Wkrótce potem bezczelnie oświadczył, że musi wymasować najważniejszy z instrumentów pedagoga-czyli aparat mowy…
Gdy mówiłam, iż absolutnie nie widzę takiej potrzeby, on w tym czasie uwolnił moje piersi z miseczek stanika, twierdząc, że po „niewoli biustonoszowej” konieczna jest chwila oddechu, jednocześnie dodając, że jestem belferką, która ma czym oddychać…
Czy wiecie jak zareagowałam? Tak. Dokładnie, znów zgadliście.
Zdumiona takim obrotem sprawy, nie mogłam z siebie słowa wykrztusić! Jedynie szeroko ze zdziwienia rozdziawiłam jadaczkę…
Ten ladaco natychmiast to wykorzystał! I zapakował w nią, swój, jak to określił – „instrument do masażu”!
I cóż ja biedna mogłam…? Musiałam poddać się intensywnemu masowaniu mojego aparatu mowy… Potwornie intensywnemu! Gdybym się go nie schwyciła –z pewnością straciłabym równowagę!
Tymczasem okazało się, że ten urwipołeć za mój aparat mowy uznał nie tylko moje usta i język… ale… nawet gardło! Dowodząc: - Dziś się pani profesor może i trochę poddusi, ale jutro będzie wygadana jak nigdy!
1 komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.
nanoc
Pędzlowanie gardła daje zaskakujące efekty