PROLOG
Patrzę na młodą kobietę stojącą po drugiej stronie w lustrze. Widzę długie kasztanowe, lekko falowane włosy. Ciemne idealnie wyregulowane brwi, oczy koloru szmaragdowego, prosty nos, bladoróżowe raczej wąskie wargi. Smukła szyja, na której wisi złoty naszyjnik, biała luźna bluzka z rękawem ¾ wpuszczona w czarną idealnie dopasowaną spódniczkę kończącą się w połowie ud.
Osoba stojąca naprzeciwko uważnie mierzy mnie spojrzeniem. Uśmiecham się do lustra, odwracam chwytając niewielką torebkę na złotym łańcuszku. Stukot obcasów odbija się echem po moim małym mieszkaniu. Wychodzę. Na rozmowę kwalifikacyjną w sprawie pracy, w jednej z najdroższych restauracji w tym mieście. Biorę głęboki wdech i wsiadam do samochodu z Claire, która ma mnie dzisiaj podwieźć. Moja najlepsza przyjaciółka. Jedna z nielicznej grupki dobrych znajomych, nowych znajomych. – Ach! – w myślach mruczę do siebie. Przecież wszystko tutaj jest dla mnie naprawdę nowe. Zaczęłam od nowa, w nowym mieście. Sama. I na szczęście od razu spotkałam znajomą z czasów podstawówki, która mną się w pewien sposób zajęła. Przyjaźniłyśmy się tyle, lecz kontakt urwał nam się po jej przeprowadzce z rodzicami. (…)
Staję przed drzwiami wielkiego, oszklonego budynku i wzdycham.
Widnieje tutaj wielki napis "Bon Vojyage”. Będę starać się tutaj o pracę. Potrzebuję jej. Bardzo.
Wchodzę i od razu przytłacza mnie bogate wnętrze. Surowe, lecz wyważone. Niezwykle gustowne.
Podchodzę do baru, do młodego blondyna i z nerwowym uśmiechem na ustach, próbując opanować drżenie głosu, pytam gdzie mogę znaleźć managera. Chłopak jest niezwykle miły. Puszcza sygnał z telefonu i po chwili z zaplecza, jak domniemam wychodzi wysoki szatyn w białej koszuli, z zawadiacko rozpiętymi pierwszymi dwoma guzikami i drogim zegarku umiejscowionym na nadgarstku. Jeansach, znanej marki i w firmowych butach. Serce mi przyśpiesza na widok jego zimnego, przeszywającego wzroku. I już czuję, że będzie to trudna rozmowa. Ten mężczyzna budzi we mnie dziwne uczucie strachu i przerażenia, pomieszanego z fascynacją i podziwem. Fakt, robi wrażenie! Ale muszę się skupić. Muszę dostać tę pracę! (…)
-JEEEST! – śmieję się w duchu i gratuluję sobie z wyrazem podziwu. Od razu czuję, jak w torebce wibruje mi telefon. Przeciągam palcem po ekranie i odbieram. To Claire.
- Tak, tak Claire. Udało mi się. Mam tę praaacę! – śmieję się uradowana i niemalże wykrzykuję te słowa. Nie zwracając uwagi na innych ludzi podskakuję na obcasach, a na moich ustach wciąż gości radosny uśmiech.
- Okay, spotkamy się wieczorem. Dzisiaj piątek, ja stawiam! Musimy uczcić moją nową pracę, chociaż muszę przyznać, że nie było jej łatwo dostać. Manager restauracji to totalny dupek, ale dam radę. Najważniejsze, że mam pracę! – śmieję się do telefonu i w odpowiedzi słyszę śmiech mojej przyjaciółki i serdeczne gratulacje.
Wracam do domu. Jem coś na szybko, biorę prysznic i szykuję się. Wkładam czarne wysokie obcasy, krótką małą czarną z kuszącym rozcięciem na plecach, w dłoni mam kopertówkę.
Idę świętować! Ta noc jest moja…
* i jak wrażenia?
4 komentarze
carmina
Co według Ciebie jest niespójne, "Fafiku"? A tak na marginesie, opowiadanie jest moje więc chyba mam prawo decydować czy wstawię wielokropek, czy zakończę zwykłą kropką. Bo według mnie twoje czepianie się jest nieuzasadnione ;-))
fafik
dla mnie tochę mało spójnie, nie musisz, urywać zdania w połowie... dając kropkę, może być długie zdanie opisujące
Fiuu
No w sumie, kolega pod spodem ma rację. ;> Początek zachęca. Ładnie piszesz. Czekam na ciąg dalszy. :d
horus33
Ciekawe jak dalej rozwiniesz opowiadanie. Początek zachęca.