Akcja ratunkowa cz. II Beata i Kuba

Akcja ratunkowa cz. II Beata i KubaBeata poszła spakować swoje rzeczy. Kuba, przygotowując Maka do wypłynięcia, rozmyślał o tym, co stało się między nim a dziewczyną. Nie chodziło mu tylko o seks z nią, bo ten był wspaniały, ale o to, co poczuł spędzając z nią całe popołudnie i noc. I rano, jak zaproponował pozostanie z nim do końca lipca na Mazurach. To, że podobała mu się jako kobieta było oczywiste, ale również znakomicie rozumiał ją, dobrze im było razem. Po prostu pokochał ją, mimo że praktycznie nic o niej nie wiedział, poza tym, co mu powiedziała o sobie. Taka nagła miłość, co spadła jak przysłowiowy grom z jasnego nieba. Może to tylko zauroczenie, a może coś więcej...
     Wcześniej z Marzeną nie miał takich odczuć. Też im było dobrze, ale czegoś brakowało, raczej przyzwyczajenie do siebie po kilku latach bycia ze sobą, ale bez tej właśnie „iskry”. Jak zamieszkali razem po prawie trzech latach znajomości, to początkowo wszystko zdawało się być w porządku. Kuba zaczął pierwszą pracę w banku, Marzena dwa lata młodsza, kończyła studia na anglistyce i dorabiała sobie dając lekcje angielskiego. Za pierwsze zarobione pieniądze i trochę zgromadzonych oszczędności kupił jacht, o którym marzył od dawna. Kilkuletnie Tango 720, dobrze wyposażone w moduł sanitarny, oświetlenie i zamykaną kabinę dziobową. Jako swoje ukochane „dziecko” nazwał łódź „Osesek”. Już wcześniej żeglowali razem na wynajętych łodziach, ale zawsze chciał mieć własną. Dzięki dobrej pracy mógł sobie teraz na to pozwolić. Egzamin na sternika jachtowego zdał zaraz po maturze.
     Tuż przed obroną pracy magisterskiej Marzena napisała pracę konkursową w ambasadzie USA i wygrała półroczne stypendium na uniwersytecie nowojorskim. Miała doskonalić znajomość języka i poznać nowe metody nauczania. Termin wyjazdu zależał od daty otrzymania dyplomu uniwersyteckiego. Kuba nie skakał z radości na myśl o tak długim rozstaniu, ale też starał się zrozumieć dziewczynę. Dla niej to  szansa na poznanie nowej uczelni, odmiennego środowiska i innego kraju a także rozwój zawodowy. Z końcem czerwca, po rozdaniu dyplomów, wyjechała.
     Początkowo pisali e-maile prawie codziennie, a nawet dzwonili do siebie kilka razy. Z czasem Marzena rzadziej pisywała, tłumacząc się, że ma dużo zajęć. W październiku zawiadomiła go, że poznała fantastycznego chłopaka i nie zamierza wracać. Kuba przez prawie miesiąc wychodził z domu tylko do pracy. Zaszył się w czterech ścianach i nie chciał nikogo widzieć. Pomagała mu młodsza o cztery lata siostra, Iwona, studentka czwartego roku informatyki na Politechnice Warszawskiej. Co kilka dni sprawdzała, czy ma co jeść i uzupełniała zawartość lodówki, a czasem ugotowała dla niego jakiś lepszy obiad. Nie mógł się pozbierać, ale w końcu doszedł do wniosku – nie ona jedyna na świecie. Jeszcze znajdzie kogoś. Ale musiało upłynąć sporo czasu, żeby powróciła równowaga emocjonalna. Właśnie samotny urlop na Mazurach dawał mu szansę na opanowanie złych emocji i uspokojenie.
     Beata z Marcinem tworzyli parę od roku, te wakacje miały być ich pierwszymi wspólnymi. Tyle, że Marcin nie pływał, raczej wolał góry. Nie potrafił zrozumieć pasji dziewczyny, żeglowanie na desce nie pociągało go zupełnie. Nie rozumiał, dlaczego Beata koniecznie chce jechać na Mazury. W tym samym czasie zaplanował wyjazd na wędrówkę po Tatrach. Dziewczyna chciała jechać z nim w góry, bo też lubiła ciszę i majestat wysokich szczytów, ale dopiero po obozie. O to pokłócili się w końcu maja. On się uparł i nie chciał słyszeć o zmianie terminu, choć nic jeszcze nie było zaplanowane, tylko obóz windsurfingowy miał sztywne daty. Nie chciał przyjąć do wiadomości zainteresowań drugiej osoby, pokłócili się ostro i Beata powiedziała sobie: „jak nie chce ustąpić, to nie, widocznie za mało mu na mnie zależy.” Marcin próbował ją przekonywać, ale musiałaby całkowicie zrezygnować z obozu, bo innych terminów nie było. Z kolei ona chciała jechać z nim w Tatry, bo też miała ochotę na wycieczki po górskich szlakach, ale trochę później, na co on się nie godził. Zabrakło tolerancji z jego strony.
     Takie dwie porozbijane i samotne dusze trafiły na siebie pamiętnego dnia na jeziorze. Beacie na widok Kuby serce podskakiwało w piersi i czuła przysłowiowe motyle w brzuchu. Jak zaproponował pozostanie na Mazurach na ostatnie dwanaście dni lipca, to nie zawahała się ani na moment. Spontanicznie odpowiedziała twierdząco. Przecież zawsze może po drodze zejść z łódki i pojechać do domu.
  - Już jestem! – Beata zrzuciła plecak z ramion na pomost przy Maku. – Co zrobimy z deską?
  - Zabierzemy, oczywiście – odpowiedział.
