Moi starzy, zawsze tacy pobożni i uparci, postanowili, że czas na mnie zadziałać. „Tomek, ty marnujesz życie na tych imprezach, na tych dziewczynach, co to tylko na jedną noc” – mówił ojciec, patrząc na mnie z tym swoim surowym wzrokiem, jakby mógł mnie samym spojrzeniem nawrócić. Matka kiwała głową, dodając: "Pojedziesz na tę wycieczkę parafialną do sanktuarium. Tam, w świętym miejscu, może Pan Bóg cię natchnie i zrozumiesz, co ważne w życiu". Śmiałem się w duchu z ich naiwności. Ja, Tomek, wieczny student socjologii, już piąty rok na tej warszawskiej uczelni, bo kto by się spieszył z dyplomem, kiedy życie oferuje tyle zabawy? Pamiętam te czasy z początku studiów: pierwsze imprezy w akademikach, gdzie podrywałem dziewczyny jedną po drugiej. Jedna noc z Anką, studentką psychologii, którą poderwałem na imprezie, obiecując jej gwiazdy z nieba, a rano zostawiłem z notatką „było miło, ale nie tego szukam". Albo ta historia z Magdą, którą przekonałem do trójkąta z moim kumplem. Byłem Piotrusiem Panem, królem imprez i podbojów, manipulatorem, który owijał sobie kobiety wokół palca. Studia? To tylko pretekst, żeby nie wchodzić w dorosłe życie, pełne nudnych obowiązków. Wolałem spontaniczne wypady, alkohol, seks bez zobowiązań. A teraz rodzice chcieli mnie „nawrócić"? Grozili, że odetną mi kasę na mieszkanie, a bez tego moje życie z kumplami w wynajętej chałupie ległoby w gruzach.
Więc zgodziłem się, pakując plecak z miną skazańca, wrzucając tam kilka ciuchów i butelkę wody. Wściekły byłem jak cholera, bo weekend zapowiadał się na totalnie zmarnowany: modlitwy, msze, spacery po lesie z bandą dewotek i świętoszków. Wsiadłem do tego pieprzonego Poloneza, którym ojciec zawiózł mnie pod sam kościół, bo to z tego miejsca wyruszała autokarowa pielgrzymka. Byłem wściekły, ale co innego miałem zrobić?
Stałem przed zaparkowanym przy kościele autokarze, z plecakiem zwisającym z jednego ramienia. Rozglądałem się po tłumie ludzi, którzy krzątali się z torbami i różańcami w rękach. Wszyscy tacy poważni, tacy pobożni. Aż mnie mdliło. Już miałem wsiąść, żeby zająć miejsce z tyłu i przespać całą drogę, kiedy ją zobaczyłem. Paulina. Średniego wzrostu blondynka o bladej cerze, z rozpuszczonymi włosami sięgającymi za ramiona. Stałą z boku, trochę zgarbiona. Ściskała swój mały plecak, jakby był jej tarczą. Lekka, zwiewna sukienka z motywem kwiatowym, zapięta po samą szyję, zdawała się falować w delikatnym wietrze. Kojarzyłem ją z sąsiedniej wioski i z chórku, w którym śpiewała. Widywałem ją czasem na jakichś lokalnych imprezach charytatywnych i festynach. Zawsze była cicha i nieśmiała. Wiedziałem o niej tylko tyle, że ma na imię Paulinka i jest młodsza ode mnie o jakieś cztery lata. Nigdy nie rozmawialiśmy, ale pamiętałem jej bladą cerę, taką delikatną, że wyglądała jak z porcelany. I te długie blond włosy, które teraz opadały na jej ramiona, połyskując w porannym słońcu. Stała tam, unikając spojrzeń innych, z tymi swoimi wielkimi niebieskimi oczami wpatrzonymi w ziemię. Wyglądała jak zagubiona owieczka w stadzie świętoszków. W tamtym momencie od razu coś we mnie drgnęło. Ten znajomy dreszczyk, który czuję, kiedy wyczuwam łatwą zdobycz.
„Hej, potrzebujesz pomocy z tym plecakiem?” – zagadnąłem, podchodząc bliżej z moim firmowym uśmiechem, tym zadziornym, który zawsze działał. Podniosła wzrok zaskoczona, a jej oczy na moment spotkały moje, zanim szybko uciekły w bok. Rumieniec rozlał się po jej policzkach, jakbym ją przyłapał na czymś zakazanym. „Eee… nie, dziękuję, poradzę sobie” – odpowiedziała cicho, głosem tak delikatnym, że ledwo go usłyszałem. Ale ten rumieniec, ta nerwowość… o cholera, to było jak zaproszenie. Wiedziałem już, że to będzie fajna zabawa. „No weź, nie daj się prosić, taki ciężar to nie dla ciebie” – kontynuowałem, wyciągając rękę po jej plecak, celowo muskając jej dłoń. Speszyła się i zadrżała lekko, a ja już wiedziałem, że będzie podatna na moją grę. To będzie łatwe, pomyślałem, widząc jak unika mojego spojrzenia, ale nie odsuwa się.
Wsiadając do busa, od razu zauważyłem, że miejsca nie są przypisane. Chaos, ludzie pchają się, szukając sobie siedzeń jak stado owiec. Idealna okazja, pomyślałem, żeby to wykorzystać. Paulina weszła przede mną, wahając się chwilę, zanim wybrała miejsce przy oknie w środkowym rzędzie. Usiadła tam, układając plecak na kolanach. Ja poczekałem moment, udając, że rozglądam się za wolnym fotelem, a potem "przypadkiem” podszedłem bliżej. "O, tu jest wolne?” – zapytałem głośno, wskazując na siedzenie obok niej, choć widziałem, że jakaś starsza babcia już kierowała się w tę stronę. Szybko usiadłem, zanim ktokolwiek mógł zaprotestować, rzucając babci przepraszający uśmiech. Wiedziałem, że Paulina jest zbyt nieśmiała, by cokolwiek powiedzieć, a ja już byłem obok, czując zapach jej perfum, delikatny, kwiatowy, taki niewinny. To mnie nakręcało.
Bus ruszył, a droga wiła się przez pola i lasy. Nudna jak cholera, ale ja miałem swoją rozrywkę. Siedziałem blisko, nasze ramiona prawie się dotykały, a ona unikała mojego wzroku, wpatrując się w okno. Zacząłem lekką rozmowę, żeby przełamać lody. Wiedziałem, że z takimi jak ona trzeba powoli, ale konsekwentnie. "No to jedziemy na to święte miejsce. Wierzysz, że to nas jakoś zmieni?” – zapytałem z lekkim uśmiechem, patrząc na nią bokiem. Odwróciła głowę lekko, pokazując swoje niebieskie oczy wilgotne, jakby od nerwów czy wzruszenia – cholera, to było seksowne, ta jej wrażliwość. "Ja... tak, wierzę. Moi rodzice zawsze mówili, że takie wyjazdy zbliżają do Boga” – odpowiedziała cicho, głosem drżącym, rumieniąc się znów. Zauważyłem, jak jej dłonie ściskają plecak mocniej, jak unika bezpośredniego spojrzenia, ale jednocześnie nie odsuwa się. Zresztą nie miała za bardzo gdzie, bo siedziała od okna. To mnie podniecało jak diabli. Wyzwanie, czysta adrenalina; wiedziałem, że pod tą skorupą nieśmiałości kryje się coś, co mogę rozbić, coś kruchego i gotowego na moje słowa.
Kontynuowałem, przechodząc na studia, bo to zawsze dobry temat na początek. "A ty co studiujesz? Ja socjologię w Warszawie, już piąty rok, ale nie spieszy mi się” – rzuciłem żartobliwie, z zadziornym uśmiechem. Spojrzała na mnie na chwilę. Tak nieśmiało i nerwowo. To sprawiło, że wyobraziłem sobie, jak by wyglądała w innym kontekście, błagając o więcej. "Pedagogikę, drugi rok. Chcę pracować z dziećmi, pomagać im... w wierze i w życiu” – powiedziała, uśmiechając się nieśmiało. "Brzmi szlachetnie. A wiara? Dla mnie to bardziej tradycja wiesz? Rodzice mnie tu wepchnęli, bo myślą, że imprezy mnie psują. Ale ty wyglądasz na kogoś, kto naprawdę w to wierzy. Opowiedz mi, co cię tu ciągnie” – naciskałem, nachylając się lekko bliżej, czując, jak jej oddech przyspiesza. "Ja... od dziecka chodzę do kościoła. To daje mi siłę? Ale czasem... czasem się boję, że nie jestem dość dobra” – wyznała, a te wilgotne oczy, ta nerwowość, to było jak paliwo dla mojej manipulacji. "Hej, nie mów tak. Wyglądasz na aniołka, serio. Może ta wycieczka pomoże nam obojgu znaleźć... równowagę” – powiedziałem, dodając nutę sugestii w głosie, patrząc, jak rumieniec pogłębia się, a jej oczy wilgotnieją jeszcze bardziej.
