Marta ze zniecierpliwieniem wyglądała przez okno, zdrapując szron z szyby, aby zrobić jak największe kółko, wizjer na świat.
Idzie! – W oddali zarysowała się szeroka sylwetka. W pośpiechu założyła długie, eleganckie kozaczki na wysokiej szpilce, króciutką kurteczkę i pędem wybiegła w stronę drogi. W jej rodzinie nigdy nie witało się księdza w progu, lecz zawsze wychodziło naprzeciw.
– Szczęść Boże! Szczęść Boże! – egzaltowanie wykrzykiwała Marta.
Od dzieciństwa miała zakodowany wielki szacunek dla duchownych.
– Pamiętaj, że moja babka całowała księdza w rękę! – powtarzała jej matka.
Stąd wytworzył się w dziewczynie specyficzny stosunek do przedstawicieli tego stanu, rodzaj czci, wręcz czołobitności. Jakby spowijała ich jakaś nadziemska aura. Z czasem przekształciło się to w rodzaj fetyszyzmu. Jako nastolatka zaczęła miewać sny erotyczne z udziałem mężczyzn w sutannach. Zazwyczaj była w nich brana dość ostro, przez zdominowanie. Bywała w nich zmuszana do uległości.
Gruby mężczyzna przedzierał się przez zaśnieżony chodnik. "Wisienka na torcie, na koniec dom mojej najnadobniejszej parafianki" – pomyślał, za co szybko się skarcił i przeżegnał. Wszak księdzu nie uchodzi tak myśleć, chociaż…
Gdy dochodził do furtki, zobaczył wybiegającą z domu kobietę.
"Boże jaka ona piękna, a gdyby tak wywinęła orła na tym śliskim chodniku… może by odkryła tajemnicę tego, co ma pod tą kusą kiecką… Nie… nie powinienem tak nawet myśleć!"
– Szczęść Boże panno Marto! – ksiądz odkrzyknął i znów się przeżegnał. Jakby na wybaczenie, ze skruchą.
Pannie mocniej zabiło serce: "To on! To on mi się ostatnio śnił! I to jak!"
Chciała natychmiast odpowiedzieć, lecz gdy wybiegła bliżej drogi, wysuwając się zza szpaleru krzaków, natrafiła na silny podmuch powietrza. Jej elegancka, króciutka, fioletowa spódniczka, przez to, że dość szeroka, załopotała niczym flaga podczas wichury. Wiatr zadarł ją na tyle wysoko, że ksiądz dostrzegł nie tylko zgrabne uda, ale wręcz wydało mu się, że zobaczył koronkowe zakończenie pończoch.
Widząc chwiejącą się sylwetkę parafianki, mimo swojej tuszy, doskoczył by ją przytrzymać. Dochrapał się już urzędu proboszcza, choć miał stosunkowo niewiele wiosen na karku. Nie dobił jeszcze pięćdziesiątki.
– Ale żeby tak od razu w ramiona się rzucać! – zażartował. – Wszystko w porządku?
– Ojej… ojej… – Zmieszana Marta nie wiedziała co powiedzieć. Policzki zaczerwieniły się, niemal dorównując kolorowi szminki na pełnych, zmysłowych ustach. Żart księdza o rzucaniu w ramiona jednocześnie speszył ją i podniecił.
Poprawiała spódnicę, zdając sobie sprawę, jaki to stanowi seksowny widok.
Ministranci, towarzyszący księdzu, wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
– To dlatego stary chciał ten dom zostawić na koniec! – szeptali między sobą. – To przecież nasza historyczka! Pani Marta. Najefektowniejsza kobitka w całej okolicy! – Cicho rechotali.
Ksiądz z zapartym tchem obserwował ruchy kobiety. "Boże drogi, jesteś cudowny, tworząc swoje dzieło! Ech, gdybym nie był księdzem…"
Nakazał dziewczynie iść przodem. Poruszała się z gracją, trzymając jedną ręką spódnicę, jakby w obawie, że może znów zostać zadarta, nie przeszkadzało jej to jednak zgrabnie kołysać biodrami. Zdawała sobie sprawę, jak powabnie wygląda w tej kuszącej spódniczce i seksownych czarnych kozaczkach, kontrastujących z cielistymi, lśniącymi pończochami.
"Boże, jak on mi się dzisiaj śnił realistycznie! To był on - Baltazar! Ależ to był sen! Aż cała drżę! Ciekawe czy ja mu się podobam? Czy w tym stroju jestem dla niego ponętna?"
Ksiądz zmierzał za kobietą. Obserwował jej ruchy i mimowolnie oblizywał wargi. Na schodach poczekał trochę dłużej, żeby weszła wyżej.
"Może słodkie anielę znów ukaże swe niebiańskie tajemnice…"
Mikołaj szturchnął Kacpra pod bokiem.
– Patrz, jak stary się na nią gapi! Ciekawe czy poza pokropieniem domu, miałby też ochotę prześwięcić tyłek pani nauczycielki?
- Ja bym prześwięcił! – mruknął wyraźnie podniecony Kacper. – Kropiłbym aż by furgotało! Tu i wszędzie, a na miejscu starego nie tylko pupcię bym poświęcił.
- A te belferskie usteczka?
– Wręcz stworzone do pewnej posługi… Ha ha ha!
Rozkręcali się tak, podekscytowani, że zaczęli mówić coraz głośniejszym szeptem. Marta słysząc fragmenty – „prześwięcić tyłek", "aż by furgotało” – skonfundowała się, ale jednocześnie także podnieciła.
Tymczasem ksiądz lustrował nieduże mieszkanie i z ukontentowaniem stwierdził, że dom wręcz lśnił czystością - wypolerowane podłogi, umyte okna, świeże firanki, żadnych śladów, najmniejszego nawet bałaganu. Widać, że parafianka poświęciła niemało czasu na sprzątanie, dowodząc swojego szacunku dla spodziewanego, dostojnego gościa.
– A my przybyliśmy niczym trzej królowie. Nawet imiona mamy prawie takie same – żartował. – Ten mały to Kacper, duży tylko to nie Melchior, ale też świątecznie, bo Mikołaj.
– Ależ, ja znakomicie znam chłopców… jestem ich nauczycielką…
W środku pokoju rzucił się przybyłym w oczy wielki, dębowy stół, przykryty śnieżnobiałym obrusem, a na nim talerzyk z wodą święconą, kropidło i duży, stalowy krzyż. Na końcu stołu stały świece. Marta, żeby do nich sięgnąć i je zapalić, musiała się nachylić, a co za tym idzie, bardzo mocno wypiąć. Mężczyźni zobaczyli kształt jej tyłka w pełnej krasie, opiętego spódniczką.
Ksiądz podrapał się po głowie i wytężył wzrok, skupiając się na obserwacji. Chłopcy rumienili się po czubki uszu.
"Ależ bym jej dał teraz klapsa w tę zgrabną, kuszącą pupcię." – Ksiądz, kolejny raz, łapał się na grzesznych myślach.
Marta doskonale zdawała sobie sprawę ze swej pozy.