  - Zaraz chłopcy przyniosą.
  - Zapraszam na pokład. – Kuba zabrał plecak dziewczyny pod pokład.
     Beata lekko wskoczyła do kokpitu. Za kilka minut koledzy przynieśli deskę wraz z osprzętem, a Kuba sprawnie i starannie umocował ją, i połamane drzewca do pokładu na dziobie. Worek z resztą osprzętu schował do wolnej bakisty w kokpicie. Cicho mrucząc silnikiem Mak opuścił Rydzewo i sternik skierował go na jezioro Boczne w kierunku Jagodnego. Nowa załogantka zapytała:
  - Co mam robić?
  - Zaraz przejmiesz ster – odrzekł chłopak – mamy pół godziny do Kuli. Trzeba położyć maszt.
     Dziewczyna gładko weszła w rolę załogi jachtu. Przejęła rumpel, a Kuba sprawnie położył maszt, opierając go w specjalnym uchwycie na koszu rufowym. Ponownie siadł przy sterze przytulając swoją nową miłość. Wiatru nie było i postanowili płynąć dalej na silniku, aż do kanałów łączących Jagodne z jeziorem Tałty. Słońce przyjemnie grzało ciała żeglarzy. Bez przygód dopłynęli późnym popołudniem do przystani w Piaskach. Przenieśli swoje rzeczy na „Oseska” Kuby, a Maka przekazali bosmanowi portu. Beata zawiadomiła rodziców, że zostaje jeszcze na Mazurach do końca lipca.
     Ze względu na późną porę postanowili pozostać w porcie na noc. Jeszcze zdążyli pojechać samochodem do Rucianego po zakupy. Planowali dziesięciodniowy rejs po jeziorach, więc trzeba uzupełnić zapasy. Trochę świeżej żywności, kilka puszek z sałatkami i różne dania gotowe z przedłużonym terminem ważności znalazło miejsce w szafkach i małej lodówce, zasilanej z akumulatora. Także woda mineralna i białe wino, półwytrawne, z Chile. Kilka puszek piwa wylądowało w specjalnym schowku po podłogą. Łódka Kuby zbudowana została jako jacht prywatny, więc znalazło się na niej miejsce na dwupalnikową kuchenkę na gaz z butli, wiele szafek i różnych schowków, więc każda rzecz miała swoje miejsce.
     Pod wieczór usiedli w kokpicie z kubkami gorącej, pachnącej herbaty w dłoniach. Panowała całkowita cisza, tylko nieliczne załogi jachtów stojących w porcie rozmawiały półgłosem, żeby nie zakłócać innym spokoju. Słońce powoli chowało się za horyzontem, pierwsze gwiazdy zaczynały migotać na ciemniejącym niebie, a księżyc w pełni oświetlał port srebrnym światłem. Kuba patrzył na siedzącą naprzeciwko Beatę. Jeszcze wczoraj myślał, że te kilkanaście dni spędzi samotnie na jeziorach, a teraz siedzi na swojej łodzi z dziewczyną, którą wczoraj uratował od niechybnego utonięcia w czasie niespodziewanego, silnego szkwału na Niegocinie, a która spowodowała u niego zamieszanie w głowie. Dziś opadło już całe napięcie związane z wypadkiem, a spokój wieczoru pozwalał na refleksję nad zdarzeniami ostatnich godzin i dni. Dziewczyna popijała aromatyczny, gorący płyn, aż w końcu spojrzała w oczy swojemu wybawcy.
  - Kuba, słuchaj, to wszystko potoczyło się niewiarygodnie szybko, jeszcze do końca nie ochłonęłam – zaczęła mówić – nie mogę uwierzyć w to wszystko. O tej porze miałam już być w domu i pewnie siedziałabym samotnie w swoim pokoju, rozpamiętując rozstanie z chłopakiem i rycząc w poduszkę, a jestem tu z tobą, zadowolona, mając w perspektywie jeszcze kilkanaście dni żeglowania. Marcin i cała kłótnia z nim stanowią odległy i trochę zamazany obraz. Nie wiem, co będzie dalej. Poddałam się impulsowi, skoczyłam na głowę nie bacząc na nic.
  - Ja też nie wiem, co dalej. Wiem jedno, w tej chwili jesteś dla mnie najważniejszą osobą na świecie – Kuba mówił patrząc na towarzyszkę swoimi piwnymi oczami – przez te kilka miesięcy przebolałem porzucenie przez Marzenę, widać nie była pisana nam wspólna droga życiowa. Niech jej życie biegnie swoim torem, życzę powodzenia i wszystkiego najlepszego. Los splótł nasze ścieżki w idealnym momencie. Dwoje psychicznych rozbitków na pojezierzu życia. To chyba nie jest przypadek. Twoje pojawienie się wczoraj zadziałało na mnie jak impuls popychający mnie do nowego, lepszego życia.  
  - Rozbawiło mnie wczoraj pytanie, czy jestem sama, bo nie chcesz dostać od zazdrosnego chłopaka w zęby. To świadczy tylko dobrze o tobie, nie idziesz „po trupach” po swoje. Ja zapytałam cię o to samo, a wyraz twojej twarzy powiedział mi wszystko. Cień smutku zagościł ci w oczach, zauważyłam samotność. Natychmiast wiedziałam, że powinniśmy zostać razem.
     W wieczornej ciszy usłyszeli odgłos kroków na pomoście i ciche pytanie:
  - Kuba?
     Chłopak odwrócił się w kierunku głosu i zamarł. W stronę „Oseska” szła Iwona, jego siostra ze swoim ukochanym, Maćkiem.
  - Co tu robisz? – zapytał
  - Właśnie odebraliśmy Maka, na którym płyniemy na „Łabędzi szlak”, na Kisajno. Maciek zarezerwował go jeszcze w maju. Przecież mówiłam ci, braciszku, że będę na Mazurach w drugiej połowie lipca. Zauważyłam światło na Tangu, chciałam sprawdzić, kto jest na nim.
