Hogwart Zielonym Okiem | Rozdział 4

Hogwart Zielonym Okiem | Rozdział 4Nadal, mimo mojego załamania bardzo chciałam porozmawiać z Dumbledore’m.
Być może okazałoby się, że jest jedyną osobą, z którą mogłabym porozmawiać bez obaw. Wytarłam szybko łzy, poprawiłam włosy i zapukałam lekko w drzwi.  
- Proszę - drzwi lekko się uchyliły - O, Panna White! Wejdź - powitał mnie dyrektor.
- Chciał mnie Pan widzieć - powiedziałam smutno.
- Tak, siadaj - wskazał mi drewniane krzesło, po czym spełniłam jego polecenie - Nie miałaś przyjść do mnie jak poczujesz się lepiej?  
- Miałam, ale uznałam, że rozmowa z mi w jakimś stopniu pomoże - wlepiłam wzrok w okno.
- Dobrze... - dyrektor zamyślił się, a zza połówek okularów oczy zaświeciły mu się smutno.  
- O czym chciał mi Pan powiedzieć? - zapytałam zaczynając rozmowę.
- Nie chciałem ci tego nigdy mówić Lesie... tak jak każdemu innemu uczniowi w Hogwarcie, Jesteś w niebezpieczeństwie. Widziałem twój znak na ręce. To nie może wróżyć nic dobrego. Czy wiesz może kto wrócił? Kto chciałby cię szukać? - zapytał spokojnym, smutnym oraz zmartwionym tonem.
- Nie... - opuściłam głowę - Znaczy się... chyba nie.
- To znaczy? Potrzebujemy choćby najmniejszych powodów - mówił dyrektor spoglądając czasem na pogodę za oknem.
- Śmierciożercy. Oni zabili moich rodziców! - uniosłam się lekko - A teraz pewnie szukają mnie! Boję się - szepnęłam
- Fakt, to może być powód... - nie dokończył, bo szybko mu przerwałam.
- Profesorze?!
- Tak?  
- Czy to prawda... - ściszyłam głos - Czy to prawda, że on wrócił? - Dumbledore w jednej sekundzie osłupiał. Spuścił lekko głowę i głęboko zamyślił. Jego wargi delikatnie drgały, a oczy znów błyszczały.  
- Niestety tak. - odparł bardzo smutnie. Czyli jednak. Czyli jednak wszystko będzie teraz inne. Voldemort może powrócić w każdej chwili. Na dodatek ma teraz zapewne większy wpływ na Śmierciożerców. Braknie mi sił. Czasem mam ochotę dać się złapać i zakończyć ten cały strach, zapomnieć o wszystkim, zobaczyć rodziców... ale jednak chcę walczyć. Chciałabym pomścić moich rodziców, pokazać im, że nie jestem słaba, że ja - córka White'sów będę potrafiła przezwyciężyć śmierć. Pokażę im, że potrafię zadbać o własne jutro. Chciałabym ich zobaczyć, lecz nie mogę zapomnieć, że czeka mnie to na końcu drogi. Myśli te napoiły mnie w dobre myśli i chęci do życia.  
- Nie mogę się bać - powiedziałam stanowczo, co lekko zadziwiło dyrektora.
- Jednak musisz uważać Leselie. Nie będę ci zabraniał robić wszystkiego, co może być podejrzane,bo chcę, abyś żyła jak najnormalniej. Zdajesz się teraz na własne sumienie. Staraj nie zadawać się z ludźmi, którzy mogą wydawać się fałszywi - mówił tak, jakby opowiadał mi jakąś historię. Profesor potrafi być naprawdę zaskakujący.
- Bardzo dziękuję za rozmowę, ale jednak muszę już iść - uśmiechnęłam się ciepło - Bardzo mi Profesor pomógł, dziękuję jeszcze raz - powiedziałam i wsunęłam krzesło.
- Jeśli kiedyś będziesz potrzebowała pomocy to mów Leselie! Pukaj do mnie śmiało! - odwzajemnił uśmiech, a ja wyszłam.  
- Gabinet cudów - parsknęłam śmiechem pod nosem i wróciłam z powrotem do łóżka.
- Dziecko! Gdzie ty się podziewałaś?! - wpadła wystraszona Pani Pomfrey.
- Musiałam porozmawiać z Profesorem Dumbledore - oznajmiłam kładąc się.
- Przyjmij te lekarstwo, pomoże ci - podała mi jakiś płyn - to na uspokojenie. Dobranoc! I już więcej mi nigdzie nie chodź! - krzyknęła zatroskana i wyszła, czyli cała Pomfrey. Poprawiłam poduszkę i wygodnie się położyłam, gdy na moje nieszczęście sowa zapukała w okno.  
- Felicia! - rzuciłam się do okna i wpuściłam puchacza. Trzymała w dziobie list, który po kilku sekundach znajdował się moich dłoniach. Za żadne skarby nie wiedziałam kto kto może być.
Otworzyłam list i wyjęłam zawartość.

