Czekoladka walentynkowa, czyli w tym roku będzie naprawdę grubo... (część 2)

Czekoladka walentynkowa, czyli w tym roku będzie naprawdę grubo... (część 2)Zapraszam na drugą – oraz zdecydowanie najkrótszą, niemniej jak najbardziej konieczną dla zrozumienia całości historii – część opowieści o wyjątkowo apetycznych walentynkach!

***

ROZDZIAŁ 2/4 – "Słodkie sekrety"

*

     Przed upływem dwóch kwadransów powracam dumnie na salony w stanie co najmniej satysfakcjonującym, poprawiając po drodze szlafrok. Fakt, że spotykam Amandę już nie w sypialni, a kuchni, nijak mnie nie zaskakuje, lecz cała reszta już tak. Uczesana w luźny koczek i w zdecydowanie przykrótkiej małej czarnej, na mój widok pochyla się ku piekarnikowi w taki sposób, by pokazać nadto dobitnie, iż wciąż nie ma majtek.
     – Na łóżku masz ubranie. Przygotuj się szybko i wracaj, zanim suflety opadną! – zachęca, podstawiając mi blaszkę z dwoma ceramicznymi naczynkami pod sam nos.
     Nie mogę w pełni uczciwie stwierdzić, by ta konkretna propozycja pokrywała się idealnie z moimi oczekiwaniami, podsyconymi dodatkowo widokiem wyjątkowo apetycznej cip… znaczy sufletów, lecz błyskawicznie narzucam ciuchy i zajmuję miejsce przy stole. Dopinam jeszcze koszulę, sięgam po widelczyk i wbijam go w ciemnobrązową, przyprószoną pudrem piramidkę, uwalniając ze środka półpłynne wnętrze. Gorąca, podbita wanilią czekolada rozpływa się miękko po języku, wywołując mimowolny uśmiech. Płuczę usta goryczą kawy, po czym znów nabieram porcję słodkości.
     Jednak nawet najpyszniejszy deser nie jest w stanie powstrzymać narastających wątpliwości. Pomijam nawet fakt, że Amanda niekoniecznie zdradza na tyle talentu kulinarnego, by z powodzeniem porwać się na suflet. A może raczej fondant? Zresztą, nieważne… Znacznie istotniejsze bowiem niż to, czy zrobiła go sama, zamówiła w cukierni, kupiła mrożone lub wyczarowała zaklęciem „Sufletto!”, są jej poczynania, których wciąż nijak nie pojmuję. Po co właściwie uwodziła mnie od samego rana, wysyłając sprośne wiadomości jedną po drugiej? Rozumiem, że mamy „święto zakochanych”, jednak jakoś nie przypominam sobie, by w poprzednich latach nasza korespondencja wyszła poza parę stereotypowych, przeładowanych serduszkami esemesków. Dlaczego praktycznie od samego progu sprowokowała szybki seks, z którego potem wyraźnie się tłumaczyła? Czemu wcisnęła mnie w strój nadający się bardziej na proszoną kolacyjkę z szefem czy inną mamusią, podczas gdy sama nadal świeci golizną? I co w końcu planuje na zapowiadany szumnie wieczór, który przecież zbliża się wielkimi krokami?
     Odkładam wreszcie widelec, dopijam kawę i wbijam w Amandę zdecydowanie niecierpliwy wzrok, czekając, aż wreszcie coś powie. Bo jeśli nie, słowo daję, że za chwilę puszczą mi nerwy…

     Mija jedna chwila, druga i piąta, a ja wciąż siedzę, nie uzyskawszy żadnej odpowiedzi. Ostatecznie nie wytrzymuję, więc i może grzecznie, lecz także z niezbyt ukrywaną bezczelnością, pytam:
     – Słuchaj… ja naprawdę staram się to wszystko jakoś zrozumieć, ale czy mogłabyś mi wreszcie powiedzieć, co właściwie masz zamiar dzisiaj robić?
     – A nie! Nie powiem! – Amanda odbija piłeczkę z uśmiechem. – To miała być niespodzianka i będzie! Zaufaj mi. Tak po prostu. Wiesz przecież, że nie zrobiłabym niczego, czego nie chcesz, prawda?
     – Prawda, prawda… – Spuszczam zniechęcony wzrok i rezygnuję z dalszego przekomarzania się, które i tak do niczego nie doprowadzi.
     – Ale faktycznie, żeby nie trzymać cię w niepewności – zerka na zegar na ścianie – to mamy jeszcze mniej więcej godzinkę, a potem podjedzie po nas taksówka i zabierze na masaż. Wspólny, walentynkowy masaż we dwoje! Tylko wcześniej chciałabym jeszcze napić się z tobą po lampce prosecco. No, powiedzmy po dwie… Jest w lodówce. Może otworzysz?
     Po prawdzie nie mam wielkiej ochoty na alkohol, ale jeśli nie taka właśnie okazja jest odpowiednia, by uczcić ją bąbelkami, to jaka niby? Poza tym może przy okazji dowiem się, jaki masaż Amanda ma na myśli? I dlaczego robi z niego jakąś wielką tajemnicę? Bo z okazji walentynek przystroją gabinet balonikami i poczęstują czekoladką, herbatką czy czym tam jeszcze? Wielkie mi rzeczy!
     Wstaję więc z hokera, wyjmuję butelkę, nalewam i wznoszę kieliszek. Amanda wychyla swój, po czym podstawia go do ponownego napełnienia. Jednak, zamiast od razu powtórzyć toast, podchodzi i przytula się tak, że praktycznie wciska moją twarz w dekolt. Odruchowo obejmuję jedną ręką jej pośladek, lecz momentalnie przypominam sobie o braku majtek i na wszelki wypadek się wycofuję. Owszem, mam ochotę włożyć dłoń nie tylko pod sukienkę, ale także w na pewno wciąż mokrą intymność, jednak może lepiej powstrzymam się od szaleństw…
     Amanda zaś, widząc gest pojednania, uśmiecha się jeszcze szerzej, całuje mnie w czoło i oznajmia:
     – To teraz ja skorzystam z łazienki, a ty się już tak nie dąsaj! Obiecuję ci, że nie pożałujesz!
     Po czym wypija duszkiem wino i wychodzi. Ja zaś przysiadam z powrotem, nie mogąc nijak się zdecydować, co właściwie mam o tym wszystkim myśleć.

*

Tekst i okładka (c) Agnessa Novvak

Opowiadanie zostało opublikowane premierowo na Pokątnych 14.02.2021. Dziękuję za poszanowanie praw autorskich!

Droga Czytelniczko / Szanowny Czytelniku - spodobał Ci się powyższy tekst? Kliknij łapkę w górę, skomentuj, odwiedź moją stronę autorską na FB i Insta (niestety nie mogę wkleić linków, niemniej łatwo mnie znaleźć)! Z góry dziękuję!

1 komentarz

 
  • Hotny

    Ale o so chodzi?

    12 lut 2022

  • AgnessaNovvak

    @Hotny o jajso 😄

    12 lut 2022