Rozmowa w busie płynęła dalej, a ja czułem, że Paulina otwiera się na mnie bardziej. Przynajmniej w rozmowie. Siedziałem blisko, celowo ocierając się ramieniem o jej ramię za każdym wybojem drogi, udając, że to przypadek. Ten rumieniec – cholera, to było jak oglądanie kwitnącego kwiatka, który tylko czeka, by go zerwać. "No dobra, Paulina, skoro jesteśmy na tej świętej pielgrzymce, to powiedz mi: co myślisz o tych wszystkich grzechach? Wiesz, tych cielesnych pokusach dla dorosłych, o których ksiądz zawsze mówi z ambony?” – rzuciłem żartobliwie, nachylając się bliżej, żeby poczuć jej zapach. Zawahała się, jej oczy zrobiły się jeszcze bardziej wilgotne. "Ja... no wiesz, ludzie powinni panować nad sobą i nie grzeszyć. Trzeba się modlić, żeby nie myśleć o grzechu” – wyszeptała, unikając mojego wzroku, a jej dłonie zacisnęły się na plecaku. Śmiałem się w duchu. Ta jej naiwność była idealna, jak czysta karta, którą mogłem zapisać swoimi sprośnymi historiami.
"Ale przyznaj, że czasem te pokusy są zabawne, co? Wyobraź sobie: ksiądz na kazaniu mówi o czystości, a ty siedzisz i myślisz o... no wiesz, o tych rzeczach, które dorośli robią ze sobą w łóżku, kiedy nikt nie widzi” – kontynuowałem, dodając nutę perwersji w głosie, ale opakowaną w żart. "Na przykład, ja raz na mszy wyobrażałem sobie, że aniołki w niebie mają imprezę z drinkami i tańczą nago. A ty? Miałaś kiedyś takie natrętne myśli, których się później wstydziłaś?” – zapytałem, mrugając do niej figlarnie. Rumieniec na jej twarzy rozlał się aż po szyję, a ona zakaszlała, jakby się zakrztusiła. "Nie... nie miałam. To znaczy, staram się nie mieć” – odpowiedziała drżącym głosem, a jej oczy spojrzały na mnie na ułamek sekundy, pełne mieszanki strachu i ciekawości. To mnie nakręcało jeszcze bardziej. Wyzwanie, by złamać tę jej skorupę, by zobaczyć, co kryje się pod tą nieśmiałością. "Hej, nie stresuj się, żartuję! Jesteśmy tu, żeby się nawrócić, prawda?” – zażartowałem głośniej, śmiejąc się pod nosem, a ona w końcu się uśmiechnęła, choć niepewnie, co było jak mała wygrana w mojej grze.
Bus podskakiwał na wybojach, a ja korzystałem z okazji, by "przypadkowo” położyć rękę blisko jej uda, obserwując reakcję. "A studia? Pedagogika to brzmi jak ciężkie wyzwanie. Chcesz uczyć dzieciaki, jak być grzecznymi, czy może jak unikać nudnych wycieczek jak ta?” – ciągnąłem, dodając kolejny żart, by rozluźnić atmosferę. "Tak, lubię dzieci. One są takie... czyste” – powiedziała cicho, a ja pomyślałem, że ona sama jest taka czysta, jak nieskazitelna kartka, którą aż chce się pobrudzić. "Czyste? Ha, przypomnij mi to, jak będziesz miała własne. Ale serio, podziwiam. Ja na socjologii uczę się, jak manipulować ludźmi. Żartuję, to bardziej o społeczeństwie. Ale wiesz, ludzie to fascynujący temat” – powiedziałem z przymrużeniem oka, patrząc, jak jej oczy znów błądzą, a rumieniec wcale nie ustępuje.
Wiecie, jak to jest, kiedy czujesz, że masz kogoś na haczyku, a gra dopiero się zaczyna? To uczucie, jakbyś polował na coś delikatnego, kruchego, co wystarczy lekko pchnąć, żeby się rozpadło. I to właśnie działo się z Pauliną. Bus zatrzymał się na postoju w środku lasu, gdzieś na zadupiu, gdzie wokół były tylko drzewa i śpiew ptaków. Wszyscy wysiedli, żeby rozprostować nogi, a ja od razu zobaczyłem okazję. Paulina stała z boku, jak zwykle, z tym swoim różowym plecaczkiem przyciśniętym do piersi. Patrzyłem na nią i myślałem: "O, mała, jeszcze nie wiesz, co cię czeka". Ta jej blada cera, te blond włosy połyskujące w słońcu. Wyglądała jak aniołek, który zabłądził na ziemi, a ja byłem gotów pokazać jej, jak smakuje grzech.
„Paula, nie masz dość tego hałasu? Chodź, przejdziemy się, odetchniemy trochę” – rzuciłem z uśmiechem. Spojrzała na mnie wzrokiem, z którego dało się odczytać niepewność i wahanie. Ale po chwili skinęła głową, cicho mówiąc: „No... dobrze”. Cholera, ten jej nieśmiały głosik był jak muzyka dla moich uszu. Ruszyliśmy w stronę lasu, z dala od reszty grupy, która piła herbatę i dyskutowała o cudach w sanktuarium. Szliśmy wąską ścieżką, a ja specjalnie zwolniłem kroku, żeby być bliżej, żeby czuła moją obecność. „Wiesz, te wycieczki są jak spowiedź na kółkach. Wszyscy udają świętych, ale każdy ma coś na sumieniu” – powiedziałem, patrząc na nią z ukosa. Zaczerwieniła się, unikając mojego wzroku. „Co o tym myślisz, Paulina? Masz jakieś grzeszki, które chciałabyś wyznać? Spokojnie, ja nie jestem księdzem, nie każę ci klepać zdrowasiek” – dodałem, puszczając oko.
„Nie... nie mam. Staram się żyć dobrze” – odpowiedziała cicho. Śmiałem się w głębi serca. Jasne, mała, jasne. Widziałem, jak jej ręce drżą, jak unika mojego spojrzenia i to mnie nakręcało. „Oj, daj spokój, każdy ma coś. Na przykład ja raz na mszy myślałem o tym, jak by to było całować się w konfesjonale. Wyobrażasz sobie? Taki mały niewinny grzeszek w cieniu świętego miejsca...” – rzuciłem, celowo wplatając religijną metaforę, żeby zobaczyć, jak daleko mogę się posunąć. Zatrzymała się na chwilę, jej oddech przyspieszył, a oczy zrobiły szerokie. „Tomek, to... to nie jest odpowiednie” – wyszeptała, ale nie odeszła. Nie uciekła. Stała tam, czerwona jak burak, a ja czułem, jak krew pulsuje mi w żyłach. „Spokojnie, żartuję. Ale powiedz, nie masz czasem takich myśli? Wiesz, takich, o których nie mówisz na spowiedzi, bo są zbyt wstydliwe?” – naciskałem, uśmiechając się szeroko, a w głowie już widziałem, jak ta jej niewinność pęka pod moim naciskiem.
Wiecie, co było w tym najlepsze? Ta jej reakcja. To, jak próbowała się trzymać swojej wiary, ale jednocześnie nie mogła oderwać się ode mnie. To było jak taniec, gdzie ja prowadziłem, a ona nieświadomie podążała. „Na spowiedzi trzeba mówić o wszystkich rzeczach, inaczej nie jest ważna” – odpowiedziała w końcu, a ja pomyślałem: „O, mała, twoje serce może i jeszcze czyste, ale ja sprawię, że będzie brudne”.
