Anastazy Rozdział 3

"Wszyscy idioci czują się bezpieczni. Właściwie tylko idioci czują się bezpieczni."

Obserwuje drzewo za oknem. Wiatr smaga drobnymi gałązkami we wszystkie strony. Pewnie będzie burza myślę ponuro. Szkoda, wole kiedy świeci słońce.  

Unoszę rękę próbując podrapać się po nosie, ale ustrojstwo na ręku mi to uniemożliwia. Cały jestem pooplatany różnymi kabelkami. Nawet w miejscach o których wolę nie myśleć. Tłumaczę tym imbecylom, że nic mi nie jest, ale nie słuchają. Jestem uziemiony w tym cholernym łóżku. Mało tego nieopodal za biurkiem ciągle ktoś siedzi. Czuję się jak bakteria pod mikroskopem. I to cholerne pikanie. Aparatura monitorująca pracę mojego serca i pacjenta obok, doprowadza mnie do szaleństwa.  

Jednak pomijając wszystkie niedogodności muszę stwierdzić oczywisty fakt. Jestem wolny!  Nie wiem dlaczego on mnie wypuścił. Dlaczego mnie nie zabił  skoro wiedział, że jest ze mną aż tak źle, że bez pomocy chirurgów sobie nie poradzę.  Wniosek jest prosty chciał, abym przeżył.  

Nie jestem idiota, aby wierzyć w czysty przypadek. On chciał, aby policja mnie znalazła. Nic co On robi nie jest kwestia przypadków. We wszystkim jest podwojne dno.  

A ja nie kumam o co chodzi.  

Zawaliłem... Zlali mnie na kwasne jabłko.  Pęknięta czaszka i śledziona bez interwencji lekarzy byłyby dla mnie droga w jedną stronę. A On postanowił mnie uratować. Jednak dlaczego? Skoro okazało się, że jestem tak beznadziejny. Zaciskam pieści. Nie rozumiem...  

Moje myśli przeskakują z jednej na drugą. Im bardziej analizuje, tym coraz boleśniej jestem świadomy gówna w jakim się babram. Uwolnił mnie... Tak długo o tym marzyłem. Modliłem się, abym ktoś mnie ocalił i abym mógł wieść moje stare jakże nudne życie. Które przecież tak bardzo lubiłem. Było fajne w zasadzie. Wiadomo kiedyś tego nie doceniałem, ale teraz oddałbym wszystko, aby się cofnąć w czasie o te cholerne pół roku!

Pół roku!  

Do tej pory nie mogę uwierzyć, że minęło tyle czasu!  U niego dzień mieszał się z nocą. Każda minuta była walka o przetrwanie i nie byłem świadom upływającego czasu. Więc gdy lekarz poinformował mnie, że mamy początek lipca, stwierdziłem, że pierdoli jak potłuczony! Ale jednak miał rację za oknem z całą pewnością jest lato! W telewizji, gazetach jak byk widnieje data 9 lipiec.  

Sześć miesięcy!  Bez kilku dni, ale co za różnica!

I jeszcze moi rodzice! Kurwa nie podejrzewałem, że kiedyś będę się o nich martwić! Ojciec wygląda na conajmniej 10 lat starszego. Mama jest chuda jak patyk, a na jej twarzy pojawiły się zmarszki. Jak kurewsko musieli się o mnie martwić? On twierdził, że rodzice myślą, że umarłem. W jakiś sposób przyjąłem to na klatę. Myśl, że mnie nie szukają była bolesna. Odebrała mi jakąkolwiek nadzieję na ratunek. Jednak On nie dawał mi czasu na użalanie się nad sobą. Jego zasady były jasne jak słońce walczysz, albo giniesz. Po jakimś czasie życia w tym  chaosie, przestałem już nawet myśleć o rodzinie i starym życiu. Liczyło się tylko to co było przedemna i to co musiałem zrobić aby przeżyć.  

A teraz stoję po środku starego i nowego życia.  

Bo co będzie dalej? Co będzie gdy wypuszcza mnie ze szpitala? Miną wakacje i co ?  Wrócę do szkoły, treningów karate i niedzielnych obiadków u dziadków? Tak jakby Nic się nie zmieniło?  

Przecież On nie znikną. Gdzieś jest. Byłbym skończonym idiotą gdybym uwierzyl, że to już koniec, a on dał sobie ze mną spokój.  Bo gdyby tak było, to już byłbym martwym.  

