Materiał znajduje się w poczekalni.
Prosimy o łapkę i komentarz!

Marta w opałach

Marta w opałachZachęcony i namówiony przez Historyczkę, zgodnie z jej sugestiami popełniłem kolejne opowiadanie z tematem nieznanego stworzenia z licznymi mackami, dominującego i wykorzystującego bezradne kobiety. Czyli kolejne opowiadanko w stylu "tentacle erotica". Zleceniodawczyni wyraziła zadowolenie z treści, więc opublikowałem je. Postać nauczycielki Marty występującej w opowiadaniach Historyczki, użyta świadomie i za zgodą jej "posiadaczki" ;) Grafika ilustrująca też została stworzona przez Historyczkę, za co bardzo dziękuję.
Zachęcam do zapoznania się i komentowania :)
Aha! I ponieważ Historyczka "wkręciła się" w takie tematy, więc można spodziewać się jej wersji przygod Pani profesor Marty




Znów zeszło mi dłużej w szkole. Byłam zmęczona, ale uznałam, że spacer dobrze mi zrobi. Wyszłam więc ze szkoły, ominęłam samochód i poszłam hen, przed siebie, tam gdzie nogi zaniosą. Może nie byłam odpowiednio na taki spacer ubrana, bo z powodu ważnej konferencji w szkole założyłam dziś jedną z ulubionych sukienek. Długą, ciemną, sięgającą troszkę za kolana, dość mocno rozkloszowaną. I jedną z ulubionych koszul. Z delikatnego jedwabiu, dla kontrastu jasną, taką ecru. Oczywiście całości dopełniały koronkowy komplecik bielizny i czarne pończochy z szerokimi manszetami i obowiązkowym wąskim pasem do pończoch. Na nogach miałam wygodne buciki, z filigranowymi sprzączkami i paseczkami obejmującymi mi kostki, na niedużym koturnie. Ot tak, by wyglądać kobieco, ale nie wysilać się podczas chodzenia po sali gdy prowadziłam zajęcia.
Pogoda była piękna. Słoneczko, bezchmurne niebo, delikatny wiaterek miło chłodził twarz i rozwiewał mi włosy. Za szkołą była niewielka szutrowa dróżka prowadząca w stronę niedalekiego lasu i pól. I tam się skierowałam. Szło się dobrze, moje buciki tu też dobrze się sprawdzały. Przynajmniej nie obawiałam się, że obcas mi gdzieś uwięźnie, albo przewrócę się na jakimś kamieniu. Po kilku minutach idąc wśród pól dotarłam na skraj lasu. Do dalszej przechadzki zachęcał cień drzew nad ścieżką. Bez zastanowienia weszłam pod baldachim drzew i poszłam dróżką. Nie myślałam o niczym ważnym, po prostu chciałam się trochę odstresować samotną przechadzką. Szłam kilka minut coraz głębiej wchodząc w las. Nic nie wskazywało ani nie zapowiadało tego co miało się zdarzyć już za moment. Dróżka skręcała, po lewej miałam niewielkie leśne jeziorko. Stanęłam na chwilkę by popatrzeć na wodę. I wtedy… Zobaczyłam na powierzchni wody coś dziwnego. Wyglądało jak jakiś wielki wąż. No ale anakondy w Polsce się nie pętają po leśnych jeziorkach. Jak zahipnotyzowana patrzyłam na sunące wodą ciemnoniebieskie z pomarańczowymi pasami i plamami cielsko. To coś dotarło w pobliże brzegu przy którym stałam. Patrzyłam zafascynowana na to coś i zastanawiałam się, co to? Szkoda, że nie miałam telefonu, albo aparatu by zrobić fotkę i jutro pokazać Ewelinie, biolożce ze szkoły. Po kilku chwilach zobaczyłam jak ten „wąż” jakby nagle pękł z przodu i z tak rozdziawionego stworzenia wyłania się cały gąszcz elastycznych, sama nie wiem, wici, macek? No czegoś takiego.