"Czy ja się przed nimi nie wypinam aby zbyt zapraszająco? Ciekawe jakie przywodzę im teraz myśli? Czy może takie, że chcieliby mnie uszczypnąć w tyłek? A może… podwinąć spódniczkę? Achhh..." - pomyślała nauczycielka, ale nie tylko pomyślała. Z jej ust wydobyło się ciche westchnięcie.
Kobiecie wyraźnie drżały ręce, gdy zapalała świece. Nie mogła się skupić, myśląc o tym, że to On, właśnie On patrzy jej na pupę. On, którego tak ceni za jego mądre kazania... On - który jest taki ważny... Przez podenerwowanie potrąciła naczynko na wodę święconą i rozlała ją po części na podłogę, po części sobie na spódnicę.
– Ojej… – Ksiądz zauważył rozlaną wodę. – No i mamy mokro. – Zarumienił się, zdając sobie sprawę z tego, co powiedział, poczuł też jak sztywnieje mu coś pod sutanną.
– Ależ ze mnie niezdara! – Dziewczyna speszyła się, czując na sobie trzy pary oczu wpatrzone w mokrą spódniczkę, przylegającą do uda, doskonale ukazującą jego kształt.
– Przepraszam… to ja teraz zmienię spódnicę… Ale najpierw oczywiście wytrę podłogę, żeby nikt się tu nie pośliznął.
Oczywiście taka obawa była przesadzona, ale przecież dawała kobiecie doskonały pretekst.
Marta kucnęła, żeby zebrać wodę. Zrobiła to w taki sposób, że spódniczka podsunęła się wysoko do góry i ukazała wszystkim zgrabne nogi opięte seksownymi nylonami.
– Ach! I ciebie Kacperku zalałam! – Nauczycielka wytarła też spodnie jednemu z ministrantów.
Widok atrakcyjnej kobiety, ubranej powabnie, kokieteryjnie pokazującej nogi i do tego kucającej przed nimi, wywoływał sprośne skojarzenia. Ministrant patrzył w dół. Ależ idealna pozycja dla takiej kobiety… "Kuca przede mną… ma twarz dokładnie na wysokości mojego rozporka… ach… co za usta! Dorodne jak maliny!" – Patrzył w dół rozmarzonymi oczami. Widział tylko połysk nylonu i jej słodki uśmiech, gdy czyściła mu spodnie.
Ksiądz z zazdrością przyglądał się wypiętej pupie Marty i temu jak porusza się, czyszcząc spodnie chłopaka. "Kobieta jak marzenie… co tu zrobić, żeby tę kolędę przeciągnąć jak najdłużej?"
Po uprzątnięciu wody, nauczycielka postanowiła wyjąć spódnicę na zmianę, dlatego przy mężczyznach otworzyła drzwi szafy. Wszyscy trzej goście jednocześnie wychylili głowy, żeby dostrzec, co taka wytworna kobieta może mieć w swej kolekcji. Nie zawiedli się. Ujrzeli rząd wiszących na wieszakach eleganckich spódnic i sukienek, ale też wiele koronkowych fatałaszków. Kuszące koszulki nocne, haleczki, pasy do pończoch wykonane z misternej koronki, wytworne biustonosze a nawet… prześwitujące majtki.
Nie mogli wiedzieć, że Marta celowo otworzyła tę część szafy, w której trzymała najbardziej seksowne części swojej garderoby.
Proboszcz, stojący na wprost, zyskał najlepszy widok.
"Boże mogłaby dla mnie nie robić nic innego, tylko się nieustannie przebierać. Ileż cudownych sukienek! Ech, gdyby być duchem i móc ją codziennie podpatrywać, jak zakłada, a zwłaszcza, oj zwłaszcza, zdejmuje, te boskie staniczki! Albo jak nasuwa na swe długie nóżęta śliczne pończoszki."
Chłopcy mieli nieco gorszy widok, lecz wystarczający, by zauważyć czarny, koronkowy gorsecik sznurowany czerwoną wstążką, z podwiązkami do mocowania pończoch. Nadawało mu to niezwykle seksownego charakter. Mikołaj rozdziawił usta.
– Ale… takie… dziwkarskie! – wyszeptał do kolegi.
Marta zawstydziła się, słysząc szepty, ale też doskonale wiedziała co im pokazuje. Często specjalnie zakładała ten gorset i pończochy, żeby tylko poprzeglądać się w lustrze. Słowo: „dziwkarskie” bardzo na nią podziałało.
"Pewnie gnojki nie raz w klasie zastanawialiście się, co mam pod spódnicą… to już teraz wiecie jakie noszę cudeńka…"
Starała się stworzyć wrażenie, że łapie z wieszaka spódnicę przypadkowo, byle jak najszybciej się przebrać i nie zmuszać gości do czekania. W gruncie rzeczy, wybrała najodważniejszą mini.
"Kurcze… rzeczywiście strasznie krótka! Czy aby nie będzie widać koronek pończoch?!"
Pędem wybiegła do łazienki. Oszołomiona, zapomniała zamknąć drzwi. Już miała zdjąć spódniczkę, gdy zdała sobie z tego sprawę. Najpierw zawstydziła się jeszcze bardziej, ale potem poczuła ekscytację faktem, że może być podglądana.
"A więc zaraz mogą zobaczyć moją pupę w samych majtkach… Nogi w pończochach." – Speszona przerwała zdejmowanie spódnicy, jakby się nad czymś zastanawiała.
Ministranci jednym susem stanęli przy drzwiach łazienki. Wyraźnie zniecierpliwieni wybałuszali oczy.
– No dalej suczko! Rozbieraj się! – szeptał zniecierpliwiony dryblas. Marta usłyszała ten tekst, choć oczywiście udawała, że nie słyszy. Ale… zastosowała się do komendy! I gdy padło polecenie, posłusznie zaczęła zsuwać spódniczkę. Chłopcy otworzyli usta ze zdumienia. Zobaczyli pupę nauczycielki. A zaraz potem nogi w pończochach.
– Jezu, co za striptiz! – szepnął mały.
Marta nie spieszyła się z zakładaniem nowej spódniczki, jakby nad czymś myślała, jakby gdzieś zaglądała. Nachyliła się w stronę umywalki, tym samym wypinając tyłek w stronę chłopców.
"A niech sobie gówniarze mnie pooglądają… Niech widzą mój duży, ale przecież krągły zadek... Boże… tylko dlaczego... dlaczego, dlaczego mnie to tak cholernie podnieca?!"
– Reeety! Patrz! Jak doskonale widać pośladki! Majtki chowają się między nimi…
– Jak to stringi… Ale ona ma boską pupę! Fantastyczną! Taką dużą, a jaką cholernie zgrabną!
Wreszcie zaczęła nasuwać skąpą spódniczkę. Robiła to także powoli i zmysłowo. Powoli układała ją na tyłku, potem z namaszczeniem zasuwała zamek z tyłu. Przejrzała się w lustrze. Rzeczywiście miniówka była tak kusa, że Marta musiała ją nieco obciągnąć, żeby nie odkrywała koronek pończoch.
