Vitae cz. 3(ostatnia)

- Widzę w czym problem, młody człowieku. Nie powinieneś palić, to złe dla zdrowia! Dokarmiasz raka.
- …
- Jednak z drugiej strony… znałem ludzi, którzy nigdy w życiu nie spalili ani jednego gwoździa, a i tak zachorowali na nowotwór płuc czy też krtani. Mam ogień! Wciąż go potrzebujesz? - wyciągnął lewą dłoń do Pawła.
- Tak - odezwał się w końcu do tajemniczego gościa. - Mówi pan o szkodliwości tytoniu, ale w takim razie na co panu ta zapalniczka? - spytał i jednocześnie sięgnął po źródło ognia.
- Choćby do zapalenia znicza, nie znasz innych zastosowań tego… gadżetu?
- No tak jasne. Przepraszam - oddał zapalniczkę.
- Ależ nie ma za co, przecież sam palę do dziś. Co prawda już nie po trzy paczki dziennie, lecz wciąż zbyt dużo jak na mój wiek.
- O! Przyganiał kocioł garnkowi, a sam smoli, ha, ha!
- Uwierz mi chłopcze, gdybym miał jeszcze jedno życie to nigdy nie skusiłbym się na tą truciznę. Przenigdy. Zwłaszcza wiedząc jak potoczy się mój los.

Rozmawiali tak parę minut aż dialog przeniósł się na teren cmentarza. Okazało się iż nowo poznany człowiek ma na imię Alan. Liczy sobie prawie pięćdziesiąt lat i od ponad dziesięciu żyje samotnie.

- Dokładnie jedenaście lat jak moja żona odeszła, ciężka choroba ją dotknęła. Nie doczekaliśmy się dzieci, mimo że oboje bardzo ich chcieliśmy. Paskudny rak piersi! Wykryty został zbyt późno, a potem wydarzenia potoczyły się bardzo szybko. Nie minął nawet tydzień od diagnozy jak zmarła…

W rewanżu Paweł opowiedział swoją, znacznie uboższą, biografię. Opisał szczęśliwe dzieciństwo oraz czas szkoły średniej, które upłynęły mu bardzo szybko, patrząc z perspektywy dnia dzisiejszego. Miał i wciąż ma wielu znajomych, kilku bliskich przyjaciół. Trochę się uczył, przeciętnie jak podkreślał, częściej zażywał przyjemności w postaci dyskotek, uprawiania sportu, zaliczania… koncertów, a także innych zajęć, np. zabawy na komputerze.

- Sam pan widzi, miałem całkiem normalne życie. Pod górkę zaczęło się robić dopiero na studiach. Rację przyznałem tacie, który powiedział że ’numery sprawdzające się w ogólniaku na uczelni nie przejdą’. Wtedy śmiech mnie ogarnął aż do łez, nieco później płakałem ale… z bezsilności. To odczuwałem, absolutną bezsilność. Jeszcze słowa rektora na studiach: ’Plusem dla was jest to, że jesteście dorośli, natomiast minusem to, iż jesteście dorośli’. Niestety. Na moją szkodę zdałem sobie sprawę z tego kiedy już poległem na sesji… - dodał ze smutkiem.
- No ale przecież jakoś radzisz sobie teraz, prawda? Chodzisz do pracy, więc masz zajęcie. Zarabiasz pieniądze, zatem nie jesteś pasożytem, że tak powiem. Zasilasz domowy budżet? - Alan zmierzył wzrokiem Pawła, który pokiwał twierdząco głową. - To dobrze, bo nawet kończąc studia nie ma dla ciebie żadnej gwarancji pracy. Mało absolwentów buja się z pustym cv dyplomem po firmach? Na pęczki tych magistrów łazi w nadziei na zatrudnienie. Ty za to już teraz wyprzedzasz większość studenciaków. Głowa do góry!  

