Biała Czerń 3

Ranek, słowo oznaczające nowy dzień, kolejną ciężką pracę, którą trzeba przetrwać aż do wieczora. Wielu ludzi nie zauważa tego, co najcenniejsze, że życie to nie tylko praca, ale i przebywanie z przyjaciółmi, niezapomniane chwile, zabawa, wygłupy, pogawędki. Wszyscy ludzie tego nie widzą, dla nich jest ważna sama praca i utrzymanie rodziny, dlatego rodzice kochają dzieci. One jedyne potrafią okazać prawdziwe życie człowieka, które dał nam Bóg.  
Promienie jeszcze nieprzebudzonego słońca dostawały się do wszystkich zakamarków miasta. Jednooka leniuchowała jeszcze w swoim łóżku, wpatrując się w biały sufit. Jej myśli ciągle powracały do ostatniej nocy w parku, gdzie jej siostra została poważnie ranna, powracała do tych dwóch wilków, które pomogły jej ocalić Niki oraz jej życie.  
- Śniadanie na stole! - Z dołu dobiegł głos wychodzącej do pracy matki. Karin leniwie wstała z łóżka i zeszła na śniadanie. Nie miała zbytnio na nie ochoty, jednak przy dobrym programie telewizyjnym i komputerze zdołała zjeść swoją porcję kanapek. Po najedzeniu się do syta usiadła na fotelu i zaczęła rozmyślać jak się czuje jej siostra w szpitalu.  
- Nie idę dziś do szkoły... Udam, że jestem chora - powiedziała do kociaka, który skakał po meblach. Ciepło się ubrała i wyszła na spacer. Obserwowała wszystkich ludzi, którzy nie zdawali sobie sprawy jakie dziwne rzeczy dzieją się na tym świecie. Włóczyła się po mieście, gdy jej uwagę przykuły wiadomości, pokazywane przez jeden z telewizorów w sklepie. Powoli podeszła do szyby, starając się usłyszeć cokolwiek, oprócz hałasu przejeżdżających samochodów.  
- Dziś tajemniczy zabójca także nie mógł zasnąć. Zabił młodego chłopaka chodzącego do szkoły Kirasumynikury. Jego ciało zostało doszczętnie zniszczone, jednak przypuszczalnie jest to Kai Karanidżo. Na miejscu zdarzenia jest reporterka Sara Mieczykowata. Powiedz nam, co tam się stało dokładnie.  
- Otóż młodzieniec na pewno został zaatakowany przez tego samego zabójcę, co reszta osób zabitych nocą w podobnych miejscach. Policja stwierdziła, że chłopak podjął walkę z zabójcą. Właśnie teraz badają krew sprawcy tych nieprzyjemności. Specjaliści twierdzą, że były dwie osoby, nie licząc zabójcy i poszkodowanego. Niestety nie wiadomo, gdzie znajduje się druga osoba, może została gdzieś zawleczona lub udało jej się zbiec.  
- Dziękuję bardzo za te wiadomości, spotykamy się po przerwie.  
- Rany... Całe media o tym mówią... a nawet miasto. Wliczając wszystkie osoby, o których mówiono to jest trzech świadków, którzy widzieli tę bestię. Zaraz... Czy im chodziło o tego naszego Kaia Karanidżo?! - Jednooka z przerażenia upadła na kolana, wpatrując się w chodnik. Nie dopuszczała kolejnej myśli, że znów ktoś został zabity. Cały czas nie wiedziała, co tu się dzieje i chodź znała przyczynę pojawienia się potwora, to i tak miała jeszcze więcej pytań niż odpowiedzi. Kai był dla niej jak brat, a nawet coś więcej, ponieważ dzięki niemu i Yoshinie może żyć jak teraz. Od dzieciństwa nikt nie chciał się z nią kolegować z powodu jej chłodnego wzroku i wrednego charakterku dla nieznajomych. Fakt faktem nie lubiła nowych znajomości, ale dzięki tej dwójce oduczyła się części złych nawyków, a teraz nie wie nawet czy Yoshina żyje. Jednak szybko się opanowała z myślą, że zaraz ludzie będą ją obgadywać, więc poszła dalej w stronę szpitala. Podeszła do pielęgniarki, by zapytać się, gdzie leży jej siostra, a w międzyczasie oglądnęła nowy wystrój budynku.  
