W tym świecie jedna zasada była wyryta w kamieniu: „Świat potrzebuje więcej dominujących mężczyzn, którzy świadomie odmawiają dezodorantu i rzadko biorą prysznic, bo wiedzą, że język cockpiga to jedyna słuszna, najwyższa forma higieny”. Tu nie istniały perfumy, antyperspiranty ani modne żele pod prysznic. Prawdziwy Alpha nosił swój zapach jak koronę – im cięższy, im bardziej pierwotny, tym wyższy status. Cockpigi natomiast żyli dla tego zapachu; ich języki były gąbkami, pędzlami i szczotkami w jednym.
Rex, dwadzieścia osiem lat, prawie dwa metry czystej, owłosionej masy mięśniowej, był jednym z najczystszych przykładów takiego Alpha. Pracował na budowie od świtu do zmierzchu, potem zaliczał ciężką sesję na siłowni – bez koszulki, oczywiście, żeby pot lał się strumieniami. Od ponad trzech tygodni nie widział mydła. Jego ciało było mapą męskości: gęste czarne włosy na klatce, brzuchu, plecach, w pachach i w kroczu. Skarpety – zawsze te same grube, wełniane – czerniały od brudu. Majtki, stare bokserki z dziurami, były żółte i sztywne od plam. Buty – znoszone trampki bez wentylacji – śmierdziały jak stara serownia.
Jego osobistym cockpigiem był Jamie – dwudziestodwulatek, szczupły, blady, z wiecznie wilgotnymi ustami i błagalnym spojrzeniem. Mieszkał piętro niżej, w małym mieszkanku, które Rex nazywał „korytem świnki”. Jamie nie miał własnego życia – czekał tylko na wezwanie.
Tego wieczoru Rex wrócił szczególnie spocony. Deszcz padał cały dzień, więc błoto przykleiło się do butów, a pod pachami pot mieszał się z wilgocią powietrza. Drzwi mieszkania zatrzasnęły się za nim jak wystrzał.
– Kurwa mać, co za jebana pogoda – warknął, rzucając plecak w kąt.
Od razu zadzwonił do Jamiego.
– Świnko, zapierdalaj tu w tej chwili. Mam dla ciebie pełny serwis.
Jamie wbiegł po schodach niemal natychmiast. Zapukał drżącym głosem.
– Proszę, Panie…
– Wchodź, kurwa, i klękaj!
Jamie wszedł i padł na kolana. Rex rozsiadł się na kanapie, nogi szeroko rozstawione, wciąż w brudnych ciuchach.
– Zaczniemy od stóp, bo dziś naprawdę dałem im popalić.
Rex powoli zdjął prawy but. Wnętrze trampka parowało – wilgotne, czarne od potu, z widocznymi odciskami palców. Zapach uderzył falą: ciężki, serowy, octowy, z nutą mokrej skóry i błota.
– Najpierw but, cwelu. Włóż nos do środka i wąchaj.
Jamie wziął but obiema rękami i wsadził twarz głęboko. Gorące, wilgotne powietrze wypełniło mu płuca – gęsty smród stopy po całym dniu w gumie, zmieszany z błotem i starym potem.
– O Boże, Panie… tak kurewsko intensywnie… czuję każdy krok, który Pan dziś zrobił… ten serowy, kochany przeze mnie aromat z palców…
– Głębiej, suko. Wciągaj, aż ci się zakręci w głowie.
Jamie wciągał, aż łzy stanęły mu w oczach. Potem Rex kazał mu lizać wnętrze buta – język ślizgał się po wilgotnej wkładce, zbierając czarny brud, resztki potu, okruchy błota. Smak był gorzki, słony, ziemisty.
To samo z drugim butem. Gdy oba były „wstępnie oczyszczone”, Rex zdjął skarpety. Grube, wełniane, ciężkie od potu, z czarnymi piętami i żółtymi palcami. Jedną rzucił Jamiemu w twarz.
– Wąchaj. To twój aperitif.
Jamie przycisnął skarpetkę do nosa – zapach był miażdżący: gęsty ser, ocet, stara skóra, lekkie nuty amoniaku od moczu, który czasem kapał przy sikaniu.
– Kurwa, Panie… to jest najpiękniejszy smród na świecie… dziękuję, że nosi Pan je tak długo dla mnie…
– Ssij palce przez materiał.
