Zlecenie II

Przyglądam się W, który popija drinka, zupełnie niewzruszony dziewczyną, ssącą mu kutasa z zaangażowaniem. Jest młodsza ode mnie, pewnie ledwie legalna. Długonoga, blondynka, o  ogromnych błękitnych oczach, jak większość jego dziewczyn. Widocznie takie lubi.  

-A więc, moja droga… - przerywa na chwilę, mimowolnie podekscytowany pieszczotami.  

-To dla mnie ważne, proszę… - nalegam, dolewając W alkohol. Mężczyzna spina mięśnie z cichym jękiem. Odpycha blondynkę i uspokoja oddech. Sięga po napełnioną przeze mnie szklankę, połykając trunek niemal jednym haustem.  

-Kochanie, dobrze wiesz, że nie mogę. Przykro mi - miażdży moje nadzieje z beztroską małego dziecka.  

-On ma dopiero szesnaście lat! Nie wiedział, co robi!  

-W jego wieku może stanąć przed sądem. Ukradł, zatem musi ponieść konsekwencje.  

-To mój brat, rozumiesz?! Mój, kurwa, pieprzony brat! Odpuść ten jeden raz…  

-Iza! On pracuje dla mnie. Jest moim pracownikiem i nie będę mu pobłażać, bo tak sobie szanowna pani kurwa zażyczyła. Czy wyraziłem się jasno? - pyta lodowato, posyłając równie zimne spojrzenie. Ostrzeżenie przed przekroczeniem dozwolonej granicy. Więcej nie mogę zrobić.  

-Oślepiająco - mamrotam ulegle. W uśmiecha się zadowolony moją pozbawioną kręgosłupa postawą.  

-Chodź tutaj, skarbie - klepie swoje uda zapraszająco. Siadam niechętnie, mając jego sflaczały członek tuż przy pośladkach. Mężczyzna poczyna lekko trącać moje sutki,  bezczelnie włożywszy dłonie pod bluzkę. Raz po raz uderza czubki piersi opuszkami, powodując ból. W końcu przestaje, akurat gdy miałam zamiar się mu wyrwać. Zsuwa ręce na łechtaczkę, tym razem okazując zdumiewającą delikatność - Tak, Izuś… Bardzo bardzo cię lubię, ale nie wolno mi faworyzować nikogo.  To spowodowałoby niepotrzebne aberracje w naszej rodzinie. A nie chcielibyśmy skłócać rodziny, prawda? - mówi, nieoczekiwanie wsunąwszy we mnie dwa palce.  

-Ku… - zaczyna poruszać nimi gwałtownie -...aaa… - wszystko zaczyna być lekko zamglone. W działa na mnie jak heroina, zresztą doskonale o tym wie. Może mną dowolnie manipulować, bo jestem zbyt słaba, zbyt spragniona, by mu się oprzeć. Wymusza mój orgazm, prowadząc na skraj szaleństwa.  

-Zrewanżuj się - szepcze, owiewając gorącym oddechem moją szyję. Wpółprzytomnie łapię jego męskość w dłoń, obciągając posuwistym ruchem. Nie potrzebuje dużo czasu. Wkrótce tryska, a ja  łapczywie zlizuję resztkę spermy ze skóry - Grzeczna dziewczynka - chwali, całując mnie wargami o ostrym smaku wódki.  

***

Kopią go w twarz, brzuch i krocze. Mój brat próbuje nie krzyczeć, choć jego twarz zalała krwawa masa. Zaciskam rękę na kieliszku wina, oglądając ostrzegawczy spektakl. W obserwuje moją reakcję uważnie niczym słynny behiawiorysta. Ocenia każde nerwowe drgnięcie twarzy, każdy najmniejszy skurcz mięśni. Dlatego przywdziewam nieruchomą maskę spod której nie widać kobiety. Tylko znudzoną dziwkę. Skończyli z nim. Podnoszą skatowanego szesnastolatka i rzucają nim w moją stronę. Dzieciak zawisa na mnie całym ciężarem, brudząc specjalnie wybraną sukienkę. Jest cały rozdygotany, oddycha z wyraźną trudnością.  

-Iza… - ledwie wydusza moje imię. Zrobiłabym wszystko, by móc go przytulić i zabrać do domu. Jednak zdradził rodzinę, a W nie wybacza zdrady.  

-Przykro mi… - mamrotam, odpychając nastolatka. Naprawdę jest mi przykro. Trzyma się mnie kurczowo, więc odrywam go od siebie palec po palcu. Traci oparcie i upada bezładnie na brudną posadzkę. Dwóch osiłków wyprowadza zapłakanego chłopaka z sali. W odnajduje moje pełne pretensji spojrzenie, wzruszając obojętnie ramionami. Wznosi toast za pomyślność rodziny i wreszcie pozwala się nam rozejść. Totalnie wyczerpana idę do windy, mechanicznie wybrawszy numer piętra. Zwalam się na łóżko, nie mając siły zdjąć ubrania. Dopiero dotyk Abigail, niedawno przybyłej Amerykanki, przynosi mi ukojenie. Czuję jej wypielęgnowane dłonie, masujące moje stwardniałe ramiona z czułością, której nie posiada żaden mężczyzna.  

-It's gonna be ok… - zapewnia w jedynym znanym sobie języku. Całuje mnie łagodnie, tuż pod linią włosów.  

-Leave me - nakazuję szorstko, chcąc cierpieć bez publiczności. Abigail nie zamierza odchodzić, zamiast tego pieści moją szyję, bezbłędnie wyczuwając mój najczulszy punkt. Jej ciepły biust napiera stanowczo na moje łopatki. Poddaję się bliskości kobiety całkowicie. Obracam ku niej twarz, sycąc oczy widokiem egzotycznej urody - czarnych sprężynek włosów, aksamitnej skóry o barwie mlecznej czekolady, wydanych warg i idealnej sylwetki. Stapiamy się w jedno - Abigail, ja - stanowimy ciasny kłębek namiętności, plątaninę rąk, ud, języków… Dochodzę, wymazując wspomnienie W, brata, zleceń, itd.

Po wszystkim zasypiam wtulona ufnie w jej nagie ciało, by rano obudzić się samotna bardziej niż wcześniej.

Dodaj komentarz