Moje ponure przemyślenia przerywają kroki. Odwracam głowę i przyglądam się tacie. Jest wysokim i umięśnionym facetem. Czarne włosy jak zawsze nienagannie ułożone. Mruga do mnie z uśmiechem. Choć jestem świadom, że to tylko gra. Jego oczy nie wyrażają dawnej wesołości. On tak jak i ja analizuje i próbuję ułożyć wszystkie puzzle do kupy. Nim do mnie podchodzi rozmawia cicho z pielęgniarka, ona coś mu odpowiada. Ale ich słowa są tak ciche, że sens ich rozmowy do mnie nie dociera.  

Po wymianie tych kilku słów około 50 letnia pielęgniarka wstaje za swojego biurka. W pierwszej kolejności sprawdzą coś u drugiego pacjenta, który jak się dowiedziałem miał zawal i wtej chwili jest w śpiączce. Później podchodzi do mnie. Klika coś w komputer nad moją głową, sprawdza moje ciśnienie , a opaska na moim ramieniu boleśnie uciska moje ramie.  

- Jak się czujesz skarbeńku?- Nie lubię jej powiedzonek, ale nie komentuje.  

- W porządku- opowiadam z delikatnym wzruszeniem ramion.  

- Pójdę zrobię sobie kawę, gdyby coś się działo proszę wcisnąć czerwony guzik.  

Te słowa kieruje do mojego ojca, który kiwa głową. Wymieniają się spojrzeniami, a jej zmarszczone czoło każe mi wnioskować, że szykuje się coś nie fajnego.  

Ojciec przysuwa sobie krzesło i odzywa się dopiero gdy kobieta opuszcza salę.  

- Jak się czujesz?- unoszę brew.  

- Przecież mówiłem jest ok. Kiedy mnie stąd wypuszczą? - ojciec uśmiecha się kręcąc głową.

- Raczej nie prędko, ledwo co cię poskładali do kupy. Nie ma co się spieszyć dzieciaku.

- Nic mnie nie boli! Mogli by chociaż pozwolić mi chodzić. Mam po dziurki w nosie zalatwiania sie pod siebie! - mój głos przypomina marudzenie dzieciaka, ale mam to w dupie. Ojciec wybucha śmiechem i jest to chyba jego pierwsza prawdziwa reakcja.

- Mam obawy, że za twój jakże wspanialy stan odpowiadają te litry leków przeciwbólowych jakie w ciebie pompują- kiwa głową w stronę kroplówki podłączonej do mojego ramienia. Spoglądam na nią z wkurzeniem. Jednak odpuszczam ten temat. Nie wygram w tej potyczce.  

- Gdzie mama? - pytam. Nie byłem dla niej wczoraj zbyt miły i nie będę ukrywał, że męczyło mnie to co jej nagadałem. Nie zasłużyła na takie traktowanie.  

- Musiała zostać w domu. Kacperek całą noc wymiotował, a rano skoczyla mu temperatura.- unoszę wzrok. Młody! Wciągam powietrze, bo w całym procesie rozmyślania o swoim jakże podłym życiu zapomniałem o nim. A przecież jest jeszcze taki mały.

- Co z nim? Byliście u lekarza?- ojciec ponownie uśmiecha się.

- Nic mu nie będzie. Pewnie złapał jakiegoś wirusa, choć bardziej bym obstawiał, że  słodycze które dziadek mu co.chwile podsuwa mogą odpowiadać za jego złe samopoczucie. Naprawdę ten mały terrorysta nie wie kiedy skończyć!- W słowach ojca jest tyle czułości, że z trudem przełykam zazdrość kiełkująca się w moim sercu. Kacper był oczkiem w głowie taty. Sam bardzo go lubiłem, ale jednak zawsze czułem delikatna zazdrość. Bo do.mnie ojciec nigdy nie miał tyle cierpliwości. Odganiam te myśli. Zazdrość o brata jest zbyt dziecinna.  

- A więc chcą mnie dzisiaj przesłuchać?- pytam, bo chyba już dość odwlekałem. Zachowanie ojca i pielęgniarki odrazu włączyły czerwony alarm w mojej głowie.  

- skąd wiesz?

- Tato proszę, nie rób ze mnie idioty. Wystarczy, że wszystkie pielęgniarki zachowują się jakbym miał 3 lata! - ojciec tym razem się nie uśmiecha. Jego twarz jest zamyślona. Odzywa się po chwili.  

- Tak chcą cię przesłuchać. Tylko jest problem. Odebrali chłopakom twoja sprawę. Twierdzą, że są zbyt zaangażowani emocjonalnie, czy inne gówno. Przysłali kogoś z Wrocławia, facet wydaje się w porządku, sprawdziliśmy go i facet zna się na robocie. Ale jeśli nie chcesz spróbuję go jeszcze zbyć.- mina ojca aż za dobrze mi mówi,  że już próbował wszystkich sposobów, aby opóźnić to przesłuchanie. Próbuję zdobyc się na obojetnosc.