Jamie wziął część z palcami do ust i ssał – smak słony, kwaśny, z lekką goryczką, na to właśnie czekał cały dzień. Drugą skarpetkę Rex wepchnął mu głęboko do gardła, aż Jamie się zakrztusił.
– Trzymaj tam, dopóki nie powiem.
Następnie pachy. Rex zdjął koszulkę – pod pachami włosy były zlepione w strąki, skóra lśniąca od potu, z białawymi śladami zaschniętego potu.
– Najpierw wąchaj, potem liż. Zrób to powoli, żebym poczuł każdy ruch twojego języka.
Jamie wsadził nos w prawą pachę. Zapach był obezwładniający – ciężki musky aromat, cebula, ocet, prawdziwy samiec po całym dniu ciężkiej roboty. Wciągał głęboko, aż kręciło mu się w głowie.
Potem zaczął lizać – długie, powolne liźnięcia od dołu do góry, zbierając słony pot, wysysając go z włosów. Rex jęknął z zadowolenia.
– Kurwa, tak… wbija język w te włosy, czyść mnie dokładnie. Żadnych resztek.
Jamie pracował jak maszyna – z jednej pachy na drugą, aż skóra Rexa lśniła od śliny, a włosy były mokre, ale czyste. Zapach został – tylko teraz zmieszany z jego śliną.
– Dobra robota. Teraz krocze i jaja.
Rex wstał, rozpiął spodnie i ściągnął je razem z majtkami na uda. Bokserki były żółte, sztywne, przylepione do wielkiego, półtwardego kutasa i ciężkich, owłosionych jaj. Zapach krocza uderzył natychmiast – rybi, ciężki, z nutą starej spermy, moczu i potu z rowka.
– Najpierw nosem w materiał. Wąchaj moje jaja przez majtki.
Jamie przycisnął twarz – ciepłe, wilgotne, pachnące jak stara, spocona szatnia.
– Liż. Smakuj mojego kutasa i jaj przez tkaninę.
Jamie lizał zachłannie – język ślizgał się po sztywnym materiale, zbierając słony, gorzki smak. Rex stwardniał całkowicie, kutas wybrzuszał majtki.
– Teraz zdejmij je zębami i włóż mordę w moje owłosione jaja.
Jamie posłuchał. Język powędrował po ciężkich, spoconych jajach – smak słony, rybi, z lekką goryczką starego potu. Ssąc je po kolei, wysysując pot z włosów.
– Głębiej, pig. Liż rowek pod jajami, aż do dupy.
Przeszedł wyżej – lizał miejsce, gdzie jaja łączą się z rowkiem, zbierając najcięższy, najbardziej skoncentrowany pot.
Rex odwrócił się, oparł ręce o kanapę i rozchylił pośladki.
– Najważniejsza część wieczoru. Mój spocony, brudny tyłek. Najpierw wąchaj głęboko, potem czyść językiem jak najgłębiej potrafisz.
Rowek był wilgotny, owłosiony, z widocznymi resztkami potu i lekkim brudem po całym dniu. Zapach był absolutnie miażdżący – ziemisty, ciężki, męski, z nutą goryczy i lekkiego kału.
Jamie wsadził nos prosto w dziurę i wciągnął – gęsty, duszący aromat spoconego tyłka Alpha.
– O kurwa, Panie… to jest raj… czuję cały Pana dzień w tej dupie… tak brudno, tak idealnie…
– Liż. Od dołu do góry. Zbieraj wszystko.
Jamie zaczął długimi liźnięciami – od jąder, przez rowek, aż do dziury. Smak był intensywny: słony pot, ziemistość, lekka gorycz. Wbijał język coraz głębiej, czyszcząc wnętrze, kręcąc nim w kółko. Rex puszczał ciche, śmierdzące bąki prosto w jego twarz – Jamie tylko jęknął z rozkoszy i lizał dalej.
– Tak, kurwa… czyść mnie głęboko. Językiem w dziurę, świnko. Ty pierdolona higienistki.
Jamie pracował przez długie minuty, aż dziura Rexa lśniła od śliny, a rowek był czysty od brudu.
Na sam koniec Rex usiadł z powrotem na kanapie, rozstawił nogi szeroko i położył brudne stopy na twarzy Jamiego.
