Materiał znajduje się w poczekalni.
Prosimy o łapkę i komentarz!

Randka Z Koleżanką Z Boiska

Randka Z Koleżanką Z BoiskaOd kilku tygodni nasze spojrzenia spotykały się częściej niż piłka z moją stopą. Kiedy wbiegałam na boisko, czułam jej wzrok na sobie tak lekki i palący jednocześnie, że nogi same niosły mnie szybciej, biodra ukradkiem poddawały się rytmowi, jakby grały tylko dla niej. Agnieszka… wysoka, smukła blondynka, której ruchy z piłką przypominały taniec. Czasem łapałam się na tym, że bardziej śledzę linię jej ud, muskanych szortami, niż tor lotu piłki.
Na początku wmawiałam sobie, że to zwykła ciekawość, że może tylko mi się zdaje, że ona też patrzy na mnie inaczej, niż powinna koleżanka z drużyny, ale były te drobne chwile gdy mijałyśmy się w biegu, a nasze ramiona muskały się jak przez przypadek, albo gdy po strzelonej bramce uśmiechała się do mnie z takim błyskiem w oczach, jakbyśmy dzieliły sekret, którego nikt inny nie zna.
Z każdym grą coraz trudniej było udawać, że to tylko sport i w końcu, po jednej z gier, gdy obie zziajane, spocone i rozgrzane stanęłyśmy przy linii bocznej, poczułam, że dłużej tego w sobie nie zatrzymam.
– Agnieszka… może wpadniesz ze mną coś zjeść po treningu? – wyrwało się ze mnie, choć serce waliło mi jak oszalałe.
Jej uśmiech miękki, ciepły, trochę zaskoczony był odpowiedzią, której potrzebowałam.
***
Umówiłyśmy się wieczorem, w małym lokalu na uboczu rynku. Każda z nas zdążyła wrócić do domu, wziąć prysznic, przebrać się i nagle to nie była już koleżanka z boiska w krótkich spodenkach, ale kobieta w czarnej, dopasowanej sukience, która z każdą linią materiału podkreślała jej sylwetkę.
Ja założyłam kaszmirową sukienkę w odcieniu, który zawsze dodawał mi pewności siebie. Na nogach sandałkowe szpilki, lekko połyskujące w świetle lamp. Gdy nasze spojrzenia spotkały się przy stoliku, miałam wrażenie, że cały gwar lokalu rozpłynął się w tle.
Rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym, o pracy, studiach, podróżach, o śmiesznych sytuacjach z boiska, ale pod tymi słowami pulsowało coś więcej. Czułam, jak jej spojrzenie błądzi po moich ramionach, jak czasem przygryza wargę, gdy nachylam się nad kieliszkiem. Sama też nie potrafiłam powstrzymać oczu od śledzenia linii jej szyi, drobnego drżenia dłoni, gdy sięgała po kieliszek. Kolacja była tylko pretekstem. Prawdziwą ucztą była ona, jej obecność, zapach perfum, świadomość, że ten wieczór może być początkiem czegoś, o czym obie od dawna myślałyśmy.
***
Kiedy wysiadłyśmy z taksówki, noc już pachniała spokojem miasta po późnej godzinie. Latarnie rozlewały złote kręgi światła po chodniku, a echo naszych obcasów brzmiało jak cichy rytm serca, który wybijał drogę do tego, co nieuchronne.
Szłyśmy obok siebie powoli, jakby żadna z nas nie chciała, by ta chwila skończyła się zbyt szybko. Czułam ciepło jej ramienia, lekko muskającego moje, i wiedziałam, że jeden krok dzieli nas od granicy, której jeszcze nigdy nie przekroczyłyśmy.
Przy drzwiach do mojego mieszkania zatrzymałam się i spojrzałam na nią prosto, odważnie, choć w środku drżałam. Jej spojrzenie było odbiciem mojego: mieszaniną pragnienia i pytania, które już nie potrzebowało odpowiedzi.  
Zanim zdążyłam znaleźć klucze w torebce, Agnieszka pochyliła się ku mnie. Najpierw delikatnie, jakby sprawdzała, czy pozwolę. Potem mocniej  jej usta dotknęły moich i świat nagle skurczył się do miękkości tego pocałunku.
