Ciepłe jesienne popołudnie. Pada deszcz. Wyjeżdżasz spod biura. Przy szlabanie dostrzegasz koleżankę z sąsiedniego działu. Spieszy się wyraźnie. Nie ma parasola. Kojarzysz, że ona też jeździ zazwyczaj w stronę Pruszkowa. Trąbisz na portiera, żeby otworzył ten cholerny szlaban a jednocześnie otwierasz okno:
- Podwieźć Cię? Jadę do Pruszkowa.
- O chętnie, dzięki - odpowiada dziewczyna i chwyta za klamkę. Wsiada i po chwili czujesz zapach jej perfum, który unosi się z wilgotnych włosów i płaszcza. - Umówiłam się z narzeczonym, a tu ten deszcz... nie zapowiadali przecież...
Nie słuchasz dalej. "Z narzeczonym" - myślisz, "Szczęściara". Ty dziś śpisz sam, żona w delegacji. Na domiar złego pół dnia przegadałeś z koleżanką w necie. O seksie głównie. Teraz jesteś spięty i rozdrażniony. A ta dziewczyna... Jest całkiem do rzeczy. Utykacie w korku. W samochodzie robi się coraz goręcej, szyby parują.
- Zdejmę to - mówi twoja pasażerka i rozpina płaszcz. Szamocze się przez chwilę, a Ty dostrzegasz przez moment jej pierś wychylającą się ze stanika przez dość duży dekolt. "Cholera" - myślisz i Twój połowiczny wzwód zamienia się już w pełną erekcję. "Szlag. Żeby tylko nie zauważyła." Rozmowa się jakoś nie klei, z radia sączy się muzyka, duszno. Mimowolnie zerkasz na nią. Krótka spódniczka, ciekawe czy nosi pończochy... Dziewczyna coś gada o planowanym spotkaniu i poprawia naszyjnik przy dekolcie. Ma niezły biust. "A gdyby ją tak przelecieć" - myślisz. "Zjechać gdzieś na bok... oprzeć o samochód...." - ponosi Cię fantazja. Twój oddech przyspiesza. Dziewczyna chyba w końcu coś zauważa. Milknie. Atmosfera gęstnieje. Wiesz już, że ona zorientowała się co się z Tobą dzieje. "Cholera" - odwracasz wzrok i starasz się uspokoić oddech. Ale nagle wydaje Ci się, że ona podejmuje grę. Kątem oka dostrzegasz że rozchyla uda i po raz kolejny poprawia naszyjnik. Niby niechcący rozpina kolejny guzik bluzki. Pozornie nieostrożnym ruchem podciąga spódniczkę. Kątem oka dostrzegasz brzeg pończoch. Patrzysz na nią już całkiem otwarcie i ona też spogląda Ci prosto w oczy. Już wiesz. Robi Ci się naprawdę gorąco. Ona otwiera torebkę i wyjmuje błyszczyk, nabiera trochę na palec i zaczyna wodzić nim po wargach, rozchylając je wyzywająco. W końcu zupełnie niedwuznacznie wsuwa do ust środkowy palec, a Ty czujesz jakby jej wargi zaciskały się na Twoim penisie. Gorączkowo szukasz zjazdu z zakorkowanych Alej i przypominasz sobie o małej bocznej uliczce na tyłach Leroy Merlin. Ona w tym czasie sięga ręką między uda i zaczyna pieścić swoją szparkę. "Nie nosi majtek" - konstatujesz i przypominasz sobie, że przecież jechała na randkę. Masz wrażenie, ze zaraz eksplodujesz. Na kolejnych światłach wsuwasz swoją dłoń między jej nogi i głęboko wsuwasz w nią palec. Jest coraz bardziej mokra, szybko oddycha. Gdy przenosisz z powrotem ręce na kierownicę twoje palce lśnią od jej wilgoci i czujesz jej intymny zapach. Niemal odchodzisz od zmysłów. Wrzucasz kierunkowskaz i skręcasz.
- Mam 15 minut - mówi ona. Kiwasz głową. Uliczka jest rzeczywiście pusta, ale dość jasno oświetlona. Tuż przy niej dostrzegasz dużą kępę drzew, prawie mały park. Parkujesz i wyskakujesz zza kierownicy. Ona też wysiada obciągając spódniczkę.
- Chodź - mówisz wyciągając do niej rękę. Prawie wbiegacie między drzewa, szeleszczą liście. Przyciągasz ją mocno do siebie i opierasz o najbliższe drzewo. Przytrzymujesz jej rękę na pniu, a drugą podnosisz jej spódnicę. Napierasz na nią całym ciałem i zaczynasz rozpinać jej bluzkę, ale ona wysuwa się z Twojego uścisku i schodzi niżej. Przymykasz oczy i czujesz jak mocuje się z twoim paskiem i rozporkiem. Jeszcze sekunda i czujesz jej wargi i język: pieści samą główkę, liże i ssie na przemian. Myślisz, że jeżeli posunie się dalej to możesz nie wytrzymać. Jest cudownie. Nie czujesz właściwie jak moczy was deszcz. Nagle ona zmienia taktykę i masz wrażenie, że połknie cię całego. Teraz ma cię głęboko w ustach i czujesz jak uderzasz niemal w dno jej gardła. Z trudem się powstrzymujesz, zwłaszcza że jej delikatne, zimne palce wędrują po twoich jądrach głaszcząc je i masując. Ona chyba czuje, że długo tak nie wytrzymasz, bo podnosi się nagle i całuje Cię prosto w usta. Odwraca się zręcznie i opiera dłońmi o pień wypinając pośladki. Szeroko rozstawia nogi i pozostaje Ci już tylko zadrzeć jej spódnicę. Wchodzisz w nią szybko, jest mokra, bardzo mokra. Dostrzegasz, że zagryza wargi, powstrzymuje się od jęku. Uderzasz głęboko trzymając ją mocno za biodra, jeszcze chwila....i eksplodujesz w niej. Prawdziwa rozkosz. Ona wyswobadza się szybko i poprawia ubranie. Uśmiecha się, dostrzegasz krople deszczu na jej twarzy i uświadamiasz sobie że zmokliście. Zapinasz spodnie, a ona całuje Cię w policzek. Zerka na zegarek.
- O Boże, piętnaście po... Pospieszmy się. Jeszcze nie do końca przytomny przekręcasz kluczyk w stacyjce.
- Daleko? - pytasz. Powoli wracasz do rzeczywistości. - Nie - mówi ona - na Kolorowej. Ruszasz i uświadamiasz sobie, że jest niezła naprawdę - Kolorowa jest kawałek dalej, dosłownie kilometr. Uśmiechasz się sam do siebie. Skręcasz. Przy skrzyżowaniu dostrzegasz faceta pod parasolem.
- Tutaj - mówi ona, a Ty zatrzymujesz się. Otwiera drzwi i wysiada. - Dziękuję - mówi zanim trzaśnie drzwiami - za podwiezienie - i uśmiecha się. Jeszcze jesteś lekko oszołomiony, stoisz na awaryjnych i słyszysz jak oddalając się rozmawiają, że zmokła, że nie wzięła parasola, że ten cholerny deszcz.... Ruszasz.
Dodaj komentarz