Vitae cz. 1

Gdyby ktoś właśnie teraz wyszedł z długoletniej śpiączki i postawił stopy w parku, to bez wahania prawidłowo oceniłby jaka jest pora roku. Jesień! Mimo godzin przedpołudniowych niebo dość ciemne, ponieważ gęste chmury zasłaniają widok Słońca. Obfity deszcz działa na nerwy mieszkańcom miast, liczne kałuże czynią z ludzi bardziej kangury omijające skokami przeszkody niż obywateli dużej metropolii. Krajobraz uzupełniają drzewa porośnięte kolorowymi liśćmi, bo przecież inne pory roku nie zmieniają barw roślin w tak wielkim stopniu jak jesień. Poza tym większość z liści spada na ziemię tworząc ‘dywany’, które prezentują się świetnie na fotografii czy też na obrazie w galerii sztuki, ale…

Liście na ziemi to udręka dla pana Władysława, bo częścią jego obowiązków jest utrzymanie w czystości chodników na terenie cmentarza. Natomiast opad z drzew do spółki z silnym wiatrem upodobały sobie owe alejki i chętnie tam się panoszą. Cóż to! Jak mawia pan Władek przynajmniej ma zajęcie. W jego wieku to najważniejsze, aby coś robić. Inaczej można oszaleć albo gorzej - umrzeć! Pracując w otoczeniu grobów staruszek doskonale zdał sobie z tego sprawę.

- Przepraszam! Halo, witam. Potrzebuję pomocy…
- Nie wątpię - przerwał Władysław młodzieńcowi widząc jego niechlujny strój. - O co się rozchodzi?
- No… szukam grobu Krzysztofa Majora, czy to blisko?
- Tam! - machnął ręką w kierunku okazałego dębu po lewej stronie alejki. - Duży… czarny… złote litery. Pełno zniczy i kwiatów, a pewnie i ludzi też! - dodał z poirytowaniem.
- Dziękuję panu serdecznie!

Pan Władek nie spojrzał czy młodzieniec idzie we wskazanym kierunku, ponieważ niewiele go to obchodziło. Strasznie denerwują go te ciągłe pytania o drogę na miejsce spoczynku śp. Majora. Nawet po śmierci być pod ciągłą obserwacją ludzi, jak tak można?! Dlaczego społeczeństwo interesuje się losem jednego człowieka, a nie swoim własnym?! Krzysztof Major był bardzo znanym pisarzem, dziennikarzem i aktorem, ale przecież święty nigdy nie będzie. Władysław ze względu na wiek pamięta wielu wybitnych artystów, lecz takiego cyrku jeszcze nie widział. Ten cały szum medialny wokół śmierci pisarza to jedna z przyczyn zaprzestania oglądania telewizji, poza tym czuł się zniesmaczony poziomem prezentowanych współcześnie treści dla masowego widza. W zasadzie tragiczny koniec Majora nie był mu obojętny, zmarł przyzwoity człowiek kultury, chyba ostatni z gatunku tych wielkich.

- O! Witam panie Władku, co tam? Tłumy walą nieprzerwanie czy powoli słabną te pielgrzymki?
- Oj, dajże spokój! Dosłownie przed chwilą znów małolat pytał o drogę. Oszaleć można… - powiedział zrezygnowany.
- To już długo nie potrwa, wie pan co tam teraz działa? Monitoring!
- Że co?! Kamerują znaczy się?
- Tak, dokładnie tak panie Władku. Kilka kamer, cztery urządzenia przez całą dobę obserwują tylko jeden grób. Wdowa miała po wyżej uszu scen jakie tam się odbywały. Ludzie tam pili, palili nie wiadomo co! Zresztą sam pan wie…
- Pewnie że wiem, Sodoma i Gomora! Banda ćpunów, pijaków… A jak śmiecili!
- No to teraz powinno się uspokoić, przyuważą te współczesne hieny cmentarne to od razu przyjdą i wywalą na zbity pysk!
- Cholera jasna z tymi pożal się Boże ‘wielbicielami’. Znicz postaw! Kwiaty jakieś, złóż hołd i się pomódl za duszę zmarłego - to rozumiem. A ci dawaj! Jeszcze orgie by urządzali… nie no, to nie na moje nerwy!

To o czym rozmawiali dwaj mężczyźni było rzeczywistością sprzed tygodnia, mniej więcej… Krzysztof Major stanowił prawdziwy autorytet, wciąż mówi się o książkach jego autorstwa. Powszechne stało się stwierdzenie: ‘Major otworzył nam oczy!’ Niezwykłe porównania, ogromna szczegółowość i wyraziste poglądy wpłynęły na znaczną część społeczeństwa. Ponadto jako aktor doskonale grał przekazując emocje wykreowanych przez siebie postaci, dzięki temu jego twórczość jest łatwiej przyswajalna. Dzięki temu był autentyczny oraz naturalny. Występował w ekranizacjach własnych powieści, ale sprawdzał się także w produkcjach fabularnych innych filmowców. Odtwarzał postacie księży, prokuratorów, a nawet klauna. Jednak aktywność Majora wykraczała poza sztukę.

Wspierał akcje charytatywne, brał udział w inicjatywach społecznych, których często sam był autorem. Budził ogólną sympatię i szacunek ludzi, wszelka krytyka to ledwie cichy szept, niemy protest odnoszący się wyłącznie do spraw prywatnych. Niespodziewana śmierć wywołała autentyczny szok, smutek i żal. Tym bardziej że zginął na przejściu dla pieszych. Rozpędzony samochód trafił Krzysztofa przy dużej prędkości, zmarł na miejscu doznając licznych urazów wewnętrznych. Wielka strata zarówno dla świata kultury jak i dla całego społeczeństwa.

Pogrzeb wyglądał tak jakby wszyscy obecni stracili członka rodziny, a zdecydowana większość to ludzie znający go wyłącznie z twórczości literackiej, filmowej. Tłumy zrozpaczonych, smutnych, wiernych fanów chcących oddać hołd Majorowi. Setki z nich zostały po oficjalnej ceremonii nie mogąc się pogodzić ze stratą tak wybitnego człowieka. Po kilku godzinach grupa około stu ludzi wciąż trwała przy grobie, czytali fragmenty książek, wspominali filmy z udziałem zmarłego.  

Niestety kilku z obecnych zakłócało spokój reszty, kierował nimi alkohol i inne używki. Doszło do profanacji wielu płyt nagrobnych, wywiązała się bójka… Podobne sceny miały miejsce parę dni z rzędu. W końcu wdowa, pani Major postanowiła coś z tym zrobić. Postanowiła założyć całodobowy monitoring, co pomogło w taki sposób, iż zapanował spokój. Nie na długo… Policja złapała kilku młodych ludzi, którzy chcieli wykraść zwłoki Krzysztofa. Na szczęście udaremniono ich zamiary. Ta wiadomość wstrząsnęła żoną Krzysztofa, bo zdała sobie sprawę, że może to być inspiracją dla kolejnych śmiałków. Znów musiała znaleźć rozwiązanie…

moonky

opublikował opowiadanie w kategorii przygoda, użył 1066 słów i 6179 znaków.

1 komentarz

 
  • Użytkownik Without

    ciekawie.

    29 gru 2013