Dzień 8 – propozycja młodości.
Tysiące lat temu, głęboko w sercu tej dzikiej dżungli, gdzie rzeka leniwie ciągnęła swe wody, rozegrała się historia, którą trudno dziś pojąć. Zaginione miasto na początku rozkwitało w blasku życia i radości. Będąc u szczytu swojej świetności, nagle zaczęło pogrążać się w nieokiełznanej orgii, której większość mieszkańców nie potrafiła opanować. Niektórzy z nich żyli nienaturalnie długo, jakby czas ich omijał, a inni umierali ze starości bardzo wcześnie.
Nieznana istota – tajemnicza syrena – pojawiała się co jakiś czas, hipnotyzując i zacierając granice między ciałem a duszą. Niewielu z nich, którzy oparli się pokusie, uciekli w głąb lasu, bo nie mogli już znieść tego szału namiętności i zagubienia. Miasto upadło, zostawiając po sobie tylko echa i zapiski – nieliczne fragmenty kamiennych tabliczek, gdzie zapisano legendę o "trójkącie ognia" i o tym, co należy oddać, by posiąść wieczną młodość.
* * *
Sara siedziała w swoim namiocie, wpatrując się w zniszczone artefakty, które niedawno przetłumaczyła. Obraz, który się z nich wyłaniał, stawał się jasny – starożytni padli ofiarą tej samej mocy, którą ona właśnie zaczynała rozumieć. Kobiety były bardziej odporne na wpływ syreny, a sama Sara, po spotkaniu z Iyarą nad rzeką, poczuła w sobie nadzieję.
Mgła już odchodziła, kiedy kończyli śniadanie. Marek zaczął opowiadać o swoim dziwnym śnie, ale szybko został wyśmiany przez kolegę. Zasugerował, że może wciąż jest pod wpływem rośliny, którą wcześniej został natarty. Jednak siedząca obok nich kobieta, nawet się nie uśmiechnęła, bo doskonale wiedziała, jak było naprawdę. Obaj tego nie zauważyli, zajęci wspólnymi docinkami.
Postanowiła raz jeszcze, wysłać Tomka i Marka z powrotem na wykopaliska. To był ostatni moment, by odnaleźć kolejne wskazówki, zanim skończy się pełnia księżyca. Ona sama postanowiła wyruszyć wzdłuż rzeki, szukając miejsca, gdzie mogłaby spotkać Iyarę i spróbować nawiązać z nią kontakt.
W tej części rzeka była stosunkowo płytka, a woda przepiękna, mieniąca się intensywnymi kolorami. Tło w postaci zielonej dżungli i dźwięków dzikiej natury, niemal sprawiało wrażenie obecności w raju. Nieopodal przelatujące stado tukanów i wielobarwnych papug, jeszcze bardziej podsycało mistycyzm tego miejsca.
* * *
Sara szła ostrożnie wzdłuż brzegu, aż dotarła do spokojnego jeziora, otoczonego przez gęste zarośla i wysokie skały. Nad samym jeziorem unosiła się delikatna mgła, a w powietrzu panowała tajemnicza cisza – tak odmienna od gwaru dżungli. Ujrzała w oddali ciemną jaskinię, której wejście zasłaniały pnącza.
Słońce zaczynało już wschodzić ponad drzewami, ale Iyara nie pojawiła się na powierzchni. Sara zauważyła, że woda jeziora była chłodna, bardziej niż płynąca rzeka. Jedyny kontakt z syreną był w nocy, zresztą same zapiski, również to mówiły. Z jakiegoś powodu unikała światła i chowała się w cieniu. Istniała więc szansa, że może ją tu znaleźć, skrytą w półmroku.
We wnętrzu dość obszernej jaskini, znajdowało drugie mniejsze jezioro, prawdopodobnie połączone z głównym. Wchodząc, odkryła na skalnych ścianach, ślady ostrych pazurów. Ewidentnie coś żyło w tym zaciemnionym i wilgotnym miejscu.