"O kurcze… ledwie co zasłania, to dla mężczyzn tak erotyczne miejsce… Gdy siądę, będzie mi je widać! Ale… cóż… niech się dzieje."
Chłopcy byli pod ogromnym wrażeniem, tego co widzieli. Obaj mieli te same myśli: natychmiast wparować do łazienki i gwałtownym szarpnięciem, zadrzeć ich nauczycielce tę krótką kieckę.
Gdy Marta weszła do pokoju w seksownej spódniczce, ksiądz zaniemówił. Mało mu kropidło nie wypadło z ręki. Chłopcy aż rwali się, żeby powiedzieć coś w stylu: "ale pani kusząco wygląda" - jednak nie byli na tyle śmiali. Jedynie dryblas szepnął małemu:
– Ale z niej suczita!
Pleban sięgnął kropidłem do nowo nalanej wody. Nie był w stanie patrzeć gdziekolwiek, tylko na nauczycielkę. A raczej na jej nogi. Drżały mu ręce, toteż nabrał za dużo wody, po czym wszystko skierował na Martę.
Znaczna ilość wody święconej trafiła prosto na bluzkę kobiety, idealnie na wysokości biustu.
– Ojej! – krzyknęła nauczycielka.
Woda gruntownie zmoczyła materiał, dzięki czemu efektownie przyległ do ciała i wyraźnie uwidocznił koronkowy, biały stanik.
Ksiądz gapił się jak urzeczony. Z trudem wydukał:
– Prze… praszam…
– Nie no… nic się nie stało… – Skonfundowana Marta nie wiedziała jak się zachować. – Przecież to tradycja…
Chłopcy wpatrywali się nie mniej intensywnie od pryncypała.
– Ależ jej ksiądz urządził konkurs mokrego podkoszulka. Ha ha! – Mikołaj na wpół szepcząc do kolegi, celowo próbował zawstydzić nauczycielkę.
– Ale ma zderzaki! – Mały w wielkich emocjach szeptał koledze na ucho – Widać było, że ma duże, ale nie myślałem, że aż takie!
Marta mogłaby zmienić bluzkę, jednak przed przyjściem księdza celowo założyła taką, której guziki łatwo się rozpinały, dlatego ani trochę nie paliła się do przebierania.
– Nie będę znów tworzyła problemów… po prostu się wytrę…
Doskonale zdawała sobie sprawę, że wycieranie biustu na oczach mężczyzn, wywoła łatwy do przewidzenia efekt.
I rzeczywiście, nawet się nie odzywali, jedynie wpatrzeni śledzili ruchy kobiecej ręki, trącej duże piersi. Nie wiedzieli, czy im się zdaje, czy na prawdę jej atrybuty silnie falują, pobudzając jeszcze intensywniej męską wyobraźnię. Nagle, przypadkowo, rozpiął się jeden z guzików. Pech chciał - że okładnie ten, na wysokości biustu. Mężczyźni zyskali okazję zobaczyć jej biustonosz, już nie przez materiał bluzki, ale w luce, jaką zrobiło rozpięcie. Wyraźnie można było dostrzec misterną koronkę.
– Ale śliczny stanik! – Wypsnęło się Kacprowi, a jego twarz przybrała barwę purpury. Marta także zaczerwieniła się, zawstydzona spuściła wzrok i demonstracyjnie zapięła guzik.
Zaraz potem sięgnęła po kopertę z przygotowaną ofiarą i wręczyła księdzu. Czyniła to oczywiście z wielką atencją, więc dygnęła niczym grzeczna dziewczynka po występie i podając datek, ukłoniła się niziutko. Podczas ukłonu umożliwiła mężczyznom zajrzenie w dekolt. Jak na tacy mieli podane piersi, znakomicie widoczne krągłe półkule i rowek między nimi. Ksiądz wbijał wzrok w dolinę między kształtnymi kulami. Nauczycielka nie mogła tego nie zauważyć.
– Bóg zapłać…
Kokieteria Marty zadziałała na wszystkich panów. Zwyczajowa rozmowa słabo się kleiła.
– Pani tak tu sama mieszka? Nie jest łatwo na wsi bez mężczyzny…
– To prawda… bardzo źle jest samotnej kobiecie… – Wygięła usta w podkówkę i łopotała rzęsami – Często bez mężczyzny czuję się taka bezradna…
Chciała wydać się taką - bezradną i potrzebującą mężczyzny. Myślała: "Ech... księże Baltazarze... czy nie chciałbyś mieć takiej kobietki? Wpatrzonej w ciebie jak w obraz... Gotowej być na każde twoje skinienie... gotowej oddać się w każdej sytuacji i w każdym momencie..."
Chłopcy podchwycili słowa nauczycielki.
– No, to my byśmy mogli się nią zaopiekować… co nie? – szeptał Kacper.
– Brakuje jej bolca! – stanowczo i ze znawstwem odparł Mikołaj.
Pleban zrugał wzrokiem pomocników. Postanowił ciągnąć temat, bardzo był ciekaw relacji męsko-damskich nauczycielki.
– Ale pewnie do tak pięknej kobiety przybywają, i to liczni, konkurenci?
- Hmmm... cóż, że może i przybywają, jeśli ja jakoś nie mam do nich szczęścia...
- Jak to? Dlaczegóż to? - Żywo zainteresował się proboszcz.
– Ach, ja chyba jestem zbyt naiwną kobietką… przyciągam takich, którzy mają tylko jedno w głowie… – Wiedziała doskonale, jak podobne wyznanie podziała na księdza. Ale i na ministrantów. "Już oni dopowiedzą sobie, w swoim stylu - co to jest owo - tylko jedno - co takim absztyfikantom siedzi w głowie - zdobycie mnie... pospolite zaliczenie mnie..."
– Co takiego im w głowie? – Pleban udał, że nie wie. Rozmowa ekscytowała go, podniecało, że dziewczyna wyznaje swoje tajemnice. Intymne tajemnice. Bardzo chciał je poznać.
"Niech się dzierlatka gimnastykuje! Ciekawe, jak nasza pani nauczycielka oględnie określi to, że bałamutnicy myślą tylko o tym, żeby ją zaciągnąć do łóżka... żeby ją przelecieć?!"
– No cóż… to… że… chcą kobietę, po prostu, wykorzystać… - powiedziała cicho, zmieszana, spoglądając na chłopców, czyniąc smutną minę i łopocząc rzęsami.
Ksiądz aż zaciskał wargi, słysząc wyznania, zwłaszcza słowo „wykorzystać”.
"Ech! Jakbym cię odwiedzał, też tylko jedno miałbym w głowie. Też na ich miejscu chciałbym cię wykorzystać! I to srodze wykorzystać!"
Wyobraził sobie scenkę wykorzystywania białogłowy: Martę rozłożoną na łóżku, z podwiniętą spódnicą, rozłożonymi nogami, pod jurnym kobieciarzem.
"Boże… zawróć moje myśli z niecnej, plugawej drogi…"
Jednocześnie widząc, że rozmowa ma szansę skierować się na bardziej intymne tory, pleban postanowił oddalić ministrantów. Powiedział im, że wróci sam. Chłopcy strasznie się ociągali.
