[opowiadanie oparte na prawdziwych wydarzeniach]
***
To był kwietniowy poniedziałek, za piętnaście dziesiąta rano. Siedziałem w biurze przed komputerem i wiedziałem, że muszę znaleźć sobie coś do roboty na dwa dni. W środę rano w mam delegację do Warszawy; powrót ustawiłem sobie na czwartek wieczór. Wszystkie sprawy związane z delegacją: wyniki analiz, prezentacje, punkty do dyskusji, hotel, lot itp. zdążyłem zamknąć już w piątek. W weekend zasłużenie odpocząłem sobie, a teraz siedzę z kubkiem kawy przed ekranem komputera i zastanawiam się, co dalej.
No dobra, mógłbym rozgrzebać jakiś kolejny projekt. W końcu jestem już w tej firmie od prawie dziesięciu lat. W lipcu wypadnie moja dziesiąta rocznica, gdy po skończonym doktoracie za oceanem podpisałem umowę o pracę w tej małej firmie. Małej, ale dość znaczącej. Analizy finansowe, statystki, wskaźniki, ratingi… Może brzmi to nieco nudnie (… na pewno brzmi to nudnie), ale jak dla mnie jest to dość ciekawe. No i po trzech latach pracy, awansowałem na tyle, że dostałem możliwość przeniesienia się do Europy, do biura w Paryżu. Zawsze bliżej Ojczyzny.
Tak więc mam 37 lat na karku i trochę wiedzy zarówno w tematyce analizy ekonomiczno-finansowej jak i w tematyce stosowanej dilbertozy biurowej. Mogę zatem spodziewać się, że jeśli zacznę jakiś większy projekt, to w środę albo w czwartek (i to akurat wtedy, gdy będę raczyć się znakomitym polskim piwkiem) jakiś baran koniecznie będzie chciał ze mną o tym projekcie porozmawiać. A moje milczenie będzie oznaką braku profesjonalizmu. I hola, no halo, tak nie wolno, i foch, i spierdalaj… O nie! Lepiej nie zaczynać kolejnych projektów. Już lepiej jakoś przeczekać do środy udając zapracowanego.
A tak najchętniej, to bym z kimś pogadał przy kawie. Kawę już mam, może pogadać też się uda? Poszperałem po sieci, po czym, zainstalowałem sobie komunikator GG, założyłem konto. Po kilku minutach na jednej ze stron z ogłoszeniami w dziale "towarzyskie” napisałem:
"Siedzę w pracy i cholernie mi się nudzi. Może chcesz pogadać? Piotr, 37 lat.” Do tego mój numer na GG i gotowe!
Zostało tylko czekać.
Pierwsze wiadomości pojawiły się już po kilku minutach. "Cześć”, "Hejka”, "Się masz”… Sporo z nich to były tylko takie jednorazowe komety, które wpadły i wypadły. Ale z kilkoma osobami udało mi się nawiązać rozmowę. Po mniej więcej pół godzinie popijając kawę gadałem (klikałem) z trzema dziewczynami. Bardzo miła rozmowa o wszystkim i niczym. Słowem, szafa gra.
Po mniej więcej dwóch godzinach, dwie dziewczyny ucięły rozmowę twierdząc, że szef je woła (zawsze to lepsze niż " nudzisz nas”). Zostałem ja i Julia.
Julia była jedyną, która na samym wstępnie napisała coś więcej o sobie. Twierdziła, że ma 32 lata i pracuje w firmie księgowej w centrum Warszawy. Może to i niewiele, ale mi wystarczyło do wirtualnego polubienia jej. Nasza rozmowa koncentrowała się na miłych drobiazgach – czas wolny, restauracje, podróże. Takie tam klikanie w klawiaturę dla zabicia czasu. W końcu zorientowałem się, że właśnie mija pora obiadowa. Rozłączyliśmy się na jakiś czas.
Wyszedłem z biura kupić coś do jedzenia. Idąc ulicą pogratulowałem sobie w myślach dobrego pomysłu z zainstalowaniem komunikatora; świetny sposób na zabicie czasu. Jednocześnie czułem jednak, że Julia nie do końca wierzy, że piszę do niej z Paryża. W sumie trudno się jej dziwić? W Internecie pełno jest trolli, wyłudzaczy i bajkopisarzy. Na dodatek nie uważam się za zbyt elokwentnego i porywającego konwersacją. Niezbyt pasuję wizerunkowo do miasta świateł i miłości. Już bardziej do miasta przepalonych żarówek i księgowości (jeśli takie jest). No nic. Może da się temu jakoś zaradzić? Pomyślałem przez chwilę, po czym wróciłem się szybko do biura i kartce papieru napisałem: "Julia – gorące buziaki!” Wyszedłem z biura i po paru minutach zrobiłem telefonem zdjęcie tej kartce; w tle paryska ulica i kawałek Wieży Eiffla.