Pachniała perfumami, które jeszcze przed chwilą wyczuwałam zza stolika, ale teraz były jak zapach zakazanego owocu, bliskie, oszałamiające. Moje dłonie same odnalazły jej talię, gorącą pod cienkim materiałem sukienki. Poczułam, jak jej ciało przysuwa się jeszcze bliżej, jakbyśmy obie chciały zatracić granicę, która nas do tej pory dzieliła.
Światła latarni tańczyły po jej włosach, a ja miałam wrażenie, że stoję nie przed własnymi drzwiami, ale na progu czegoś o wiele większego.
Nie pamiętam, czy w końcu otworzyłam drzwi, czy może klucze wypadły mi z rąk, pamiętam tylko jej szept, miękki i niepewny, tuż przy moim uchu:
– Sandra… ja chcę zostać.
Jej usta były jak źródło, z którego nie mogłam się napić do syta. Całowałyśmy się zachłannie, z długim westchnieniem ukrytym w każdym pocałunku, jakbyśmy od tygodni gromadziły w sobie to pragnienie i teraz nie potrafiły go poskromić. Nasze ręce błądziły niespokojnie, raz wplątywały się we włosy, innym razem oplatały szyję albo obejmowały talię tak, jakbyśmy bały się, że ta chwila uleci, jeśli choć na moment puścimy.
Czułam, jak Agnieszka przylgnęła do mnie mocniej, jak jej udo uniosło się i oplatało mnie, a ja w odruchu przytrzymałam je dłonią, przyciągając ją jeszcze bliżej. To było jak fala, raz gwałtowna, raz miękko cofająca się, ale nieustannie wciągająca nas głębiej.
Krocząc ku wnętrzu mieszkania, nie przerywałyśmy tego pocałunku. Plątałyśmy się, ocierając o ścianę, śmiejąc się półszeptem między kolejnymi muśnięciami języków, obracając się wokół własnej osi jak dwie wciągnięte w wir. Drzwi do sypialni same się otworzyły, jakby nas zapraszały, a potem obie runęłyśmy na łóżko w miękki chaos pościeli.
Na chwilę znalazłam się nad nią, widziałam jej oczy rozszerzone, pełne żaru i zawstydzonej radości, a potem znowu jej usta zagarnęły moje i przewróciłyśmy się, teraz bokiem, teraz odwrotnie, jakbyśmy w pościeli prowadziły grę pełną obrotów i ustępowania pola.
Nasze dłonie były niespokojne. Raz mocno przyciągały, obejmując ramiona i biodra, innym razem błądziły delikatniej, muskając szyję czy wsuwając się we włosy. Czułam, jak napięcie rosło, namiętność była już nie tylko w ustach i gestach, ale w każdym oddechu, w gorączkowym rytmie serc, które zdawały się bić jedno w drugim. To nie było tylko pragnienie, to było otwarcie, jakbyśmy dopiero teraz, w tańcu ciał i splotów dłoni, naprawdę mogły powiedzieć sobie wszystko, czego dotąd nie umiałyśmy wyrazić słowami.

Leżałam nad nią, pochłonięta każdym dźwiękiem jej oddechu, każdym drżeniem ciała pod moim. Nasze usta na moment rozdzieliły się, bym mogła zsunąć się w dół najpierw musnęłam linię jej szczęki, potem obojczyka, aż dotarłam do szyi, gdzie pulsowała słodka, rozgrzana krew. Tam zatrzymałam się dłużej, całując, skubiąc delikatnie, zostawiając ślady jak nieśmiałe pieczęcie naszej nocy. Materiał sukienki poddawał się moim dłoniom powoli, jakby sam chciał się odsłonić. Zsunęłam go z ramienia Agnieszki i poczułam, jak jej oddech staje się krótszy, szybszy, jakby każde odsłonięte miejsce było obietnicą kolejnego. Gdy ustami dotknęłam jej piersi, jęknęła cicho, a jej dłonie jeszcze mocniej wplotły się w moje włosy, przyciągając mnie do siebie, jakby bała się, że się cofnę. Czułam, jak jej nogi oplatały moje biodra, jak pragnęła zatrzymać mnie w tym miejscu, nie pozwolić uciec od żaru, który między nami narastał. Każdy jej gest był błaganiem i nakazem jednocześnie. Spragniona wróciłam do jej ust namiętnie, gwałtownie, jak do źródła, bez którego nie można żyć. Nasze języki splatały się w tańcu, dłonie wędrowały po ciele tej drugiej chaotycznie, a mimo to z jakąś cudowną harmonią. Cały świat zawęził się do miękkości skóry, do gorąca oddechów, do uczucia, że właśnie w tej chwili nic poza nami nie istnieje.