– Księże proboszczu, nie dopuścimy, żeby ksiądz, samiutki jak palec, brnął przez śnieg!
Jednak nie mieli wyjścia. Jak niepyszni opuszczali mały domek Marty, rzucając ostatnie, głupkowate spojrzenia na jej nogi odsłonięte przez krótką mini… na opięty cienką bluzką biust…
– Pani Marto… jakby coś kiedyś było trzeba, męskiej ręki, my jesteśmy skorzy do… pomocy… - deklarował Mikołaj.
- Będziemy na zwołanie! - zapewniał mały Kacper.
– Chłopcy, jesteście wspaniali! Na pewno będę o was pamiętać. Jak tylko coś, to będę... - Tu szukała słowa. - Chętna… – Uśmiechnęła się, pokazując dwa rzędy śnieżnobiałych zębów.
Zostałam sam na sam z NIM!
"Boże! Jakie to wspaniałe! Co zrobić, żeby przetrzymać go dłużej?! Co zrobić, żeby bardziej zainteresować go sobą?! Zdawał się być rozpalony, gdy wyznałam, że bywałam wykorzystywana... Może pociągnąć ten wątek?"
Nauczycielka zaproponowała Baltazarowi obiad, a ten, co prawda z ociąganiem, ale się zgodził. Z lubością obserwował krzątaninę kobiety, która, gdy nakrywała do stołu i podawała posiłek, zawsze, miał przynajmniej takie wrażenie, wypinała się i nachylała, bardziej niż było potrzeba. Oczywiście, niezmiernie mu się to podobało. Miał tyle okazji, żeby znowu podziwiać jej zgrabną pupę… i dekolt. Zwłaszcza, że krótka spódniczka odsłaniała tak wiele... co rusz udawało mu się dostrzec koronkę pończoch, wyłaniających się spod miniówki. Gdy nauczycielka pochylała się, znów eksponowała dwie pełne półkule i kuszący rowek między nimi, jakby celowo chcąc pokazać proboszczowi jak najwięcej. Kiedy stawiała przed nim talerz z flaczkami, zdawało się, że wepchnęła pod sam nos księżulka swe obfite arbuzy.
Wyobraźnia plebana pracowała intensywnie. Wyobrażał sobie Martę, jak się przed nim rozbiera… jak powoli rozpina stanik, wreszcie zdejmuje go uwalniając wielkie piersi… wreszcie faluje nimi, potrząsa…
"Idź precz! Duchu nieczysty! Nie wódź na pokuszenie!"
– Czy mogę podać coś na rozgrzewkę? – Marta patrzyła prosto w oczy, łopocząc zachęcająco rzęsami.
– Hmmm… ale ja wódki nie piję.
Marta posmutniała. Zastanawiała się, jak wybrnąć z sytuacji, myślała, że popełniła faux pas, lub co najmniej niezręczność, częstując sługę Bożego alkoholem. Gdy wnet usłyszała:
– Piję tylko coś mocniejszego!
– To się wspaniale składa! Bo mam od cioci przepyszną, acz krzepką, nalewkę! – Kobiecie najwyraźniej zależało, żeby księżulo się rozluźnił.
Kilka głębszych zaszumiało w proboszczowej głowie, wzmagając zarówno podniecenie, jak i odwagę. Nie bez znaczenia było ciągłe nadskakiwanie Marty, która wciąż nachylała się nad duchownym, za każdym razem, jakby coraz bliżej niego, nawet na koniec ocierając się o niego biustem.
– Mówiła pani o tym wykorzystywaniu przez mężczyzn…
"Ciekawe kto ją ostatnio zaliczył? I czy musiał się mocno postarać? Czy aby nie okazała się nadto łatwa? Gdy tak teraz tańcuje wokół mnie, wygląda to tak, jakby sama się prosiła, żeby się za nią brać."
– Cóż… to prawda... Mówiłam, że jestem zbyt naiwna… i zbyt łatwo daję się wykorzystywać mężczyznom…
"O tak! Taką właśnie bym cię chciał! Żeby cię łatwo wykorzystać! Żeby cię gąsko zwieść. Dużo farmazonów przyobiecać, tylko po to, żeby zaciągnąć do wyrka! Wziąć jak swoją własność! Wyzyskać…" – delektował się w myślach każdym sprośnym słowem, by wkrótce się opamietać - "odejdź precz, duchu nieczysty!". Nie przeszkadzało to pasterzowi dopytywać:
– Jak mam to rozumieć? Wykorzystać? Kto panią wykorzystał?
Marta czuła, jak bardzo podnieca ją wyznawanie księdzu intymnych tajemnic, a także granie nieco „łatwej do wykorzystania” dziewuchy.
– Proszę księdza… trochę krępuję się o tym opowiadać… bardzo krępuję... ale właściwie… przecież księdzu mogę… jak na spowiedzi…
"O tak! Pewnie, że się krępuj! Ale opowiadaj! Opowiadaj jak nadstawiałaś tyłka jakiemuś cwaniakowi. Jak mu dawałaś! Przecież już kiedyś na spowiedzi wyznałaś, że uległaś pewnemu mężczyźnie."
Po tej spowiedzi Baltazar długo nie mógł ochłonąć, wyobrażenie tego wyznania nie raz nie dało mu zasnąć. Wracał do tego i czekał. Czekał niecierpliwie podczas każdej mszy, aż powabna nauczycielka jeszcze raz przyjdzie wyspowiadać się do konfesjonału. Znowu wyzna swe grzechy... Zwłaszcza grzech cudzołożenia. Znów wyjawi, że pozwoliła, by posiadł ją jakiś fagas. Jednak ciepliwe oczekiwanie nie dało rezultatu, nad czym bolał okrutnie. A tu, nieoczekiwanie, miało się ziścić! Mimo, że teraz nie patrzył na nią przez drewniane kratki konfesjonału, ale miał ją przed sobą. I to w jej własnym domu!
– Nie krępuj się córko… Dokładnie… jak na spowiedzi. – Położył delikatnie dłoń na kolanie kobiety, chcąc ją uspokoić.
"Jaka miękka i jędrna zarazem. I jaki delikatny materiał pończoch."
– Ochhh… – Dziewczynę aż przeszły dreszcze. A więc ON odważył się położyć rękę na jej nodze. Jeszcze nigdy nie podnieciła ją tak ręka jakiegokolwiek mężczyzny.
– Więc dobrze… wyznam wszystko, jak na spowiedzi... choć, ksiądz pozwoli, że przełknę łyk nalewki... żeby mniej się krępować.
Nauczycielka celowo przeciągała, aby stopniować napięcie, dozować szczegóły spowiednikowi, by wywołać u niego jeszcze intensywniejszy apetyt.
Nie pomyliła się. Zniecierpliwiony duszpasterz ponaglał:
- A zatem, jak to było? Kto to był?
- To wydaje mi się teraz takie banalne... To był… To był sporo starszy mężczyzna… Przyjeżdżał… przywoził prezenty… prawił urocze komplementy… ale tak naprawdę… dążył tylko do jednego…
"No pewnie. Doskonale wiadomo czego chciał! Chciał, żebyś mu dała dupy! Bóg mi świadkiem, jak mu zazdroszczę!"