Szliśmy z powrotem do busa, a ona wciąż unikała mojego wzroku, chociaż przyłapałem ją kilka razy na zerkaniu w moją stronę. Miałem wrażenie, że mnie polubiła. "Ten spacer mi dobrze zrobił. Odetchnęliśmy od tych wszystkich modlitw, a ty wyglądasz jeszcze piękniej na tym świeżym powietrzu” – powiedziałem, puszczając oko, jak wsiadaliśmy z powrotem. Chciała coś powiedzieć, ale nie znalazła słów w swoich ustach. Widocznie nieczęsto ktoś jej mówił komplementy. Usiadłem obok niej, a bus ruszył dalej, w stronę sanktuarium. Droga wiła się przez wzgórza, a ja myślałem o tym, jaki następny krok wykonać.
Siedzieliśmy jak zwykle blisko siebie. Nasze kolana prawie się dotykały, a ja zacząłem sypać kolejnymi komplementami, żeby ją bardziej omotać. "Wiesz, Paulina, zawsze zauważałem cię na tych kościelnych spędach. Masz taką delikatną urodę. Te blond włosy, jak złoto w słońcu i ta blada cera, jakbyś była z porcelany. Ale to nie tylko wygląd, wiesz? Jesteś taka... czysta, taka prawdziwa. To rzadkie u dziewczyn w naszym wieku” – mówiłem niskim głosem, nachylając się bliżej, żeby poczuć jak drży. Spojrzała na mnie nieśmiało i wyszeptała: "Dziękuję... ale nie jestem taka specjalna". Śmiałem się w myślach z tego. Jasne, mała, jesteś specjalna, bo jesteś idealną ofiarą dla mojej zabawy. "Nie gadaj głupot. Jesteś jak aniołek, który spadł na ziemię. Te twoje oczy, takie głębokie, pełne tajemnicy. A charakter? Widzę, jak się starasz być dobra, jak walczysz z pokusami. To mi imponuje, wiesz? Dziewczyny jak ty są wyjątkowe” – ciągnąłem, muskając "przypadkowo” jej dłoń i obserwując, jak jej oddech przyspiesza.
Bus w końcu dojechał do sanktuarium, zatrzymując się przed wielkim, kamiennym budynkiem otoczonym drzewami. Wysiedliśmy, a ona trzymała się mnie jak swojego przewodnika. Msza się zaczęła, wszyscy siedzieli w ławkach, a ja oczywiście zadbałem, żeby być tuż obok jej. Właściwie to nie musiałem się starać, bo sama usiadła przy mnie. W naszej ławce szybko zrobiło się ciasno. Siedziałem tak blisko, że czułem ciepło jej ciała przez cienką sukienkę, którą miała na sobie. Wyglądała jak chodzący ideał niewinności. Rozpuszczone blond włosy i jasna cera, która w świetle świec wyglądała jak z obrazu jakiegoś renesansowego malarza. Kapłan na ambonie ględził o grzechach i odkupieniu, a ja nachyliłem się do Pauliny, tak blisko, że moje usta musnęły jej ucho. „Wiesz, o czym myślę, jak słyszę o tych grzechach cielesnych?” – wyszeptałem, czując, jak jej ciało sztywnieje. „O tym, jak łatwo je popełnić. Wyobraź sobie dwoje zakochanych ludzi, którzy nie mogą się oprzeć. Są blisko siebie, rozmawiają, patrzą na siebie, dotykają się. Stąd bardzo krótka droga do popełnienia grzechu”. Paulina wzdrygnęła się lekko, jej oddech stał się szybszy, a ja zauważyłem, jak jej dłonie zacisnęły się na krawędzi ławki. „Tomek, nie mów tak bo jeszcze ktoś usłyszy... ludzie powinni mieć silną wolę, nawet jeśli się bardzo kochają” – wyszeptała, ale jej głos był słaby, jakby walczyła sama ze sobą. „Silną wolę, masz rację. Ale powiedz, co jeśli pragnienie wygrywa z trzeźwym myśleniem. Wiesz, kiedyś widziałem młodą parę na parkingu przy lesie. Wślizgnęli się na tylne siedzenie, a po chwili słyszałem ciche sapanie. On ją tam brał, a ktoś mógł to obserwować. To dopiero grzech, co?” – dodałem, obserwując, jak jej policzki robią się czerwone jak wino mszalne.
W głowie już widziałem, jak ją rozbieram, jak te jej nieśmiałe oczy błagają o więcej, choć usta mówią 'nie'. A ta historyjka o samochodzie? Może i trochę zmyśliłem, ale widziałem, jak działa. Widziałem jak jej wyobraźnia zaczęła szaleć, choć próbowała to ukryć.
Po mszy i całym dniu pełnym modlitw i świętoszkowatych pogadanek, wszyscy rozeszli się do swoich pokoi. Schronisko było stare, z drewnianymi podłogami, które skrzypiały przy każdym kroku i zapachem wilgotnego drewna w powietrzu. Nasza grupa dostała jeden wielki pokój z piętrowymi łóżkami jak w jakimś harcerskim obozie. Paulina, oczywiście wyglądała na zagubioną, trzymając swój plecak blisko siebie. Ja? Ja już miałem plan. Kiedy organizator, którym okazał się mój stary znajomy z podstawówki, rozdzielał miejsca, zagadałem go niby żartem: „Ej, daj mnie bliżej okna, bo chrapię i nie chcę nikogo budzić”. Oczywiście, to był pretekst – zauważyłem, że Paulina wybrała łóżko przy oknie, więc wystarczyło trochę sprytu, żeby wylądować na sąsiednim. „Tomek, tylko nie rób zamieszania” – powiedział, ale ja tylko uśmiechnąłem się szeroko i zająłem miejsce, kładąc swój plecak tak, żeby był blisko niej. Widziałem, jak zerknęła na mnie. Jakby chciała powiedzieć: „Znów tu jesteś?”. Bałem się, że zbytnio przytłaczam ją swoją obecnością. Postanowiłem więc, że nie będę już rozpoczynał tego dnia żadnych konwersacji. Niech jej introwertyczny akumulator naładuje się na jutro.
Noc zapadła szybko, pokój wypełnił się cichymi oddechami i szelestem pościeli. Leżałem na swoim łóżku, patrząc w sufit, ale moje myśli krążyły wokół Pauliny, która spała, albo raczej próbowała spać niecały metr ode mnie. Słyszałem, jak się wierci, jak jej oddech czasem zamienia się w ciche westchnienia, takie delikatne, jakby coś ją dręczyło. W głowie miałem tylko jedno: „Ona myśli o mnie, stary. Może nie przyznaje się do tego, ale te westchnienia, te ukradkowe spojrzenia”. Wyobrażałem sobie, jak leży tam, w tej swojej cienkiej piżamie, może z ręką między udami, próbując stłumić pragnienia, które jej zasiałem. To mnie nakręcało tak bardzo, że nie mogłem zasnąć. Krew pulsowała mi w żyłach, a w głowie już układałem kolejny krok. „Paulina, jutro będziesz moja” – myślałem, uśmiechając się do siebie w ciemności. Wiedziałem, że jest już na skraju. Wystarczy ją lekko popchnąć, a ta jej święta fasada runie jak domek z kart.
Obudziłem się rano z tym uczuciem, jakby polowanie dopiero się rozkręcało. Słońce ledwo wdzierało się przez zasłony w schronisku, a w pokoju panowała cisza przerywana tylko cichym pochrapywaniem kogoś z grupy. Obróciłem głowę i zerknąłem na Paulinę, która jeszcze spała na sąsiednim łóżku. Leżała na boku, zwrócona twarzą w moim kierunku, z włosami rozsypanymi na poduszce. Piżama, którą miała na sobie – zwykła, bawełniana, z długim rękawem, opinała jej drobną sylwetkę, a ja nie mogłem oderwać oczu od delikatnego zarysu jej piersi pod materiałem. Cholera, wyglądała jak aniołek, który nie zdaje sobie sprawy, że wilk już na nią patrzy. Myślałem: „Ona śni o mnie, założę się”.
Później, podczas porannych modlitw w kaplicy sanktuarium, miałem kolejną szansę. Wszyscy klęczeli w rzędach, a ja znów zadbałem, żeby być tuż obok niej. Kapłan prowadził różaniec, ale ja zamiast się modlić, skupiłem się na niej. „Paulina, dobrze spałaś? Co ci się śniło?” – szepnąłem, nachylając się lekko, niby poprawiając pozycję na klęczniku. Jej oczy rozszerzyły się, a rumieniec znów zalał jej policzki. „Tomek, nie teraz. Odmawiaj różaniec” – wyszeptała. Jej głos drżał, a ja czułem, jak krew mi buzuje. W trakcie modlitwy „przypadkowo” musnąłem jej udo, kiedy sięgałem po modlitewnik znajdujący się na drugim końcu. Jej skóra była ciepła, miękka, a reakcja? Natychmiastowa. Szybki oddech, jakby właśnie przebiegła maraton.