  - Iwona!? – Beata zdumiona, patrzyła to na dziewczyn to na Kubę.
  - Beata!? – Równie zaskoczona Iwona podniosła oczy na nową znajomą Kuby.
  - Wy się znacie? – zapytał Kuba
  - Czy się znamy? Też pytanie, od czterech lat. Jesteśmy w jednej grupie na uczelni. Razem studiujemy i mamy wspólnie pisać pracę magisterską. – Iwona zwróciła się do brata – A tak w ogóle, to jesteśmy przyjaciółkami od początku studiów. Kiedyś ci wspominałam, że mam dobrą koleżankę, która pływa na desce, ale byłeś tak zajęty Marzeną, że nie zwróciłeś uwagi.
  - Masz super brata – Beata zaczęła mówić do Iwony – nawet nie masz pojęcia jakiego. Wczoraj spotkaliśmy się na Niegocinie i zaproponował mi wspólne pływanie do końca lipca.
  - Że Kuba jest super, to wiem, jestem w końcu jego siostrą, ale jakim cudem znaleźliście się razem na „Osesku”?
  - Przecież powiedziałam ci, że zaproponował wspólny rejs do końca lipca. Dodam jeszcze, że uratował mi życie na tym Niegocinie, po piekielnym szkwale. Później ci o tym opowiem.
  - Wchodźcie, musimy uczcić to spotkanie – Kuba zaprosił nowoprzybyłych na pokład jachtu.
     Para weszła na jacht, zajmując miejsca w kokpicie. Kuba wyciągnął butelkę wina z lodówki i nalał do małych szklaneczek. Wypili za niespodziewane spotkanie i szczęśliwe zakończenie przygody Beaty. Siedzieli tak rozmawiając prawie do północy. Opowiadali o sobie, poznawali się lepiej. Iwona, jako jedyna znała każdego od dawna. Beata też już kiedyś poznała Maćka, bo razem z Iwoną i Marcinem czasem spotykali się na wspólnych imprezach.
     W końcu Iwona z Maćkiem poszli na Maka proponując wspólny rejs na Kisajno. Na pokładzie „Oseska” zostali sami. Księżyc dalej rzucał srebrzystą poświatę na port. Zapanowała całkowita cisza, tylko gdzieś z oddali dochodziło szczekanie psów. Kuba przygotował w kabinie dziobowej pościel dla Beaty, sam zamierzając spać na koi przy kambuzie, bo to było jego ulubione miejsce. Widział z tej pozycji całe wnętrze jachtu a przez okienko zejściówki również pomost przy rufie.
     Dziewczyna usiadła na koi koło swojego wybawcy. Objęła ramieniem jego głowę i przytuliła policzek do jego lekko kłującej twarzy. W milczeniu chłonęli swoją bliskość i z wolna uspokajali się po niespodziewanym zakończeniu dnia.
   - Kubusiu – miękkim głosem zaczęła – mogę tak mówić do ciebie?
  - Jak tylko chcesz.
  - Iwonka kiedyś opowiadała mi, że ma starszego brata, który żegluje i, że zaraził ją pasją do pływania. Nawet wymieniła twoje imię. W natłoku zdarzeń zupełnie nie skojarzyłam tego z tobą, zresztą na pewno niejeden Kuba jest żeglarzem. Teraz wiem dobrze, kim jesteś. Twoja siostra jest świetną kumpelą. Moja intuicja tym razem mnie nie zawiodła, jak podpowiadała, że jesteś dobrym facetem.
  - Ja też coś słyszałem od Iwony o przyjaciółce żeglującej na desce, nawet kiedyś chyba widziałem cię u niej w domu, ale tylko przelotnie. Minęliśmy się w drzwiach, a ja nie zapamiętałem, przepraszam.
  - Nie ma za co, przecież byłeś wtedy zajęty Marzeną, a widziałeś mnie ledwie przez parę sekund. Ale swoją drogą, popatrz, jaki świat mały. Uratował mnie brat mojej najlepszej przyjaciółki, który w dodatku jest chwilowym rozbitkiem życiowym, jak już dziś powiedzieliśmy, a ja też przechodzę ostry zakręt. Chyba udało ci się przeprowadzić mnie przez to zawirowanie i poczułam się bezpiecznie w twoich ramionach. Wiadomość, że jesteś bratem Iwony tylko potwierdziła moje przekonanie co do ciebie.
     Beata nachyliła twarz do chłopaka i mocno pocałowała go w usta. Kuba odwzajemnił pocałunek, przyciskając dziewczynę do  siebie. Porwała ich namiętność, niecierpliwie zrzucali z siebie ubrania i już nago wylądowali na koi dziobowej. Tu mieli znacznie więcej miejsca, niż na Maku. Młoda kobieta błyskawicznie dosiadła kochanka i oddała się całkowicie seksualnemu pożądaniu. W amoku miłości dążyli do osiągnięcia szczytu spełnienia, tracąc kontrolę nad sobą. Członek Kuby dobijał do dna pochwy i uderzał w koniec  powodując rozkoszny, lekki ból. Chłopak pierwszy dotarł do końca. Skurcze jego penisa spowodowały wzlot Beaty na wyżyny przyjemności. Nabiła się mocno na twardą męskość Kuby i znieruchomiała w niesamowitym orgazmie, który wstrząsał całym jej ciałem przez kilkanaście sekund. Opadła bezwładnie na tors mężczyzny dysząc, jak po długim biegu. Powoli wracali do rzeczywistości z bardzo dalekiej podróży w krainę rozkoszy. Leżała na nim obcałowując twarz i szepcząc do ucha:
  - Kocham cię. Nikt jeszcze nie wysłał mnie tak daleko.