– Tak córko? – wpatrywał się w nią bacznie, zaciskając wargi. Czekał z niecierpliwością co jeszcze wyzna.
– Cóż… chciał, żebym… tak trudno mi to mówić… ale przecież mówię to księdzu… nastawał żebym... żebym się z nim przespała…
– Ach... tak… i co się stało?
"To musi działać na księżulka! Pewnie wyobraża sobie, jak starszy mężczyzna, czyli ktoś właśnie w jego wieku, nachalnie nastaje na mnie... brutalnie dobiera się do mnie!"
– Cóż… bardzo na mnie napierał… ja oczywiście protestowałam… ale cóż mogłam? Ja… słaba kobieta…
Baltazar przełknął ślinę, nie spuszczając z oczu nauczycielki.
"Czyżby rzeczywiście wziął ją siłą? Biedna… słaba kobieta… Dlaczego to mnie tak podnieca?! Boże! Mój Boże… daj mi siłę wytrzymać!"
– Rzeczywiście protestowała pani?
Marta nie odpowiedziała od razu. Jakby biła się z myślami.
"Ciekawe co by księżula bardziej podnieciło? Czy gdybym wyznała, że okazałam się łatwa, zbyt łatwa i szybko poszłam z nim do łóżka? Czy przeciwnie, że jak na porządną pannę przystało, protestowałam i opierałam się? Dlatego zostałam wzięta ostro, niemalże siłą? Hmmm... Coś mi mówi, że pewnie trochę to… trochę to… Zatem... trzeba zagrać coś pomiędzy…"
– No cóż… tak sobie teraz myślę… że chyba to mogła być moja wina… że opierałam się zbyt słabo… może uznał to za gest przyzwolenia?
Pleban zagryzł zęby. Obraz który roił się w jego głowie, ekscytował go do granic.
"Mój Boże! Jakie to podniecające! Najsmaczniejszy scenariusz! Gdybyś opierała się czysto symbolicznie… udając cnotkę… ale w gruncie rzeczy pozwoliła na rozpakowanie słodkiego prezentu… Ciekawe jak to przebiegało?! Trzeba by ją jakoś podpytać..."
– Jak mam to rozumieć? Opierała? Zbyt słabo?
Marta poczuła, że coraz więcej frajdy daje jej takie przypieranie do muru, wydobywanie najwstydliwszych tajemnic.
– No tak… bo właściwie tylko protestowałam… nie odpychałam go…
Nauczycielka poczuła ogromną chęć dokładnego opowiedzenia Baltazarowi całego aktu. Przecież on jest księdzem, przedstawicielem najbardziej podniecającego ją zawodu… W dodatku spowiedź, gdy klęczy przed NIM na kolanach, wyznaje mu swe najbardziej intymne tajemnice… swe grzechy! Czyli to, czego powinna się wstydzić! "Boże! Jakie to ekscytujące!"
Dodatkowo wiedziała, jak bardzo może to rozpalić JEGO. Chciała tego. Wręcz pożądała. Dlatego zdobyła się na śmiałe wyznanie.
– Cóż… powinnam stanowczo odepchnąć jego rękę, kiedy wpychał mi ją pod spódnicę…
Pleban przełknął ślinę i głośno oddychał.
– Powinnam mu się wyrwać, kiedy chwytał mnie za piersi…
Marta, srodze rozpalona, bacznie przypatrywała się, jak Baltazar zagryza wargi.
– A zwłaszcza, gdy podciągał mi spódnicę do góry…
Ksiądz dyszał.
– Zatem… uległaś mu?
– Tak… uległam… Choć… protestowałam do końca… Ale… to i tak chyba moja wina…
Proboszcz podniecał się coraz mocniej. Myśl, że Marta nie opierała się zbytnio, wywoływała w nim coraz gorętsze pożądanie.
"Na pewno założyłaś taką samą krótką kieckę jak teraz… pewnieś ochoczo łopotała rzęsami… O to kuszenie też cię muszę dopytać!"
– Marto, wiem, żeś porządna niewiasta, napewno nie prowokowałaś go uczynkiem, czy strojem.
– Ach… niestety… chyba na spotkania z nim zakładałam zbyt krótkie spódniczki… może to wywoływało w nim przekonanie, że jestem… przystępniejsza…
Nauczycielka siedziała tak, że spódniczka podwinęła się i oczom plebana ukazały się szerokie koronki pończoch.
– Czy według księdza nie powinnam chodzić w tak krótkich spódnicach, jak ta?
Z trudem przełykał ślinę. Cała jego postawa zdawała się wykrzykiwać: o nie! Chodź dzierlatko wyłącznie w takich kusych kieckach! Niech moje oczy pławią się w tym widoku.
Marta zmieniła pozycję, na taką w której spódnica podwinęła się nieco. Odsłoniła nie tylko całe wyrafinowane zwieńczenie nylonów, ale też kawałek jasnego uda powyżej.
Udała zaniepokojoną.
– Ojej! Czyżby mi było widać koronkę pończochy?
– Odrobinkę… – Ksiądz wycierał perlisty pot z czoła.
– Och… ale proszę księdza… czy taki widok rzeczywiście mocno działa na mężczyzn? – droczyła się, niby nieświadomie.
"Oj malutka! Tak działa, że mimo żem stanu duchownego, rzuciłbym się na ciebie jak zbój!"
– No cóż… owszem…
Marta zaczęła zasłaniać koronkę spódniczką. Wyglądało to jeszcze bardziej kokieteryjnie, niż gdyby ją odsłaniała.
– Ach ja biedna… często pewnie nieświadomie kuszę mężczyzn… stąd może ich nachalność… to z całą pewnością moja wina… W dodatku ten mój biust… moje utrapienie… nie dość że jest za duży… to jeszcze prowokuje mężczyzn… ileż to razy spotkały mnie zaczepki z jego powodu…
– Doprawdy? Ależ Marto, to nie twoja wina, opatrzność wyznaczyła ci rolę matki i do niej hojnie… – Tu przełknął ślinę. – Wyposażyła… Ale… jakiegoż typu zaczepki cię spotykają? – Pleban był żądny kolejnych wyznań. Chciał usłyszeć, pragnął usłyszeć wulgarne słowa.
– Ach… proszę księdza… Czasem tylko nachalnie się gapią… ale często słyszę sprośne komentarze…
– Jakie? – Zagryzał wargi.
– Wstydzę się mówić, proszę księdza… ale to rzeczywiście mnie spotyka… – Jak bardzo chciała mu zacytować! – Czasem krzyki: cycatka, daj potrzymać. – Marta sama się podniecała, wyjawiając plebanowi. – Ale mleczarnia, ale bym ją wydoił!
Biadoląc nad swymi piersiami, chwyciła je dłońmi jakby chcąc poprawić ich ułożenie w staniku. Proboszcz wpatrywał się niczym urzeczony.
– Wróćmy do spowiedzi. Jak to się zatem stało, że cię zwiódł ów nikczemnik?