Oddawałyśmy się pocałunkom tak zachłannym, że chwilami brakowało nam tchu, a jednak żadna nie chciała się oderwać. Czułam, jak w tym splocie ciał gubimy granice, raz ja byłam nad nią, raz ona nade mną, tarzając się po miękkiej pościeli, jakbyśmy w tym chaotycznym tańcu pragnień szukały idealnego miejsca, by na nowo się odnaleźć. Materiał naszych sukienek przesuwał się coraz niżej, odsłaniając coraz więcej. Dłonie, niespokojne i łapczywe, zsuwały go w dół, muskając przy tym każdą linię ciała. Usta błądziły po szyi, po piersiach, nabrzmiałych od napięcia, spragnionych pieszczot,  by potem znów wrócić do ust, które wciągały jak źródło życia.
Czułam, jak pragnienie rośnie we mnie, jak lawa rozgrzewająca każdą cząstkę skóry. Kiedy Agnieszka uniosła swoją sukienkę i odsłoniła moje różowe figi, jej dłoń objęła mój pośladek z taką pewnością, że aż drgnęłam, jakby przeszył mnie błyskawiczny dreszcz.
Przekręciłyśmy się znów, znalazłam się nad nią, a ona objęła mnie nogą, przyciągając bliżej, jakby chciała zespolić nasze ciała w jedno. Moja dłoń gładziła jej udo, przesuwając się powoli, coraz wyżej, a jej skóra zdawała się płonąć pod każdym muśnięciem.
Cały świat istniał teraz tylko tutaj w rozgrzanej sypialni, w miękkiej pościeli, w naszym splocie oddechów i języków, w namiętności, która narastała jak burza, gotowa w każdej chwili rozlać się pełnym blaskiem.
Moja dłoń odnalazła drogę między jej udami zwinnie, jakby prowadzona instynktem. I wtedy poczułam zaskakującą pewność: pod sukienką nie było już żadnej bariery. Jedwabista gładkość jej kobiecości przyjęła mój dotyk jak coś oczywistego, a jednocześnie oszałamiającego. Była wilgotna, drżąca, jakby czekała na ten moment od dawna.
Na sekundę oderwałyśmy się od siebie i spojrzałyśmy prosto w oczy. Nasze oddechy splatały się w jedno, a w źrenicach widziałam głód i pragnienie, które mówiły więcej niż jakiekolwiek słowa, ale ta chwila ciszy nie trwała długo: Agnieszka gwałtownie przyciągnęła mnie z powrotem, jej usta pochłonęły moje, jakby nie mogła już znieść choćby chwili bez pocałunku.
Powoli podwinęłam jej czarną sukienkę coraz wyżej, aż rozchyliła się przede mną jak najpiękniejszy sekret. Zawahałam się tylko na oddech, by potem zsunąć się w dół i złożyć na niej pieszczotę ustami i językiem.
Jej ciało odpowiedziało natychmiast, biodra uniosły się ku mnie, nogi rozchyliły szerzej, jakby sama natura kazała jej otworzyć się w pełni. Z jej ust wydobył się przyspieszony, urywany oddech, przerywany krótkimi jękami, które rozbrzmiewały w ciszy sypialni niczym najczystsza melodia.
Każdy mój ruch, każdy dotyk był jak rysowanie ognia po jej skórze. Czułam, jak drżała, jak tonęła coraz głębiej w tej rozkoszy, a ja miałam wrażenie, że całym światem jest teraz ona, jej ciepło, jej smak, jej bezbrzeżne oddanie w tym momencie.