- Mogę z nim pogadać...

Ojciec kiwa głową, obserwując mnie uważnie.  

- Musisz wiedzieć, że postawiłem jeden warunek, na który się zgodzili. Chce, aby podczas całej rozmowy był z wami Sławek. - krzywię się. Chyba wolałbym aby nie było nikogo kogo znam. A przecież Sławek jest jak rodzina! Kuzwa często spędzałem z nim więcej czasu niż z rodzicami.

- Proszę- głos ojca jest spokojny, ale prośba jest dość stanowcza.- Młody znasz Sławka wiesz, że nie pisnie mi słówka z tego co usłyszy. Poprostu wolałbym by ktoś miał oko na tego gościa. - Kiwa niepewnie głową. Dziwny niepokój ściska moje wnętrzności. A co jeśli ten obcy policjant to jakimś pieprzonym sposobem ON. Może mam rację i on dalej się mną bawi.  

Przygotowania były conajmniej niepokojące. Przenieśli mnie do pojedynczej sali ktora dawala mi wiecej intymności, ale jakos mnie to nie uspokoiło. Tymbardziej, ze ilość rurek podłączonych do mojego ciała wcale się nie zmniejszyła co utrudniało mi ewentualną obronę. Postanowiłem mimo wszystko zaufać ojcu.  

Gdy w końcu Sławek wszedl do sali wesoło do mnie mrugajac chciałem już to mieć tylko za sobą. Drugiego mężczyzny rzeczywiście nie znałem, ale odetchnolem że to nie On!

- Jak się masz? - obcy gliniarz klepną moją noge a ja zmierzyłem go wzrokiem. W co ty grasz gościu?- Ze względu na procedury całe przesłuchanie będzie nagrywane rozumiesz? - kiwam głową. Facet rozkłada  mała podręczną kamerę i ustawia ja na wprost mojego łóżka.

- Jak się nazywasz ?- pada pierwsze pytanie  
- Anastazy Nataniel Wójcik- gliniarz unosi wbrew
- Tak wiem oryginalnie, proszę brać pod uwagę, że moja matka była fanką fantazy, gdy wybierała moje imię. Brata nazwała już normalnie.- Sławek zasmial się głośno za co oberwał srogie spojrzenie od gliniarza.  

- Możemy porozmawiać o dniu wktorym zaginąłeś?- moje ciało sztywnieje. Niby wiedziałem, że będzie o to pytać, ale moja głową broniła się. Nie pewnie kiwnąłem głową.  

- a więc?  

- nie wiele pamietam- opowiadam co w sumie było prawdą.  

- To może zacznij od początku.- wzdycham bo wcale to nie było łatwiejsze. Zamknąłem oczy wracając myślami do tego cholernego dnia.  

- Zaspałem. Byłem wkurzony na rodziców, że muszę ogarnąć Kacpra. Oboje tego.dnia zaczynali robotę od 5. Młody ryczal nie chciał się zbierać do przedszkola, a ja do tego zaspałem. Mieliśmy mieć sprawdzian z chemii i dobrze wiedziałem, że jak odprowadzę młodego to będę co najmniej 20 minut spóźniony. - wzdycham przypominając sobie tamto wkurzenie. Boże ja wtedy niemiałem zielonego pojęcia  co oznaczają prawdziwe problemy!  

- I co było dalej?

- Zaprowadziłem Kacpra do przedszkola. Ryczał, prosił abym go nie zostawiał, ale przedszkolanka go zabrała i powiedziała, że jak coś to będzie dzwonić do rodziców. Młody jest cholernie uparty. Wiedziałem, że nie przestanie ryczeć więc stwierdziłem, że zadzwonię do matki, aby wiedziała, że pewnie nie długo będzie musiała przyjechać po młodego. W sumie to nie potrzebnie dzwoniłem. - stwierdzam, gdy wspomnienia zalewają moją głowę.  

- Dlaczego ?  

- Bo zaczęła się wydzierać. No wie Pan jak każda mama. Pokłóciliśmy się, wkurzyłem się na nia i rozłączyłem sie. Stwierdziłem że jeszcze się przekona jak bardzo nie odpowiedzialny mogę być. - wypowiadam to zdanie z całą pewnością i irytacja jaka we mnie wtedy ponawala. Dopiero po chwil uświadamiam sobie, że gdybym wtedy normalnie poszedł do szkoły, on nigdy by mnie nie porwał. To wszystko co się wydarzyło nie miałoby miejsca.  

- Co było dalej?- udaje że nie slysze pytania
- Anastazy?  

