Zapraszam do lektury epizodu trzeciego, tym razem dłuższego i znacznie bardziej erotycznego niż poprzedni!
***
ROZDZIAŁ 3/4 - "Nie wszystko bywa takie, jakie się wydaje"
*
Bacznie śledzę widoki za oknem taksówki, próbując odgadnąć, dokąd jedziemy, lecz w pewnym momencie zupełnie się gubię. Kierowca kluczy po wąskich uliczkach, aż w końcu przystaje pod jednym z bloków, tak samo nijakim jak wszystkie sąsiednie. Amanda rozlicza się z kursu i najpierw bez chwili zawahania prowadzi nas pod klatkę, a następnie z równą pewnością wybiera numer na domofonie. Zaczynam podejrzewać, że raczej nie jest tutaj po raz pierwszy, jednak wolę zachować to dla siebie.
Wjeżdżamy windą na ostatnie piętro, gdzie… nie, nikt na nas nie czeka. Podobnie jak nie dzwonimy do drzwi – Amanda po prostu naciska klamkę i wchodzi, zupełnie jakby była u siebie. Mimowolnie unoszę powieki ze zdziwienia, lecz wciąż powstrzymuję się od komentarza. Zdejmuję za to buty oraz płaszcz, po czym podążam za ukochaną do jednego z pokoi.
Teraz moje oczy mają już wielkość całkiem sporych spodków. Kompletnie nie rozumiejąc, o co właściwie chodzi, wpatruję się w coś, co teoretycznie miało być salonem masażu. Tyle że niezbyt przypomina wszystkie, które znam. Owszem: fiolki z olejkami, świeczki czy ułożone w stosy ręczniki wyglądają znajomo, podobnie jak roznoszący się w powietrzu ciężki zapach kadzidełek, tylko gdzie są najważniejsze elementy wystroju wnętrza w postaci stołów? Mniejszych, większych, podnoszonych lub nie, z wałkiem pod czoło albo otworem na głowę… Przecież zawsze zajmują one centralne miejsce w każdym gabinecie, a tutaj nie ma ich w ogóle! Za to spory kawałek podłogi przykryty jest materacami – podobnymi do tych, jakie widuje się na salach gimnastycznych, choć w znacznie estetyczniejszej wersji.
Kawałki kompletnie rozsypanej do tej pory układanki w mojej głowie zaczynają się nagle łączyć, tworząc nie tylko całkiem wyraźny, ale i niezwykle intrygujący obraz. Rozumiem już nie tylko, po co były te wszystkie niedopowiedzenia i konspiracje, ale i dlaczego ów pokój wygląda tak, a nie inaczej. A przynajmniej wydaje mi się, że rozumiem.
Spoglądam na Amandę, a ona na mnie. Bardzo przepraszającym wzrokiem.
– Tak, wiem, wiem… Nie powinnam była trzymać tego w takiej tajemnicy, ale naprawdę chciałam ci zrobić jak największą niespodziankę! – tłumaczy się z taką gorliwością, aż robi mi się niezręcznie. – To na serio jest studio masażu. Takie prawdziwe. Tylko… inne, niż te, które znasz. Tutaj… znaczy…
Nie wierzę zupełnie w to, co widzę! Jedna z najbardziej zdecydowanych, pewnych siebie i asertywnych osób, jaką znam, rumieni się ze spuszczoną głową jak jakaś nastolatka, przyłapana na pokątnym upijaniu się babciną nalewką. Względnie – co bardziej pasowałoby do sytuacji – na publicznym dotykaniu się w miejscach wybitnie nieprzyzwoitych. Co gorsza, dzieje się to tak nagle i tak niespodziewanie, że nie wiem nawet, w jaki sposób mam zareagować.
– Oj, dajże już spokój! – zaczynam z udawanym oburzeniem, jednak widząc nerwową reakcję Amandy, szybko zmieniam ton. – Przecież nie mam do ciebie pretensji! Po prostu mnie zaskoczyłaś całą tą wyprawą i teraz nie bardzo wiem, co teraz powiedzieć! Za to muszę przyznać, że jak tak patrzę i patrzę, to wydaje mi się, że już wiem, co to będzie za masaż. – Uśmiecham się szczerze, podnoszę na palcach i całuję ją w policzek.
– Bo ja naprawdę nie wiedziałam, jak mam ci to powiedzieć, więc stwierdziłam, że najlepiej dopiero na miejscu… – przerywa nagle, po czym wyrzuca z siebie z wyraźną ulgą: – Tak! Masz rację! Tutaj masują nie tylko rękoma, ale i resztą ciała!
– I tak bardzo się tego wstydziłaś? Serio ci się wydaje, że się zgorszę, kiedy jakaś dorodna foczka – nie jestem już w stanie dłużej powstrzymywać chichotania – dotknie mnie kawałkiem brzucha czy nawet majtkami? No wiesz co?
– No tak, tak, foczka, majtki… – Amanda zamyśla się na moment, lecz kontynuuje już z jej zwyczajową pewnością: – Dobra, bo my tu gadu-gadu, a ja muszę powiedzieć właścicielce, że jesteśmy! Zaczekaj chwilę, zaraz wrócę!