  - Może razem kiedyś polecimy w gwiazdy i nie wrócimy na ziemię – wyszeptał Kuba prosto do ucha Beaty.
   - A chciałbyś?
  - Z tobą gdzie tylko zechcesz. Kocham cię.
     Okno we włazie wpuściło promienie księżyca, które rozjaśniły swym blaskiem rozanieloną twarz kobiety. Leżeli tak kilka minut w ciszy tuląc się do siebie. Pierwsza Beata przerwała milczenie:
  - Uwielbiam seks od osiemnastego roku życia, kiedy to pierwszy raz kochałam się z chłopakiem. Jesteś trzecim mężczyzną w moim życiu, ale jedynym, który zaprowadził mnie tak daleko, na takie szczyty.
  - Ja też miałem kilka kobiet, ale żadna nie dała mi tyle radości, takiego uczucia jedności z drugą osobą.
     Dziewczyna podniosła głowę, schyliła się i zaczęła oblizywać członka z resztek spermy i swojej wilgoci. Kuba gładził delikatnie ręką włosy kochanki, drugą sięgając między jej uda. Masował gorące i śliskie krocze szukając mokrym od śluzu palcem nabrzmiałej łechtaczki. Dotyk ten spowodował drgnięcie całego ciała Beaty i z ust wydobył się jęk przyjemności. Penis zaczynał odzyskiwać sprawność i zdecydowanie podnosił główkę do góry. Dało to dziewczynie impuls do intensywniejszych pieszczot. Po chwili położyła się na plecach i rozchyliła uda zapraszając go do swego intensywnie różowego, rozpalonego wnętrza. Kuba jednym pchnięciem wszedł do środka. Pochwa kobiety otuliła męskość gorącą miękkością. Kilka wolnych, długich ruchów wywołało głośny jęk rozkoszy dziewczyny. Zamarli w bezruchu na chwilę, napawając się pełnym zjednoczeniem dwóch ciał i całując zapamiętale. Po chwili zaczął wiercić miednicą wbijając członka najdalej, jak mógł, co doprowadziło Beatę do okrzyków zadowolenia. Przyspieszył ruchy i po kilku minutach znowu zatracili się w ekstazie. Kobieta rzucała głową po poduszce prawie krzycząc. Tym razem wspólnie dotarli na szczyty rozkoszy. Razem drżeli jak rażeni prądem, nieprzytomni z radości spełnienia. Spleceni miłosnym uściskiem opadli na koję i zasnęli.
     Obudził ich chłód wdzierający się do kabiny przez uchylony właz w pokładzie. Kuba zamknął klapę i sięgnął po kołdrę nakrywając nagie ciała kochanków. Ponownie zasnęli przytuleni do siebie, bezpieczni swoją miłością.
     Wczesnym rankiem słońce radośnie sięgnęło złotymi promykami twarzy obojga, budząc ich światłem i ciepłem wstającego się dnia. A oni, ciągle sobą nienasyceni, powitali go miłością na dobry początek wspólnej drogi. Przyjemnie zmęczeni leżeli leniwie, grzejąc swoje ciała w tej słonecznej kąpieli. Jeszcze godzinę spali, ale nagrzana już kabina wygoniła ich na zewnątrz. Port zaczynał budzić się do życia. Dzieci krzyczały biegając po nabrzeżu, a rodzice nawoływali je na śniadanie. Pierwsze jachty wychodziły przez krótki kanał na Bełdany, pomrukując silnikami. Kuba przygotowywał gorącą, pachnącą kawę, a Beata zajęła się robieniem smakowitych kanapek z wędliną, żółtym serem, szczypiorkiem i pomidorami. Posileni i wzmocnieni kawą rozpoczęli przygotowania do wypłynięcia. Nie spieszyło im się, bo dziewczyna nie miała żadnych planów na resztę wakacji, a sternik dopiero pierwszego sierpnia kończył urlop.
     Kuba poszedł do bosmana zapłacić za cumowanie w porcie i uzgodnić postój samochodu na parkingu do końca lipca. Spotkał tam Maćka i razem wrócili na pomost. Mak wypożyczony przez niego okazał się być tym samym, na którym dwa dni temu chłopak wyłowił Beatę z jeziora Niegocin.
  - To dobra łódka – zapewnił chłopaka Iwony – przeprowadzałem go z Giżycka do tego portu. Świetnie żegluje na wiatr, jest szybki. Wszystko sprawne, przekonałem się osobiście, ratując przedwczoraj tę dziewczynę. Możecie spokojnie płynąć.
  - To co? – zapytał Maciek – płyniemy razem na Kisajno?
  - Jasne, będzie weselej w dwie załogi – odpowiedział Kuba – prawie rodzinny rejs.
  - Jeszcze musimy wpaść do Mikołajek po zakupy.
  - To się tam spotkamy i ustalimy dalszy plan. Wychodzimy z portu za mniej więcej godzinę.
  - My zaraz, już jesteśmy gotowi.
  - To do zobaczenia  Mikołajkach!
     Kuba wrócił na „Oseska”, gdzie zastał siostrę trajkoczącą z przyjaciółką. Obie roześmiane i zadowolone z niespodziewanej możliwości spędzenia razem kawałka wakacji.
  - Beata opowiedziała mi wszystko, jestem dumna z ciebie, braciszku. – Iwona wspięła się na palce i pocałowała brata w policzek. – Dokąd płyniemy? Widziałam, jak rozmawiałeś z Maćkiem, pewnie coś już ustaliliście.
  - Na razie do Mikołajek na zakupy, a potem pewnie do „Zimnego kąta”. Byłaś tam już?
  - Nie.
  - Piękne, ciche miejsce z dala od zatłoczonych szlaków – objaśnił siostrze – Maciek chyba zna tę zatokę.
  - Coś mi mówił o spokojnej zatoce na północnych Mazurach. Tak przy okazji, nazwaliśmy Maka „Krezus” na czas naszego pływania. To na cześć bogactwa uczuć, które nas łączą. Idę do niego, bo trzeba ruszać.