„Przepraszam, to niechcący” – powiedziałem z udawaną niewinnością, ale w głowie śmiałem się z kolejnego udanego kroku. To jej drżenie, ten przyspieszony oddech. To było jak wyraźny znak, że jest podatna, że mogę ją uformować jak plastelinę. Niby nic, ale widziałem, jak jej ciało zareagowało, jak próbowała ukryć to przed samą sobą. Modlitwy ciągnęły się, ale dla mnie to było tylko tło do mojej gry. Paulina klęczała sztywno, próbując skupić się na różańcu, ale ja wiedziałem, że jej myśli są gdzie indziej – tam, gdzie ja je popchnąłem.
Po porannych modlitwach organizatorzy dali nam trochę wolnego czasu. Ogród za sanktuarium był jak z obrazka: zadbane ścieżki, kwiaty, stare drzewa rzucające cień, a w oddali szumiący strumień. Idealne miejsce na to, co zaplanowałem. Zauważyłem Paulinę stojącą z boku i rozmyślającą o czymś. „Hej, Paulina, nie masz dość tego hałasu? Chodź, pokażę ci coś fajnego. Takie fajne, ciche miejsce w ogrodzie. Obiecuję, że będzie warto” – powiedziałem patrząc jej prosto w oczy. Zawahała się, ale po chwili kiwnęła głową. „No... dobrze”. Poprowadziłem ją ścieżką w głąb ogrodu, z dala od reszty grupy, gdzie nikt nie mógł nas zobaczyć.
Szliśmy w milczeniu, a ja celowo zwalniałem kroku, żeby mogła nadążyć. Zatrzymaliśmy się pod wielkim dębem, gdzie ścieżka skręcała w stronę strumienia. „Paulina, muszę ci coś powiedzieć” – zacząłem, zniżając głos, żeby brzmiał intymnie, niemal spiskowo. Odwróciła się do mnie, a ja kontynuowałem: „Zawsze mnie fascynowałaś, wiesz? Na tych kościelnych imprezach, zawsze byłaś taka... inna. Piękna, ale nie w ten nachalny sposób, jak niektóre dziewczyny. Masz w sobie coś, co przyciąga. Te oczy, które wyglądają, jakby skrywały tajemnicę. Jesteś jak anioł, który nie wie, jak bardzo jest piękny”. Patrzyłem, jak jej rumieniec się pogłębia, jak jej dłonie nerwowo skubią rąbek sukienki. „Tomek, przestań, ja nie jestem... kłamiesz” – wyszeptała, ale jej głos drżał, a oczy błyszczały od emocji. Wiedziałem, że ją mam. Te komplementy, choć oklepane i tandetne, były jak klucze do jej murów. Młoda, nieśmiała dziewczyna, stroniąca od towarzystwa, na pewno nie słyszała zbyt często takich słów od bądź co bądź przystojnego chłopaka.
„Nie kłamię, serio. Mówię prawdę. Jesteś taka szczera, taka oddana swojej wierze i zasadom. To musi być trudne, co? Być taką czystą w świecie pełnym pokus” – ciągnąłem, robiąc krok bliżej, aż dzieliły nas centymetry. „Powiedz mi, Paulina, nie czujesz się czasem samotna? Taka wiara i to całe poświęcenie... to musi być ciężkie, gdy nikt cię naprawdę nie rozumie”. Trafiłem w punkt. Jej oczy się zaszkliły, a ona westchnęła cicho. „Czasem... tak. Moi rodzice zawsze mówili, że wiara to wszystko, ale czasem czuję, że coś mi umyka. Że inni mają coś, czego ja nie mam” – wyznała, a jej głos był niemal szeptem. Jej wargi drżały, a ja miałem wrażenie jakby zaraz miała się rozpłakać. „Wiesz, Paulina, ja cię rozumiem. I myślę, że to nasze spotkanie to nie przypadek tylko jakiś znak.” – powiedziałem, patrząc jej w oczy z troską i zrozumieniem.
W tamtym czasie czułem, że gra wchodzi na nowy poziom. Paulina w końcu otworzyła się na mnie i była bardziej śmielsza nie tylko w rozmowie ale i w zachowaniu. Moja bliska obecność nie krępowała już jej tak mocno jak na początku. Po tym, jak otworzyła się, mówiąc o swojej samotności, wiedziałem, że to moment żeby pchnąć sprawy dalej. „Paulina, jesteś taka urocza, kiedy mówisz prosto z serca” – powiedziałem cicho, robiąc krok bliżej, aż nasze ciała niemal się dotykały. Jej oddech przyspieszył, a ja nie czekałem dłużej. Nachyliłem się, powoli, żeby czuła napięcie i pocałowałem ją – delikatnie, ale z nutą władczości, którą zawsze stosowałem. Jej wargi były miękkie, ciepłe, smakowały jak truskawkowy błyszczyk zmieszany z czymś niewinnie słodkim, jakby samą jej esencją. Drżała pod moim dotykiem. Jej ciało było napięte, ale nie odsunęła się. Żadnego oporu, tylko ta krucha uległość, która sprawiała, że krew mi buzowała.
Moje ręce powędrowały na jej talię, czując smukły zarys zgrabnej sylwetki przez cienką sukienkę. Powoli przesunąłem dłonie niżej, na biodra, a potem lekko w górę, muskając bok jej piersi. Celowo, żeby zobaczyć, jak zareaguje. Zadrżała mocniej, jej oddech stał się urywany, ale wciąż nie protestowała. „Podoba ci się?” – szepnąłem, odrywając się na moment od jej ust, patrząc w te jej duże, nieśmiałe oczęta, które teraz błyszczały czymś nowym, jakby ciekawością i pragnieniem. „Tomek... nie powinniśmy... to grzech” – wyszeptała, ale jej głos był słaby, jakby walczyła z samą sobą, a nie ze mną. Drwiłem z tego w swoich myślach – grzech? To tylko niewinny pocałunek. To dopiero początek, mała. „Nie myśl o tym, to tylko my, nikt nie musi wiedzieć” – mruknąłem, całując ją znowu, tym razem głębiej. Moje ręce śmielej wędrowały po jej ciele, czując, jak się poddaje. Widziałem, jak jej zakazane pragnienia zaczynają brać górę.
Wiedziałem, że jest moja, że te rumieńce to nie tylko wstyd, ale coś, co mogę rozdmuchać w płomień. Moje ręce na jej ciele? To był test, a ona zdała go śpiewająco. Zero oporu, tylko ta słodka panika w oczach. Stałem tam, za tym drzewem, czując jej ciepło, smak jej ust i wiedziałem, że ta niewinna owieczka już wpadła w moje sidła, a ja miałem zamiar pociągnąć za sznurki jeszcze mocniej.
Pamiętam ten moment, kiedy po całowaniu się wracaliśmy z ogrodu sanktuarium. Był jak gra w szachy. Każdy ruch musiał być precyzyjny, żeby nie spłoszyć mojej zdobyczy. Paulina szła obok mnie. Jej blond włosy lekko potargane wiatrem, opadały na ramiona, a blada cera, sprawiała, że wyglądała jak delikatna lalka, którą chciałem wziąć w dłonie. Jej zawstydzone oczy, unikały mojego wzroku, ale widziałem w nich burzę. Wiarę walczącą z czymś nowym. Czymś, co zasiałem tym pocałunkiem za drzewem.
Położyłem rękę lekko na jej talii, sprawdzając, czy będzie się czuć z tym komfortowo. W końcu przed chwilą całowałem ją i dotykałem znacznie bliżej jej intymnych miejsc. Widziałem jednak, że dziewczyna wstydzi się tego. Pewnie bała się, że ktoś zobaczy nas i pomyśli, że jesteśmy parą. W małej wsi plotki bardzo szybko się rozchodzą.
„Paulina, chciałbym być uczciwy w stosunku do ciebie. To, co przed chwilą wydarzyło się między nami... te pocałunki i dotyk. To było fajne, ale jeśli czujesz się z tym źle i to w jakiś sposób przekracza twoje granice… to po prostu mi powiedz i dam ci spokój – mówiłem powoli, nie spuszczając wzroku z jej twarzy ani na moment. „Nie, Tomek, przestań. Nie jestem dzieckiem. Do niczego mnie nie zmuszasz’’ – odpowiedziała tak cicho, jakby chciała upewnić się, że nikt nie usłyszy.