Niby sytuacja wydaje się jasna, jednak niespecjalnie mnie to uspokaja. Rozglądam się jeszcze raz po pokoju, próbując znaleźć jakikolwiek punkt zaczepienia dla rozbieganych myśli. Czytam napisy na stojących w równym rządku buteleczkach z olejkami, dotykam przyjemnie miękkich ręczników, a później przenoszę wzrok na reprodukcje na ścianach. Rozpoznaję Łempicką, Rubensa, Boticellego, Picassa… Staram się zrozumieć, wedle jakiej logiki zostały powieszone, lecz jedynym punktem wspólnym, jaki odnajduję, jest tematyka w postaci kobiet. Mniej lub bardziej roznegliżowanych.
Wówczas ma ukochana wraca do pokoju. Od razu rozpoznaję, że jej nastrój wyraźnie się poprawił, co zresztą szybko potwierdza, wpadając w swą ulubioną rolę dominującej despotki. Przeuroczej zresztą.
– Dobra, jestem już! No, bo czas leci, a my ciągle w ubraniach! Jeśli chcesz skorzystać z łazienki, to jest za tymi drzwiami – pokazuje mi palcem – a jak nie, to się rozbieramy!
Minutkę później, gdy zostaję w samych tylko majtkach, dociera do mnie, że nie mam pojęcia, co dalej. Mam się położyć na podłodze? Zaczekać na masażystkę, która właściwie powinna już dawno nas przywitać? Odwracam się więc do Amandy, jednak znajduję ją nie w miejscu, gdzie przed chwilą stała, a leżącą na materacu. Bokiem. I nago. Zupełnie nago. Ona zaś patrzy na mnie z wyrazem politowania.
– Eee… – stękam, nie rozumiejąc kompletnie, o co chodzi. – To tak całkiem do zera?
– A widzisz tu jakieś ubranie? – Na potwierdzenie tych słów obraca się na brzuch, trzęsie pośladkami i dodaje z przesadną pretensją: – Kładź się tak, jak ja, i zakryj ręcznikiem. I przestać się wstydzić, no naprawdę!
Zgodnie z poleceniem ściągam rzeczone majtki i kładę się jakiś metr od niej, opierając czoło na poduszce w kształcie podkowy, po czym szczelnie przykrywam od dołu pleców po połowę ud.
Pełną napięcia ciszę przerywa stukanie do drzwi, później skrzypnięcie, aż wreszcie dość niski, acz przyjemnie melodyjny kobiecy głos:
– Dobry wieczór, moi drodzy goście! Mam na imię Ania i będę dziś waszą masażystką. Odprężcie się, dajcie mi chwilkę na ostatnie przygotowania, i za malutki momencik zaczynamy. Nie chcę na razie zdradzać zbyt wiele, jednak obiecuję, że uczynię wszystko, by nasze wspólne spotkanie pozostało na długo w waszej pamięci!
Mam ochotę podnieść głowę i zobaczyć autorkę owych deklaracji, jednak się powstrzymuję. Nadstawiam za to ucha, próbując odgadnąć, co się dokoła dzieje. Rozpoznaję kroki – ku mojemu zaskoczeniu dziwnie ciężkie, jakby po podłodze stąpała nie kobieta, a sporych gabarytów facet – stuknięcia butelek, świadczące zapewne o przygotowywaniu olejków, aż wreszcie nastrojową muzykę, która zaczyna sączyć się z głośników. Czyli, przynajmniej jak do tej pory, absolutnie nic podejrzanego.
Przez kolejnych parę chwil niewiele się wydarza, po czym czuję najpierw lekkie ugięcie materaca, a zaraz po nim dotyk przyjemnie ciepłych rąk, ślizgających się miękko po plecach. I nie tylko to, bo Ania znów się odzywa:
– Zanim przejdziemy do właściwego masażu, muszę jeszcze o czymś uprzedzić! O ile z panią Amandą już się znamy – przyznaję, że niespecjalnie dziwi mnie to wyznanie, potwierdzające wcześniejsze przypuszczenia – o tyle my spotykamy się po raz pierwszy. Przyznam, że nie wiem, jakie szczegóły ujawniła pani Amanda, jednak najwyżej się powtórzę. Masaż, do jakiego za chwilę przejdę, oparty jest o dotyk całym ciałem, i to zarówno masażystki, jak i osoby masowanej. Rozumiem jednak, że każdy ma swoją indywidualną wrażliwość, dlatego w każdej chwili można zgłosić mi wszelkie uwagi. Powiedzieć na przykład: „tak, więcej, chcę jeszcze”, jeśli coś będzie wyjątkowo przyjemne, bo właśnie na dawaniu przyjemności mamy się skupić, albo „nie, tutaj nie”, jeżeli dotykanie tego akurat miejsca nie będzie komfortowe. Zaznaczę jednak nieskromnie, że jestem dyplomowaną specjalistką w swojej dziedzinie, i jeśli pobudzę jakiś rejon ciała, to znaczy, że miał on zostać pobudzony. W taki dokładnie sposób, w jaki to robię. Czy wszystko jest zrozumiałe?