  - To do zobaczenia w Mikołajkach.
  - Cześć – odpowiedziała Iwona i poszła na Maka.
     Beata czekała na Kubę z kubkiem świeżej, aromatycznej kawy. Na chwilę usiedli w kokpicie przyglądając się załogom przygotowującym do wyjścia swoje jednostki. W milczeniu cieszyli się szczęściem spotkania. Słońce świeciło wysoko na niebie gdy ruszali razem w pierwszy wspólny rejs na „Osesku”, który na prawie dwa tygodnie miał stać się ich domem. Wiał niezbyt silny, ale stabilny południowo-zachodni wiatr, więc po wypłynięciu z kanału portowego postawili żagle, kierując dziób Tanga na północ i baksztagiem – pełnym kursem prawie z wiatrem pomknęli w stronę Mikołajek, miejsca spotkania z Makiem.
     Sternik nie miał zbyt dużo roboty z prowadzeniem „Oseska”, więc wystawił twarz do słońca i korzystał w pełni z ciepła jego promieni. Beata położyła się na dachu kabiny, a opalając plecy widziała chłopaka za sterem, podziwiając spokój z jakim prowadził jacht. Kuba uważnie obserwował jezioro, aby nie doprowadzić do jakiejś niebezpiecznej sytuacji. Od czasu do czasu uśmiechał się do leżącej przed nim dziewczyny, wywołując tym samym radość na jej obliczu. W Mikołajkach spotkali Iwonę i Maćka, zrobili zakupy na tydzień, a w porcie nabrali wodę do zbiorników jachtów, opróżniając też kasetę sanitarną ze ścieków.
     Po południu zdążyli dopłynąć do Jagodnego, gdzie zatrzymali się na noc przy piaszczystym brzegu. Korzystając z czystego zejścia do wody cała czwórka postanowiła popływać. Przyjemnie chłodna woda, nagrzana całodniowym słońcem, studziła gorące ciała żeglarzy. Śmiechom i zabawom nie było końca. Odświeżeni, ale głodni, wspólnie przygotowali obiad. Dziewczyny nawet zrobiły deser ze świeżych malin, biszkoptów i bitej śmietany kupionych w Mikołajkach. Kuba do tego zaparzył w ekspresie znakomitą czarną kawę. Siedząc w kokpicie „Oseska” ustalali plany na najbliższe dni. Razem popłyną do „Zimnego Kąta” na kilka dni, a potem Kuba z Beatą chcieli zobaczyć rezerwat kormoranów na jeziorze Dobskim i wrócić na Niegocin, z którego mogli przepłynąć na Buwełno, piękne rynnowe jezioro we wschodniej części Mazur, rzadko odwiedzane ze względu na wąskie wejście i konieczność położenia masztu pod mostem. Mieli nadzieję na trochę samotności z dala od głównych szlaków. Potrzebowali tego, żeby spokojnie porozmawiać o przyszłości, która już zaczynała rysować się w ich głowach, nacieszyć sobą i lepiej poznać. Iwona z Maćkiem zamierzali wrócić na południe i zatrzymać na Ryńskim, a jak pogoda (głównie wiatr) pozwoli, to jeszcze na Nidzkim odwiedzić rodzinę Maćka na polu namiotowym w Krzyżach, nad Zatoką Zamordeje.
     Późnym wieczorem załoga Tanga poszła wzdłuż brzegu na spacer. Para szła przytulona wzdłuż wody, nad nimi gwiaździste niebo odbijało się w spokojnej, gładkiej jak lustro, tafli jeziora a księżyc oświetlał wąską ścieżkę. Z okolicznych łąk dochodził zapach siana. Po powrocie zdecydowali się na wieczorną kąpiel. Pływanie przy świetle księżyca, w spokojnej wodzie, dało im przyjemne odprężenie po całym dniu na łodzi.
     Jeszcze usiedli na chwilę w kokpicie, cicho wołając Iwonę i Maćka na wieczorną pogawędkę.  Napili się razem chłodnego piwa, kontemplując nocną ciszę przerywaną co chwilę krótkim pluskiem wody. To szczupaki żerowały blisko brzegu, polując na mniejsze płotki. Około północy rozeszli się na swoje jachty.
  - Musimy zachowywać się cicho – stwierdziła Beata.
  - No tak, mamy sąsiadów. – Kuba pocałował dziewczynę.
  - Chodź, przytul się do mnie – poprosiła.
     W kabinie było dość ciepło, Kuba rok temu wyłożył burty „Oseska” piankową matą izolacyjną, żeby nie nagrzewały się od słońca, równocześnie chroniąc wnętrze przed utratą ciepła w nocy. Rozebrani do naga weszli pod cienką kołdrę. Ledwo przyłożyli głowy do poduszki już spali.
     Rano obudziło ich słońce wesoło zaglądające przez okienko. Zaświeciło prosto na głowę Beaty rozświetlając miedzianym odblaskiem jej włosy rozrzucone na pościeli. Leniwie przeciągnęła się i powitała uśmiechem Kubę, który powoli wyzwalał swoje ciało z sennej niemocy. Przygarnął kobietę i pocałował za uchem. Odwróciła głowę i złożyła czułego całusa na ustach towarzysza.
  - Dzień dobry.
  - Dzień dobry moja miła – Kuba odpowiedział szeptem.
  - Mam nadzieję, że się wyspałeś – dodała.
  - Ja tak, a ty? – odpowiedział pytaniem.
  - Doskonale, zaraz się przekonasz.
     Po tych słowach zanurkowała pod kołdrę i wzięła jego penisa do ust równocześnie podsuwając mu swoje krocze do twarzy. Pieścili swoje ciała przez kilka minut, zachowując ciszę. Po chwili Kuba zalał usta kochanki gorącym nasieniem, a ciało Beaty przeszedł dreszcz orgazmu. Zadowolona usiadła i przyciągnęła chłopaka do siebie.