Nachyliłem się wtedy bliżej. Moje usta znalazły się tuż przy jej uchu, czując zapach jej kwiatowych perfum. „Wyobraź sobie, że spędzamy chwilę razem, tylko we dwoje w ciszy. Mógłbym cię pocałować, tak jak przed chwilą i pokazać, jak bardzo mi na tobie zależy” – szepnąłem, a moje słowa były miękkie, ale z nutą pokusy, która miała ją przyciągnąć. Spojrzała na mnie wzrokiem pełnym wahania. „Tomek, to za szybko... ja jestem... no wiesz... ja nigdy tego nie robiłam, nie kochałam się” – błądziła słowami, a rumieniec pogłębiał się na jej policzkach. Ta jej walka była słodka, ale wiedziałem, że mogę ją przekonać. Postanowiłem ją jeszcze bardziej zawstydzić. „Hej, spokojnie Paula, nie mówię o seksie. Tylko rozmowa, może kilka pocałunków, nic więcej. Chcę po prostu być blisko ciebie, Paulina. Jesteś taka piękna, gdy się rumienisz, wiesz?” – powiedziałem, uśmiechając się ciepło, choć w głowie już planowałem, jak ją omotać. Zawstydziła się jeszcze bardziej i zaczęła jąkać. W końcu wyszło na to, że przyłapałem ją na tym, jak wybiega myślami znacznie bardziej do przodu niż powinna. Zatrzymała się na ścieżce, a jej dłonie skubały rąbek sukienki. „D-dobrze... możemy się spotkać wieczorem. Ale co, jeśli ktoś nas zobaczy?”. „Nikt nas nie zobaczy. W schronisku jest ten pusty pokój na końcu korytarza, ten w remoncie. Możemy się tam wymknąć wieczorem, kiedy wszyscy zasną. Obiecuję, tylko rozmowa i pocałunki. Nic, czego byś nie chciała. Chcę tylko spędzić z tobą chwilę, poczuć, że jesteś blisko”. – mówiłem, patrząc jej w oczy. Moje słowa były jak miód. Słodkie i lepkie. Widziałem, jak się waha, jak jej oczy błyszczą, a oddech przyspiesza. „Nie jestem pewna... to brzmi... niebezpiecznie” – wyszeptała, ale jej ciało zdradzało podniecenie, ten lekki dreszcz, który przebiegał przez jej smukłą sylwetkę. „Nie ma w tym nic niebezpiecznego, Paula. To tylko niewinne pocałunki i rozmowa. Pomyśl, jak to będzie. Tylko ja i ty. Obiecuję, że będziesz się czuła bezpiecznie i że wszystko zostanie między nami” – naciskałem, muskając jej dłoń, czując, jak drży. W końcu skinęła głową, ledwo zauważalnie. Jej rumieniec był jak znak, że jest gotowa, choć wciąż rozdarta. „Dobrze... ale tylko rozmowa i... może pocałunki” – powiedziała cicho, a ja wiedziałem, że przyjdzie. W głowie już widziałem, jak ten wieczór zamieni się w coś więcej, ale na razie grałem rolę czułego przyjaciela.
Późnym wieczorem czekałem w tym zapomnianym pomieszczeniu na końcu korytarza, gdzie pachniało farbą i kurzem, a jedyne światło sączyło się przez szparę w zasłonach od księżyca. Nie było tam łóżka, ani żadnego krzesła. Tylko pusta, zimna przestrzeń, w której odbijało się echo. Paulina przyszła punktualnie, dokładnie tak, jak przypuszczałem. Jej drobna sylwetka pojawiła się w drzwiach, ubrana w prostą piżamę, która opinała jej smukłe ciało. Te piękne, rozpuszczone blond włosy, opadały kaskadą na ramiona, a blada cera lśniła w półmroku, jakby była zrobiona z alabastru. Jej niebieskie oczy błyszczały niepewnością, ale też czymś głębszym. Czymś, co zdradzało, że pragnie tego, czego się boi. „Tomek, naprawdę nie powinniśmy tu być” – wyszeptała, stojąc w progu. Jej głos drżał, a ręce nerwowo skubały rękaw piżamy. Cholera, wyglądała wtedy jak anioł, który przypadkiem zabłądził do mojego piekła i to mnie nakręcało jak diabli.
„Paula, spokojnie, nikt nas nie znajdzie. Chcę cię przytulić, poczuć cię” – powiedziałem miękko, robiąc krok w jej stronę. Moje oczy przyklejone były do jej twarzy, do tych różowych policzków, które płonęły w świetle księżyca. Podeszła powoli, jakby walczyła z każdym krokiem, a ja chwyciłem jej dłoń, ciepłą i drżącą. Przyciągnąłem ją do siebie. „Jesteś taka piękna, wiesz? Twoje włosy lśnią jak złoto, a te oczy... jakbym mógł się w nich utopić. Chcę ci pokazać przyjemność, jakiej nigdy nie przeżyłaś. Coś, co sprawi, że zapomnisz o wszystkim” – szepnąłem, nachylając się, aż moje usta musnęły jej ucho. Pocałowałem ją namiętnie. Moje wargi smakowały jej słodkie, truskawkowe usta. Obserwowałem jej ciało. Napięte, ale poddające się. Moje ręce powędrowały na jej talię, czując krzywiznę jej bioder przez cienki materiał, a potem lekko w górę, muskając bok jej piersi. „Wyobraź sobie, jak moje palce wędrują po twojej skórze, jak liżę twoje szyję, twoje piersi, aż błagasz o więcej” – mruknąłem sprośnie. Moje słowa były jak trucizna, która miała rozpuścić jej opory. „Tomek, nie... obiecałam sobie, że nie... nie mogę” – wyszeptała głosem pełnym emocji. Jakby walczyła z burzą w środku. Jej oddech był szybki, piersi unosiły się i opadały pod piżamą, a ja widziałem, jak bardzo jest podniecona, mimo że próbowała to ukryć. „Spokojnie, mała, nie zrobię nic, czego nie chcesz. Tylko pocałunki, dotyk, nic więcej. Ale pomyśl, jak by to było. Moje usta na twoim ciele, smakujące każdy centymetr, doprowadzające cię do szaleństwa” – kusiłem, całując ją znowu, głębiej. Moje ręce śmielej badały jej sylwetkę, czując, jak drży pod moim dotykiem. „Nie, Tomek, naprawdę... muszę zostać czysta, dla mojej wiary” – powiedziała, odrywając się na moment. Jej oczy błyszczały łzami, ale też pożądaniem, które zdradzało jej rumieńce. W głowie śmiałem się, że ta jej walka jest z góry skazana na porażkę. Wiedziałem, że jest na skraju. „Okej, Paulina, tylko to, co chcesz. Jedno twoje słowo i odejdę” – szepnąłem, muskając jej szyję ustami, czując, jak jej puls przyspiesza.
Całowałem ją coraz bardziej zachłannie. Moje usta pożerały jej słodkie wargi, a ona odpowiadała. Nieśmiało, ale z rosnącym głodem, jakby coś w niej pękało. „Paulina, smakujesz tak cudnie... te usta, jak płatki róż, ta skóra, jak jedwab. Czujesz, jak bardzo cię pragnę?” – szepnąłem. Moje słowa były gorące, lepkie od pokusy, a moje ręce powędrowały pod jej piżamę, czując ciepło jej talii i gładkość skóry pod palcami.
Jej ciało zadrżało mocniej, kiedy moje dłonie przesunęły się w górę, muskając bok jej piersi, a potem niżej, na biodra, czując krzywiznę jej smukłej figury. „Tomek, proszę... nie mogę, nie powinnam” – wyszeptała, jakby walczyła z falą, która ją zalewała. Ale jej ręce, choć nieśmiało, wciąż trzymały się moich ramion, jakby nie mogła się oderwać. „Ty decydujesz o tym, co powinnaś, skarbie. Wyobraź sobie, jak moje palce odkrywają każdy centymetr twojego ciała, jak doprowadzam cię do rozkoszy, jakiej nigdy nie znałaś. Możemy być ostrożni, nie zrobię nic, czego nie chcesz” – kusiłem, całując jej szyję, czując, jak jej puls bije pod moimi ustami, jak jej oddech staje się coraz bardziej chaotyczny. Jej piżama lekko się uniosła, moje palce musnęły jej brzuch, gładki i ciepły, a ja wyobrażałem sobie, jak smakowałaby jej skóra niżej, jak błagałaby o więcej.