Ciało Agnieszki wiło się pod moimi ustami jak fale, które nie mogą znaleźć brzegu. Jej biodra unosiły się i opadały w rytmie, który stawał się coraz bardziej niesforny, coraz bardziej błagalny. Palce zaciskały się na pościeli i poduszkach, jakby w tej chwili wszystko, czego mogła się uchwycić, musiało ją ocalić przed zatonięciem w oceanie rozkoszy.
Ja pieściłam ją z oddaniem, z pragnieniem, które było większe niż moje własne potrzeby. Jej wilgoć była dla mnie jak nektar słodki, upajający, ale najważniejsze było to, że każdy mój gest przynosił jej przyjemność. Chciałam dać z siebie wszystko, jakby w tych pocałunkach mogło zawrzeć się całe moje uczucie i cały głód, który nosiłam w sobie od tygodni.
Z jej ust wydobywały się krótkie, urywane dźwięki, mruknięcia, westchnienia, które stawały się dla mnie przewodnikiem. Oddech Agnieszki był coraz szybszy, coraz płytszy, a ja podążałam za nim, nadając rytm, coraz bardziej intensywny, coraz głębszy.
Czułam, jak drżała, jak rozpadała się na odłamki światła w moich ramionach. Każdy jej jęk był dla mnie nagrodą, a każdy dreszcz dowodem, że między nami rodzi się coś więcej niż tylko fizyczne spełnienie. To było jak granie na instrumencie, którego dźwięk znałam od zawsze, a jednak dopiero teraz mogłam zagrać pełną melodię. Chciałam dać jej więcej, czułam, że pragnie tego tak samo mocno jak ja. Moje usta wciąż tańczyły na jej rozgrzanym koraliku, a jednocześnie wsunęłam w jej wnętrze dwa palce. Przyjęła mnie bez oporu, jakby czekała właśnie na ten moment. Rytm moich dłoni i języka połączył się w jedną melodię, w wir, który oplatał ją coraz ciaśniej. Jej ciało unosiło się i opadało niespokojnie, jakby falowało w odpowiedzi na każdy mój ruch.
Reakcja Agnieszki stała się żywsza, jej biodra drgały szybciej, nogi obejmowały mnie mocniej, jakby chciała przytrzymać mnie przy sobie na zawsze. Z jej ust wydobywały się już nie tylko westchnienia, ale jęki, które stawały się coraz głośniejsze, nieokiełznane, niosły się po sypialni jak echo nie do zatrzymania. Każdy jej odgłos był dla mnie rozkoszą, a każdy dreszcz nagrodą. Czułam, że zbliża się do granicy, że jej ciało jest jak napięty łuk, gotowy w każdej chwili wypuścić strzałę, a ja byłam całym sercem przy niej, w skupieniu i oddaniu, jakby całe moje istnienie miało teraz jeden cel poprowadzić ją ku tej chwili spełnienia.
Przyspieszyłam ruch palców, splatając ich rytm z wirującym, namiętnym tańcem języka. Obserwowałam ją każdy gest, każde drgnięcie, jak cenne nuty melodii, która rozbrzmiewała tylko dla mnie. Jej ciało wiło się niespokojnie, jakby falowało w niewidzialnym prądzie. Głowa odchylała się coraz mocniej w poduszkę, usta rozchylały w niemym błaganiu, a oczy zamykały się, by zatopić się w fali rozkoszy i wtedy przyszła chwila, gdy napięcie stało się nie do zatrzymania. Agnieszka wygięła się w łuk, ciało drżało w spazmatycznych falach, a z jej gardła wyrwał się przeciągły jęk pełen ulgi i ekstazy zarazem. Czułam, jak jej wnętrze zaciskało się mocno na moich palcach, jakby chciało zatrzymać mnie w sobie. Wilgoć, która mnie otaczała, była niczym wodospad gorący, obfity, obmywający mnie jak spełnienie, którym dzieliła się bez reszty.

