"W wojnie nie liczy się złoto, ale jakich się ma żołnierzy."
Niccolo Machiavelli
*
"Ktoś kiedyś mówił mi, o zielonym świecie ogromnym i pięknym pełnym śmiechu i nadziei. Ale kiedy pojawił się on, ten którego imię napawało trwogą zmieniło się wszystko. Popiół zastępował niebo, a ziemia została prochem."
Wpis w księdze pokładowej.
Alkid
*
Pewnego ranka król Dorian obudził się dosyć wcześnie, kiedy słońce dopiero zaczynało wschodzić. Lubił patrzeć na królestwo z pierwszymi promieniami słońca. Wyglądało wtedy tak majestatycznie, ale też spokojnie. "Udało je się odbudować" - myślał drapiąc brodę. W oddali zobaczył chmarę ptaków latających nad kopalnia. Dzisiaj miał się tam udać, by sprawdzić, jak idą postępy nad wydobyciem złota i poprosić swoich wiernych poddanych o opiekę nad swoim młodszym synem i przyuczenie go do zarządzania kopalnią.
*
Był to normalny dzień na wyspie Agoj. Czas płynął powoli. Robotnicy budzili się wraz z pierwszymi promieniami słońca. Warta nocna została zastąpiona przez dzienną.
Po śniadaniu strażnicy otwierali kopalnię i pomieszczenia z narzędziami, które wydawali robotnikom do pracy.
Wśród nich był Mefisto. Jak co dzień zabierał swoją ulubioną skrzyneczkę do pracy. Wchodząc przez ogromne drewniane wrota, jak co rano poklepał trzy razy prawe skrzydło zaciągając się wilgotnym powietrzem. Było to swoiste przywitanie się z jego ukochaną kopalnią. Po wejściu schodził w dół, docierając do rozwidlenia.
Nad jego głową pod kamiennym sufitem biegły liny służące do wyciągania wiader z minerałami. Mechanizm działania kopalni był prosty: od samej góry do dołu, aż do szybów, zostały rozstawione pomosty połączone linami, wszystko zaś było napędzane specjalnymi kołami z blokadami. Taki system wpływał na usprawnienie pracy.
Wchodził w korytarz, tam gdzie skończył wczorajszego dnia pracę. Znał kopalnię jak nikt inny. Im głębiej schodził robiło się zimno, narzucił na siebie kaftan i zrobiło mu się cieplej. Kiedy dotarł, wyjął swój ulubiony młotek i dłuto i zaczął odkuwać z kamieni bryłę. Stukanie rozchodziło się po całej grocie. Jemu w ogóle to nie przeszkadzało. Wręcz była to muzyka dla jego uszu.
W jednej z chat mieszkał główny dowódca straży, Nataniel. Kiedy jego podwładni wykonywali swoje obowiązki, on smacznie chrapał. Dobiegające za okna krzyki bawiących się dzieci obudziły Nataniela. Kiedy otworzył oczy, myślał, że to mu się śni.
- Jest coś za jasno, a niech to szlag, zaspałem.
Zerwał się na nogi, nie mógł znaleźć spodni ani koszuli. Zachciało mi się wczoraj piwa, to teraz mam za swoje. Jednak udało mu się pozbierać rzeczy i już po chwili wychodził z chatki, dopinając pasek z mieczem, którego głownię zdobił lew. Po drodze musiał zajść do chaty służek. Nie lubił tego, wobec kobiet był nieśmiały i zawsze się rumienił. Gdy otworzył tylne drzwi do jego nosa dotarły przyjemne zapachy potraw. Zaburczało mu w brzuchu, ale nie miał teraz na to czasu.
Był to dzień odwiedzin kopalni przez króla i jego synów. Nerwowym i szybkim krokiem po schodach wchodził na mury, cały czas trzymając za głownię swój ulubiony miecz. Jego silne kroki odbijały się głośnym echem. Chciał je jak najszybciej przemierzyć i sprawdzić swoich podwładnych. Wiedział, że lada moment będzie cumował statek z Władcą. Siła przyzwyczajenia, jaką nabył, kazała mu sprawdzić, czy przed kopalnią ładowane są wozy i czy nikt się nie awanturuje o piwo, które rozlewano robotnikom. Za bramą czekało na niego dwóch przybocznych, których minął bez słowa. Oni, doskonale znając swoją rolę, podążyli za nim. Im bliżej portu się znajdowali, tym głośniej słychać było szum morza. Zdążyli na przypłynięcie Władcy w ostatniej chwili - załoga właśnie opuszczała trap.
- Witaj, królu Dorianie - Nataniel skłonił się przed władcą. - Witajcie i wy, książęta.