Nadal nie przeczuwając niczego groźnego i nie czując zagrożenia stałam patrząc na to cudo.
I to był mój błąd.
Nagle macki z prędkością błyskawicy wystrzeliły w moim kierunku. Zanim zdążyłam cokolwiek zrobić owinęły się na moich kostkach, wokół nadgarstków i mocno owinęły mnie w pasie i poniżej piersi. Poczułam jak jestem jak piórko unoszona w powietrze i sunę ponad taflą jeziorka w stronę przeciwległego brzegu. Po chwili byłam przy drugim brzegu. Tutaj było dużo krzaków, było ustronnie i myślę, że nikt tu nigdy nie zaglądał.
Poczułam, że „wąż” wypełza z jeziorka i zaczyna torować sobie drogę przez nabrzeżne krzaki. Cały czas byłam wysoko ponad nimi. Za kępami nabrzeżnych krzaków była spora polanka porośnięta trawą. Czułam, że „wąż” zatrzymuje się. Po chwili zostałam delikatnie sprowadzona na ziemię. Gdy poczułam grunt pod nogami spróbowałam się wyrwać. Szarpnęłam się kilka razy, ale jednak nic to nie dało. Uchwyt tego „węża” był stalowy, choć jednak delikatny. Powoli, ale w zdecydowany i nie pozostawiający mi żadnego pola manewru zostałam położona na trawce. Poczułam jak moje ręce są wyciągane w bok, tak, że leżałam niemal jakbym była ukrzyżowana. To stworzenie cały czas było w sumie delikatne i nie krzywdziło mnie, ale czułam jego brutalną siłę i totalną dominację. Po prostu robiło ze mną co chciało a ja nie mogłam absolutnie nic zrobić. Poczułam jak coś przesuwa się po mojej łydce i podąża w górę po udzie. Dotknęło manszety pończochy i sunęło dalej. Za moment poczułam dotyk na majteczkach. To coś było ciepłe i… wilgotne. Ku mojemu zaskoczeniu zaczęło powoli przesuwać się po wzgórku i mojej cipce. Czułam jak naciska mi na płatki i lekko szoruje po nich. Dłuższą chwilę robił to, a je z zaskoczeniem stwierdziłam, że zaczynam się podniecać. Boże, jakieś monstrum uprowadziło mnie w las, dotyka mnie coś po moim skarbeńku, a ja się tym podniecam! Znów próbowałam się szarpać i zacisnąć mocniej uda. Nie zrobiło to żadnego wrażenia na tym „wężu” jak to coś w myślach nazywałam. Uchwyt na moich nadgarstkach, kostkach i w pasie nadal był kamienny ale jak dotąd bardzo delikatny. Tak jakby nie miało zamiaru mnie skrzywdzić, ale miało wobec mnie jakieś inne plany… Poczułam kolejne wiotkie i cienkie macki dopadające do ramiączek mojej sukni. Za moment zsunęły je z moich ramion i schwyciły za jej górę. Powoli ale zdecydowanym ruchem zsunął ją poniżej piersi. Poczułam jak znikają macki obejmujące mnie w pasie. Ale tylko na chwilę. Suknia została zsunięta jeszcze niżej już tylko moje biodra i pupa były nią okryte. Opaska w pasie wróciła. I znów czułam, że owija mnie potężnym uściskiem, ale jednak wciąż luźnym i delikatnym. Moje nogi zostały uniesione. Za moment to samo stało się z moim korpusem. To monstrum bez żadnego wysiłku uniósł mnie kilka centymetrów w górę. Leżałam więc opierając głowę i barki o trawę, ale moja pupa i nogi były w górze. Poczułam jak suknia jest zsuwana ze mnie. Czułam jak sunie mi po udach, łydkach… Zostałam z powrotem ułożona na trawie. Pęta z moich kostek zniknęły na moment. Ale nie zdążyłam nawet spróbować wierzgnąć nogami. Poczułam jak suknia zostaje ściągnięta do końca i znów zostałam spętana… Chwilkę był spokój, gdy nagle poczułam liczne cieniutkie „witki” sunące po skórze brzucha i wnikające pod koszulę. I dążyły w górę. Czułam jak przesuwają się po piersiach, jak sięgają dekoltu… Chwilkę gładziły mnie po dekolcie i wtem…  
