Ankrmonaai (VI) Happy End

NIEWINNA?

- No więc, mów... - ponaglił. Gładził wierzchem dłoni delikatny, alabastrowy policzek. Wzdłuż linii prawie nie odznaczających się zmarszczek mimicznych spływała powoli łza. Kaja tylko uśmiechnęła się smutno i przylgnęła twarzą do jego szorstkiej dłoni, mrużąc oczy.  
- Chcę usłyszeć, co działo się z Tobą przez cały ten czas - nie odpuszczał R. Zmarszczył brwi i odjął od niej rękę. Ona zreflektowała się, podniosła głowę z jego muskularnych kolan i spojrzała w głębię jego błękitnych oczu.
- Chcesz wiedzieć, w jaki sposób tu trafiłam? Jakie były początki mojego zejścia na złą drogę? - zapytała.
- Tak, jestem ciekaw - odparł. - Zapowiadałaś się dobrze, póki nie zaczęłaś sobie wstrzykiwać tego świnstwa. Miałaś aspirację na dobrą szkołę, dobrą pracę - zupełnie inne życie.
- Tak - odpowiedziała głucho.
- I co się potem stało? - zapytał z powrotem przyciągając ją do siebie, by znów zacząć miarowo gładzić jej włosy.  
- Wiesz, poznałam faceta, przez którego w siebie zwątpiłam.
- I? - spytał, bo nie kwapiła się do kontynuowania opowieści.
- Stwierdziłam, że wolę go bardziej niż swoje marzenia. Jego marzenia przedkładałam nad własne, można nawet powiedzieć, że zdegradowałam je na rzecz jego planów i oczekiwań. Chciałam mu we wszystkim pomóc. Chciałam, żeby był szczęśliwy. Jego szczęście dawało mi radość. W końcu ta droga stała się jedyną do zdobywania radości w moim ograniczonym życiu, a on przestał mnie potrzebować - artykuowała swoje zeznania powoli, monotonnym głosem. - Wtedy zaczął się najgorszy odwyk w moim życiu. Od tamtego czasu czuję w sobie pustkę, którą wypełniam różnymi rzeczami, ale ona wciąż sieje zniszczenie. Nie umiem już normalnie czuć, nie umiem myśleć z nadzieją.  
- W tym czasie poznałaś Szczura? - zapytał wsłuchany odbiorca tegoż wywodu.
- Tak. Poznaliśmy się w internecie. W zasadzie nigdy go nie lubiłam, nawet na początku, ale to on mnie w to wszystko wkręcił. Dzięki niemu mogę się dalej spokojnie psuć, dzięki niemu też wpadłam na Ciebie...
- Wiedział, że się znamy? - spytał R. Spokojnie wpatrywał się w jakiś nieistniejący punkt na ścianie pokoju z kanapą.  
- Nie. Dla niego, mam wrażenie, było to jeszcze większe zaskoczenie.  
- Czy do tamtego chłopaka czułaś coś podobnego, jak do mojej córki? - spytał R., nie zdradzając żadnych emocji.
- Bałam się, że o to zapytasz. Chyba tak. Po niej i po nim miałam ochotę skończyć ze sobą, bo wydawało mi się, że wszystko, co dobre, jest już za mną i jestem już całkiem bezużyteczna - wygłosiła bez zająknięcia, jednak dwie łzy spotkały się już gdzieś w połowie drogi do jej spękanych ust.
- Już dobrze... - pocałował jej jasne włosy nachylając się i otarł kciukiem łzy. - Sam muszę przemyśleć, co bym od Ciebie chciał, wiesz?
- A jakie są opcje?
- Najpierw myślałem o Tobie jako o suce, na której mógłbym się wyżyć. Teraz jednak zastanawiam się, czy nie zaopiekować się Tobą. Nie mówię, że każę Ci odstawić i nie będę Cię pierdolił - bo będę - ale chodzi mi o coś innego. Dostrzegam w Tobie potencjał. Coś, dzięki czemu mogłabyś ze mną być zamiast tułać się bez celu po świecie, jak ten tytułowy DD w piosence Kazika - zakończył optymistycznie i zadumał się nad własnymi słowami. - Oczywiście, możesz odmówić.
- Byłabym chyba głupia - uniosła się na nadgarstkach i poczęstowała go niewinnym - jak na swoje możliwości - pocałunkiem.