Jeszcze chwilę trwała w tym dreszczu, zanim jej oddech zwolnił, stając się miękki, rozedrgany. Wtedy jej dłonie odnalazły moją głowę czułe, splatające się w moich włosach. Przyciągnęła mnie ku sobie, a ja, posłuszna tej potrzebie bliskości, zaczęłam składać lekkie pocałunki na jej udach, na pępku, jakby chciałam utulić jej ciało po burzy, którą wspólnie rozpętałyśmy.
Po chwili wróciłyśmy do siebie do ust, które znów odnalazły się zachłannie. Pocałunki były inne niż przedtem: wciąż łapczywe, pełne ognia, ale niosące też czułość, wdzięczność i radość. Jakbyśmy nie tylko nasycały pragnienie, ale i pieczętowały coś, co już na zawsze miało zostać między nami.

Leżałyśmy splecione, nasze usta wciąż głodne, języki tańczyły ze sobą w rytmie, który nie miał końca. W pocałunkach było łapczywe pragnienie, i miękka czułość, jakbyśmy na nowo uczyły się siebie w tej gorączce nocy.
W pewnym momencie ruchy stały się spokojniejsze, jakbyśmy poczuły potrzebę zmiany melodii. Zsunęłyśmy z siebie pozwijane sukienki materiał opadł na łóżko w bezładnych fałdach, a między nami została tylko nagłość, której żadna nie chciała już ukrywać.
Agnieszka położyła się na mnie, nasze ciała zetknęły się bezpośrednio nagie, gładkie, ocierające się w splocie, który przypominał płomienie spotykające się i wzajemnie pożerające. Moje dłonie obejmowały jej sylwetkę, błądziły po plecach, po krągłych pośladkach, chcąc zapamiętać każdą linię, każdy kształt. Jej pocałunki zsunęły się niżej od ust, przez szyję, aż po piersi, a ja oddychałam coraz szybciej, czując, jak napięcie wraca, gęstnieje w powietrzu. Z wprawą i płynnością zdjęła ze mnie ostatnią przeszkodę delikatne figi, które zsunęła w dół, zostawiając mnie całkowicie otwartą, bezbronną w jej ramionach. Wtedy usiadła na mnie, nasze ciała zetknęły się tak blisko, że obie od razu zadrżałyśmy. Skrzyżowała lekko nogi, aby nasze kobiecości spotkały się, i zaczęła się poruszać. Powoli, zmysłowo, w rytmie, który przypominał taniec bez muzyki, jedynie z dźwiękiem naszych oddechów, przyspieszonych i urywanych.
Czułam, jak każdy jej ruch przeszywa mnie falą przyjemności, jak ocierające się ciała rozpalały się wzajemnie coraz bardziej. Z początku reagowałam powoli, chłonąc to doznanie, ale z każdą chwilą moje biodra zaczynały podążać za jej rytmem, jakbyśmy wplątały się w tę samą melodię rozkoszy, coraz mocniejszą, coraz bardziej nieuniknioną.
Agnieszka powoli nadawała rytm, jej biodra poruszały się jak w tańcu, dostojnie, a jednak z narastającym żarem. Pochyliła się nade mną, obsypując mnie pocałunkami, które smakowały winem, ogniem i pragnieniem. Jej piersi stykały się z moimi, drażniły i napinały się w tym zetknięciu, a ona pilnowała, by nasze rozpalone kobiecości nie straciły ani na moment kontaktu.  
Czułam, jak wilgoć między nami stawała się błogosławionym śladem rozkoszy, sprawiała, że każdy ruch bioder zamieniał się w poślizg, w falę, w rozżarzoną lawę toczącą się przez nasze ciała.
Moje dłonie nie mogły znaleźć spokoju, raz gładziłam jej plecy, czując pod palcami napięte mięśnie, innym razem drapałam lekko, jakby chciałam zostawić na jej skórze ślad tego, co we mnie płonęło. Co chwila obejmowałam ją mocniej, wplatając palce w jej piękne blond włosy, przyciągając do siebie, by znów zasmakować jej ust.