To było pierwsze agresywne zachowanie tego „węża”. Poczułam jak poły mojej koszuli są jednym szarpnięciem rozchylane na boki, a guziczki pryskają na wszystkie strony. Macki pociągnęły mnie za ręce, tak, że usiadłam. Koszula została opuszczona i znów tak jak nogi moje nadgarstki na chwilę zostały uwolnione. Ale nie miałam czasu by coś zrobić, za moment koszula była już gdzieś na polance, a moje nadgarstki ponownie objęły kajdany… Już tylko koronkowa bielizna okrywała moje wdzięki. Zastanawiałam się, co ma na celu to tajemnicze monstrum? Dlaczego mnie rozbiera? Co planuje? Nie wiem czemu, ale moje myśli meandrowały w kierunku tego, że zostanę wykorzystana przez to coś. Po tym jak masował moją cipkę przez majteczki czułam się z lekka pobudzona i leciutko zawilgła mi cipka. Byłam tym zaszokowana i zaskoczona moją reakcją.
Wąż nie próżnował. Widziałam jak jego cielsko owija się wokół miejsca gdzie leżałam. Byłam jakby rośliną w klombie, otoczoną przez cielsko nieznanego stworzenia. Ale cały czas byłam w sumie spokojna i nie obawiałam się tego co może się stać. Jak na razie nie używał wobec mnie siły, nie zmuszał mnie do niczego… Pojawiła się kolejna macka. Dużo większa i grubsza od wszystkich które widziałam dotąd. Powoli uniosła się nade mną i zaczęła się zbliżać do mojej twarzy. Dotknęła czubka mojego nosa. W myślach zachichotałam. To prawie jak moja mama w dalekiej przeszłości gdy całowała w nos swoją małą córeczkę. Po chwili zaczęła zmieniać kształt i okryła mi usta i nos. Zablokowała mi możliwość oddychania. Odruchowo otwarłam usta. I wtedy poczułam jak coś wsuwa się w nie. To coś uwolniło mi nos więc mogłam na powrót oddychać swobodnie. Poczułam jak dotyka mojego podniebienia i lekko naciska na język. Po chwili poczułam jak w moich ustach pojawia się jakiś płyn. Gęsty, ciepły i… słodki o ile dobrze wyczułam. Nie wiedziałam co to. Chciałam go wypluć, ale usta miałam szczelnie otulone macką która mi to uniemożliwiała. Znów to coś zatkało mi nos. Nie miałam wyjścia, rozluźniłam gardło i połknęłam to coś. Uwolnił mi nos i za moment usunął się z twarzy. Bałam się trochę, że połknęłam jakąś nieznaną substancję i zrobi mi ona coś złego. Macka zniknęła jakby chowając się w cielsku węża. Po chwili poczułam jak robi mi się błogo i lekko znów się podnieciłam. Znów poczułam, że moja cipka robi się coraz wilgotniejsza, a sutki naprężają się i unoszą.  Czyżbym dostała jakąś substancję podniecającą, jakiś afrodyzjak czy coś? To coraz bardziej kierowało moje myśli w stronę tego, że to coś chce mnie niecnie wykorzystać… Co dziwne, nie przerażało mnie to, wręcz zaczynałam drżeć w oczekiwaniu na dalszy swój los. Po minucie czy dwóch byłam już rozpalona jak po najlepszych w życiu, długich i intensywnych pieszczotach. Nie wiem dlaczego, ale faktycznie sądziłam, że ta substancja którą połknęłam tak na mnie działa. Macki cały czas mocno trzymały