  - Cudowny poranek, ja chcę tak codziennie – powiedziała patrząc mu w oczy.
  - Masz to jak w banku – odparł z radością.
  - Idziemy do wody. – Wstając pociągnęła Kubę za rękę.
     Włożyła bikini, on granatowe kąpielówki i wyszli na słońce. Iwona z Maćkiem już się chlapali. Natychmiast dołączyli do nich, nurkując w orzeźwiającej wodzie. Po kąpieli, przebrani w suche rzeczy, zjedli śniadanie i przygotowali „Oseska” do rejsu. Z załogą „Krezusa” mieli spotkać się przy moście obrotowym na kanale w Giżycku, w okolicach południa. Wiatr, podobnie jak wczoraj, wiał z południowego zachodu. Kuba oddał ster Beacie, sam oddając się błogiemu lenistwu w lipcowym słońcu. Dziewczyna znakomicie dawała sobie radę z Tangiem. W pół godziny dopłynęli do Kuli, gdzie pod mostem można przejść tylko z położonym masztem. Sprawnie wykonany manewr zajął im tylko kilkanaście minut i dalej pod pełnymi żaglami, z Beatą przy sterze, skierowali jacht w stronę Giżycka. Niegocin powitał ich drobną falą, łagodnie kołysząc „Oseskiem”. Dzisiaj bez przygód pokonali jezioro i w samo południe przycumowali do brzegu kanału Łuczańskiego, łączącego Niegocin z jeziorem Kisajno. Popijając gorącą kawę, czekali na Iwonę i Maćka. Na szczęście nie kazali długo czekać na siebie, po dwudziestu minutach przybili koło nich. Kuba z siostrą zostali na łodziach, a Beata z Maćkiem poszli do sklepu.
  - Kuba – zaczęła Iwona – musisz mi opowiedzieć wszystko po kolei, jak to się stało, wtedy, z tym szkwałem. Beata opowiadała mi, ale nie wszystko zrozumiałam.
  - Zauważyłem ciemną chmurę i spodziewałem się uderzenia wiatru. Wszystkie jachty pouciekały do brzegu, a ja zobaczyłem ten mały żagiel. Popłynąłem w tamtą stronę, ale nie zdążyłem, bardzo silny szkwał wywrócił deskę i połamał jej maszt. Na szczęście po kilkunastu minutach znalazłem się przy niej i udało mi się wyłowić i ją, i sprzęt. Podrzuciłem do Rydzewa i zostałem tam na noc. Rano zaproponowałem wspólny rejs i tyle.
  - Dość lakonicznie – stwierdziła – a wyglądacie na parę zakochanych.
  - To już inna historia, wieczorem tego dnia odbyliśmy długą rozmowę. Zaiskrzyło między nami i została na noc u mnie.
  - Oj, braciszku! Nieładnie. – Siostra udawała złą, ale jej wesołe oczy temu zaprzeczały. – Cieszę się, że już porzuciłeś smutki. Mam nadzieję, że Marzena wywietrzała ci z tej upartej głowy.
  - Z tego już się otrząsnąłem, a spotkanie Beaty jeszcze bardziej poprawiło mi humor.
  - Tylko uważaj na nią Kubusiu, to bardzo wrażliwa i delikatna dziewczyna.
  - Tak jest, siostrzyczko! – zdecydowanie i z radością zapewnił Iwonę.
     Po kilkunastu minutach przyjaciele wrócili obładowani zakupami. Położyli maszty na łódkach i czekali już tylko na otwarcie mostu. Ten most jest otwierany co pół godziny, żeby statki i łodzie mogły przepłynąć kanałem. Tylko kajaki i małe żaglówki bez kabin przechodziły pod zamkniętym przęsłem. W ciągu niecałej godziny znaleźli się u wrót Kisajna. Postawili maszty i wzięli kurs na zachodnią stronę jeziora. Pogoda dalej pozwalała na spokojną żeglugę. Wiatr zmienił nieco kierunek i wiał teraz ze wschodu podnosząc fale, które kołysały jachtami. Większość żeglarzy płynęła na północny wschód, w stronę jeziora Dargin i dalej do Węgorzewa. Oni po prawie dwóch godzinach dotarli na północno-zachodni kraniec Kisajna, do zatoczki wcinającej się jak mały fiord na kilometr w głąb lądu, zwanej „Zimnym Kątem”. Tam zatrzymali się przy niedużej polanie. Miejsce przygotowane do biwakowania, na środku okopany, niewielki krąg na ognisko, wzmocniony kilkoma płaskimi kamieniami i kilka pni drzew ułożonych dookoła, przeznaczonych do siedzenia. Na brzegu ktoś zbudował pomost, z którego można było łowić ryby. Całości dopełniały dwa drewniane stoły i ławy po dachem, w pobliżu ogniska. Nawet dwa razy w tygodniu pojawiał się tam sklep objazdowy z pieczywem, napojami i innymi potrzebnymi turystom rzeczami.
     Obok tego małego pomostu stały już dwa jachty, jednakowe Sasanki 620, więc nasi przyjaciele przywitali się i zapytali, czy mogą dobić. To taki żeglarski obyczaj, poprosić o pozwolenie wcześniej przybyłe załogi. Przycumowali do brzegu trochę dalej, żeby nie przeszkadzać. W tym miejscu zamierzali pozostać najbliższe dwa, może trzy dni. Spokój, czysta woda i piękna przyroda dawały odpoczynek  ludziom zmęczonym codzienną gonitwą w mieście. Po sklarowaniu osprzętu na postój Kuba rozpiął  jasny, płócienny daszek nad kokpitem „Oseska”. To dawało wytchnienie od palącego, lipcowego słońca. Iwona zaprosiła załogę Tanga na obiad. Maciek przygotował wspaniałe kotlety z indyka z ryżem i sałatką z pomidorów, papryki i ogórków. Wszystkim bardzo smakowało, a na deser dostali dobrą kawę i ciasto drożdżowe upieczone przez Iwonę jeszcze w Warszawie.