Nasze pocałunki były zachłanne, rwane, przerywane tylko po to, by spojrzeć sobie w oczy. Patrzyłyśmy na siebie tak blisko, z ustami wciąż rozchylonymi, drżącymi od oddechu. To spojrzenie było jak drugie spełnienie, w nim było wszystko: czułość, pragnienie i ta gorączkowa pewność, że żadna z nas nie chce, by ta chwila kiedykolwiek się skończyła. Ruchy naszych bioder zaczęły przyspieszać, taneczne koła zamieniały się w coraz szybsze fale. Każdy kontakt, każde zetknięcie pulsowało jak rozbrzmiewający akord, który rozsadzał ciszę w pokoju. Tempo rosło, jakby same nasze ciała dyktowały rytm szybszy, mocniejszy, namiętniejszy. Agnieszka odchyliła się do tyłu, a jej biodra pracowały z coraz większą intensywnością. Zarzucała włosami, które rozsypywały się na ramionach niczym złote smugi, dodając jej jeszcze więcej nieposkromionego wdzięku i zmysłowego szyku. Nasze dłonie błądziły chaotycznie, jakby każda z nich chciała odkryć nowe miejsce, zatrzymać się na chwilę, a potem popłynąć dalej. Raz obejmowałyśmy się mocno, innym razem gładziłyśmy własne piersi w nagłym przypływie pragnienia, a palce błądziły także ku ustom, muskając je, zatrzymując na moment drżące oddechy. Nasze oddechy przyspieszały, zamieniając się w krótkie, rwane westchnienia. Jęki wydobywały się z ust jak niepowstrzymane nuty melodii, której nie dało się uciszyć. Patrzyłyśmy sobie w oczy, jakby w tym spojrzeniu było zaklęte wszystko rozkosz, napięcie, bezbrzeżne oddanie, a jednak czasem spojrzenie uciekało, gdy głowy odchylały się w tył, jakby ciało nie potrafiło już sprostać sile doznania.
Czułam, że z każdą chwilą fala rosła, że nasz taniec zmierza ku szczytowi, którego obie pragnęłyśmy z taką samą gorączką.
Fala porwała nas obie, jakby ciało samo wyrwało się z brzegów i dało unieść prądowi. Agnieszka krzyknęła przeciągle, a jej biodra zatrzęsły się w spazmatycznym rytmie, aż w końcu padła ciężko w moje ramiona, jak skrzydło, które dopiero co szybowało wysoko i nagle zapragnęło odpoczynku.
Objęłam ją mocno, tuliłam, czując, jak jej serce bije gwałtownie pod moim ciałem. Jej oddech był nierówny, rwany, jakby łapała powietrze między falami rozkoszy. Gładziłam jej plecy powoli, uspokajając gestem, a ona wtulała się we mnie, chowając twarz w mojej szyi, tak miękko i czule, że miałam wrażenie, iż w tej chwili świat przestał istnieć, ale choć objęły nas czułość i błogi spokój, ogień nie gasł. Czułam go wciąż, żarzący się między nami, jak rozżarzone węgle, które wystarczy musnąć oddechem, by znów wybuchły płomieniem. Jej dłonie wciąż błądziły po mojej skórze, moje usta wciąż pragnęły jej ust. To była cisza pełna napięcia, przystanek, który wcale nie miał być końcem, lecz tylko wdechem przed kolejną falą.
Myślałam, że opadniemy w ciszę, że pozwolimy sobie na dłuższą chwilę oddechu, lecz Agnieszka miała w sobie wciąż płomień, który nie pozwalał zasnąć zmysłom. Sprawnym ruchem obróciła się nade mną, a ja poczułam, jak jej włosy muskają moje uda i brzuch, jak jej ciepły oddech osiada na mojej najbardziej wrażliwej części.
Zanim zdążyłam coś wyszeptać, jej usta już dotknęły mnie tak czule i łapczywie zarazem, że ciało zadrżało, a moje dłonie bezwiednie zacisnęły się na jej pośladkach. Nie mogłam się powstrzymać, przygryzłam delikatnie krągłość jej biodra, jakby chciałam zostawić na niej ślad mojego pragnienia, smakować ją równie zachłannie, jak ona mnie.