Po jakimś czasie znów połączyliśmy się na czacie. Po wymianie kilku zdań posłałem Julii fotografię.
– Dziękuję za buziaki. – odpowiedziała – To jakieś specjalne te buziaki będą?
– Całkiem zwyczajne. Gorące, z języczkiem i gdzie tylko nie zechcesz. – odpowiedziałem śmiało (to musiał być efekt tego wina do obiadu).
Od tego momentu rozmowa nabrała rumieńców. Pojawiły się dwuznaczności, które po jakimś czasie przeszły w jednoznaczności. Zaczęliśmy coraz śmielej poruszać tematy związane z seksem. W pewnym momencie pomyślałem, że poza wiekiem Julii nic nie wiem o jej wyglądzie. Po chwili złapałem się na tym, że ta niepewność strasznie mnie nakręca…
Rozmowa skończyła się dość banalnie. Dostałem wiadomość:
– Szef idzie. Odezwę się jutro. Pa!
–Do jutra! Pa!
***
Wtorek zaczął się równie leniwie, co poniedziałek. Kawa, przegląd gazet. Około dziesiątej włączyłem GG. Julia już tam była.
– Wyspałeś się? – zaczęła rozmowę.
– Nie. Wciąż myślałem o Tobie i nie mogłem spać.
– Uuuu. To Cię ręka boli! – odpowiedziała nieco bezczelnie; jednak bardzo mi się to spodobało. Rozmowa raz-dwa rozkręciła się. Tym razem coraz więcej było w naszych pogaduchach jednoznaczności; coraz bardziej zaczęły ociekać seksem. W końcu Julia przeszła do konkretów.
– Kiedy przyjeżdżasz do Polski?
– Jutro – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
– Hahahahahaha! Już to widzę! – znowu włączył się jej sceptycyzm.
– Żadne "hahahaha”, tylko zapraszam Cię na kolację. Wybierz miejsce.
– Hahaha! Dobra.
Po chwili spoważniała nieco (na ile można to wyczytać z komunikatora internetowego)
– Na serio przyjeżdżasz jutro?
– Na serio. Zostaję na jedną noc. To jak? Dasz się zaprosić na kolację?
– No dobra. Gdzie byś chciał się spotkać?
– Ja zapraszam, Ty wybierz lokal.
– Ok. A gdzie się zatrzymasz?
– W Hiltonie na Grzybowskiej.
– Niedaleko mojej pracy. Możemy się spotkać w restauracji 99, w Atrium o 17:30.
– OK. nie znam tej restauracji, ale ufam Ci. – napisałem szybko wklepując w Google "restauracja 99 w Atrium”.
– Ja też Ci ufam. Cholera. – dodała po chwili – Nawet nie wiem jak wyglądasz. W sumie nic nie wiem o Tobie.
– Mam 37 lat. Jestem w miarę wysoki (190cm), mam ciemne włosy. Normalny facet i tyle! Jutro będziemy mieli czas wszystko omówić. W razie czego, oto mój numer telefonu (tu podałem numer).
– Ok. oto mój.
– No to do jutra!
– Ciao!
***
Środa. Dojazd na lotnisko Roissy, check-in, i sam lot przebiegły bez zarzutu. Po wylądowaniu wysłałem z Okęcia sms do Julii. "Jestem już w Warszawie. Do zobaczenia wieczorem”. "Ok”, odpowiedziała po chwili. Ucieszyłem się, z jej odpowiedzi. Zawsze to jakiś sygnał, że mnie nie wystawi.
Z lotniska pojechałem od razu na spotkania. Następne kilka godzin minęło szybko, intensywnie, na wysokich obrotach. Niemalże zapomniałem o wieczornej kolacji. Dopiero jadąc taksówką do hotelu zorientowałem
się, że jest już czwarta.
W hotelu wziąłem odświeżający prysznic, przebrałem się, odpocząłem chwilę. Piętnaście po piątej szedłem ulicą Grzybowską w stronę restauracji 99.
Na miejscu byłem tuż przed czasem. Przed wejściem do restauracji nie było nikogo. "No cóż, wygląda na to, że jestem pierwszy” pomyślałem otwierając drzwi. Tuż za drzwiami tyłem do mnie stała dziewczyna, garsonka, długie proste włosy ciemny blond. Może to ona?