- Nie chce już gadać. Daj mi spokój.- warczę. Facet przyglądam mi się twardo.  

- jeśli powiesz ze chcesz przerwać będę musiał cię posłuchać. Ale tu wrócę jutro, pojutrze ? Nie lepiej mieć to za sobą?  

- Kutas...- warcze

- Taka robota. Więc jaka decyzja?- patrze na niego nienawistwie ale zaczynam mówić.  

- wysłałem sms do chłopaków, że zrywam się z lekcji i jeśli chcą to niech przyjdą tam gdzie zawsze.  

- to znaczy?  

- stare złomowisko na Witosa. Przeskakiwaliśmy przez bramę i tam sobie siedzieliśmy. Ochroniarze nas lubili i nigdy nie przeganiali. Po drodze kupiłem kilka piw w małym sklepiku u pani Wiesi

- Tam też cię dobrze znali?- wzruszam ramionami. Ludzie mnie lubili, a ja lubiłem z tego korzystać.  

- Tak jakoś wyszło. Zrobiłem zapasy i poszedłem w umówione miejsce. Chłopaki przyszli przed 10.  

- jak długo tam siedzieliście?  

- Po 13 mama wysłała mi sms, że jedzie z Kacprem do lekarza bo boli go brzuch i abym kupił cos do jedzenia na mieście. Zrobiło mi się głupio. Stwierdziłem, że wracam do domu.

- koledzy cię odprowadzili?  

- nie... chociaż chcieli. Większość kupionych piw sam wypiłem do tego wypaliłem kilka fajek.  

- byłeś pijany?- pyta, a ja kiwa głową.  

- Sebastian chciał mnie odprowadzić, ale zlałem go i poszedłem sam.- milkne bo przechodzimy do sedna sprawy.  

- Chciałem sobie skrócić drogę przez osiedla. Gdy przebiegałem przez jezdnie jakiś samochód we mnie wjechał. Chyba walnąłem głową o krawężnik...

Policjant unosi głowę.  

- co było dalej?

- nie wiem....

- mhyy. Kiedy odzyskałeś przytomność?

- nie wiem.  

- jakie masz pierwsze wspomnienie z porwania. - przyglądasz się policjantowi, a w twojej głowie dudnią jego słowa " uważaj na to co mowisz"  

- Było mi zimno i bolała mnie głową.  

- Porywacz byl przy tobie jak odzyskales przytomność?  

- Nie. Byłem sam. W jakieś piwnicy. Było cholernie zimno.

- Ilu było porywaczy?  

- Nie wiem, nie widziałem. Miałem zasłonięte oczy.  

- Cały czas?  

- Na początku tak,

- A później? Kiedy  pozwolił Ci odsłonić oczy?- Nie chce odpowiadać na to pytanie, ale on nie odpuszcza.  

- Jak zacząłem być posłuszny- wyszeptuje. Czuję jak zimny pot spływa po moich plecach.  
- Posłuszny?

- noo jak przestałem go wyklinać i zacząłem go słuchać. Wtedy pozwolił mi zdjąć opaskę, przyniósł coś do jedzenia.- zwieszam głowę. Łatwo było mnie złamać.- ale nie wiem kiedy to było. Pan wybaczy, ale nie miałem zegarka- kpina w moim głosie wręcz ocieka obrzydzeniem.

- co masz na mysli mówiąc,  ze zacząłeś go sluchać?- milczę chwilę...

- Dokładnie to co powiedziałem. Zacząłem go słuchać.

- I co ci mówił?

- On nie mówił,  w sumie tylko rozkazywał co mam robić...

- To znaczy? Co takiego musiałeś robić?- Nie odzywam się. Nie chcę już ciągnąć tej rozmowy. Wspomnienia są zbyt okropne. Podciągam się na łóżku przez co czuję zawroty w głowie i piekący ból w brzuchu.  

- Anastazy co kazał ci robić! - Mój oddech przyspiesza na samo wspomnienie. Nie chcę tego pamiętać! Nie chce! Zasłaniam uszy aby odgonić natrętne pytania. Próbuję złapać oddech, ale mi się nie udaje.  

Czuję na sobie czyjeś ręce. Próbuję je odepchnąć. Jednak są silniejsze. Czuję że znów coś mi podali. Osuwam się w ciemnosc


***
Cześć 2 Rozdziału 3 pojawi się dziś. Pod warunkiem, że osoby które poświęcą czas na przeczytanie mojego tekstu, znajdą chwilę na napisanie komentarza co o opowiadaniu myślą 😀

AJM

opublikowała opowiadanie w kategorii dramat i kryminalne, użyła 2754 słów i 14914 znaków, zaktualizowała 21 mar o 15:07.

Dodaj komentarz