     Wieczorem spotkali się przy ognisku z przybyłymi wcześniej żeglarzami. Opowiadali oni o pamiętnym szkwale na Niegocinie sprzed czterech dni. Ledwo zdążyli uciec do brzegu. Ich znajomi stracili żagle i musieli zakończyć urlop wcześniej.
  - Widzieliśmy jakąś akcję jednej żaglówki na środku jeziora, chyba jakiś surfer przewrócił się na tym wietrze – powiedziała młoda kobieta z Sasanki.
  - Tak, to właśnie ja straciłam maszt – Beata poinformowała siedzących przy ogniu, a wskazując na Kubę – uratował mnie ten, który siedzi koło mnie.
  - Już miałem popłynąć w twoją stronę, ale zobaczyłem, że Mak już skierował dziób w tamtym kierunku – dodał starszy mężczyzna, siedzący obok tej młodej kobiety.
  - Kuba – przedstawił się i wskazał na uratowaną – a to jest Beata.
  - Jerzy i moja córka, Karolina. Na pokładzie została jeszcze moja żona, Wanda. Za chwilę dołączy do nas.
     Pozostali również podali swoje imiona. Załogę drugiej łodzi stanowiło młode małżeństwo, Ewa i Bartek, przyjaciele Karoliny. Iwona z Maćkiem też się przedstawili, jako „prawie” małżeństwo, czym wywołali wybuch śmiechu u Beaty i Kuby.
  - Z czego się tak śmiejecie? – zapytał Bartek.
  - Bo Iwona to moja siostra, a ja nic nie wiem o jej tak poważnych planach – odpowiedział, nie mogąc powstrzymać wesołości – pierwszy raz to słyszę.
  - Po wakacjach zamierzam poprosić Iwonę o rękę – z udawaną powagą powiedział Maciek.
  - W takim razie muszę z tobą poważnie porozmawiać. – Kuba groźnie popatrzył na chłopaka Iwony.
     W międzyczasie pani Wanda usiadło obok męża i spytała, dlaczego im tak wesoło. Karolina opowiedziała matce o rozmowie przy ognisku. Wszyscy spędzili bardzo miły wieczór. Jerzy znał świetnie Mazury, podobnie jak Kuba, bo pływał już od wielu lat. Całe towarzystwo w ciągu dosłownie paru godzin zaprzyjaźniło się, różnica wieku pomiędzy rodzicami Karoliny a resztą młodych ludzi nie stanowiła żadnej przeszkody. Jerzy wypytywał Kubę o akcję na Niegocinie, którą obserwował przez lornetkę. Dobrze po północy rozeszli się na swoje jachty, zadowoleni z miłego wieczoru.
     Na Maku Maciek z Iwoną rozmawiali jeszcze przez chwilę. Przygotowując się do snu, Maciek powiedział do Iwony:
  - Wiesz, ta Karolina wydaje mi się znajoma, już ją kiedyś spotkałem.
  - Oj, uważaj, to ładna laska. – Dziewczyna pogroziła mu palcem.
  - Możesz czuć się bezpieczna, jesteś dla mnie całym światem, nie chcę innej – zapewnił ją.
     Pocałowali się namiętnie. Nagle Maciek powiedział:
  - Już wiem, ona jest w drugiej grupie na uczelni. Nie mamy razem zajęć, ale czasem widujemy się na korytarzu.
  - A wiesz, że ona przypatrywała się tobie przy ognisku?
  - Tak? Nie zauważyłem. Kocham ciebie i tylko ciebie! Nie rozglądam się za innymi.
  - Twoje szczęście – z naciskiem powiedziała Iwona.
     Maciek przytulił Iwonę całując ją w szyję, a ona wsunęła rękę w jego bokserki. Zacisnęła lekko dłoń na stojącym członku. Chłopak sięgnął do piersi dziewczyny i ugniatał delikatnie sprężyste ciało ukochanej. Ich podniecenie rosło i dość szybko pozbyli się resztek odzieży. Początkowo spokojnie pieścili ciała, ale oboje uwielbiali wprost pozycję „69”, więc szybko położyli się na koi i poszły w ruch usta i języki. Tuż przed granicą orgazmu Maciek wszedł w rozgrzane i mokre ciało Iwony. Rozkosz nadeszła w kilka minut, oznajmili to stłumionymi jękami i niekontrolowanymi skurczami ciał. Po kilku chwilach spokojny sen ogarnął kochanków.
     Na „Osesku” Beata z Kubą postanowili jeszcze zażyć nocnej kąpieli w jeziorze. Tango stało za kępą krzewów, które oddzielały ich od reszty łodzi, więc rozebrani do naga wskoczyli do chłodnej wody. Pływali cicho, zmywając z siebie trudy upalnego dnia. Po małej drabince wrócili do kokpitu. Zaczęli nawzajem wycierać mokre ciała. Zanim wylądowali w koi, już byli napaleni na siebie. W kabinie dziewczyna uklęknęła i wypięła pupę w kierunku Kuby. Ten wszedł zaraz w śliską już pochwę i szybko poruszając biodrami doprowadził swoją ukochaną do wspaniałego końca. Beata zagryzała róg poduszki, żeby głośno nie krzyczeć. Padli na prześcieradło dochodząc do równowagi. Leżąc i przytulając się usłyszeli dziwne odgłosy z Sasanki stojącej za krzewami.
  - To chyba Bartek z Ewą nie próżnują – Kuba szepnął towarzyszce do ucha.
  - Pewnie tak – odparła.
     Po chwili zmorzył ich sen. W środku nocy obudziło ich bębnienie kropel na pokładzie. To przechodził letni deszcz. Nagły błysk rozdarł ciemności i grzmot pioruna wstrząsnął Beatą.