– Julia?
Odwróciła się szybko. – Cześć! – uśmiechnęła się, po czym zaczęła taksować mnie wzrokiem.
– No co, podobam Ci się? – rzuciłem.
– Ujdzie. – znowu się uśmiechnęła. W tym momencie pojawił się kelner.
– Stolik dla dwojga – poprosiłem.
– Oczywiście. – kelner poprowadził nas w głąb sali.
Idąc do stolika przyjrzałem się Julii. Niewysoka, ubrana w szarą garsonkę opinającą zgrabne ciało. Proste blond włosy płynące gładko do połowy ramion. Do tego bardzo ładna twarz z artystycznie zarysowanymi kośćmi policzkowymi i wesołe, zawadiackie spojrzenie zdradzające poczucie humoru, cięty język i hmmm… spory temperament.
Usiedliśmy. Kelner dał kartę i szablonowo spytał się o coś do picia.
– Dwie wódki – szybko rzuciła Julia. "Uhu! Zgrywa twardzielkę, chyba jest spięta” pomyślałem. "A może po prostu lubi wódkę?” skontrowałem się w myślach. "A może to taki żart na powitanie?” mnożyłem hipotezy… "A może chuj z tą amatorską psychologią? Lepiej się skoncentrować na fajnej kolacji we dwoje. Co będzie to będzie” uciąłem te żałosne dywagacje.
Przejrzałem pobieżnie kartę. W sumie tego dnia nie jadłem porządnego obiadu i byłem głodny jak jasna cholera. Może stąd te moje durne rozmyślania?
Pojawił się kelner z dwoma zmrożonymi kieliszkami wódki.
– Czy można przyjąć zamówienie?
– Jasne. – powiedziała Julia. – Dla mnie stek średnio wysmażony.
– Dla mnie to samo. – dodałem z wielkim uśmiechem. – Do tego butelka tego argentyńskiego wina – wskazałem palcem na pozycję pośrodku listy (na kogo wypadnie na tego bęc!)
– Nie francuskie? – spytała się zaczepnie Julia.
– Francuskie piję we Francji. Ty za granicą też jadasz tylko pierogi i schabowe?
– Dobra uwaga! – zaśmiała się perliście – No to za spotkanie! – uniosła zaszroniony kieliszek wódki.
– Za spotkanie!
Od tego momentu rozmowa rozluźniła się. Zaczęliśmy od ogólnych tematów. Praca w Polsce i we Francji, życie w Polsce i we Francji itepe.
Po kilkunastu minutach przyniesiono nam steki i wino. Rozmowa jeszcze bardziej się rozluźniła. Zaczęły pojawiać się podteksty, że a to twój stek tryska sokami, a twój tak kusząco różowy.
Po pół godzinie butelka była już prawie pusta; humory nam wyjątkowo dopisywały. W pewnym momencie spojrzałem się na Julię. Patrząc mi w oczy, miękkimi ruchami poprawiała swoje bursztynowe włosy.
– To jeszcze może po drinku na koniec? – spytałem się.
– Jasne. Dla mnie coś mocnego! – zaśmiała się. Zerknąłem na kelnera; po chwili był przy naszym stoliku.
– Jeszcze raz czystą wódkę. – szybko rzuciła Julia patrząc mi w oczy. Długi kosmyk jej włosów niesfornie opadł jej na twarz. Wyglądała po prostu pięknie i cholernie, cholernie mi się podobała.
– Dla mnie też czystą wódkę. – dodałem.
Po chwili na stoliku pojawiły się dwa kieliszki. Zmrożone, zroszone.
– No to za udane spotkanie i za równie udaną resztę wieczoru. – powiedziałem i podniosłem kieliszek.
– Na pewno będzie równie udana! – Julia przekrzywiła głowę i posłała mi głębokie spojrzenie. Lekko otworzyła usta i dotknęła językiem górnej wargi. Kolejny długi kosmyk jej bursztynowych włosów zsunął się jej na twarz. "Cholera jasna. Zaraz ją zgwałcę! Tu i teraz na tym stole” przeszło mi przez głowę. Poczułem wyraźne pulsowanie krwi w skroni i jeszcze wyraźniejsze pulsowanie w spodniach.
Nagle Julia drgnęła i szybkim ruchem sięgnęła do torebki. W tym momencie i do mnie doszedł hałas wibrującego telefonu.