Zawołała imię, które rozeszło się echem i brzmiało przerażająco. Rozejrzała się, a jedynym dźwiękiem były spadające krople z sufitu na tafle gładkiej wody. Nie było śladu istoty, którą wczoraj widziała.
Zaczęła już wychodzić, kiedy za jej plecami usłyszała ruch wody. Odwróciła się i zobaczyła w świetle małej podręcznej latarki, smukłą sylwetkę syreny. Jej skóra połyskiwała czernią z błękitnymi refleksami, a oczy – głębokie i bezbłędne – unikały bezpośredniego kontaktu ze światłem. Nie miała nóg, lecz jej ogon płynnie poruszał się pod wodą, a ciało zdawało się emanować chłodem i magią, której Sara nigdy wcześniej nie doświadczyła.
Syrena zbliżyła się do krawędzi jeziora, a jej głos zabrzmiał szeptem, odpowiadając na kłębiące się pytania w umyśle Sary:
— Nie lubię słońca. Razi moje oczy tak mocno, że czuję, jakbym płonęła — powiedziała Iyara, a w jej spojrzeniu kryła się zarówno tajemnica, jak i ból. — W cieniu czuję się bezpieczna. Tu, gdzie światło nie sięga, mogę cię zobaczyć i usłyszeć.
Sara nie wycofała się, choć jej ciało zadrżało. Zrobiła krok w stronę jeziora, jakby była nią zahipnotyzowana. Ten wygląd, ruchy i realność. To było przerażające i fascynujące zarazem. Małe piersi, niemal dziewczęce, unosiły się lekko na wodzie. Skóra lśniła w świetle sztucznego światła. Czarne oczy – bez białek, bez końca – wpatrzone prosto w Sarę. Pamiętając słowa syreny, wyłączyła latarkę, zostając z nią w półmroku. Wtedy istota przemówiła:
– Sara. Przybyłaś z daleka. Dojrzała, pełna wiedzy, ale i wątpliwości. Przyszłaś tu po młodość?
Słysząc ten głos, oprócz echa w jaskini, zaczął też rozbrzmiewać w jej głowie.
– Jestem gotowa spróbować.
– Wiesz, co musisz oddać?
– Daj mi to wprost – odpowiedziała Sara. – Nie lubię gier.
Iyara podpłynęła bliżej. Nie poruszała nogami – w ogóle nie miała nóg. Jej ogon był teraz widoczny: długi, muskularny, czarny z błękitnym refleksem. Woda nie opierała mu się wcale. Wysunęła się tuż przed stojącą na krawędzi Sarę – twarzą w twarz, a ich piersi niemal się stykały.
– Chcesz, by ciało twoje było młode? Skóra napięta, piersi jędrne, a łono gorące jak u dziewczyny z gór?
Sara nie odpowiedziała. Za to jej sutki już to zrobiły – naprężyły się, jakby chciały przebić powietrze. Czuła pewien chłód od jej ciała, a wzrok wwiercał się w jej umysł.
Iyara kontynuowała:
– Znam cię. Nosisz ciężar wiedzy. I ciężar ciała. Ale dziś… możesz stać się nowa.
Sara odpowiedziała szeptem:
– Za jaką cenę?
Iyara uśmiechnęła się – dziwnie, bez radości. Sama doskonale wiedziała, że wszystko miało swoją cenę.
– Ich ciała. I ich dusze. Ich lata życia.
– Marek i Tomek…?
– Ich pot. Ich nasienie. Ich serce. Ich ostatni krzyk.
– Mam ich poświęcić? – zapytała Sara cicho.
– Nie. Oni oddadzą się dobrowolnie. W ogniu. W tobie. W rytmie ciała. Jeśli dasz im wszystko… oni oddadzą wszystko.
Sara milczała. Poczuła gorąco między udami. Nie strach. A gorące pożądanie. Spojrzała w kierunku obozowiska, gdzie wcześniej znajdowali się chłopaki.