mnie z rozchylonymi rękami. Nagle przystąpiły do działania. Moje nogi zostały szeroko rozchylone na boki. Czułam jak moja cipka rozchyla się gdy macki rozłożyły mi nogi szeroko, prawie do szpagatu. Za chwilę znów pojawiła się ta masywna macka która poprzednio wsączyła coś do moich ust. Tym razem jednak pochyliła się nad moim wyeksponowanym kroczem, osłoniętym delikatnym materiałem skąpych majteczek. Poczułam jak na majteczkach ląduje coś mokrego i lekkiego. Ale nie widziałam co to. Usłyszałam lekki szum i zobaczyłam cienką stróżkę dymu unoszącą się w powietrze. Nie miałam pojęcia co się wydarzyło. Macka przesunęła się nad moje piersi. Chwilkę kiwała się nad nimi, jakby wybierając swój cel. I nagle zobaczyłam jak wydobywa się z niej coś w stylu niebieskiej piany. Piana opadła najpierw na jedną, a za moment na drugą pierś. Za moment znów usłyszałam cichy szum i tym razem zobaczyłam, że materiał mojego stanika przestaje istnieć, wręcz znika jakby został polany silnym kwasem który go rozpuścił. Bałam się, że stanie mi się coś złego, ale nie czułam niczego złego na moich cycuszkach. Widziałam unoszący się lekki dymek z miseczek staniczka. Po chwili miałam na sobie tylko resztki stanika. Następne cienkie macki schwytały resztki mojej bielizny i poczułam jak zrywają ze mnie i majteczki i stanik. Spojrzałam na piersi i moje sterczące, ciemne i nabrzmiałe sutki. Dawno, niemalże nigdy nie byłam tak podniecona i rozpalona. Leżałam szeroko rozkraczona, całkowicie naga, bezbronna i niezdolna do jakiejkolwiek akcji by się bronić lub przeciwstawiać. I wtedy się zaczęło. Nie widziałam wszystkiego, tylko dwie macki z końcówkami w formie jakby ssawek zmierzające nad moje cycusie i kolejną podobną do maski na twarz celującą w moją buzię. Ssawki przylgnęły do moich piersi i poczułam jak jednocześnie jakby lizały całą ich powierzchnię, ssały mi sutki i lekko je uciskały. Maska oparła się na mojej twarzy. Czułam jakbym była lizana i całowana po całej twarzy. Odruchowo otwarłam usta. I wtedy poczułam jak pojawia się w nich potężna bulwa wypełniająca mi całe usta, a z niej wysuwa się coś długiego wchodząc mi bez problemów do gardła. Czułam jak się porusza, ale co dziwne, nie powodowało to u mnie odruchu wymiotnego. Zajęta wrażeniami których doświadczały moje piersi i usta nie słyszałam ani nie widziałam co się jeszcze dzieje. Dopiero po chwili poczułam jak coś wciska się w moją cipkę. Dość cienkie i skromne, Ale czułam jak dociera do samego końca. Oparło się o szyjkę macicy i poczułam jak zaczyna błyskawicznie rosnąć. Za chwilę było olbrzymie. Rozpychało moją pochwę jak nic co w niej kiedykolwiek gościło. I zaczęło się poruszać. W przód, w tył. Z początku powolutku, jakby testując moją pochwę, by za moment przyspieszyć i posuwać mnie w tempie oszalałego królika. Szczytem był moment gdy poczułam jak coś wbija się w szyjkę macicy, rozszerza ją i wnika do jej wnętrza. Miałam wypełnione usta więc jedynie mogłam pojękiwać cichutko, ale gdyby nie to, to myślę, że wyłabym i krzyczała z rozkoszy tak, że wystraszyłabym wszystko w tym lesie. Moja cipka płonęła, nie wiem sama jak często osiągałam kolejne orgazmy, nigdy nie miałam