Alan i Paweł szli będąc w dobrym humorze. Obaj mieli nieodparte wrażenie, iż znają się od lat. Złapali wspólny język w miejscu, które z natury jest ponure i nie stanowi miejsca spotkań. Rzadkością są tutaj nowe znajomości, lecz z tymi dwoma jest inaczej. Młodzieniec widział w dojrzałym mężczyźnie wartościowego człowieka, imponowało mu życiowe doświadczenie Alana. Paweł słuchał go z uwagą, albowiem facet nie nudził, mówił wyraźnie i zrozumiale, nie odpływał w długie dygresje porzucając główny temat rozmowy. Chłopaka drażniło to kiedy prowadził dialog z ojcem. Z kolei Alan jakby czerpał młodzieńczą energię nowo poznanego chłopaka. W końcu spotkał kogoś kto nie narzeka na żonę, na nieposłuszne dzieci, na kredyt we frankach, na wiecznie popsuty samochód, itd. Cieszył się również na możliwość udzielania rad młodemu człowiekowi. Dopiero wchodzący w życie Paweł być może dzięki uwagom starszego kolegi uniknie bolesnych rozczarowań.

- O! Tutaj widzi pan, jaki syf! Na szczęście nikogo nie ma. Podobno niezłe numery się tu działy - stwierdził Paweł kiedy znaleźli się przed grobem Krzysztofa Majora.
- Musiało mnie to ominąć, naprawdę zachodziły takie ekscesy, że wdowa wynajęła firmę ochroniarską do pilnowania porządku?
- Pan żartuje, tak?
- Z czego tutaj się nabijać?! Zmarł człowiek, podobno znany wszystkim… Chociaż ja pierwszy raz słyszę to imię i nazwisko. Piosenkarz?
- Niech pan nie kompromituje się, proszę. Krzysztof Major, nic? Żadnych skojarzeń, serio?! - dziwił się Paweł.
- Nigdy nie robiłem jaj ze śmierci człowieka, znanego czy nieznanego - wyjaśnił z powagą Alan.
- Trudno mi w to uwierzyć. Oświecę pana, dobrze? Spoczywający tu Krzysztof Major wbrew nazwisku nie był żołnierzem. Nie. Pisał książki, które osiągnęły sukces, przez co on również. Dostrzegli to filmowcy, zapłacili i dzięki temu powstały fajne filmy, w których też zagrał. W międzyczasie pisał do gazet, najpierw komentarze czy felietony by zająć się tym na poważnie. To znaczy przeprowadzał wywiady z politykami oraz normalne reportaże. Robił trzy rzeczy równocześnie…
- Naprawdę? Nie kojarzę go. Czytam dużo, bardzo dużo ale wciąż nie poznaję tego… Majora, tak? Jak dla mnie to jakiś niszowy twórca - przerwał chłopakowi ten pean na cześć zmarłego.
- Niewiarygodne… O akcjach społecznych także pan nic nie słyszał? Jakby żył pan w równoległej rzeczywistości gdzie Krzysztof Major nie istnieje.
- On dla mnie nie istniał, tak samo jak ja dla niego. Zapewne nie wiedział o mnie nic, więc dlaczego ja miałbym interesować się nim? - powiedział Alan wzruszając ramionami.
- W telewizji gadali bez przerwy o jego śmierci!
- Tu mnie masz! Nie mam telewizora, pewnie dlatego jestem niedoinformowany. Poza tym… albo nie.

Paweł chciał być dociekliwy i zapytać czemu Alan się wstrzymał z wypowiedzią, ale odpuścił. Ugryzł się w język, ponieważ mógłby zdenerwować mężczyznę. Skoro nie dokończył to nie i już! Kiedyś przez presję jaką wywierał na dziewczynę stracił ją bezpowrotnie.