- Przepraszam, może wie pani gdzie leży Niki Ravin?  
- Ta dziewczynka przyniesiona zeszłej nocy?  
- Tak.  
- Przepraszam, ale kim panienka jest?  
- Z rodziny, więc gdzie leży?  
- Na trzecim piętrze w sali numer piętnaście. Tylko proszę jej nie budzić, jest w złym stanie. Nie wiadomo czy z tego wyjdzie.  
- Bardzo dziękuję - powiedziała z lekkim uśmiechem i pobiegła jak najszybciej do pokoju. Odpoczęła przed drzwiami i cicho weszła, zamykają za sobą drzwi. Nikogo nie było w sali, tylko jej siostra. Czyste i jasne barwy ścian pomieszczenia wywoływały spokojny nastrój. Poukładane na parapecie kwiaty innych gości zdobiły wnętrze, aby nie wydawało się one tak bardzo puste. Karin wzięła pusty wazon i włożyła kwiaty, wlewając do pojemnika trochę wody. Usiadła na krześle przy łóżku i wpatrywała się w spokojną twarz Niki.  
- Myślałam już, że nie przyjdziesz... yhe, yhe... - Zakaszlała mocno dziewczynka, nie otwierając swoich podbitych oczu.  
- Powinnaś odpoczywać.  
- Przecież to robię. Z resztą, po co... Skoro nie wiem nawet czy przeżyję. Nie czuję prawej ręki i nóg. Co chwile wchodzą lekarze i pielęgniarki....Yhe... Dają mi pełno zastrzyków... Kroplówek...Dwa razy nawet straciłam przytomność, yhe, yhe. - Niki miała zarumienione policzki z powodu wysokiej temperatury. Włosy wydawały się krótsze niż przedtem, a w jej głosie było słychać jej cierpienie. Jednooka nie mogła się powstrzymać od płaczu, ale wiedziała, że jeżeli na to sobie pozwoli, to jeszcze bardziej zmartwi swoją siostrę.  
- To moja wina, mogłam coś w tedy zrobić... Wybacz... Wybacz... - Jednooka zaczęła płakać, nie potrafiła tego powstrzymać. Niki otworzyła oczy i położyła swoją dłoń na policzku starszej siostry.  
- Nie, wszystko jest dobrze. Jestem smutna tylko z jednego powodu... że Kai nie żyje.  
- Powiedz mi co się tam stało.  
- Oberwałam solidnie w głowę... Nie pamiętam wszystkiego, jak się obudziłam zobaczyłam jakieś dwie ręce. Leżałam na ziemi, a Kai na mnie, całą mnie zakrył. Widocznie mnie chronił od tej bestii. Myślałam, że już nie żyje, ale... Jednak jeszcze... yhe, yhe, yhe, yhe... Ledwo co dyszał. Położyłam go delikatnie na ziemi. Powiedział mi abym szybko ciebie znalazła i abym nie dała się zabić. Dał mi mały nożyk i resztę już znasz, yhe, yhe.  
- Nie przemęczaj się.  
- To i tak nic nie da. Wiesz, że nie lubię siedzieć na tyłku tak jak ty.U- uśmiechnęła się delikatnie Niki. - Poza tym gdyby nie ty już bym dawno nie żyła. Nic nie widziałam ani nie słyszałam, ale... Czułam twoją obecność... Czułam jakbyś mi pomagała... yhe, yhe. - Karin zrobiło się jeszcze ciężej i gorzej na sercu niż przedtem. Chociaż niczym nie zawiniła to i tak czuła, że gdyby coś zrobiła... Byłoby inaczej.  
- Muszę już iść, obawiam się, że zostałam wkopana w jakieś wielkie bagno.  