– Powiedz – spojrzała w jej ciemne niczym smoła oczy. – Dlaczego zrobiłaś to z Markiem?
Syrenie usta, zaczęły wykrzywiać się w uśmiech. Spojrzała na ciało Sary i podciągnęła jej cienką białą bluzkę do góry ponad biust. Położyła chłodną dłoń na jej prawej piersi i lekko zacisnęła. Nachyliła się do lewej i dotknęła ustami sutka. Potem… pocałowała go.
– Bo chciałam. Bo mogłam – odpowiedziała między pocałunkami i dodała. – Tomek był następny.
Sara jęknęła cicho, kiedy z ust syreny, wysunął się rozdwojony język i polizał jej brązową otoczkę. Dłoń, która trzymała na ciężkiej piersi, powoli zjechała w dół. Wsunęła ją w szorty i pogładziła palcami intymność.
– To Twój wybór Sara. Do świtu. Trzy ognie. Trzy języki. Trójkąt ciała.
Wysunęła rękę i oblizała warstwę śluzu z palców. Jeszcze mocniejszy uśmiech, pojawił się na jej obcym obliczu. Ona już czuła wybór, zawsze było tak samo, jak przez ostatnie tysiące lat. Iyara ponownie przybrała ten zimny wyraz twarzy. Odwracając się plecami do kobiety, zanurkowała w głębi jeziora. Ostatnie co dostrzegła osoba stojąca na brzegu to ogromną płetwę, która uderzyła z niespotykaną siłą o taflę wody.
Sara nagle oprzytomniała, kiedy została obryzgana zimnym strumieniem. Z umysłu znikła też pewna mgła, która towarzyszyła temu spotkaniu. Miała wrażenie, że syrena czytała jej wszystkie myśli. Rozejrzała się naokoło, ale jezioro wyglądało tak normalnie, że trudno było jej uwierzyć w to spotkanie. Nagle w umyśle pojawiło się krótkie echo, jakby dochodziło z ciemnych odmętów jeziora:
– Pokaż, że jesteś warta wieczności.
* * *
Kolejny wieczór zbliżał się nieubłaganie, a słońce powoli znikało za ciemną linią drzew, topiąc się w gęstwinie Amazonii. Dżungla zdawała się wstrzymywać oddech – ptaki przestały śpiewać, owady umilkły, a nawet szum strumienia ucichł, jakby sama natura objęła ciszę klątwą oczekiwania. W powietrzu unosiło się coś niewidzialnego. Czuć było narastające napięcie, jakby przed uderzeniem tropikalnej burzy.
Tomek i Marek po obfitym posiłku padli na materace, zmęczeni dniem pełnym odkryć i tajemnic. Ich oddechy szybko się wyrównały, zapadając w głęboki sen, podczas gdy Sara pozostawała czujna. Ołtarz z rytualnymi malunkami Iyary, który odkryli po południu, potwierdziły jej przypuszczenia. Nie powiedziała im o spotkaniu z mityczną syreną, ani też o słowach, które wciąż brzmiały w jej głowie niczym mantra.
* * *
Ostatnie promienie zachodzącego słońca zniknęły spod poszycia namiotu, a chłodne cienie rozlały się po ziemi. Sara zsunęła z siebie resztki ubrania i wyszła na zewnątrz — naga, pewna siebie i bez żadnego wstydu. Jej dojrzałe ciało lśniło jeszcze wilgocią potu, a ogromne piersi kołysały się ciężko przy każdym kroku, jakby ważyły więcej, niżeli powinny. Jej sutki, nabrzmiałe i twarde, zdawały się reagować nie tylko na chłód powietrza, lecz na coś niewidzialnego, obecnego tuż obok.
Sara czuła obecność Iyary – mitycznej syreny, która obserwowała ją z głębi rzeki. Miała wrażenie, że siedzi w jej umyśle, śledzi każdy najskrytszą myśl i wątpliwość. Wiedziała, że syrena może badać jej gotowość – jak wiele jest w stanie poświęcić, w jakim stopniu siebie, a jak bardzo swoich podopiecznych. To od niej zależało, jak bardzo odejmie im lata młodości, a może nawet odbierze całe życie.