- Powiedz mi jeszcze jedno - poprosił R., gładząc jej aksamitne ramię oświetlone smugą porannego światła.  
- Tak? - zastygła w oczekiwaniu odwracając się do niego i przeciągając do siebie wełniany koc.  
- Obiecasz być mi wierna? - zapytał,  patrząc głęboko w oczy Kai. - Wiem, że może wydawać Ci się to dziwne, szczególnie po teście, który ostatnio przeszłaś, ale...  
- Nie wiem, to wszystko dzieje się zbyt szybko - odpowiedziała po chwili zastanowienia. - Zobaczymy, co będzie za tydzień, za miesiąc, za rok. Na razie nie do końca wiem, co się dzieje. Ty zmieniasz moje życie w dziwny sposób i naprawdę sama nie wiem, jak to wszystko się zaczęło. Nagle groźny i wpływowy Pan R. okazuje się mieć emocje, nawet jakieś serce - uśmiechnęła się zdziwiona własnymi wnioskami. - Oprócz tego ponoć dostrzegasz we mnie coś, co nie jest cyckami, ani ciasną cipką. Normalnie woda z mózgu - podsumowała. R. również się uśmiechnął.  
- W sumie z zewnątrz mogłaś różnie na mnie patrzeć... - zastanowił się. - To, że jestem o wiele starszy wcale nie oznacza, że muszę być od razu odpowiedzialny... I nudny. Kiedy wróciłaś tutaj z tamtego burdelu zastanowiłem się nad sobą - zaczął swoje wyznania R., podpierając głowę na łokciu. - W zasadzie już, kiedy Ciebie poznałem to czułem do Ciebie coś, tylko że wtedy nie wiedziałem do końca, co dokładnie. Na pewno słyszałaś o matce mojej córki, pewnie opowiadała Ci o niej. Sęk w tym właśnie, że mi ją przypominasz. I do tego się to wszystko ogranicza. Nie chodzi o to, że szukam jej kopii, ale - odpowiedział na jej badawcze spojrzenie - ale właśnie ten typ kobiet mi odpowiada. Tylko, że z Tobą trzeba troszkę więcej pracy i zachodu, trzeba Ciebie pozbierać z podłogi.
- Tutaj masz rację - przyznała szczerze. - Choć udaję, że wszystko jest dobrze.
- Wiadomo, każdy w ten sposób się kamufluje do czasu aż stoi się na dachu wieżowca i zastanawia się nad swoim następnym krokiem.  
- Nie chcę jednak byś brał mnie za jakąś ciotę totalną - odpowiedziała z lekką ironią. - Jestem silna, tylko miałam dotychczas pecha.
- Tak, pecha... Ja też miałem i do dzisiaj nie rozumiem, jak sobie z tym radzę i radziłem. Faceci wcale nie są bardziej odporni na to całe spierdolenie, tylko udają - wygłosił tonem znawcy. Przeciągnął dłonią po swoich przydługich - jak na siebie - włosach i przysunął się bliżej swojej towarzyszki. - W ogóle szanuję Cię za to, że nie zadeklarowałaś od razu wierności, bo czułbym, że to kłamstwo. Zdałaś ten test. Nagrodą jest dostęp na moje włości, gdzie nie będziemy także stronić od nagości - uniósł kpiąco brew wyrażając mimiką sentencję "nawet nie czuję, kiedy rymuję" i zaczął się śmiać. Śmiać, aby uciec już od tej poważnej i pełnej deklaracji rozmowy.
  
KONIEC

Dodaj komentarz