- Uważaj na siebie Karin...  
- Ty także Niki - powiedziała łagodnie Jednooka i wyszła. Słońce usadowiło się najwyżej na niebie jak mogło, a Karin doszła do domu Yoshiny.  
- Wiem, że ona przeczuwa coś... jak medium, wie co się stanie... - Stała przy drzwiach, wahając się czy przycisnąć dzwonek. Nagle drzwi się otworzył, a w nich pokazała się sylwetka Yoshiny Minakai. Lekko zaspana w ulubionych ubraniach. Miała na sobie luźne spodnie, które spadały z niej jak skóra z węża. Natomiast bluza zwisała jej prawie do kolan.  
- Yoshi...na?  
- Hę? Dziwnie wyglądasz. Wchodź smutasie ty jeden! - Tym razem była inna, wesoła, pełna energii. Taka jak dawniej, gdy nie czytała książki.  
- Czuj się jak u siebie w domu - powiedziała wesoło i powiesiła bluzę Karin na wieszaku, zamykając za nią drzwi. Jednooka usiadła na kanapie przy stoliku, grzecznie czekając aż Yoshina się przysiądzie. Jednak nie doczekała się tego, Minakai pierwsze, co zrobiła, to weszła do kuchni przy salonie, gdzie siedziała Karin.  
- Chcesz herbaty? - zapytała się grzecznie, już gotując wodę.  
- Chętnie odpowiedziała, Jednooka rozglądając się po pomieszczeniu. - Trochę tu przemeblowałaś...  
- Podoba ci się? - Uśmiechnęła się do zamyślonej dziewczyny, włączając centralne ogrzewanie.  
- O... tak, jest ciekawie umeblowany ten pokój. Jak tam twoja rodzina?  
- Matka jak zawsze pracuje od rana do późnej nocy, braciszek wyjechał z chłopakiem mamy do Egiptu, a ja zostałam sama w domu przez szkołę. No właśnie, czemu dziś nie poszłaś do szkoły?  
- Nie miałam ochoty, a ty, dlaczego?  
- Ja? Byłam, chyba zgubiłaś godzinę. Jest już trzecia... prawie. O nie! Trzecia! Spóźnię się na mecz! - Podskoczyła energicznie, zerkając na zegarek.  
- Jaki mecz? - Zaciekawiła się lekko Karin, zerkając na Yoshinę pytająco.  
- No dzisiaj grają fajnego mecza na naszym boisku szkolnym. - Wyłączyła wodę i podbiegła do czerwonookiej z zapełnioną tacką. - Chcę to zobaczyć, idziesz ze mną? - zapytała, kładąc na stole ciastka oraz herbatę, po czym usiadła obok przyjaciółki.  
- Nie interesują mnie mecze piłki nożnej. Wolę bardziej... no nie wiem... kosmetyki, bardziej kobiece zajęcia. - Wzięła do ręki ciastko.  
- Ja też takie zajęcia lubię, ale i męskie też. No chodź, będzie fajnie! - Podskoczyła lekko z radości, by zachęcić przyjaciółkę do wyjścia.  
- No nie wiem... - odezwała się niepewnie Karin zaczynając kolejne ciastko.  
- Proszę... błagam... - Yoshina złączyła dłonie i zrobiła psie oczy, tak słodkie i niewinne, że nie dało się jej oprzeć.  
- No dobrze... - burknęła Karin po dłuższym namyśle, odwracając głowę na bok. Jednak oczami zerkała nadal na Minakaię.  
- Hura! - Uradowana chwyciła przyjaciółkę za nadgarstek i pociągnęła ją za sobą, zapomniawszy zamknąć dom.  
- Yoshina zwolnij! - krzyknęła do niej Jednooka.  
- Nie mogę, nie zdążymy! - odpowiedziała jej brązowooka, biegnąc coraz szybciej. Biały dżip jechał tym samym tempem, co dziewczyny. Przyciemniana szyba zeszła na dół, a w samochodzie pokazała się twarz Vaviego, murzyna z wyciętą na głowie z włosów literką “v”.  