Marta milczała dłuższą chwilę. Zastanawiała się, co może powiedzieć.
Chętnie wyznawałaby, jak nachalnie stary lubieżnik wlazł na nią, jak bezceremonialnie podciągnął jej spódnicę, jak bezwstydnie zsunął majtki, jak gwałtownie się w nią wbijał… Te myśli zawładnęły nią, chciała, pragnęła je wyjawiać i tym jeszcze bardziej podniecać księdza.
– Proszę księdza… był nad wyraz natarczywy… ale to żadne usprawiedliwienie… sama go tu zaprosiłam… sama mu nadskakiwałam… i… byłam zbyt uległa… Posiadł mnie w moim własnym domu… na moim własnym łóżku…
Baltazar otworzył usta. Chciałby zadać tyle pytań, ale przecież nie wypada. Oczyma wyobraźni widział dzikie, samcze zachowanie natręta. Sprawiało mu to niemałą przyjemność. "Pewnie dzierlatko brutalnie cię dosiadł!"
– Był… był… mało delikatny?
- Ach… tak... dokładnie taki był... nie nadużyję słowa, jeśli określę, że okazał się… brutalny!
Niech pleban wyobraża sobie, jak ten barbarzyńca srodze wdziera się we mnie…
Baltazar zaciskał zęby. W myślach przepraszał Boga za swoją wyobraźnię. Że wyobraża sobie siebie na miejscu tamtego łotra. Ależ bardzo chciałby być tak samo drapieżnym gnębicielem. Objął dziewczynę przyjaźnie i wzniósł oczy do góry. Chciał dopytywać jeszcze, o więcej szczegółów.
– Zacna z ciebie Marto niewiasta, a doświadczyłaś zapewne bólu…
Kobieta domyśliła się, że plebana podnieca to, że została tak ostro potraktowana.
"Gdyby mógł, pewnie zapytałby, czy bolała mnie cipka od jego bezpardonowych wsadów?"
– Och tak… bardzo boleśnie to odczułam… Bardzo... To wzruszające, że ksiądza tak porusza moja krzywda...
Klechą targało morze zagadek. "W jakiej pozycji ją brał? Jak ostro? Jak długo ją chędożył? Czy jęczała pod nim? Jak głośno jęczała? Gdzie się spuścił, czy w nią?" Ale przecież nie mógł takich pytań zadać. Nie miał ku temu żadnego, najmniejszego pretekstu.
Podrapał się w brodę.
"A może tak?"
– Oczywiście, że porusza mnie taka kobieca krzywda... ten afront.. A... czy długo się nad tobą tak okopnie pastwił, panno Marto?
– Ach… proszę księdza… Niestety tak... - Zerknęła na twarz księdza. Gdy wyczytała w niej spore poruszenie, z lubością, oczywiście doskonale skrywaną, kontynuowała. - Nie dał mi chwili wytchnienia… przez chyba… nie liczyłam wszak czasu… pół nocy… Wydawało mi się, że to trwa wieczność!
"Spryciarz z tego księżula! Wie jak się zabrać do rzeczy… Jak tu by mu powiedzieć, że miał męskość jak armatę i tłoczył mi go w piczkę jak wariat!?"
– Nie dość, że długo… to jakże okropnie, ostro mnie traktował… – rozpędzała się Marta.
– Doprawdy? Biedne dziewczę! Ależ byłaś krzywdzona…
"A więc ryćkał cię pewnie porządną kuśką! Musiałaś jęczeć w niebogłosy! Żal, Bóg jeden wie, jaki żal, żem tego nie słyszał!"
– Ależ byłaś krzywdzona… – powtarzał. – Musiałaś krzyczeć żałośliwie, a nikt na tym odludziu nie słyszał…
Marta wyczuwała w tonie księdza, słabo skrywane podniecenie.
"A to się księżulo domyślił! Boże… ależ wtedy jęczałam, stękałam… wrzeszczałam jak nigdy…"
– Jakby ksiądz przy tym był… dokładnie… dokładnie tak. Darłam się, nie wiem czy nikt nie słyszał... faktem jest, że pies z kulawą nogą nie przyszedł mi na ratunek.
– A czy nie bałaś się konsekwencji tego zajścia?
"A to mi się udało sprytnie ją zapytać, gdzie się jej spuścił! Nawet słowo mi się zgrało - zajścia!"
To pytanie także podniecało zarówno zadającego, jak i odpowiadającą.
– Czy nie bałam się... zajścia... W sensie, czy nie zrobi mi dziecka? Owszem… bardzo się bałam… Błagałam go, żeby nie… żeby nie tam... ale on mnie absolutnie nie słuchał…
Pleban, jakby ukontentowany odpowiedzią, kiwał głową.
"Co za farciarz! Nie dość, że młócił ją przez pół nocy, to jeszcze beztrosko zlał się do jej nadobnej dziurki! Boże! Co za fart..." - Szybko jednak zmitygował się, więc kontynuował w myślach wezwanie do Najwyższego. - "Boże. Odpuść mnie grzesznemu…"
– Marto, nawet nie wiesz, jak ogromnie ci współczuję, ale też chcę cię wspierać. Przytul się dziecino…
Kobieta widząc otwarte ramiona księdza, oddała się w nie z ufnością. Tak tego chciała, tak chciała, by ją objął.
– Ksiądz jest taki wyrozumiały… Rozmowa z księdzem… jest dla mnie takim… ważnym przeżyciem… aż mi mocno bije serduszko…
Celowo prowokowała z "serduszkiem", sugerowała w ten sposób, że ksiądz nie jest jej obojętny, a ponadto - wszak wiadomo, gdzie ulokowane jest serce...
Dlatego wywołało to u Baltazara zamierzony efekt.
"Chętne zbadałbym ci to bicie serduszka…"
– Doprawdy? - Zapytał machinalnie. - Przyprawia to cię panno o bicie serduszka...?
– Niech tylko ksiądz posłucha… – Marta kusząco wypięła biust.
Ksiądz zrobił wielkie oczy i cały drżąc, nachylił się. Jeden z guziczków bluzeczki rozpiął się, znów dostrzegł wyrafinowaną koronkę biustonosza.
– Cóż za zniewalający aromat perfum! – Zachwycał się, przykładając ucho do wypiętej piersi.
– Dziękuję za miły komplement! Lubię wybierać dobre perfumy… kwiatowe… o takim kobiecym zapachu…
"Oj! Na pewno ten zapach działa na mężczyzn! A na księdza, który nie nawykł do takich sytuacji zapewne wielokrotnie bardziej! Warto było zainwestować w ten drogi flakonik…"
– Mmm… ahhh… faktycznie szybko bije pani serce… jakby przyspiesza nawet. – Delektował się miękkością biustu i poruszając lekko głową na boki, rozpiął przypadkiem kolejny guzik bluzki.
"O taaak, jego głowa przy moich piersiach… jakież to przemiłe uczucie… Trwaj chwilo, jesteś piękna! Koronka stanika musi na niego działać… wielkość moich piersi zapewne także…"
– A zatem, czy słyszy ksiądz bicie mojego serduszka?
