Lato wreszcie nastało dla małego miasteczka leżącego nad morzem, a wraz z nim wakacje dla wielu uczniów, którzy po wielu trudach mogli odetchnąć po ciężkiej nauce i oddać się zapracowanym chwilom relaksu.
Osiemnastoletnia dziewczyna spoglądała w stronę, wydającej się bez końca, niebieskiej tafli morza. Przychodziła tutaj zawsze po szkole, siadała na tej samej ławce umiejscowionej tuż przy molo. Wyglądała jakby na kogoś czekała, ale nikt nigdy nie przyszedł. Ludzie mijali ją jakby była duchem. Miała splątane w kucyk złote włosy i promieniujące energią niebieskie oczy. Czekała tak w bezruchu przez godzinę lub dwie, żeby potem udać się w głąb lądu, w nieznane.
Tego samego dnia ujrzałem ją po raz pierwszy. Przyglądałem jej się w milczeniu stojąc pośród tłumu ludzi. Było w niej coś, co spowodowało, że przeszedł mnie dreszcz. Wydawało mi się, że po cichu płacze. Jakby coś ją gryzło, potrzebowała pomocy, została porzucona i zraniona. Nie rozumiałem tego, ale jej obraz wykuł się w mojej głowie do dzisiaj – i nigdy go nie zapomnę. Postanowiłem udać się w jej kierunku, żeby zaproponować swoją, co prawda mierną, ale zawsze – pomoc. Patrzyła nieruchomo przed siebie i nie zwróciła nawet na mnie uwagi, gdy podszedłem bliżej. Stanąłem wmurowany patrząc na nią. Przeszyło mnie jej piękno. Spoglądałem na nią, a gdy w końcu mnie zauważyła, uderzyła mnie mądrość jej niebieskich oczu. Moje serce zabiło mocniej, jakbym poraził się prądem.
Gdy wreszcie zrozumiałem w jak dziwnej sytuacji się znajduję, odwracając wzrok zapytałem się jej:
-Mogę się dosiąść? - odpowiedziała skinieniem głowy i znów spojrzała w stronę morza.
Usiadłem kawałek od niej, bijąc się z myślami, że postradałem zmysły tak po prostu zagadując do nieznajomej mi dziewczyny. Gdy po paru sekundach ochłonąłem wbiłem wzrok w stronę tafli wody i z zamiarem zaczęcia rozmowy zapytałem:
- Czekasz tutaj na kogoś?
- Nie - odpowiedziała cicho – codziennie przychodzę tutaj sama po szkole.
Jej głos był bardzo melodyjny, pełny niezrozumiałego wtedy dla mnie uczucia i jakby troski.
- Rozumiem - westchnąłem - bardzo lubisz morze, prawda?
- Kiedyś codziennie przychodziłam na tę plażę wraz z tatą i budowaliśmy konstrukcje z piasku, ale to było kiedyś. Teraz odwiedzam to miejsce, żeby powspominać dawne lata. Co ciebie tutaj sprowadza?
- Po prostu lubię tutaj przychodzić - odpowiedziałem - morze wprowadza mnie w pozytywny nastrój i, cholera, ładnie tutaj.
Odwróciła się w moją stronę i uśmiechnęła się delikatnie.
- To prawda. Morze w tej porze roku czasami zapiera dech w piersi. - odpowiedziała.
W tamtym momencie urzekła mnie. Jej wyraz twarzy, fałszywy uśmiech, błyszczące oczy – to wszystko było pięknym kłamstwem. Gdzieś w środku kryła się rozpacz i strach. Negatywne uczucia, które mimo tej maski można było odczuć w każdym jej ruchu, słowie czy spojrzeniu.
- Nie czujesz się trochę samotna? - zapytałem delikatnie.
- Czasami, ale przyszedłeś Ty, więc coś już się zmieniło. Jesteś pierwszym, który w ogóle mnie zauważył.
Oniemiałem przez bijącą szczerość tych słów.
- Jak masz na imię? - spojrzałem na nią.
- Laura, a Ty? - spoglądała w moje oczy
- Jestem Piotr, masz piękne imię.
- Dziękuję - uśmiechnęła się niewinnie.
Powoli słońce zaczęło zanurzać się w morzu i robiło się coraz ciemniej, ale wtedy, gdy patrzyliśmy w swoje oczy oboje zrozumieliśmy, że łączy nas jakaś niewidzialna nić zrozumienia. W tych nic nieznaczących słowach, które wymieniliśmy ze sobą niczym dwóch nieznajomych w autobusie, było coś więcej, ukryte przesłanie, które mieliśmy odkryć dopiero wiele miesięcy później - gdy było już za późno.
Dodaj komentarz