„Tomek, nie możemy się kochać... przysięgłam, że zostanę dziewicą, że poczekam do ślubu. Nie mogę tego złamać” – powiedziała głosem pełnym desperacji. Ale te rumieńce, to drżenie, zdradzały, że jej ciało mówi co innego. Odsunęła się lekko. Jej oczy błyszczały łzami, ale też tym ogniem, który zasiałem. „Okej, Paulina, szanuję to. Możemy tylko się całować, dotykać... jest tyle sposobów, żeby poczuć niebo, nie łamiąc twojej obietnicy” – mruknąłem, przyciągając ją z powrotem. Moje usta znów znalazły jej wargi, a pocałunek był jak pożar, który chciałem rozdmuchać. Moje ręce wciąż badały jej ciało, czując jej ciepło, jej miękkość, ale zatrzymałem się, wiedząc, że muszę grać ostrożnie. Ona była jak wulkan. Gotowa eksplodować, ale wciąż się trzymała. Jeszcze nie teraz, ale wiedziałem, że ją złamię.
Cienka, bawełniana piżama, zdradzała każdy zarys jej ciała. Małe, kształtne piersi unosiły się pod materiałem z każdym szybkim oddechem, a smukłe biodra kusiły, by je chwycić. Całowałem ją zachłannie, moje usta pożerały jej wargi, a ona odpowiadała coraz śmielej. Jakby jej ciało zdradzało to, czego umysł próbował się trzymać. „Paulina, jesteś jak marzenie... te usta, ta skóra... wyobraź sobie, jak by to było, jakbyśmy zrzucili te ciuchy, tylko my, nago, czując się nawzajem” – szepnąłem słowami nasączonymi pokusą, a moje ręce wędrowały coraz śmielej po jej talii.
„N-nie wiem... to chyba za dużo” – wyszeptała. Jej drżący głos zdradzał panikę, ale delikatne ręce wciąż trzymały się moich ramion. Wykorzystałem to. Jej brak asertywności był jak otwarte drzwi. „Nie robimy niczego złego, Paula... pomyśl, jak by to było, czuć moje dłonie na swojej nagiej skórze. To tylko my. Nikt nas nie widzi” – kusiłem, powoli podciągając jej piżamę do góry. Nie protestowała, choć jej oddech stał się jeszcze szybszy. Zsuwałem górę piżamy, a ona mi to ułatwiła podnosząc swoje ręce. Stała teraz w białym, koronkowym staniku, który podtrzymywał jej małe, ale idealnie kształtne piersi. Były jak dojrzałe brzoskwinie. Jędrne, z delikatnymi sutkami przebijającymi przez cienką koronkę. Moje dłonie powędrowały tam, muskając je lekko, czując, jak twardnieją pod moim dotykiem. „Boże, Paulina, jesteś idealna... te piersi, takie delikatne, takie kuszące” – mruknąłem, a ona wzięła głęboki oddech i uniosła głowę ku górze.
Moje ręce zsunęły się niżej, na jej biodra, a potem na tyłek. Był mały, ale zgrabny. Idealnie mieszczący się w moich dłoniach. Opuściłem delikatnie spodenki jej piżamy. Dwa, może trzy centymetry, tak aby zobaczyć czy ma na sobie majteczki. Miała. Były białe, bardzo cienkie, z subtelną koronką, która tylko podkręcała moją wyobraźnię. Obmacywałem ją, czując miękkość jej skóry. A ona tylko westchnęła cicho. „Tomek, proszę... tylko obiecaj, że zostanę dziewicą. Nie mogę tego złamać” – powiedziała. Jej głos był niemal błagalny, pełen emocji, jakby stała na krawędzi. „Obiecuję” – szepnąłem, znów przyciągając ją bliżej do siebie. Moje usta po raz kolejny znalazły jej wargi, a pocałunek był jeszcze głębszy i bardziej namiętny. Moje ręce wciąż badały jej ciało, ściskając tyłek i muskając piersi.
Nagle odsunęła się lekko, choć jej dłonie nadal spoczywały na mojej piersi. „Tomek, przepraszam, ale nie mogę ci dać tego, czego chcesz... przysięgłam, że zostanę dziewicą do ślubu” – wyszeptała, wpatrując we mnie swoje wypełniające się łzami oczy. Jednak ja nie odpuszczałem. Moje usta musnęły jej szyję, a ręce zsunęły się na jej biodra, powoli wsuwając palce pod koronkę majtek. Czułem ciepło jej skóry, a potem delikatnie przesunąłem dłoń między jej pośladki, masując rowek, czując jego gładkość i ciepło. Paulina pisnęła cicho, ale nie odsunęła się. Jej ręce wciąż zaciskały się na mojej szyi. „Spokojnie, aniołku, zostaniesz dziewicą. Obiecałem to. Pomyśl, jak mogę cię pieścić inaczej, w twoją pupę – to nie złamie twojej przysięgi. Twoje dziewictwo zostanie nietknięte, a ja pokażę ci przyjemność, która nie jest grzechem, tylko czystą bliskością” – szepnąłem, a moje palce nadal masowały jej pupę powoli. „Tomek... to też jest grzech” – odpowiedziała nieśmiało, ale jej biodra nieznacznie się poruszyły, jakby chciały więcej. Całowałem jej dekolt, moje usta muskały koronkę stanika, a dłoń wciąż pieściła jej tyłek, zahaczając o dziurkę, którą zamierzałem spenetrować. „Paulina, to nie grzech, to miłość. To sposób, by być blisko bez naruszania twojej cnoty. Wyobraź sobie, jak delikatnie wchodzę w twoją pupę, jak sprawiam, że czujesz się jak w niebie, a twoja cnota pozostaje nienaruszona. To tylko pieszczoty, tylko przyjemność” – kusiłem. Moje słowa były miękkie, ale pełne pokusy, a moje palce poruszały się śmielej, czując jej ciepło i miękkość. Pisnęła znowu, a jej niebieskie oczy zamknęły się na moment. Rumieniec płonął na jej twarzy, a piersi unosiły się szybciej pod jej oddechem. „Dobrze... tylko pieszczoty i... może delikatnie w pupę, ale bądź ostrożny, proszę” – wyszeptała głosem pełnym wahania. Ale zgoda była jasna. Jej ciało drżało z podniecenia, a ja wiedziałem, że ją mam.
Zgrabny tyłek, wciąż opięty spodenkami i koronkowymi majtkami, kusił swoją krągłością. Chwyciłem najpierw swoją koszulkę, zdejmując ją jednym ruchem, odsłaniając lekko umięśnioną klatę. „Paulina, chcę cię widzieć całą nago, jesteś taka piękna” – mruknąłem, a moje ręce powędrowały do jej stanika, powoli zsuwając ramiączka. Jej oczy rozszerzyły się, ale nie protestowała, gdy zsunąłem koronkę, odsłaniając jej piersi. Małe, idealnie kształtne, z różowymi sutkami, które były już nabrzmiałe do granic. Nie zwlekałem i wziąłem jednego do ust. Przejechałem po nim językiem z dużą ilością śliny. Paulina instynktownie zacisnęła mocniej palce na moich ramionach.
„Tomek... przestań” – wyszeptała, ale jej ciało nie odsuwało się, a rumieniec pogłębiał się na policzkach. „Nie chcesz, żebym przestał, Paula. Robię te wszystkie niegrzeczne rzeczy, a Ty?. A ty wciąż tu jesteś” – odpowiedziałem, całując ją głębiej, nie dając jej szansy na odpowiedź. Moje ręce zsunęły się na jej biodra, chwytając spodenki piżamy i koronkę majtek wystających ze spodu. Jednym ruchem zdarłem je w dół, zostawiając ją nagą. Jej smukłe ciało lśniło w świetle księżyca, a cipka, delikatnie porośnięta jasnymi włoskami, zdradzała wilgoć podniecenia. Stała na środku tego pustego, głuchego pokoju. Podłoga skrzypiała pod nami. Nie było tam nic. Tylko my, stojący przy ścianie. Moje usta pieściły teraz jej szyję i obojczyki, a dłoń zsunęła się między jej uda. Palce delikatnie masowały cipkę, czując jej ciepło i wilgoć pod każdym ruchem. Pisnęła cicho, a jej ręce chwyciły moje ramiona. Ale nie odepchnęła mnie. Jej biodra lekko się poruszyły, jakby chciały więcej. „Boże, Paulina, jesteś taka mokra, taka idealna” – szepnąłem, a moje palce poruszały się powoli, badając każdy zakamarek.