Na brzegu rzeki, zaczęła przygotowywać miejsce rytuału. Z dłoniami delikatnymi, lecz pewnymi, rozkładała drewno według starożytnego rysunku znalezionego w dzienniku dawnego konkwistadora – „el triángulo ardiente”. Trzy paleniska ustawione w równoramiennym trójkącie, a w środku kamienny krąg, symbolizujący środek ciała, ciepło, krew.
Zalała drewno olejem z egzotycznej rośliny, która potęgowała płomień. Wiedziała, że ogień tej nocy nie może zgasnąć nawet na moment. Bo jeśli zgaśnie – rytuał zostanie przerwany, a Iyara zabierze im wszystkim pozostałe lata życia. Ich ciała spłoną, a dusze przepadną.
Położyła na środku kręgu stary nóż z kościaną rękojeścią, który zdobyła w muzeum. Ostrze było przytępione, lecz potężne. Pochodziło z czasów, gdy ostatni mieszkaniec tego miasta musiał je ukryć, by chronić tajemnicę Świątyni Krwi i Ciała — miejsca, które dawno temu odkrył francuski podróżnik i opisał w zapiskach.
Według dawnej legendy, miał pochodzić od samej syreny, kiedy była jeszcze kobietą z plemienia Sangura. To właśnie wtedy, uwiodła swych młodszych braci. Jej ojciec i wódz plemienia, dowiedział się o tym, a kara była adekwatna do czynu. Związał ją w trakcie snu i zaciągnął siłą do pobliskiej rzeki. Mimo błagania córki, naciął jej dłonie do krwi i rzucił na pastwę piranii. Rzeka jednak nie przyjęła jej ciała, lecz pragnącą zemsty duszę. Wróciła po pewnym czasie odmieniona, stając się panią wód. Za każdym razem żąda tego, co kiedyś jej zabrano – młodości, żaru, męskiego oddania.
Nagle woda na brzegu się poruszyła — bez plusku, bez szumu. Z głębi koryta rzeki, powoli wyłoniła się Iyara. Jej małe piersi połyskiwały w świetle ognia, a oczy błyszczały zimnym blaskiem. Syrena obserwowała, jak Sara wchodziła do namiotu swych podopiecznych. Wiedziała, że wybór już został dokonany, podobnie jak kobieta, która zwiodła swe rodzeństwo.
* * *
Amazonia – noc pełni, godzina przed rytuałem.
Sara siedziała w namiocie, naga, z opuszczoną głową, wspartą na dłoniach. Cisza była niemal namacalna, ale w jej umyśle panowała burza. Głos Iyary wciąż brzmiał w jej uszach:
„Ich pot. Ich nasienie. Ich serce. Ich ostatni krzyk...”
Czy naprawdę była gotowa na taką ofiarę?
Spojrzała na chłopaków. Leżeli niedbale na materacach, półnadzy, spoceni, otuleni słabym blaskiem księżyca przesączającym się przez siateczkę namiotu. Ich młodzieńcze ciała pulsowały energią, której Sara sama już nie miała. To było niesprawiedliwe, że nie powiedziała im wszystkiego, ale inaczej nigdy nie poznałaby prawdy o legendzie źródła. Młodości, która szybko przeminęła, a teraz jej pragnęła i była na wyciągnięcie ręki.
Pierwszy — Tomek. Silny, nieco buntowniczy, dobrze zbudowany z szerokimi ramionami i płaskim brzuchem. Przez bokserki wyraźnie zarysowywała się twarda erekcja — nawet we śnie był gotowy.
Obok — Marek. Wrażliwszy i bardziej oddany, ale jego ciało było bardziej smukłe. Bokserki zsunęły mu się nieznacznie, odsłaniając nasadę penisa i ciemne kępki owłosienia. Ręka spoczywała na udzie, jakby podświadomie pieszcząc samego siebie.