Spotkajmy się zaraz w Pokoju Źyczeń. Bardzo pilne!
Fred
Strasznie się zdziwiłam. Od kiedy Fred czegoś ode mnie chce? Od kiedy do mnie pisze? Ciekawość mnie zżerała, więc postanowiłam pójść, lecz najpierw zrobiłam z poduszek atrapę mnie. Cicho pobiegłam unikając nauczycieli do Pokoju Życzeń. Pojawił się jako przytulny, mały salon z kominkiem i kanapą. Kręcił się już tam Freddie, który nie mógł ustać w miejscu.
- Jesteś! Myślałem, że nie przyjdziesz! - prawie przytulił mnie chłopak.
- Szczerze to ja też. Mów mi natychmiast po co tu mnie wołasz! - uniosłam głos
- Chodzi o Georga. - wyglądał na bardzo zdenerwowanego i zmartwionego.
- Co się stało?! - teraz ja zaczęłam się denerwować widząc minę bliźniaka.
- Bo widzisz... wczoraj odwalił jakiś numer tym z Durmstrang'u i oni się na nim na pewno zemścili! Słyszałem jak mówili, że zamknęli go gdzieś, ale nie chcą nic powiedzieć! Siedzi tam z pół dnia, a ja go szukam! Pomóż, błagam! - prosił Weasley
- Nie wiedziałam, że zniżysz się do tego poziomu Fred - zaśmiałam się - Pomogę ci, ale... czemu akurat ja?
- Byłaś pierwszą osobą, o której pomyślałem, okej? - przyznał zrezygnowany.
- Czemu masz taką minę, co? - zapytałam uśmiechając się - Żałujesz?
- Dobra Les, ja nie żartuję! Martwię się o niego! Lepiej chodźmy.
- Gdzie? - zapytałam zbita z tropu.
- SZUKAĆ GO, A GDZIE?! - ryknął zdenerwowany.
- Mam lepszy pomysł młotku - szepnęłam - To ci, którzy mieszkają u nas w Pokoju Wspólnym go zamknęli?
- Tak, chyba tak - odpowiedział spokojniej.
- Mam plan. Schowasz się na schodach do Dormitorium i będziesz wszystko słyszał. Pogadam trochę z tymi idiotami. - uśmiechnęłam się szyderczo i puściłam znaczące oko - Chodź! - pociągnęłam go za sobą, ku obrazowi Grubej Damy.
- Czyli tak jak mówiłam...
- Rozumiem - przerwał mi Fred i wszedł do Pokoju Wspólnego. Odczekałam minutę i weszłam po nim. Rozejrzałam się. Sprawcy siedzieli wygodnie na kanapach, śmiali się i grali w jakieś ich narodowe gry. Mniejsza. Usiadłam na kanapie obok nich.
- Cześć chłopcy - powiedziałam słodko trzepocząc rzęsami.
- Cześć prześliczna! - puścił mi oko jakiś chłopak.
- Słyszałam, że zamknęliście gdzieś tego powalonego Weasley'a! - powiedziałam złośliwie chichocząc.
- Tak, siedzi teraz w schowku na miotły - ryknął śmiechem kolejny.
- Rzuciliśmy tam zaklęcie wyciszające, żeby jego idiotyczny brat Fredzio go nie znalazł - powiedział następny, a ja usłyszałam cichy pisk złości Freda.
- Pewnie siedzi tam już pół dnia! - śmiałam się razem z nimi,
- A żebyś wiedziała! - krzyczeli.