Zima kilka lat wcześniej, wówczas Paweł uczęszczał do ogólniaka. Grono znajomych stanowili koledzy, z którymi miał wspólny język, a poza tym wszyscy kumplowali się niemal od podstawówki. W klasie były dziewczyny, lecz żadna z nich nie wydawała się interesująca. Panowała raczej między nimi nieufność, z niektórymi szczera wrogość. Nikt nie przepuszczał okazji, aby sobie dopiec, często donoszono o ściąganiu na sprawdzianach, a do plecaków wkładano doniczki z ziemią, stare gazety. Czyniono ile się da dla pogorszenia nastrojów pomiędzy chłopakami, a dziewczynami. Atmosfera trochę uległa poprawie kiedy pojawiła się nowa twarz w klasie.  

Na imię jej Karolina, długie jasne włosy, zadbana cera, szykownie ubrana działała na męskie grono. Także Paweł uległ urokowi owej dziewczyny. Z kolei damskie towarzystwo przyjęło nową koleżankę chłodno. Wynikało to z zazdrości, bo one nie spotykały się z takim zainteresowaniem płci przeciwnej. Gdyby tak było to pewnie inaczej żyliby z chłopakami. Tymczasem Karolina pojawiła się znikąd i od razu skupiła uwagę dwóch obozów. Odrzucona przez ‘damy’ spędzała czas wśród ‘swoich’.

Każdy z młodzieńców pragnął zrobić na niej wrażenie, co czasem stawało się wręcz komiczne zamiast heroiczne. Przykładowo Paweł popisywał się umiejętnościami akrobatycznymi robiąc salta, tzw. backflipy oraz frontflipy. Jak tylko Karolina była w pobliżu to on natychmiast zaczynał pokazy. Skakał w miejscu, odbijał się od ściany, słał susy z ławki na ławkę, co w zimie jest ryzykowne(i głupie). Inni uderzali w romantyczną nutę śląc jej wiersze, poematy, a także wprost wygłaszając kwieciste komplementy. Pojawili się również tacy którzy chcieli zaimponować muskulaturą, zmienili styl ubioru na bardziej obcisły, co miało uwydatnić ich wysportowaną budowę. Wszystkie te sposoby szły na marne. Karolina wraz z urodą posiadała też głowę na karku, zatem nie nabierała się na takie numery. Spędzała mnóstwo czasu z chłopakami, ale żaden nie zdobył jej serca. Oprócz jednego…

Krótko przed Świętami Bożego Narodzenia Paweł wracał do domu z SKS-u. W kalendarzu zima, lecz nie widać tego po krajobrazie, wciąż bardziej jesień. Troszkę śniegu na ulicach, jednak przebija go deszcz, to tworzy chlapę i jedynie denerwuje mieszkańców miasta. Dodatkowo Pawła do pasji doprowadza obrazek, który ma przed oczami. Z początku myślał że ma zwidy, bo trening ciężki, a on zmęczony. Ale im bliżej szedł tym wyraźniej dostrzegał Karolinę w uścisku z Piotrkiem. Nie no, nie może być! - pomyślał. Piotrek, ten w okularach - kujon. Spokojny i w porządku koleś, ale… Paweł nie potrafił dojść do logicznego wniosku jak ktoś tak nieśmiały może obściskiwać się z najgorętszą laską w klasie. Nikomu to nie wyszło, a Piotrek…

- O, cześć Paweł! - zawołała go Karolina kiedy już pożegnała się z Piotrkiem, który wszedł do bloku.
- Ej, siemka… - zaskoczony powiedział pierwsze co mu przyniosła ślina na język.
- Idziesz do domu? Tak, to chodźmy bo ja też mam po drodze.

Karolina i Paweł spacerują do domu, każdy do swojego. Przynajmniej wygląda to na niewinny spacer, ale chłopak bezustannie próbuje podejść dziewczynę, uzyskać informację o tym co widział. Z tymże on czuje się skrępowany, przecież nie zapyta jej wprost, kombinuje jakby to inteligentnie załatwić. Paweł chce aby Karolina sama się wysypała, lecz nic konstruktywnego do łba nie przychodzi. Czuje się jak facet z dowcipu, który nie wiedział w jaki sposób zagadać do kobiety w barze. Koniec końców kiedy babka wróciła z toalety ten podszedł i odezwał się do niej z błyskiem w oku: ‘Srałaś?’ Chłopak wie iż na taki nietakt zdecydować się nie może. Tak otwarcie wkraczać w życie prywatne, to nie wypada. Chociaż… Właściwie to, dlaczego nie?