Baltazar był w siódmym niebie.
"Jakże te cycuszki są cudowne. Niczym poduszka. Do tego te oszałamiające perfumy. Co by tu zrobić, żeby to przedłużyć?"
– Taaaak… chyba tak… coś jakby słyszę... jeszcze sprawdzę…
Postanowił dłonią poczuć bicie serca. Położył ją pod lewą pierś.
Marta, obejmowana przez księdza, usilnie prężyła biust. Proboszcz z trudem powstrzymywał się przed chwyceniem go. Z coraz większym trudem. Wreszcie, badając bicie serca, zaczął suwać ręką wokół piersi, coraz mocniej o nią zahaczając. Wreszcie przesunął rękę na nią. Obejmował i delikatnie masował od spodu. Nauczycielka była wniebowzięta takim aktem odwagi plebana.
– Achh… ach… – wzdychała. – Tak mi cieplutko na serduszku, gdy ksiądz jest przy mnie.
"O tak... o tak... mój ty księżulu... ujmij mnie za pierś... weź je w dłoń... jakże ja tego chcę!"
Proboszcz przełknął ślinę.
– Tak… tak… serduszko bije mocno… ale też twoje piersi, są takie duże... dorodne… Predestynują cię moja panno do macierzyństwa… ewidentnie predystynują.
– Doprawdy? Tak ksiądz uważa? – Marta jeszcze mocniej wyprężyła biust.
"Macierzyństwa, powiadzasz? Przecież to moje marzenie... A co, gdyby... gdyby sprawcą owego macierzyństwa, stała się osoba duchowna???"
Baltazar poczuł, że ma trop, który pozwala być bliżej cycków nauczycielki. Postanowił się tego trzymać, jak pijany płota.
– Och… zdecydowanie… niechybnie… takie piersi, to ideał! - Wymsknęło mu się. - Ideał... macierzyństwa, rzecz jasna... - Poprawił się, maskując zachwyt nad kulami Marty.
Kapłan do tej pory nieśmiało masował tylko pierś przy sercu, jednak teraz, znalazłszy uzasadnienie dla swojego działania, śmielej chwycił obie piersi w dłonie.
– One aż się proszą, żeby posłużyć tak szczytnemu celu… – Mówiąc to, uścisnął je mocniej w okolicach sutków. Bluzka kobiety spełniła wówczas swój cel. Kolejny guzik rozpiął się pod wpływem działań plebana.
Marta była nie mniej rozochocona niż jej duszpasterz.
– Ksiądz leje miód na moje serduszko…
Gdyby to jakiś mężczyzna tak mnie dotykał... chwycił mnie tak za piersi... natychmiast bym mu dała po łapach. Ale księdz... ksiądz to zupełnie co innego. - Szukała uzasadnienia dla swych słów. "Czym innym ma być ksiądz? No przecież..." - Ksiądz odnajduje we mnie predystynację do macierzyństwa... A ja czuję takie powołanie...
Marta była gotow zrobić wszystko, byle ksiądz nadal ją przytulał, nadal trzymał za piersi. Krew uderzała jej do głowy. Byłą gotowa do zachowań zupełnie nieracjonalnych.
- Chętnie księdzu udowodnię moje powołanie... aby ksiądz jeszcze lepiej ocenił moją przydatność do szczytnego powołania macierzyństwa… może... może ja... - Wahała się, wstydziła, lecz instynkt, pierwotna chuć wygrywała, była silniejsza niż rozum. - Może ja, rozepnę stanik?
Gdy tylko to wypowiedziała, szybko zawstydzona spuściła wzrok.
Proboszcza zamurowało. Takiej reakcji nauczycielki nie spodziewałby się w najśmielszych snach. Nie był w stanie wydobyć z siebie głosu. Tak odważne slowa Marty wywołały w nim falę podniecenia. Tak bardzo chciał zobaczyć jej nagie piersi. Pragnął wręcz tego. W takiej sytuacji nie mógł zachować się racjonalnie, nie mógł zaoponować. Wpatrzony niczym ciele w malowane wrota, w jej biust, jedynie kiwał głową.
Kobiecie drżały ręce, jak liście osiki. A jednak, powoli, guzik po guziku, zgrabnie rozpinała bluzkę. Oczom kapłana stopniowo, ukazywał się duży biust nauczycielki, opięty cudnym, koronkowym materiałem stanika. Chłonął całym sobą jego kształt, a także piękno misternych wzorów koronki. Najpierw zobaczył górę biustu, potem połowę, wreszcie - całe piersi, choć skryte w miseczkach, w pełnej krasie. Był to tak elektryzujący widok, że nie potrafił ani oderwać wzroku, ani wykrztusić z siebie słowa. Biustonosz push-up kusząco unosił i eksponował piersi. Między nimi uwidocznił się pyszny rowek, który przecinało zapięcie stanika. Cel jawiący się najważniejszym dla duchownego obserwatora.
"Boże miłosierny! Niech ona tam natychmiast skieruje dłonie!"
Jednak, jakby błaganiom księdza nie miało stać się zadość, speszona kobieta zaniechała jakichkolwiek działań.
Baltazar pomyślał, że nauczycielce nie stanie już odwagi, by spełnić wcześniejsze deklaracje i rozpiąć stanik. "Trudno. I tak, to co widzę, to niebywałe piękno. Szczyt marzeń dla klechy. Cyce - miód malina! Cudne. Obfite. W tej koronce prezentują się wręcz majestatycznie."
Piersi, podnoszone w staniku push-up, falowały rytmicznie, zdradzając przyspieszony oddech kobiety. Baltazar obserwował je zaciskając zęby.
"A więc jest podniecona. Skoro tak, to pewnie chce się pochwalić swoimi atrybutami. Swoimi boskimi melonami!"
Zgadł. Marta odczuwała przemożne pragnienie obnażenia swych piersi przed duszpaszterzem.
Dlatego, po chwili, położyła palce na zapięciu stanika. W duchu napawała się sytuacją. "Widzię, księżulu, że chciałbyś, aby moje paluszki podziałały tu co nieco... Chciałbyś widzieć jak biustonosz traci swoją lokalizację..."
Marta dość długo bawiła się zapięciem, doskonale zdając sobie sprawę z tego, jak dalece podgrzewa atmosferę.
Proboszcz wpisał się w ideę nauczycielki, był na skraju wytrzymałości.
"Szybciej! Do diaska! Szybciej! Chcę już! Chcę już zobaczyć je nagie!"
Marta, jakby demonstrując swoje zawstydzenie, rozpięła wreszcie stanik, ale nie rozchylała miseczek, które nadal okrywały piersi, choć delikatnie się z nich zsunęły.
– Tyle zapewne księdzu wystarczy do oceny? – droczyła się.
"Ach ty! Ty przebiegła dziewko!"
Musiał jednak powściągnąć swój zapał, w końcu był duchownym.
– Taaak… Moja ocena jest jednoznaczna… nadają się do macierzyństwa. Jak żadne! – Znalazł jednak inną metodę, gdyż mówiąc to, nieśmiało wsunął dłoń pod rozpięte miseczki i delikatnie ujął pierś.