- Dobra, ja lecę. Mam imprezę u puchonów - uśmiechnęłam się słodko i wyfrunęłam z Pokoju Wspólnego z prędkością lecącej sowy. Chwile później wyszedł Fred.
- Łał... - jęknął.
- Zatkało? - szturchnęłam go śmiejąc się, a ten zrobił obrażoną minę.
- Mogłaś powstrzymać się od tych wyzwisk... - burknął.
- Chciałeś, żebym znalazła ci brata? To lepiej nie udzielaj mi teraz rad dotyczących mojego aktorstwa! - zagroziłam mu - Przynajmniej już wiemy gdzie jest.
- Schowek na miotły jest tu od groma! - mówił zmartwiony. Podrapałam się po głowie.
- Czy schowki na miotły są na Mapie Huncwotów? - zapytałam, a Freddie podskoczył.
- Jesteś genialna!- przytulił mnie bliźniak.
- Puszczaj! - śmiałam się - A teraz idź wykraść ją Harry'emu! - poleciłam mu, a on pobiegł szybko do Dormitorium. Po trzech minutach był z powrotem z Mapą.
- Tak szybko? - zapytałam.
- Harry dawno już chrapie, a Mapę zostawia zawsze na szafce, więc nie było to takie trudne - Powiedział przyglądając się mapie - Mam! - krzyknął wskazując miejsce, na którym widniał napis: "George Weasley". Poszliśmy w stronę celu.
- Ej Lesie, co się stało, że masz zabandażowaną rękę? - zapytał.
- Zemdlałam i obiłam rękę upadając - skłamałam szybko.
- Jesteś w Skrzydle Szpitalnym?
- Aktualnie nie, ale uciekłam specjalnie dla ciebie - uśmiechnęłam się.
- Ale już okej? - powiedział zatrzymując się przy schowku.
- Tak. - wyciągnęłam różdżkę i wycelowałam w zamek - Alohomora! - krzyknęłam, a drzwi od schowka otwarły się.
- Georg'ie! - rzucił się na siedzącego w kącie brata.
- W KOŃCU MNIE ZNALAZŁEŚ! - krzyczał na niego George - I to na dodatek nie sam... - westchnął głęboko.


- To ja już wrócę do siebie - uśmiechnęłam się lekko.
- Dzięki Lesie. Jesteś najlepsza! - powiedział Fred odwzajemniając uśmiech.
Wróciłam zmęczona do łóżka w Skrzydle. Opadłam na nie z hukiem i niedługo później zasnęłam. Przyjaciele są najlepszym lekarstwem na ból, na strach oraz receptą na szczęście. Dałabym za nich wszystko, przysięgam!

"Przyjażń potępia w chwi­lach trud­nych, nie od­po­wiada
zim­nym ro­zumo­waniem: gdy­byś postąpił w ten
czy tam­ten sposób... Ot­wiera sze­roko ra­miona
i mówi: nie pragnę wie­dzieć, nie oce­niam, tu­taj jest
ser­ce, gdzie możesz spocząć."

------------------------------------------------
Bardzo dziękuję za przeczytanie i jak zwykle komentujcie! Myślę, że rozdział jest przyjemniejszy i  
lepszy od ostatnich o ciągłym strachu itp. :3

PrincessMalfoy

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 1765 słów i 9338 znaków.

Dodaj komentarz