takich doznań i nigdy nie czułam się taka spełniona i zaspokojona. I wtedy… Poczułam jak moje nogi są unoszone w górę i cała moja pupa odrywa się od trawy. Kolejne doznanie to było uczucie jak kolejna macka wślizguje się pomiędzy moje pośladki i nieomylnie trafia w moją ciasną dziurkę. Bezczelnie, bez żadnego wstępnego przygotowania wciska się we mnie. I po chwili czułam jak będąc już głęboko zaczyna rosnąć rozpychając mnie niesamowicie. Myślałam, że to już koniec, ale nie. Z grubego tworu który przesuwał się jak potężny tłok w mojej pupie wysunęło się coś jeszcze wchodząc w rejony kompletnie niedostępne dla każdej normalnej próby wtargnięcia w głąb mojej dupki. Znów chciałam krzyczeć. Ale ku mojemu zdziwieniu nic mnie nie bolało. Tak jakby płyn wstrzyknięty do mojego gardła nie tylko mnie rozpalił ale i znieczulił na ból jak najlepsze znieczulenie medyczne. Macka w mojej cipce szalała poruszając się bardzo szybko i głęboko. W macicy czułam jak macka przesuwa się po jej ścianach, sięga niemalże do jajowodów i jajników. Poczułam jak jakaś kolejna ssawka przylgnęła do mojej łechtaczki i ona też jednocześnie jest lizana, ssana i dotykana przez to stworzenie.
Niesamowicie ostre wykorzystywanie każdego możliwego otworu mojego ciała trwało bez ustanku. Macki wydawały się nie męczyć się i nie robił na nich żadnego wrażenia nieustanny ruch we mnie i ocieranie się o ścianki dziurek mojego ciała. Nie wiem ile to trwało. Godzinę, dwie? Wreszcie ledwo żywa ze zmęczenia i od nieustannych orgazmów wstrząsających moim ciałem poczułam jak macki zaczynają się ze mnie wysuwać. Z dupki, z cipki, wreszcie z ust. Z nadzieją, że to już koniec, patrzyłam jak ustawiają się nade mną. Po chwili zaczęły z nich tryskać strugi białej mazi. Coś jak sperma, ale całymi litrami. Po kilku sekundach cała byłam zalana tą mazią. A macki tryskały dalej. Myślałam, że tym się skończy, ale macki wróciły do moich otworków. I znów zaczęły tryskać, napełniając mnie tą mazią. Czułam jak wlewa się strumieniami do mojej dupki, cipki, jak trafia mi do ust. Starałam się połykać, ale dałam radę tylko przez chwilę. A macka wlewała we mnie więcej i więcej… Wszystko wylewało mi się z ust na brodę i spływało na trawę. Pupa też nie dawała rady by przyjąć takie ilości tej mazi i czułam jak wprost tryska ze mnie chlapiąc wszystko w okolicy. W cipce działo się najwięcej. Była pełna już po sekundzie, ale wtedy poczułam jak cienkie macki rozszerzają wejście do macicy i ta maź zaczyna wypełniać mój brzuszek…
Po kilku chwilach macki skończył tryskać i zapanował spokój. Odkasłałam maź z gardła, wyplułam resztki z ust i popatrzyłam w dół w stronę cipki. Zobaczyłam wzdęty brzuch, jakbym była w bardzo zaawansowanej ciąży i wypływającą z mojej cipki i pupy strugi mazi. Byłam przerażona. Jak ja się tak pokażę? Tą maź zmyję z siebie, choćby w tym leśnym jeziorku, ale brzuch? Jak ja to wytłumaczę? Przecież wczoraj byłam normalną, nie wychudzoną, ale i nie otyłą kobietą. Nie było mi dane długo nad tym myśleć. Macki miały dla mnie kolejne atrakcje. Zobaczyłam jak z całego cielska węża wyłaniają się setki macek. Wąskich, długich i bardzo ruchliwych. Po chwili