– Achh… – przeciągle westchnęła Marta, w głębi duszy dumna, że udało jej się sprowokować księdza. Tak bardzo przecież chciała poczuć jego dłoń na swoich nagich cyckach.
Baltazar badał wielkość i jędrność półkul drżącymi dłońmi. Materiał miseczek rozchylił się na boki, ukazując swą bogatą zawartość. Patrzył oniemiały.
– Cóż za dorodne kule! Niczym kopuły monachijskiej Frauenkirche!
Kobieta chłonęła osłupiały wzrok plebana. Jakże on jej schlebiał!
Tymczasem proboszcz rozsunął miseczki na boki, tak by nawet w najmniejszym stopniu nie zasłaniały cudnego widoku. Sycił się nim, jakby zamierzał napatrzeć się na przyszłość, zachować jak najwięcej w pamięci. Średniej wielkości brodawki. Piękne, nieco sterczące sutki. Stworzone żeby karmić.
"Ależ bym się do nich przyssał, przyssał jak niemowlę!"
Już nie zdzierżył. Nie mógł się powstrzymywać. Ujął je mocniej.
– Achhhh! Jestem wdzięczna księdzu… że tak mnie bada… ocenia… Zwykłemu mężczyźnie bym na to nigdy w życiu nie pozwoliła. - Marta nie mogła się powstrzymać, żeby nie kokietować proboszcza.
– Tak, wiem, po to jestem… – cedził przez zęby, zaciskając coraz mocniej dłonie. Wiedział, że już nie toczy się gierka, ale oboje są siebie spragnieni. Tylko te konwenanse... reguły religijne i moralne. Cała ta struktura zasad, cnót, barier światopoglądowych nie pozwalała im rzucić się sobie w ramiona.
– Ach… jakże gruntowne to badanie… - Nauczycielka nie przestawała kokietować, chcąc zachęcić duchownego do śmielszych kroków.
"Niech widzi! Niech widzi, jakie mam wielkie balony! No i chyba całkiem kształtne!"
Ośmielony i rozochocony Baltazy, rzeczywiście starał się, jakby idąc śladem słów kobiety, bardzo dokładnie zbadać każdy centymetr biustu. Raz pieścił niezwykle delikatnie, raz ujmował mocniej.
– Achhh! Ochhh! – wzdychała i pojękiwała na przemian Marta.
Reakcje kobiety pobudziły duchownego, a że odkrył związek - że im silniej chwytał jej pierś, tym goręcej postękiwała, postanowił z większą pasją pościskać półkule nauczycielki.
Wywołało to reakcję łańcuchową, gdyż podniecona Marta, czując mocniejszy ucisk na pierisach, zaczęła jęczeć jeszcze głośniej.
- Aaaaa... aaaaa... aaaaach!
Pobudzony Baltazar zaczął wręcz macać obfite, nabrzmiałe cycki. "Nie dość, że masz boskie wręcz doje, to stękasz jak rasowa dziwa! Ech! Tak posłuchać twoich jęków, wtedy gdy jesteś chędożona! A już wiem, że wtedy drzesz się na całą wieś! Wyspowiadałaś się!"
Marta chciała tego macania. Pragnęła, jak kania dżdżu. Domyślała się, że już są na dobrej drodze, że teraz klecha jest na tyle rozochocony, że już jej nie przepuści... że jego wizyta ma dużą szansę skończyć się w łóżku. Nie chciała jej zaprzepaścić.
- Achhh... aaachh! Ależ ksiądz proboszcz - wypowiadała celebrując słowa - ma mocarne dłonie!
To też go pobudzało. Jak kapłan, nie nawykł do tego typu komplementów, więc działały na niego, jak płachta na byka.
W pewnym momencie nie zdołał powstrzymać swej chuci na wodzy i... pochylił się, ujmując pierś w usta.
– Ochhhhh! – Kobieta była w siódmym niebie. – Chyba ksiądz rzeczywiście ocenił moje piersi jako przydatne do macierzyństwa… dogodne dla dziecięcia...
"O tak... ssij mnie plebanku... ssij!"
Baltazaro rzeczywiście zassał sutek nauczycielki, przymykając oczy. Nie wierzył, że to dzieje się na prawdę. Nie wierzył, że się na to zdobył, jak i w to, że Marta nie tylko się nie wzbraniała, ale i chętnie pozwalała na to wszystko.
– Niechybnie… przydatne... bardzo udane... – nie przestając ssać, jakby był spragniony po marszu przez pustynię, wybełkotał proboszcz. Potem zaczął lizać sutki, przygladając się, jak dumnie się prężą.
Sutki dobitnie dowodziły, jak podniecona jest Marta. Nie przestawała pojękiwać i wzdychać.
3 komentarze
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.
Historyczka
Duchowny wodził już ustami po całych piersiach.
– Ach! Achhh! – cichutko egzaltowała się dziewczyna. – Znakiem tego, jestem pozytywnie przez księdza oceniana... Jakie to miłe... Bardzo miłe. Acchhhh!
Rozochocony Baltazar, w tym momencie ukąsił nauczycielkę w sutek.
- Ojej! Aaaaaaa!
Marta odpływała. "Ależ on musi być podniecony! Chyba już nic nie odwiedzie go, od obranej drogi! Drogi prosto do mojego wyrka!"
Tymczasem ministranci za oknem mieli świetny widok.
– Patrz! Nie wierzę! Nasz wielce świątobliwy pleban i arcycnotliwa pani nauczycielka. Uwierzyłbyś?! - niemal wykrzykiwał rozentuzjazmowany Kacper.
– W życiu! Ale podsuwa mu cyce! A jak on ją liże! Do czego jeszcze się posunie?
– Oj… posunie… Posunie!
Podniecona Marta faktycznie wyginała się i prężyła niczym kotka. Jej sutki sterczały na baczność. Pragnęła tylko jednego. Zrealizować swe odwieczne marzenie. Ulec mu. Oddać się plebanowi. Poczuć w sobie jego twarde kropidło. "Chyba mogę już iść na całość, chyba on też tego pragnie?"
– Proszę księdza proboszcza, czy mogę o coś zapytać?
- Córko... pytaj... pytaj o wszystko - wysapał gruby pleban.
- Kiedy się wstydzę... - przeciągała, by się ośmielić, ale też zaintrygować Baltazego.
- A czy... Ach, krępuję się... czy... moje łono też może nadawać się do macierzyństwa?
Klechę zamurowało. Zwłaszcza, gdy kobieta jakby nieco rozszerzyła uda a jednocześnie spódniczka delikatnie podwinęła się do góry.
– Czy mam sprawdzić? – przełykając ślinę, nieśmiało wyszeptał.
Bobywolf
Może by rozbudować wątek grzechu, strach przed gniewem bozym bo to jednak ksiądz a Marta go kusi, czyżby diabeł w nią wstąpił, demon? I mam nadzieję że ministrantów nie odesłałas tak całkiem🙂. Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy.
Historyczka
Znowu rozbudowałam ten tekst, więc proszę o ocenę, czy w dbrym to idzie kierunku?