Nasze ciała ułożyły się w odwróconym zwierciadle, gdzie rozkosz krążyła w pętli, to, co dawałam, wracało do mnie natychmiast, wzmocnione i zwielokrotnione. Każdy ruch jej języka był jak iskra przesyłana w obie strony, sprawiająca, że coraz mocniej wtulałyśmy się w siebie, rozpalając się nawzajem, jak dwa ognie splecione w jeden płomień.
Agnieszka skupiła się całkowicie na mnie, czułam, jak każdy jej ruch, każde drżenie języka i ust stawało się coraz bardziej intensywne, a jednak nigdy nie traciło tej niezwykłej czułości. Była jak wulkan, z którego płynął nie tylko ogień namiętności, lecz także strumień troskliwej tkliwości, otulający mnie całą.
Moje ciało odpowiadało instynktownie, falowało pod naporem tej pasji, biodra same szukały rytmu, którego nadawała mi jej usta. Czasem, w przypływie błogiej fali, przyciągałam ją mocniej, przygryzałam delikatnie krągłość jej biodra, jakby chciałam poczuć smak jej skóry. Innym razem, ledwie unosząc głowę, składałam miękki pocałunek na jej kobiecości, nie po to, by przejąć prowadzenie, lecz by odwzajemnić w drobnych gestach to, co dawała mi całą sobą.
Była w tym dynamika, która rozpalała mnie do granic, lecz obok niej, jak drugi puls, trwała czułość, łagodząca i czyniąca tę namiętność jeszcze pełniejszą. Każdy ruch jej języka wnikał we mnie jak pieśń, a ja drżałam, oddając się jej, wiedząc, że jestem w objęciach ognia, który nie rani – lecz spełnia.
Język Agnieszki przyspieszył, stając się jak błyskawica igrająca w ogniu rozkoszy. Fala za falą przebiegała przez moje ciało, aż nagle wszystko we mnie wybuchło, spazmatyczne drżenie uniosło mnie ponad granice, ciało wiło się w jej objęciach, a z ust wyrwał się przeciągły jęk, którego nie mogłam już powstrzymać. Byłam jak porwana przez błogą burzę, całkowicie oddana jej ustom, jej pasji, jej czułości.
Kiedy drżenie powoli ustępowało, Agnieszka odsunęła się delikatnie, pozwalając mi zaczerpnąć powietrza i odnaleźć rytm oddechu. Trwałam jeszcze w tej słodkiej niemocy, a ona jakby wyczuwając każdą nutę mojego ciała obróciła się i położyła na mnie, otulając mnie swoim ciepłem.
Nasze usta znów odnalazły się w pocałunku, tym razem miękkim, pełnym czułości, a jednak wciąż podszytym żarem, który nie gasł. Wplotłam palce w jej włosy, chłonąc smak jej ust i poczucie, że nawet po takim uniesieniu wciąż pragniemy się nawzajem, tak samo mocno, tak samo łapczywie.
Unosząc się lekko, oparłyśmy się o siebie, nogi splątane w półśnie, usta wciąż odnajdujące się w długich, miękkich pocałunkach. Było w tym coś tanecznego rytm bez muzyki, w którym nasze serca biły jak instrumenty, a oddechy tworzyły własną melodię.
Czułam smak jej ust i ciepło skóry, a w mojej głowie krążyła jedna myśl,  że nigdy wcześniej nie pragnęłam nikogo tak łapczywie, tak do głębi. Byłam spragniona jej dotyku, jak ziemia spragniona deszczu i choć nasze ciała już odnalazły spełnienie, pragnienie wcale nie gasło,  żar wciąż tlił się w nas, obietnicą kolejnych uniesień.

Zasnęłyśmy splecione, jakby świat poza nami zniknął. Zmęczone, a jednocześnie nasycone sobą, a jednak gdzieś w głębi duszy czułam, że to, co nas połączyło, nie było tylko chwilowym uniesieniem, że ta noc mogła stać się początkiem czegoś, czego jeszcze się bałam nazwać, ale co już zaczynało kiełkować jak ziarno: czegoś głębszego, bardziej nieuchwytnego niż sama żądza.

iskra957

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka i obyczajowe, użyła 4721 słów i 24931 znaków, zaktualizowała 28 gru o 12:42. Tagi: #lesbijki #młode #randka

Dodaj komentarz