- Karola! Wiesz… widziałem was, ciebie z Piotrkiem jak się żegnaliście. Czy coś wy, no wiesz?
- Może tak, może nie - uśmiechnęła się zalotnie.
- Mi możesz powiedzieć, no dajże spokój!
- To sprawa między mną, a Piotrkiem. Co ci do tego?
- A jak ci się wydaje? Hę?! Myślisz że wszyscy tak kręcimy się wokół ciebie bezinteresownie? Każdy z nas chciałby mieć cię dla siebie! - krzyknął Paweł.
- Nie jestem głupia, doskonale o tym wiedziałam, od początku. Robicie z siebie kretynów, bez sensu… - westchnęła Karolina.
- Powiedz, czemu Piotrek?
- Ha, ha! Przecież niczego nie potwierdziłam.
- Wiem co widziałem, a serio -lubię cię…
- Nie ogarniesz tego Paweł…
- Mów! - wrzasnął przeraźliwie chłopak.

Nastolatka dostrzegła gniew płynący z jego oczu, poczuła się osaczona. Na ulicy byli sami, mrok okrył okolicę, a kilka lamp jeszcze nie rozbłysło światłem. Karolina niczym bezbronna myszka powoli odsuwała się od Pawła, ale on złapał ją za rękę. Silny uścisk dodatkowo ją zestresował, zaś młodzieniec mając przewagę czuł się panem sytuacji.

- Karola, powiedz! Dlaczego akurat Piotrek?! - powtórzył.
- Zostaw mnie, co ty sobie wyobrażasz? Kim ty jesteś?!

Zaczęli się szarpać, dziewczyna walczyła z całych sił, lecz kompletnie nic to nie dało. Paweł bez wysiłku kontrolował Karolinę, właściwie to zabawiał się jej kosztem. W końcu nastolatka kopnęła go w krocze. Uścisk puścił, a dziewczyna uciekła, biegła na ślepo patrząc czy chłopak ją goni. Przez tą nierozwagę złamała rękę, ponieważ poślizgnęła się upadając na chodnik. Jednak zadziałała adrenalina eliminując ból, a koncentrując uwagę na Pawle, który wciąż był blisko. Szybko wstała i tym razem patrząc tylko przed siebie biegła naprzód. O złamanym przedramieniu chłopak dowiedział się później, ale nie od Karoliny. Ona nie rozmawia z nim od tamtego zdarzenia. Oprócz bolącego krocza pozostały również wyrzuty sumienia. Gdyby wówczas okazał cierpliwość lub rozegrał to inaczej. Na wspomnienie tamtej zimy odczuwa prawdziwy chłód, mimo iż aura była ciepła. Zimno w sercu, zimno na duszy, zimne ręce…

ZIMNE RĘCE?! Paweł tak się zamyślił, że czuje jak zamarzają mu dłonie. Chwila, one naprawdę…

- Co pan wyprawia?! - oburzył się chłopak.
- Nic nie mów.
- Ale…

Nic już więcej nie powiedział, ponieważ serce stanęło, dusza uleciała. Alan trzymając młodzieńca za nadgarstki wniknął w głąb jego organizmu. Mówiąc wprost udało mu się przejąć ciało Pawła, dokonał transferu swojej osobowości. Alan odzyskał dawno utraconą młodość, siłę, energię - nowe życie. A Paweł? No cóż, jeśli do litrowej butelki pełnej wody doleje się kolejny litr… Dusza chłopaka zmarła, odeszła bezpowrotnie. Takie życie, a… Alan to nie jest prawdziwe imię, ponownie narodził się Krzysztof Major.

moonky

opublikował opowiadanie w kategorii przygoda, użył 2347 słów i 13256 znaków.

Dodaj komentarz