- Podwieźć was dziewczyny? - zapytał, lekko zwalniając.  
- Pewnie! - Uspokoiła się Yoshina i wbiegła na ulicę, otworzyła klapę od bagażnika auta i razem z Karin wskoczyły do środka na przyczepę.  
- No to trzymajcie się mocno! - Gwałtownie przyśpieszył i w mgnieniu oka po kilku minutach byli już na boisku, gdzie kibice ze szkół czekali na swoich faworytów, a gracze przebierali się w szatniach.  
- Oki, wy zajmijcie jakieś dobre miejsca, aby mnie podziwiać jak gram! - Pokazała na siebie kciukiem do góry Yoshina.  
- Hę?! Ty grasz?! - Zaskoczyła się mocno Karin, że aż otworzyła szeroko buzię, którą zamknął Vavi. - Ty o tym wiedziałeś? - Popatrzyła na znajomego, który kiwnął głową w dół i w górę. - No nie... dlatego tak chciałaś tu być! Mogłam się domyśleć... - Zmarnowana usiadła na wolne siedzenie. Widać było, że całkowicie zapomniała o ostatnim zdarzeniu, które miało miejsce w nocy. Minakai pędziła do przebieralni, nie patrząc, w co wpadnie.  
- Przepraszam...przepraszam! Sorki nie chciałam... - mówiła do ludzi, aby się odsuwali, gdy zobaczyła chłopaka ow białych włosach i morskich oczach, biegła i patrzyła na niego. Kiedy byli naprzeciw siebie, popatrzyli sobie prosto w oczy, tak głęboko jakby widzieli nawet własne dusze. Chwila ta trwała zaledwie sekundę i Yoshina biegła dalej. Nagle... bach! Dziewczyna upadła potykając się o kask od motoru.  
- Co za dureń zostawił tu kask!!! - krzyknęła głośno zdenerwowana.  
- Uwaga kibice! O to drużyna ze szkoły...  
- O nie! Już wychodzą! - Złapała się za głowę i jak najszybciej wbiegła do przebieralni, wskoczyła w ubranie drużyny i wbiegła na boisko. Zdążyła w ostatniej chwili. Wszyscy się uszykowali na swoje pozycje, nerwowo czekali na gwizdek i... ruszyli! Yoshina bardzo dobrze radziła sobie jak na dziewczynę i wysoki poziom drużyn. Może, dlatego w szkole przezywają ją Białą Tygrysicą? Mecz się zakończył tragicznie, remisem 2-2 dla gospodarzy. Po wszystkim Jednooka, Yoshina i Vavi poszli na Coca-Colę, usiedli przy stoliku, gdy miłą rozmowę zatrzymała Karin.  
- Yoshi...na... oglądałaś ostatnio wiadomości lub czytałaś gazetę? - Spuściła głowę, a jej twarz zakryły pomarańczowe włosy. Na stole trzymała w obu dłoniach mocno ściśniętą puszkę zimnego napoju.  
- Ostatnimi nocami dochodzi do okrutnych mordów... Wczorajszej nocy... Kai został ofiarą ratując moją młodszą siostrę. - Karin ledwie udało się wypowiedzieć te słowa z ust.  
- Wiem... czytałam w dzisiejszej gazecie, był fajny jako przyjaciel i wspaniały jako chłopak. Nie błyszczał mądrością, jednak umiał zaskoczyć wypowiedziami w ciężkich sytuacjach... - Atmosfera zrobiła się okropna. Wszyscy byli przygnębieni chodź wydawało się, że Yoshina podchodzi do tego z pewnym dystansem.  
- Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz - dodała i łyknęła trochę coli. Niewielki trzask zgniecionej puszki dał znak, że Minakai zrobiła coś nie tak. Jednooka była bardzo zrozpaczona, ściskała napój, co raz mocniej aż picie zaczęło wypływać z puszki.  