Z jednej strony niezbyt przypada mi do gustu taka wyraźnie wyuczona i znacząca na dobrą sprawę wszystko i nic formułka, lecz z drugiej… pewnie znowu nadinterpretuję! Tak, zdecydowanie! Zwłaszcza że do dziś pamiętam panikowanie przed pierwszym swoim masażem w ogóle, na który Amanda musiała mnie namawiać chyba z pół roku. Dlatego po zastanowieniu odpowiadam wreszcie:
– Wydaje mi się, że tak!
Poprawiam się ostatni raz i czekam na to, co zrobi Ania. Ona zaś polewa mnie olejkiem, który szybko i sprawnie rozsmarowuje na plecach. I ponownie, tym razem na udach i łydkach. Barkach oraz ramionach. Potem, mimo mojego wzdrygnięcia, dojeżdża dłońmi praktycznie do krawędzi pośladków.
– Poproszę o zgodę, czy mogę zdjąć ręcznik? – pyta spokojnie, bez śladu dwuznaczności.
– Hmmm… Amando, czy to naprawdę konieczne? – Celowo zwracam się do niej, a nie masażystki.
– Cóż, teoretycznie nie, ale… uwierz, warto! – odpowiada takim tonem, że chyba i tak nie mam innego wyjścia. – I przestań się wreszcie wstydzić, no! I tak mało co widać!
W tym momencie nie wytrzymuję, podnoszę lekko głowę i otwieram oczy. Faktycznie, wszystkie kinkiety zostały zgaszone, a pokój rozświetlają jedynie lampiony, porozstawiane z rzadka dokoła materacy. Nie bez wysiłku powstrzymuję się przed odwróceniem wzroku, tylko ponownie opuszczam powieki i, chcąc nie chcąc, pozwalam na wszystko.
Na podstawie dotyku samych tylko dłoni niewiele udało mi się wywnioskować. Przedramiona oraz łydki niby coś już sugerowały, lecz niewiele ponadto. Teraz jednak, gdy Ania przesunęła po mnie udami – a przynajmniej tak sądzę, że były to właśnie uda – mam pewność: te ciężkie kroki wcale nie były moim przywidzeniem. Ona jest… kobietą pełniejszej figury. Być może nawet bardzo pełniejszej, choć tego akurat w pełni ocenić wciąż nie mogę.
Nie powiem, że mnie to odrzuca, wręcz przeciwnie! Zastanawiam się natomiast, na ile było to celowe działanie Amandy, że wybrała właśnie taką, a nie inną masażystkę. Teoretycznie dobrze wie o mojej nieśmiałej słabości do „większych pań”, ale po pierwsze: to tylko słabość, w gruncie rzeczy ograniczająca się do spojrzeń w kierunku krągłości, a po drugie: czy naprawdę skojarzyłaby ów fakt? Raczej wątpię. Nie mam jednak zamiaru tracić więcej czasu na te bezproduktywne rozważania, zwłaszcza że do dotychczasowego repertuaru cielesnego Ani dochodzi biust. Miękki, ciężki, niedający się pomylić z niczym innym.
Mimo starań nie mogę powstrzymać się od przyjemnego westchnienia. Jakby w odpowiedzi na to Ania ponownie polewa mi plecy olejkiem – choć jak na mój gust i tak już jest go za dużo – i dosłownie kładzie się na mnie. A ja wciąż nie mam pojęcia, jak właściwie na to zareagować… Oczywiście, że wciąż się stresuję, lecz równocześnie nie mogę odmówić sobie czerpania przyjemności z samego faktu dotykania przez równie nagą, co apetyczną kobietę. Wyjątkowo podniecającego dotykania przez niezwykle apetyczną kobietę, która z każdym ruchem staje się coraz odważniejsza.
Wprawne dłonie krążą po szyi i barkach, potem zsuwają się wzdłuż kręgosłupa, przez biodra, do ud. I tam pozostają. Masują mnie coraz dalej i dalej, jawnie zbliżając się do okolic bardzo intymnych. Na razie staram się nie reagować, lecz nie mam pojęcia, co stanie się za dosłownie kilka centymetrów. Co stanie się za chwilę. Co już się dzieje.
– Nie…
Dotyk paznokcia na samej krawędzi intymności wywołuje nie tylko bezwiedne spięcie mięśni, ale też całkiem świadomy protest. W odpowiedzi na niego Ania cofa się, jednak tylko na krótką chwilę. Ponownie skrapia mnie olejkiem, po czym, tym razem nie dbając już o żadne pozory, wsuwa mi palec pomiędzy pośladki.
*
Tekst i okładka (c) Agnessa Novvak
Opowiadanie zostało opublikowane premierowo na Pokątnych 14.02.2021. Dziękuję za poszanowanie praw autorskich!
Droga Czytelniczko / Szanowny Czytelniku - spodobał Ci się powyższy tekst? Kliknij łapkę w górę, skomentuj, odwiedź moją stronę autorską na FB i Insta (niestety nie mogę wkleić linków, niemniej łatwo mnie znaleźć)! Z góry dziękuję!
Dodaj komentarz