każdy nawet najmniejszy kawałek mojego ciała był opanowany przez dotyk tych macek. Drażniły, masowały mnie całą. Poczułam, że nadchodzi kolejny (który to już? Setny, dwusetny?) orgazm. Chyba kilka minut to trwało, i nadmiar doznań spowodował, że zemdlałam. Nie widziałam co się działo później. Domyślam się, że znów macka w kształcie maski położyła się na mojej twarzy. W tym momencie ocknęłam się. Nie musiała w żaden sposób walczyć ze mną. Sama otwarłam usta wpuszczając do ust intruza. Znów poczułam w gardle kolejną maź, w sumie znów przyjemną w smaku. I… To było ostatnie moje uczucie. Jakbym wyłączyła światło w ciemnym pomieszczeniu. Zapadłam błyskawicznie w głęboki sen.  
Nie wiem ile spałam. Kiedy się ocknęłam ściemniało się już. Leżałam naga na łączce, ale cała maź która mnie pokrywała zanim zasnęłam zniknęła. Nie widziałam jej też na trawie. Wąż i wszystkie jego macki zniknęły. Z trudem podniosłam się i stanęłam na nogach. Nogi mi drżały. Rozejrzałam się i zobaczyłam leżącą na trawie moją suknię i koszulę. W sumie, to przecież z tym moim brzuszyskiem i tak ich nie dam rady założyć. Spojrzałam w dół na swoje ciało. Z zaskoczeniem stwierdziłam, że mam mocno wyssane i lekko sine piersi, szeroko rozwartą cipkę, ale brzuszek tylko bardzo lekko zaokrąglony. Z trudem ruszyłam by podnieść suknię i koszulę. Mój stanik i majtki przestały istnieć. Z obu pozostały tylko kawałki ramiączek i pasków, miseczki stanika i trójkąciki majteczek zniknęły. Co mnie zdziwiło, nie miałam żadnych śladów substancji która zniszczyła materiał. Zebrałam ubranie i zaczęłam się ubierać. Założyłam koszulę, mimo braku guzików, postarałam się owinąć się nią i na to wciągnęłam suknię. Na szczęście suknia trzymała koszulę i pomimo braku guzików nie pokazywałam zbyt wiele ciała. Było już późno i słońce już zachodziło. Ruszyłam lasem i dość szybko wróciłam na ścieżkę. Poszłam w kierunku szkoły i samochodu. Na szczęście torebka leżała obok mnie gdy się obudziłam. Kilkanaście minut marszu, bo bolała mnie i cipka i dupka i piersi i nogi i dotarłam do szkoły. Wsiadłam do samochodu i ruszyłam w kierunku domu.  
To było kompletne wariactwo i zupełnie nierealne zdarzenie. Coś co nie ma prawa istnieć, wzięło mnie siłą, choć w żadnym momencie nie skrzywdziło mnie ani nie zrobiło mi krzywdy. I nigdy nie zostałam tak zdominowana, nie czułam się tak bezradna i pozbawiona możliwości zrobienia czegokolwiek. Czułam wstyd, bo coś zrobiło ze mnie swoją zabawkę i wtłoczyło we mnie olbrzymią ilość czegoś, zalało mnie litrami tego czegoś, ale jednocześnie czułam się tak zaspokojona i przeżyłam tyle gigantycznych orgazmów, że w sumie to nie żałowałam tego popołudnia.

2 komentarze

 
  • Użytkownik Historyczka

    Niezwykle trudną sprawą jest urealnienie tego opowiadania. Ale na szczęście mam na to jakiś tam pomysł... :)

    2 tyg. temu

  • Użytkownik japanlover

    @Historyczka  
    Raczej urealnienie kompletnej fantazji się nie uda...
    Ale próbuj!
    Liczę na Ciebie :)

    2 tyg. temu

  • Użytkownik Historyczka

    Z lubością zmodyfikuję. U mnie absolutnie muszę wystąpić w szpileczkach. Koturny są nie do zaakceptowania.

    2 tyg. temu