- Tylko tyle...? Tylko tyle masz do powiedzenia?! To był twój chłopak! Nie rozumiem tego, nie rozumiem jak ty myślisz, żyjesz! Czy nigdy cię nie gryzło sumienie!?! - Popatrzyła na nią z szklankami w oczach. Minakai zrobiła poważną minę niemalże kamienną. Popatrzyła swoimi brązowymi oczami i odłożyła picie.  
- Od przedszkola kradłam, kłamałam i nieraz znęcałam się nad zwierzętami, gdy byłam w takim stanie jak ty. Zbyt wiele szkód zrobiłam, by gryzło mnie sumienie. Wiem już od dawna, dla mnie to trochę zabawne... Nie powinnam być z Kaiem, ty bardziej do niego pasowałaś, bardziej go kochałaś ode mnie. Ja już od dawna nic do niego nie czułam. Poza tym... jestem już nic niewarta, jestem śmieciem, którego zapomniano wyrzucić. Wy to co innego, macie rodzinę, która was kocha i spędza z wami czas, a ja... byłam sama, jestem sama i... będę sama aż po grób i jeszcze dalej. - Na tym skończyła swoje zdanie i wyszła pobyć trochę w samotności.  
- Ja... Co się z nią dzieje...?! - Jednooką całkowicie zatkało.  
- Nie widzisz tego? Jest znowu zagubiona od jakiegoś czasu. Próbuje oszukać nas swoim uśmiechem, abyśmy się o nią nie martwili, tak jak powiedziała, jest śmieciem. Tak przynajmniej się czuje. Jesteście takie same, he. - Uśmiechnął się lekko Vavi, wyglądając za okno.  
- Masz rację, jest taka jak w pierwszym dniu szkoły, gdy się spotkałyśmy po dłuższym rozstaniu, nie... Ona taka jest cały czas tylko, że nosi maskę, szczęśliwą maskę, która bardziej ją rani... - Uśmiechnęła się lekko Karin z irytacją rozumiejąc już trochę bardziej niż zawsze uczucia i myślenie Minakai. - Ją sumienie gryzie wiekami... - dodała i podniosła się. Murzyn zerknął na nią z boku, wiedząc już po jej twarzy, co chce zrobić. Nic nie mówiąc pozwolił jej wyjść w spokoju.  
- Jesteście tak bardzo przewidywalne... - Zaśmiał się popijając pepsi. Wyciągnął swoją ulubioną gazetkę i bardzo wciągnięty obrazkami siedział i siedział, a w tym czasie Jednooka zatrzymała się przed ulicą zamieszkiwaną przez biedaków. Stała pomiędzy dwoma domami, gdzie pośrodku nich były mocno zarośnięte krzaki. Podeszła do nich i chwyciła jedną gałąź, po czym odsunęła, była bardzo myląca, ponieważ z daleka wyglądała, że jest wrośnięta w ziemię i ciężko ją ruszyć, a tak naprawdę była "drzwiami”. Weszła do środka, zakrywając wejście z powrotem gałęzią. Szła ciemnym korytarzykiem, zrobionym prze gałęzie, dotykając wewnętrznymi dłońmi ścianki roślin, aby się nie walnąć lub nie przeciąć. W końcu zobaczyła na trawce małą drewnianą ławkę, na której siedziała Yoshina. Po bokach las, a naprzeciw starej ławki wielkie jezioro, które pięknie zdobiły gwiazdy. Jednak główną rolę grał na niebie wielki księżyc w kształcie rogala. Chłodny i lekki wietrzyk robił niewielkie fale na spokojnej wodzie, w którą była wpatrzona Yoshina. Karin bez słowa usiadła obok przyjaciółki, patrząc na czarne niebo, zdobione jasnymi promieniami gwiazd oraz księżyca.  
- Przepraszam... - Pierwsza odezwała się Jednooka, po czym Minakai powiedziała to samo. - Ciągle nie mogę się z tym uporać.  
- Wierzę tobie, jednak zawsze znajdziesz kogoś kto ci w tym pomoże.  