– Kurwa mać! Pięć nieodebranych rozmów. – warknęła do siebie. – Piotr, strasznie się przepraszam, ale muszę zadzwonić do męża.
– Okej. – Trzymałem klasę, a w głowie kłębiły mi się myśli: "Do męża? Do kurwa-jego-mać męża?? Do kurwa-pierdolona-i-w-dupę-wyjebana-jego-mać męża??? To ona ma męża? A tam. Chuj z nim. Jej i jego sprawa, ale w takim momencie dzwonić?” W tle słyszałem podirytowany głos Julii kłócącej się o coś ze swoim mężem. W końcu schowała telefon do torebki.
– Słuchaj. Strasznie, strasznie Cię przepraszam, ale mój mąż powiedział, że zaraz po mnie przyjedzie. Powiedziałam mu ze mam kolację służbową, ale on się kurwa uparł. Stwierdził, że jest niedaleko i będzie tu za jakieś pięć minut. – Julia tłumaczyła się nerwowo.
– Okej. Rozumiem. To niech ten ostatni toast będzie za następne spotkanie. Może kiedyś nam się uda?
– Słodki jesteś. – przesłała mi buziaka.
Wypiliśmy. Nasze spojrzenia spotkały się na kilka długich sekund. Znowu poczułem to znajome pulsowanie w głowie, w spodniach, i ten straszny żal, że jednak nie tym razem.
Wstaliśmy. Julia poszła do łazienki, ja w tym czasie uregulowałem rachunek. W momencie, gdy schowałem portfel podeszła do mnie.
– Słuchaj Piotr... Nie będziesz miał nic przeciwko, jeśli sama wyjdę z restauracji? Wiesz, on może robić sceny…
– Nie ma sprawy. Odprowadzę Cię do drzwi.
Przeszliśmy do końca sali. Teraz miałem okazję podziwiać jej zgrabne nogi i kształtną pupę. Cholera, a taki miły wieczór się zapowiadał! Podeszliśmy pod drzwi.
– Dzięki za spotkanie! – Julia podniosła głowę i spojrzała mi w oczy. Objąłem ją i pocałowałem w usta. Odpowiedziała pocałunkiem. Zamknęła oczy i przywarła do mnie całym ciałem.
Nagle odskoczyła.
– No kurwa! On nas jeszcze zobaczy!!!
– Nie zobaczy – wskazałem na ozdobne sznurki wiszące w oknach restauracji. Ta dekoracja skutecznie zasłania widok. Pamiętam, że wchodząc tu dzisiaj o nie widziałem ciebie z zewnątrz.
Chwila namysłu. Spojrzała się na mnie i tym razem to ona szybko mnie pocałowała; gorąco, namiętnie, zachłannie. Jej język poruszał się zmysłowo w moich ustach. Znów przywarła do mnie. Objąłem ją mocno; pogładziłem ją ręką po karku, przeczesałem włosy. Poczułem jak przeszedł ją lekki dreszcz. Jej ręka zsunęła się i zaczęła mnie gładzić po kroczu. Zsunąłem swoją rękę powoli po jej boku aż do jej ślicznej pupy. Na początku musnąłem ją lekko, by zaraz złapać nieco mocniej i zdecydowanie.
Po kilku sekundach Julia wzięła głębszy wdech i znieruchomiała na dłuższą chwilę. Jej ręka zamarła; wstrzymała oddech na kilka chwil. Poczułem jaj jej mięśnie sztywnieją.
Otworzyła oczy. Odsunęła się ode mnie i zrobiła krok w stronę drzwi.
– Kurwa mać!!! Jaka szkoda!
– Następnym razem
– Na pewno! Zwłaszcza, że dobrze całujesz! – dodała. Z tym swoim łobuzerskim uśmiechem na ślicznej buzi.
Wyszła na ulicę. Dyskretnie zerknąłem na nią przez dekoracyjne sznurki osłaniające okna restuaracji. Stała na chodniku obok jakiegoś faceta. Ich żywa gestykulacja wskazywała na kłótnię. W końcu wsiedli do jakiegoś starego, bezimiennego auta i odjechali.
– Ech... putain de merde!!! – zakląłem cicho.
– Coś jeszcze podać? – pytanie wystrzeliło tuż za mną, o jeden ton za głośno. No tak… Kelnerzy cały czas przypatrywali się nam. W końcu to zawsze jakaś tam atrakcja.
– Nie dzisiaj. – Powiedziałem. Opuściłem restaurację i w dość smętnym nastroju poszedłem do hotelu.
Cdn.
1 komentarz
prf222
Ciekawe czekam na następną część