– A teraz śmieciu masuj je i liż między palcami. Chcę poczuć twój język w każdym zakamarku.
Jamie lizał każdy palec, wysysując resztki brudu i potu spomiędzy nich. Smak serowy, słony, z czarnymi nitkami brudu na języku.
Ale to jeszcze nie był koniec. Rex spojrzał na Jamiego z drapieżnym uśmiechem, złapał się za swojego teraz w pełni twardego, grubego kutasa – pokrytego cienką warstwą zaschniętego preejakulatu, starej spermy z porannego walenia i całodniowego potu. Żołądź lśniła od smegmy zgromadzonej pod napletkiem, włosy łonowe zlepione wilgocią, cały trzon pachniał ciężkim, rybnym zapachem nieumytego samca.
– Teraz najważniejsze, świnko. Mój kutas. Najpierw wąchaj go jak najgłębiej. To twój ołtarzyk moja brudna kurewko
Jamie podczołgał się między uda Rexa i przycisnął nos do nasady kutasa, wciągając głęboko. Zapach był absolutnie obezwładniający – gęsty, serowy aromat smegmy, słony pot z włosów łonowych, rybi zapach starej spermy, nuta moczu z końca sikania. Wszystko zmieszane w jedną, pierwotną esencję Alpha.
– O Panie… to jest najświętszy zapach… czuję Pana spermę, Pana pot, Pana brud… dziękuję, że nie myjesz go dla mnie…
– Liż. Najpierw jajka jeszcze raz, potem cały trzon, a na koniec czyść żołądź i pod napletkiem. Zbieraj każdą kroplę smegmy językiem.
Jamie zaczął od dołu – lizał jaja jeszcze raz, potem powoli w górę po trzonie, zbierając słony, gorzki osad. Gdy doszedł do napletka, ostrożnie odsunął go językiem i zaczął czyścić żołądź – smak był intensywny, kwaśny, serowy, z gęstą, kremową smegmą, która spływała mu po języku. Lizał w kółko, wysysając każdą szczelinę, kręcąc językiem wokół otworu, zbierając resztki moczu i starej spermy.
Rex jęknął głośno, złapał Jamiego za włosy i zaczął powoli pieprzyć mu usta.
– Czcij go, kurwo. Ssij mojego brudnego kutasa jak najgłębiej. To twoja nagroda.
Jamie brał go całego – gardło wypełniło się smakiem i zapachem nieumytego kutasa, smegma spływała mu po podniebieniu, włosy łonowe łaskotały nos. Rex ruchał mu twarz coraz mocniej jak suke, aż w końcu ryknął i wystrzelił gęste, gorące ładunki prosto do gardła.
– Połykaj wszystko, Jamie. To twój deser. - powiedział głaszcząc go po twarzy.
Jamie połknął każdą kroplę, a potem delikatnie lizał kutasa na czysto – już bez smegmy, ale wciąż pachnącego męskością.
Rex odetchnął głęboko, poklepał Jamiego po policzku.
– Jesteś idealną świnką, Jamie. Jutro zrobimy to samo, a może nawet zaproszę kumpla z budowy – niech też skorzysta z twojego języka. Świat potrzebuje więcej takich jak ja, a ty… ty potrzebujesz więcej mnie i mi podobnych.
Jamie, cały pokryty potem, śliną, brudem, smegmą i spermą Rexa, spojrzał na niego z absolutnym uwielbieniem.
– Tak, Panie… proszę… chcę służyć Panu i wszystkim prawdziwym samcom… czcić Pana kutasa codziennie… to jest całe moje życie.
Rex uśmiechnął się szeroko, klepnął go po twarzy stopą i powiedział:
– Dobranoc, pig. Śpij z moimi skarpetami w mordzie i smakiem mojego kutasa na języku. Jutro zaczniemy wcześnie.
I tak kończył się kolejny dzień w tym świecie – Alpha czysty dzięki językowi swojego sąsiada, a Jamie spełniony w całkowitym, brudnym poddaniu i czczeniu najświętszego symbolu męskości. Bo tu nic nie było piękniejsze niż zapach, smak swojego Pana.
Cdn.
Materiał znajduje się w poczekalni.
Prosimy o łapkę i komentarz!
Dodaj komentarz