Palcami delikatnie rozchyliłem wargi jej cipki, czując niesamowitą wilgoć, która zaskoczyła mnie. Była taka mokra, że sok spływał po moich palcach, pokrywając całą dłoń śliską, ciepłą mazią. Próbowałem delikatnie włożyć czubek palca do jej szparki, ale zacisnęła się z całej siły. Dziewicza cipka Pauli nie była dla mnie gościnna. Ale nie miałem zamiaru jej robić palcówki. W końcu obiecałem, że zostanie dziewicą. Tylko w fizycznym tego słowa znaczeniu, ale jednak. Chciałem tylko dotknąć jej wnętrza. Delikatnie i płytko. Chciałem poczuć, jak zaciska się na moim wścibskim paluchu. I zrobiłem to.
„Tomek, proszę... ostrożnie” – wyszeptała. Udami ścisnęła moją rękę, jakby bała się, że pójdę za głęboko. Jej cipka zacisnęła się na moim palcu, gdy delikatnie wsunąłem go do środka, tylko na centymetr. „Spokojnie, aniołku, jestem delikatny. Obiecałem ci to. Jesteś taka mokra, taka gotowa... to naturalne, twoje ciało wie, czego chce” – mruknąłem, a mój palec poruszał się powoli, wchodząc płytko, masując jej ścianki. Moja dłoń była cała śliska od jej soków, wilgoć spływała po nadgarstku, a ja byłem zaskoczony, jak bardzo jest podniecona. Jej cipka pulsowała wokół mojego palca, zaciskając się w strachu, ale jednocześnie otwierając na przyjemność.
„Mhmm” – jęknęła, a jej biodra drgnęły mimowolnie, popychając się lekko na moją dłoń, choć uda wciąż próbowały się zacisnąć. Cycki dziewczyny unosiły się szybciej, sutki sterczały dumnie, a całe ciało lśniło od potu. Delikatnie wsunąłem drugi palec. Też bardzo płytko. Czułem, jak jej wilgoć ułatwia każdy ruch, mimo że zacisnęła się jeszcze mocniej. „Widzisz, jesteś taka mokra, że moje palce toną w tobie. To nie boli, prawda? To przyjemność, czysta rozkosz, bez ryzyka” – szepnąłem, całując jej szyję. Moje palce poruszały się ostrożnie, masując jej wnętrze, czując, jak jej soki pokrywają mnie coraz bardziej, a ona westchnęła głośniej. Jej oczy zamknęły się, łzy mieszały się z potem na policzkach. Cipka była jak gorąca, wilgotna pułapka, zaciskająca się w strachu przed utratą niewinności, ale jednocześnie spragniona dotyku.
Płynnym ruchem chwyciłem pasek swoich spodni, zsuwając je wraz z majtkami w dół. Mój kutas wyskoczył prężnie, stercząc na wysokości jej cipki. Był twardy i nabrzmiały, gotowy do działania. „Paulina, patrz, jak mnie podniecasz... on jest cały dla ciebie, taki twardy przez ciebie” – mruknąłem, a moje oczy pożerały jej nagie ciało. Nie odezwała się nic. Wyciągnąłem palce z jej cipki. Były całe mokre od jej soków. Śliskie i ciepłe. Przesunąłem nimi po moim kutasie, smarując go tym naturalnym lubrykantem. Czułem, jak staje się jeszcze bardziej śliski, gotowy do wejścia. Paulina obserwowała moje ruchy. Wiedziała co zaraz będziemy robić. „Twoja wilgoć na moim kutasie... zaraz wejdę w twoją pupę, delikatnie, wypełnię cię, a ty pozostaniesz czysta. Wyobraź sobie, jak się wślizguję, jak cię rozciągam, jak błagasz o więcej” – szepnąłem sprośnie, wiedząc, że moje słowa nakręcały ją. Powodowały, że drżała mocniej, a cipka ociekała sokami.
„Tomek... boję się... boje się, że nie zmieścisz tego we mnie... że będzie bolało” – szeptała drżącym głosem, a ja nie chcąc tego słuchać powiedziałem, tylko żeby się nie bała i zamknąłem jej usta kolejnym głębokim pocałunkiem. Pociągnąłem ją bliżej. Mój kutas musnął jej cipkę, smarując się jeszcze bardziej jej sokami. „Nie bój się kochanie. To będzie przyjemne. Będziesz czuła każdy centymetr, ale bez bólu. Jesteś taka mokra, taka gotowa... powiedz, że chcesz” – drażniłem ją jeszcze mocniej. Chciałem, żeby to powiedziała. Żeby powiedziała, jak bardzo tego pragnie.
„Chcę... wejdź we mnie...jestem cała twoja” – wyszeptała, próbując bezskutecznie utrzymać ze mną kontakt wzrokowy. Moje przenikliwe spojrzenie dominowało ją zbyt mocno. Obnażało ją z tej swojej niewinności. Pamiętam, jak w tamtej chwili poczułem falę triumfu. Ta niewinna dziewczyna, ta świętoszka, właśnie się łamała, a ja byłem tym, który to sprawił. Nakręcało mnie to do granic, krew buzowała mi w żyłach, a mój kutas pulsował w oczekiwaniu. To było lepsze niż jakakolwiek impreza, lepszy niż te wszystkie podboje. Ta religijna dziewczyna błagająca o seks analny, by zachować "czystość".
Stanowczym ruchem obróciłem Paulinę tyłem do siebie. Jej drobne ciało było jak zabawka w moich rękach. Przycisnąłem ją do siebie, czując ciepło jej skóry na mojej. Jej włosy opadły na plecy, a zgrabny tyłek naparł na mojego kutasa, który sterczał prężnie, śliski od jej soków. Wystawiła się w moją stronę jak sprośna suczka. Drażniłem mokrym kutasem jej ciasną dziurkę. Czubek ocierał się o wejście. Był śliski od wilgoci, ale ona zacisnęła się mocno. Mój penis był gruby. Zbyt szeroki na jej ciasność. Miałem trudności ze wbiciem się. Czubek ledwo wchodził, rozciągając ją powoli, a ona pisnęła głośniej. Czułem się wtedy jak w ekstazie. Wspominam to jako moment czystej dominacji, gdy wiedziałem, że ją mam w garści, że ta "czysta” dziewczyna wkrótce będzie moja w pełni. Naciskałem delikatnie, ale uparcie. Mój członek wślizgiwał się centymetr po centymetrze, czując jej ciepło i opór. Paulina zaciskała się mocniej, a jej oddech stawał się urywany. „Rozluźnij się kotku, nie zaciskaj” – szepnąłem, a moje ręce ścisnęły jej biodra, trzymając ją w miejscu. Pchałem dalej, czując, jak jej ciało powoli się poddaje.
Jej mała dupeczka była zbyt ciasna. Zaciskała się w strachu, opierając się mojemu grubemu trzonowi. Czując duży opór, nie chciałem naciskać zbyt mocno. Paulina starała się jak mogła. Jej rozpuszczone włosy przyklejały się do spoconych pleców. „Tomek, nie wchodzi... nie zaciskam... nie wiem jak” – wyszeptała. Widziałem, jak łzy spływały po jej zarumienionych policzkach, ale biodra nie odsuwały się. Stanowczym, ale ostrożnym ruchem docisnąłem ją do ściany. Wydała z siebie długie westchnienie, pewnie czując chłód muru na swoich piersiach. Widziałem jak jej małe, jędrne cycuszki spłaszczyły się lekko na ścianie. Twarde sutki ocierały się o zimną powierzchnię, a ja trzymałem ją mocno, ale nie brutalnie, uważając, by nie sprawić bólu. Chciałem ją rozciągnąć powoli, nie zranić. Czułem frustrację mieszaną z podnieceniem. „Spokojnie, twój tyłek jest taki ciasny, ale wejdę w niego. Rozciągnę cię moim grubym penisem, aż będziesz jęczeć z rozkoszy” – mruknąłem sprośnie, a jej blada skóra pokryła się gęsią skórką. Ponownie wsunąłem palce do jej cipki, czując jej wilgoć. Była jeszcze bardziej mokra. Lepka maź oblepiała moje palce, pulsująca ciepła dziurka zaciskała się w strachu, ale soki spływały obficie. Wyciągnąłem nawilżone palce i przeniosłem je na jej ciasny otworek, smarując go dokładnie.