Sara przełknęła ślinę, czując, jak jej piersi powoli unoszą się i opadają z każdym oddechem. Sutki były sztywne, mokre od panującej wilgoci, a ciało rozgrzane do granic możliwości.
Nie potrafiła oderwać wzroku od nich. Byli młodzi, pełni życia i energii, tak inni od niej samej — kobiety, która z każdym rokiem czuła ciężar czasu na własnej skórze.
Przesunęła się cicho w ich stronę i uklękła przy Tomku. Czuła jego zapach, ciepło skóry i muskający ją chłód powietrza. Jej piersi zawisły nad nim niczym ciężkie, soczyste owoce, niemal dotykając jego torsu. Krople potu spływały z nich, turlając się po jego ciele.
Tomek poruszył się niespokojnie i jęknął przez sen. Jakby podświadomie, zsunął w jej obecności cienki materiał, chroniący jego męskość. Sara zamarła, czując drżenie w całym ciele. Jego penis stał teraz na pełnej gotowości, pulsując cicho, zapraszając ją do skosztowania.
Pochyliła się bliżej i nie śpiesząc, jakby chłonęła każdy szczegół jego wyglądu. Gładka skóra, delikatne żyłki, ciepło… Wreszcie uniosła dłoń i dotknęła go opuszką palca. Drgnął. Powtórzyła ruch, pieszcząc delikatnie żołądź. Tomasz jęknął, lekko poruszając biodrami. Sara objęła go dłonią, zaczynając powoli przesuwać w górę i w dół. Czuła, jak rośnie, twardnieje, jak zaraz wybuchnie.
Nagle się zatrzymała. Jej kciuk zawisł nad tym najwrażliwszym miejscem, które zawsze wywoływało lawinę rozkoszy, lecz nie nacisnęła. Cofnęła dłoń. Tomek jęknął cicho i obrócił się na bok.
Podniosła się i podeszła do Marka, który leżał na brzuchu. Jego bokserki zsunęły się do połowy pośladków. Delikatnie podciągnęła materiał, aby lepiej je zobaczyć.
Dotknęła jego pośladka opuszkami palców i przeciągnęła. Marek zadrżał, lecz nie otworzył oczu. Widząc, że ma twardy sen, obróciła go na bok, odsłaniając napięte ciało. Jego penis sam wysunął się z bokserek, drżąc i pulsując, jakby gotowy do eksplozji.
Sara ujęła go dłonią bez zbędnego wahania. Był taki ciepły, jędrny, pełen życia. Poruszyła ręką powoli, powtarzając ruch kilka razy. Marek zaczął oddychać szybciej, a jego biodra uniosły się instynktownie. Jęknął przez sen:
— Sara… nie przestawaj…
Te słowa, wypowiedziane mimo snu i magii tej chwili, sprawiły, że zatrzymała się natychmiast. Jej oczy się rozszerzyły, kiedy spojrzała na niewinną twarz Marka. Wzięła rękę z powrotem. Jego penis drżał, gotowy na finał, ale został mu odmówiony.
Sara wstała i spojrzała ze środka namiotu na płonący trójkąt ognia. Jej uda były mokre od potu i własnych pieszczot. Całe ciało pulsowało napięciem. Nie dotknęła się już więcej. Spojrzała tylko w ciemność i powiedziała cicho:
— Zaraz będą gotowi. Ale ja… już jestem.
Za nią, spod ciemnej wody rzeki, znów wynurzyła się Iyara. Syrena skinęła głową, jakby potwierdzając słowa Sary. Widziała poruszające się sylwetki w namiocie. Dwa cienie męskiej gotowości i kobiety, która obejmując swymi dłońmi, zaczęła ich wyprowadzać. Księżyc wydawał się tej nocy ogromny, jakby sam zbliżył się do Ziemi, chcąc lepiej naświetlić pradawny rytuał.
Dodaj komentarz