- Wiem Yoshi... Ty to zrobiłaś dzisiaj podczas meczu. Dzięki tobie zapomniałam o wszystkich smutkach i złych rzeczach.  
- Dlaczego rodzimy się takimi jakimi jesteśmy teraz?  
- Hm... nie mam pojęcia... Może dlatego, że mamy jakieś zadanie? Coś co przeznaczenie każe nam zrobić?  
- Wierzysz w przeznaczenie?  
- Może... zależy od okoliczności, może celowo stało się to co się stało. Co nas nie zabije to wzmocni, prawda?  
- Jestem maniaczką anime i mangi...  
- Oj wiem o tym, potrafisz oglądnąć w jeden dzień całe trzydziestoodcinkowe anime, a nawet i więcej, a nie wspomnę nawet o mandze... - Zaśmiała się z uśmiechem Jednooka.  
- Taa... najbardziej podobają mi się dwa rodzaje anime, w jednym z nich jest chłopak, który chce chronić swoich przyjaciół i rodzinę, dzięki czemu stał się bardzo silny. Jego świat jest wspaniały, jednakże jest drugie anime, które jest także bardzo fajne. Pewien chłopak od urodzenia był sam i posiadał w sobie potwora, jednak nie przestawał chcieć zmienić swojego przeznaczenie i zmienił punkt widzenia ludzi na niego. Wszyscy go polubili. Każdy kto go spotka staje się innym człowiekiem... W tych anime są wspaniałe przygody i życie ludzi, bardzo mi się to podoba, a nasze... smutne, samotne, nudne, każdy zabija każdego, wszyscy tylko pracują... nie pokazują co mają w sercu, nie potrafią sobie zaufać.  
- Teraz wiem, dlaczego lubisz te rzeczy. Anime ukazują wspaniałe życie, pozwala ci to zapomnieć o tym świecie i przenieść się tam... Ciekawe patrzenie na to wszystko.  
- Ale nie wiem prostej rzeczy, dlaczego zawsze tu przychodzę gdy jest mi smutno?  
- Hm... ja robię to samo. Chyba, dlatego, że to miejsce jest tak wspaniałe jak te twoje anime czy manga, jest tu spokojnie, pięknie. Można zebrać wszystkie swoje myśli, odszukać siebie, rozważyć ważne decyzje... To miejsce ma swoje uroki.  
- To miejsce chyba nie ma żadnych wad.  
- Z pewnością... nie...  
- Jest tu super... - Yoshina podniosła ręce, rozciągając się i ziewając, zakryła usta dłonią.  
- Wracajmy już, jest bardzo późno - podniosła się Karin i podała rękę przyjaciółce. - Jutro sobota, zajrzyj do Rudej, bardzo się o ciebie martwi.  
- Dobrze. - Kiwnęła głową Yoshina i chwyciła rękę Jednookiej, która przyciągnęła ją do siebie i razem poszły do swoich mieszkań.  
- W końcu... w końcu... już nie długo... zawołaj mnie...! - W Yoshiny śnie ciągle coś do niej mówiło, błagało, aby ją uwolniła. Jednak jak każdy sen, to nie jest prawda, tylko zwyczajny koszmar, który szybko się skończy. Dziewczyna znów spokojnie spała, śniąc o czymś przyjemnym. Następnego ranka brązowooka radośnie podniosła się, opierając łokcie o łóżko. Przetarła zmęczone oczy i popatrzyła na kalendarz.  
- Super! Dziś sobota! Cały dzień wolny! Bez nauki! Tylko kumple i dobra zabawa! - Wyskoczyła z łóżka i zaścieliła je odpowiednio, włączyła głośno muzykę, chwyciła w prawą rękę szczotkę i zaczęła śpiewać przy czym także ubierać w luźne ciuchy. Zeszła do kuchni szybko zaglądając do lodówki.  
- No nie... - Naburmuszyła się słodko. - Znowu pusta lodówka! - Zamknęła mocno drzwiczki od lodówki i ubrała bluzę, zamknęła drzwi i podeszła do skrzynki na listy. Od razu, gdy zobaczyła gazetę wyrzuciła ją do śmietnika, zatrzymała się przed bramką, podniosła wysoko w górę ręce i rozciągnęła się.  