- Witaj, mój przyjacielu. Jak się czujesz? Widzę, że twój nawyk trzymania miecza się nie zmienił - spytał król.
- Bardzo dobrze, wasza wysokość. Jak go mam w dłoni lepiej mi się myśli. Dziękuję za troskę. Proszę tędy - dłonią wskazał kierunek.
Udali się powolnym krokiem w stronę kopalni drogą usypaną drobnymi kamieniami. Wszyscy witali króla, machając do niego i uśmiechając się, na co on odpowiadał skinieniem głowy. Dostojni goście zaczęli swoją wizytę od krótkiego spotkania w siedzibie dowódcy. Zasiedli przy specjalnie przyniesionym na tę okazję stole. Król zajął honorowe miejsce na końcu stołu, po jego prawej stronie usiadł Modo, po lewej Kodo, natomiast naprzeciw gości zasiadł generał Nataniel. Kucharki nakryły pięknie stół białym obrusem, po czym miały podawać obiad.
- Opowiadaj, generale, jak przebiega praca? - zapytał Dorian.
- Na razie wszystko w porządku. Wydobycie idzie sprawnie, niczego nam nie brakuje. Ciekaw jestem wieści z zamku - przełknął kęsa Nataniel, który tęsknił za miejscem, gdzie się urodził, będąc jednak świadomym tego, jak ważne zadanie zostało mu powierzone.
- Wszystko dobrze, synowie zdrowi, jak widać. Niedługo odbędzie się bal z okazji zaręczyn Koda. Otrzymasz, generale, oficjalne zaproszenie. Chciałbym również, aby Modo został tu, pod twoimi rozkazami.
- Będę zaszczycony. Zaopiekuję się księciem i udzielę mu wszelkich niezbędnych wskazówek - odpowiedział nieco zszokowany dowódca. Nie sądził, że dostanie królewicza pod swoją opiekę, ale to było miłe zaskoczenie.
- A kiedy będziecie gotowi do transportu złota? - zapytał król.
- Za dwa, może trzy dni, jeśli się pogoda nie popsuje - odpowiedział Nataniel, wyglądając, jakby w głowie analizował ostatnie warunki pogodowe.
- Rozumiem. Prowadź zatem do kopalni - rozkazał Dorian, wstając od stołu.
Tymczasem Dorian spacerując po kopalni zmarzł, ale odziwo nie przeszkadzały mu hałasy. Martwił się o wydobycie złota, miał zamiar zejść w głąb szybów, kiedy zjawił się ekonomista.
- Panie, wzywałeś mnie - Mefisto skłonił się nisko przed królem cały ubrudzony. Jego twarz była wymazana czymś dziwnym, co dla postronnych osób mogło wydawać się widokiem niecodziennym, jednak dla pracowników było tak zwyczajne jak wschód słońca o poranku i jego zachód wieczorem.
- Tak. Pierwszy raz cię takiego widzę - Dorian się uśmiechnął. - Musimy porozmawiać na osobności.
- Mogłem chociaż twarz przemyć. Nie pomyślałem. Tyle pracy - powiedział cicho Mefisto, wstydząc się, że przyszedł przed oblicze Króla w takim stanie.
- Nie martw się. Nic się nie dzieje - przytaknął Król. Może się przejdziemy? - zaproponował, wskazując ręką jeden z długich tuneli. Gdy odeszli wystarczająco daleko, zaczęli rozmawiać.
- Co budzi twój niepokój, królu? - zapytał nadzorca poważnym głosem, wiedząc, że sprawa musi być znacząca, skoro Władca z nim rozmawia.
- Martwię się o wydobycie. Niedługo może nam zabraknąć złota - rzekł władca.
- W najbliższym czasie go nie zabraknie już w tym moja głowa. Staramy się otwierać nowe szyby i przebijać do innych pokładów.
- Oby wam się udało - odpowiedział zmartwiony Dorian. - Zostawiam u was Moda. Chciałbym, żebyś go nauczył, jak zarządzać kopalnią.
- Oczywiście. Będę miał za ucznia księcia, to zaszczyt, panie! Jeśli pozwolisz, osobiście odprowadzę cię do portu.
W tym momencie Władca serdecznie się roześmiał.
- Oj, Mefisto! Najpierw chodźmy do pozostałych - powiedział król.
Przed kopalnią już wszyscy na nich czekali.
- Pora wracać. Zobaczymy się na balu - powiedział Dorian, kierując swoje słowa do Nataniela, a następnie zwrócił się do syna:
- Modo, sprawuj się dobrze i nie zawiedź mnie.
- Nie zawiodę cię, ojcze - odpowiedział królewicz i skłonił się pokornie.
Dodaj komentarz