  - Boję się burzy, obejmij mnie – poprosiła, przysuwając się.
  - Tu ci nic nie grozi, ta burza jest daleko – powiedział Kuba – jakieś dwa kilometry od nas.
  - Ale i tak się boję.
  - Ciiiii, maleńka – chłopak czule przemawiał do ucha, obejmując ramionami jej drobne ciało.
     Dziewczyna mocno przywarła do młodego mężczyzny, jakby chciała schować się przed piorunami, a nawet całym światem. Gorące pod kołdrą ciało kochanki spowodowało nagły przypływ podniecenia u jej towarzysza. Jego ciało zareagowało natychmiast, penis podniósł się i zaczął szturchać podbrzusze Beaty. Ta wierciła biodrami potęgując erekcję. Kuba odwrócił ją plecami do siebie i wsunął dłoń między uda nakrywając nią krocze i palcem drażnił łechtaczkę. Każdy grzmot wstrząsał ciałem kobiety. W końcu wszystko ucichło, tylko deszcz miarowo uderzał w pokład jachtu. Dziewczyna podkurczyła nogi wystawiając śliskie wejście do pochwy w kierunku naprężonego członka. Ten wśliznął się do gorącego wnętrza. Powolne ruchy wyzwalały delikatne sapnięcia przyjemności. Kochali się wolno chcąc przedłużyć przyjemność, chwilami pozostając w bezruchu. Po kilkunastu minutach oboje w jednym momencie przeżyli głęboki, choć spokojny orgazm. Odprężeni i uspokojeni zapadli w mocny sen.
     Słoneczny poranek przywitał żeglarzy ciepłem i powiewem wiatru, szumiącym w liściach drzew rosnących wokół polany. Tylko mokre pokłady łodzi i kapiące z krzewów krople wody przypominały o nocnej ulewie. Zapowiadał się wspaniały, letni dzień. Wanda i Jerzy wcześnie poszli na spacer do pobliskiego lasu i przynieśli koszyk malin. Reszta towarzystwa spała prawie do dziesiątej. Po śniadaniu wszyscy zebrali się na kawę przy stole pod daszkiem, w jedynym suchym miejscu na lądzie. Każdy dostał miseczkę świeżutkich, pachnących lasem malin.
     Cały dzień upłynął pod znakiem wakacyjnego lenistwa, kąpieli w jeziorze i rozmów. Karolina przez cały czas przyglądała się Maćkowi, usiłując przypomnieć sobie, skąd go zna. W końcu chłopak powiedział:
  - Studiujemy na jednym wydziale i tym samym roku, ale w różnych grupach. Spotykałem cię na korytarzu i stąd się znamy, już wczoraj sobie przypomniałem.
  - No jasne! Wczoraj wydawało mi się, że już się widzieliśmy, ale nie byłam pewna.
  - Ale spotkania! Najpierw Iwona i Beata w porcie, a teraz my na tym odludziu – powiedział Maciek, dodając – świat jest jak jeden grajdołek.
     Po obiedzie Ewa z Bartkiem zaprosili wszystkich na kawę i ciasto. Siedzieli przy stole, a pani Wanda wstała i powiedziała głośno:
  - Przestańcie mówić do mnie i Jerzego per „pani” i „pan”, Wanda jestem i tyle!
  - Jurek – dodał jej mąż.
     Wstał i przyniósł ze swojego jachtu butelkę koniaku. Nalał do małych, pękatych kieliszków,  po czym wypili zbiorowy „bruderszaft”. Wesołe rozmowy trwały do późnego wieczora.      Beata z Kubą postanowili następnego dnia popłynąć na Buwełno i tam spędzić dwa albo trzy dni tylko we dwoje. Potrzebowali czasu na przemyślenie ostatnich decyzji, a do tego pragnęli spokoju.
     Następnego ranka nadciągnęły chmury, ale na razie nie padało. Po wczesnym śniadaniu sklarowali „Oseska” do rejsu i pożegnali pozostających w zatoczce przyjaciół, którzy dopiero zaczynali dzień. Dość silny, zachodni wiatr wypełnił żagle Tanga, pozwalając na szybką żeglugę.
  - Możemy zahaczyć o Sztynort? - zapytała Beata.
  - Oczywiście, przecież nie mamy żadnych wiążących terminów – odpowiedział Kuba.
  - Ciekawy port, ze starym budynkiem. Widziałam kiedyś zdjęcia. Jeszcze tam nie byłam, a chciałabym to zobaczyć.
  - Zjemy tam obiad w starej baszcie, gdzie jest gospoda.
  - Zgoda. – dziewczyna uśmiechnęła się do sternika.
     Port w Sztynorcie stanowi małe, naturalne jeziorko połączone krótkim kanałem z jeziorem Dargin. Dobre schronienie dla jachtów w czasie burz. Podobnie jest w Piaskach, ale tam port jest sztucznie wykopany i połączony kanałem z jeziorem Bełdany. W gospodzie zjedli wspaniałe pierogi i popłynęli w kierunku Giżycka.

Micra21

opublikował opowiadanie w kategorii erotyka, użył 6792 słów i 38644 znaków.

2 komentarze

 
  • marcin78

    Ciężko się oderwać. Gratuluję. Dobre, ale mało

    6 lis 2015

  • Micra21

    @marcin78 Dziękuję. Będzie więcej. Pozdrawiam.

    6 lis 2015

  • Minka227

    Widać, że uwielbiasz żeglarstwo. W pewnym momencie poczułam się, jakbym była obok i obserwowała akcję. I chyba będzie ciąg dalszy?

    6 lis 2015

  • Micra21

    @Minka227 Bo taki był zamysł, prawie fotograficzna (filmowa?) narracja. Realizm do sześcianu. ;) Następna część jest w planie, ale musi trochę poczekać. Zacząłem inny pomysł, a to musi "odleżeć". Pozdrawiam

    6 lis 2015