- No to idiu! - Zadowolona zrobiła kilka kroków, gdy usłyszała wesołe szczekanie swojego ukochanego pieska. Wilczura długowłosego. Podskakując wysoko z radości podbiegł do niej i ubłagał ją, aby pogłaskała go po grzbiecie.  
- No chodź tu mordo ty moja zakazana - powiedziała wesoło, po czym poszła dalej, pozwalając psu iść razem z nią. Zostawiła zwierzę przy wejściu i weszła do niewielkiego sklepu spożywczego.  
- Dzień dobry! - odezwała się głośno i z szerokim uśmiechem. Sprzedawczyni ucieszyła się, że znów jest wesołą dziewczynką pełną energii i chęci życia.  
- Witaj Yoshina.  
- Dzisiaj zaszaleję, wezmę dziesięć plasterków najlepszej szynki, duży chleb niekrojony, dwie butelki wody niegazowanej, oczywiście dużej. Pasztet z pomidorami i paprykarz, obojętnie, jaki. Em... multiwitaminę, tę z boku... - wymieniała, zerkając na psa, który dwa razy zaszczekał. - A no tak! Suchą karmę i dwie puszki kociej karmy. Parówki, aby zagotować w wodzie, keczup, musztardę, majonez, kefir zeroprocentowy, fasolę, groszek, makaron ryżowy i... no jak to ma... kukurydzę. To wszystko. - Sięgnęła do kieszeni po portfel.  
- Czyżby dziś była impreza, że tyle kupujesz? - Kobieta zapakowała wszystkie zakupy.  
- Hm... chcę zrobić sałatkę i zjeść dobre śniadanie... No dziś sobota, muszę mieć dużo sił.  
- No tak, posłuchaj nie chcę być ciężarem, ale mogłabyś zaopiekować się moim synkiem?  
- Oczywiście. - Dała pieniądze do jej ręki.  
- Naprawdę? Nie chcę żeby był ciężarem, jeśli nie masz czasu to...  
- Nie, nie, wszystko gra.  
- Jesteś kochanym dzieckiem, zawsze robisz to, o co się ciebie poprosi.  
- Ach, to za wielki komplement jak dla mnie. Nic nie robię przecież.  
- Oj nie bądź taka skromna. Kazik, chodź tutaj ta pani dziś będzie tobą się opiekować. Bądź dla niej miły - powiedziała, wołając swojego synka, który podbiegł do niej i złapał się za rękę matki.  
- Hej mały, masz ochotę na małego mecza? - Schyliła się, aby wyrównać ich wzrost.  
- Pewnie! Ale noga?  
- No ba, ja tylko w nią gram... prawie. - Uśmiechnęła się i podrapała po głowie.  
- Proszę resztę - odezwała się kobieta, dając Yoshinie pieniądze.  
- Proszę się nie martwić, a kiedy mam go odnieść?  
- Kiedy będę zamykać sklep.  
- Dobrze, do widzenia! Powiedz mamie papa.  
- Papa mamusiu. - Pomachał szczęśliwy maluch, idąc za rękę z Minakai. Wyszli ze sklepu i dziewczyna dała psu w pysk reklamówki.  
- Jak będziesz je niósł to dostaniesz jedzenie. - Pokazała na niego palcem wskazującym. Wygłodniały pies nie mając wyboru, chwycił reklamówki i powoli ruszył obok swojej pani oraz dzieciaka. Po kilku minutach mały Kazik zaczął jęczeć, że go nogi bolą i nie ma sił iść. Od tej chwili dla Yoshiny rozpoczęły się tortury. Była to chwila prawdy. Dzięki temu mogła się przekonać jak jest silna jej psychika.

michiszisa

opublikowała opowiadanie w kategorii sen, użyła 4204 słów i 22760 znaków.

Dodaj komentarz