W końcu udało się. Czubek mojego kutasa wślizgnął się w jej dupsko, rozchylając jej miękkie pośladki. Mój szeroki i masywny kutas wyglądał jak potężny intruz, rozpychający jej ciasną dziurkę, która zaciskała się wokół niego w panice. Ale powoli ustępowała, rozciągając się, by przyjąć mnie głębiej. Jej tyłek drżał, gdy centymetr po centymetrze wsuwałem się w nią. Widok tego grubego trzonu znikającego między jej pośladkami był jak dzieło sztuki, które tworzyłem z perwersyjną przyjemnością.
Moje ręce twardo ścisnęły jej biodra, trzymając ją w miejscu. A ja pchałem powoli, czując, jak jej ciasna dziurka obejmuje mnie. Wchodziłem coraz głębiej, obserwując jak przyjmuje mojego grubego kutasa, który rozpychał ją z perwersyjną precyzją. Śmieszyło mnie wtedy, jak musiałem produkować w swoich ustach duże ilości śliny, które spuszczałem z góry na trzon swojego kutasa. Ślina wjeżdżała na nim do środka, dając dodatkowe nawilżenie. Było jej dużo, że aż zrobiła się piana wokół penetrowanego wejścia.
Co kilka posunięć dawałem jej lekkiego klapsa. Patrzyłem, jak jędrny pośladek faluje i czerwieni się pod moją dłonią. To ją zawstydzało jeszcze bardziej. Wiła się i jęczała pod moimi pchnięciami, łamiąc swoje przysięgi dla chwili rozkoszy. Dałem jej kolejnego klapsa. Tym razem mocniejszego. Westchnęła głębiej, ale nie zaprotestowała. Nie zrobiła też tego, kiedy zacząłem posuwać ją jeszcze szybciej. Moje biodra uderzały w jej pośladki z rosnącym rytmem, wydając dźwięki podobne do klaskania.
„Tak, mała, lubię, jak twoja dupa drży pod moimi klapsami, jak jesteś taka posłuszna” – szepnąłem, a moje usta przywarły do jej szyi, całując gorąco, podgryzając delikatną skórę, zostawiając czerwone ślady, które tylko podkręcały jej reakcje. Czułem, że dochodzę. Podniecenie narastało we mnie jak fala. Kutas pulsował, gotowy eksplodować. Zwolniłem na moment i wyszedłem z niej powoli. Mój kutas wyskoczył z jej pupska z wilgotnym dźwiękiem, wciąż prężny i śliski. Westchnęła z mieszanką ulgi i tęsknoty. „Obróć się, Paulina. Klęknij przede mną, chcę zobaczyć twoją buźkę” – rozkazałem, a ona posłuchała, obracając się powoli. Jej niebieskie oczy spojrzały na mnie z dołu, pełne wstydu i błagania. Klęknęła na podłodze, a włosy opadały na jej piersi, zakrywając sutki. Ale ja odgarnąłem je, chcąc widzieć wszystko.
Klęcząc przede mną na wysokości mojego kutasa, wyglądała jak uosobienie niewinności, którą właśnie skalałem. Rumieńce na policzkach, wilgotne oczy, drżące usta rozchylone w zdyszanym oddechu. A ja wiedziałem, co zawstydzi ją jeszcze bardziej. „Otwórz buźkę, mała. Weźmiesz wszystko na swoją śliczną twarz” – szepnąłem, a moja dłoń chwyciła kutasa, pompując go szybko i rytmicznie. Waląc konia coraz szybciej, czułem, jak mój orgazm się zbliża. Gruby, nabrzmiały i wilgotny kutas pulsował w dłoni, a ja patrzyłem na jej twarz. Na tę dziewiczą, niewinną buźkę, którą chciałem oznaczyć swoim nasieniem. Sperma wystrzeliła ze mnie w potężnych strumieniach. Duża ilość gęstej i ciepłej cieczy zalewała jej twarz. Pierwszy strzał trafił prosto w czoło, spływając powoli w dół, po nosie, zostawiając białą, lepką smugę. Pisnęła z zaskoczenia, ale nie odsunęła się. Kolejne strumienie spermy spadły na jej policzki, zalewając je obficie. Biała maź spływała wolno po jej delikatnej cerze, po linii szczęki, kapiąc na podbródek. Tylko część trafiła do jej rozchylonych ust, na język. Przełknęła to, co trafiło do jej buźki. Widziałem, jak jej gardło poruszyło się, łykając posłusznie, a jej oczy otworzyły się na moment. Pełne wstydu, ale i tej pokręconej satysfakcji, którą w niej zasiałem. Jej niebieskie tęczówki błyszczały w półmroku, a sperma spływała dalej, z czoła po policzkach, a potem na piersi i podłogę
„Tomek... co ty zrobiłeś... mam to wszędzie, nie mam w co wytrzeć” – wyszeptała drżącym głosem, jej dłonie uniosły się niepewnie do twarzy, dotykając lepkiej wydzieliny, która rozsmarowała się po policzkach. Śmiałem się w myślach, widząc jej panikę. Nie było tu chusteczek, ręczników, tylko pusta podłoga i nasze ciuchy rozrzucone wokół. Podniosłem z podłogi jej własne majtki. Te, które zrzuciłem z niej wcześniej. Były wciąż ciepłe od jej ciała. „Nie mam innego pomysłu Paula” – powiedziałem sprośnie. Moje słowa ociekały dominacją. Chwyciła swoje majtki drżącą dłonią i przycisnęła do twarzy, wycierając spermę z czoła i policzków. Lepka maź z trudem wsiąkała w cieniutką tkaninę. Ale co miałem wtedy zrobić? Mogła połknąć wszystko, ale wtedy musiałbym podać jej kutasa prosto z tyłka do ust. Nawet moja zboczona ex tego nie robiła. A Paula? To by było dla niej zbyt wiele.
Chyba zdała sobie sprawę, co właśnie zrobiła, bo jej rumieniec, już i tak intensywny, stał się niemal purpurowy. Bez słowa, z paniką w oczach, zerwała się na nogi. Jej smukłe ciało poruszało się w pośpiechu, gdy sięgała po swoje ubrania rozrzucone na podłodze. Chwyciła swoją piżamę, szybko naciągając ją na nagą skórę. Jej ruchy były chaotyczne, jakby chciała ukryć każdy centymetr swojego ciała przed moim spojrzeniem. Jej piersi zniknęły pod materiałem, a biodra drżały, gdy naciągała spodnie. Trzymała w dłoni majtki mokre od mojej spermy, którą wytarła z twarzy. Z wahaniem, jakby nie wiedziała, co z nimi zrobić, wepchnęła je do kieszeni piżamy. Materiał wybrzuszył się nieznacznie, a ona spojrzała na mnie ostatni raz. Jej oczy błyszczały łzami wstydu i złości na samą siebie. Wybiegła z pokoju. Nie zatrzymałem jej. Słyszałem, jak jej stopy stukały cicho po drewnianej podłodze, a ona lekko szlochała. A ja? Stałem tam, wciąż nagi, rozmyślając nad swoim życiem. Może to zabrzmi głupio, ale w tamtym czasie miałem wyrzuty sumienia za to, co zrobiłem. W końcu wykorzystałem tę niewinną dziewczynę dla swojej przyjemności. Ale szybko znalazłem w swojej głowie usprawiedliwienie. W końcu nie zrobiłem nic, na co ona by się nie zgodziła. Fakt, seks analny i wytrysk na twarz mogą być trochę upokażajace, zwłaszcza dla dziewicy, ale co miałem zrobić? Ubrałem się powoli i wróciłem do miejsca noclegowego, zahaczając po drodze o łazienkę, w której przemyłem swojego penisa chłodną wodą. Chciałem coś powiedzieć Paulinie, może przeprosić ją. Ale ona już spała. Albo udawała, że śpi. Położyłem się spać i zasnąłem w kilka minut z wyczerpania.
2 komentarze
Astar
Pisane jednym ciągiem - czytać się nie da.
TomoiMery
zapowiada się ciekawie chyba jej nie odpuści 🤔