, zaktualizowała 2 cze 2019.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto