Popiół IV

Rano obudziło nas głośne pukanie do drzwi. Osoba po drugiej stronie zdawała się być bardzo zniecierpliwiona. Anna tylko przekręciła się na drugą stronę i wymamrotała jakieś przekleństwa pod nosem. Widocznie to mi została przydzielona rola zajęcia się nachalnym intruzem. Wstałam z łóżka i podeszłam leniwym krokiem do drzwi. W głowie mi zawirowało zapewne dlatego, że znów dręczyły mnie nocne koszmary. Otworzyłam drzwi przerywając kolejną salwę pukania.

-Witam - powiedział starzy, wysoki mężczyzna. W dłoni trzymał dwie kartki - Przynoszę grafik dnia dla panny Heleny i panny Anny. Radzę następnym razem budzić się przed 8.  

Nie mówił nic więcej, tylko wręczył mi oba plany i pomaszerował do następnego pokoju. Zamknęłam drzwi i przetarłam wciąż senne oczy. Zerknęłam na grafik dzisiejszego dnia i zrozumiałam zniecierpliwienie mężczyzny. Za dokładnie trzydzieści minut czekało nas zwiedzanie kampusu.

-Wstawaj - zaczęłam wybudzać Ankę - za trzydzieści minut mamy się stawić przed budynkiem.

Dopiero na te słowa raczyła otworzyć oczy. Przetwarzała chwilę informacje i w jednym momencie wyskoczyła z łóżka jak z procy.

-Jak to ? Nie zdarzę się ubrać i wymalować - zaczęła wywalać rzeczy z walizki we wszystkie strony.

Zerknęłam na parę moich nudnych ciuchowi i przez chwilę nawet cieszyłam się, że nie mam tego samego problemu co Anka. Dobór stroju i lekki makijaż zajął mi zaledwie 10 minut. Na co dzień nie byłam strojnisiom, głównie dlatego że środki finansowe nie pozwalały mi na zbytnią finezję. Lubiłam jednak sprawiać dobre pierwsze wrażenie, zwłaszcza wśród ludzi, z którymi koneksje mogły mi przynieść korzyści. Zganiłam się za taką postawę, lecz ciężko było się jej dziwić.  Na szczęście Anka wyrobiła się w czasie i wyszłyśmy razem na zbiórkę. Tam czekało już parę osób. Musiałam przyznać że obdarzeni rzeczywiście wyróżniali się na tle innych ludzi. Wśród 3 osób każde miało wyjątkowy i nietuzinkowy wygląd. Moją uwagę najbardziej zwrócił wysoki, opalony szatyn i zastanawiałam się czy Anka znowu oniemieje na pół godziny. Ta jednak tylko bacznie obserwowała osobników, lekko przymrużając oczy.  

-Witam panie - obdarzył nas szerokim uśmiechem chłopak, który sprawił na mnie największe wrażenie - Jestem Gilberto, bardzo miło mi was poznać.

-Nie zwracajcie na niego uwagi - zwróciła się do nas dziewczyna, która siedziała na murku - to mój ułomny brat, który startuje do każdej, by później kopnąć ją w dupę. Na początku wydaje się fajny, zabawny, a dopiero później wychodzi, że to książka z ładną okładka, ale beznadziejna treścią.

-Dzięki siostra, że dobry PR mi robisz - szturchnął ją w ramię i popatrzył gniewnie.

-Matka kazała ci się zająć nauka, a mi dopilnować że w końcu tak się stanie - powiedziała i wróciła do lektury, która trzymała na kolanach.

-Jest początek wakacji, wyjmij kija z dupy.

Patrzyliśmy się z Anka i druga dziewczyna na tą wymianę zdań z lekkim zdezorientowaniem. Ciszę która zapadła przerwał dopiero nowo przybyły chłopak.  

-Cześć - rzucił od niechcenia, zwracając na siebie całą uwagę. Miał bardzo jasna karnację i niemalże platynowe włosy. Oczy zakrył markowymi okularami przeciwsłonecznymi.

-No witam - rzekł na nowo rozemocjonowany Gilberto - Skoro już wszyscy jesteśmy, bo podobno zwiedzanie jest w 6 osobowych grupach, to może skusicie się na małe co nie co - mówiąc to wyjął skręta z kieszeni.

Z lekkim ukłuciem złości na siebie, musiałam przyznać, że nie był to aż tak głupi pomysł. Nie wiedziałam jak przystosować się do nowego otoczenia, a zwykle używki pomagały mi w procesie adaptacji. W grupie jednak nikt się nie odezwał. Anka wydawała się być w ciężkim szoku, jego siostra tylko pokiwała głową z wyraźnym poczuciem zażenowania, a nowy stał jak slup z kamiennym wyrazem twarzy.

-No dawajcie. Będziemy łazić w kółko i zajebiście się nudzić. Od starszych słyszałam, że typek albo się spóźnia, albo nie przychodzi, więc to idealna okazja - namawiał dalej, aczkolwiek jego entuzjazm zdawał się powoli słabnąć.

-Dobra, potowarzyszę Ci - powiedziałam.  

-Super - odpowiedział szczerze Gil - Jak coś to jesteśmy w tamtej wnęce.

Poszliśmy na wskazane przez niego miejsce i stanęliśmy naprzeciw siebie.

-Masz ognia?- spytałam.

Parsknął tylko śmiechem i pstryknął palcami. Z jego wskazującego palca pojawił się jasny płomień. Minęła chwila póki zrozumiałam co się dzieje. Pierwszy raz tak namacalnie miałam okazję spotkać się z magią.

-Pytasz się bardzo właściwej osoby - powiedział i zaciągnął się jointem - Jak masz na imię i jaki masz czar? Ty już to wszystko o mnie wiesz.

-Helena - powiedziałam i odebrałam od niego skręta - A czar póki co niezidentyfikowany.

Popatrzył się na mnie z ogromnym zdziwieniem.

-Jak to?  

-Jestem odrodzona, czy jak to tam zwiecie - wzruszyłam ramionami, jakby ta informacja była już dla mnie kompletnie neutralna i w żadnym stopniu mnie nie szokowała.

-No okej, rozumiem, ale twoi starzy nic nie powiedzieli jak dostałaś list? Magii w rodzinie się nie zataja z pokolenia na pokolenie. Jeśli nic nie wiedzieli, to musisz być odrodzoną z naprawdę długiej linii.

-No cóż, tak widocznie jest.

-A nic nigdy nie czułaś? - zapytał dokańczając skręta - Wiesz o co mi chodzi. Że dysponujesz jakaś mocą. Ja od zawsze to niby wiedziałam, ale jak pierwszy raz podpaliłem siostrze sukienkę , to dopiero wtedy się przekonałem.

-Nic a nic.

Patrzył się na mnie pytającym wzrokiem.

-Ciekawy z ciebie przypadek - mruknął zamyślony - Chodźmy już do nich.

Wróciliśmy na zbiórkę i zgodnie z przewidywaniami Gila, nadal nie było naszego przewodnika. Powoli zaczęłam odczuwać wpływ narkotyku. W głowie wszystko zaczynało mi się układać, choć wiedziałam że tylko gdy przestanie działać, znowu zostanie w niej jeden wielki bałagan. Anka patrzyła na mnie ze złością, którego źródła nie umiałam określić.  

-Widzicie? Mówiłem że jeszcze poczekamy - westchnął Gil - Mogliście ciekawiej spożytkować czas.

Jego siostrą w odpowiedzi mruknęła coś pod nosem w ich rodzimym języku. Odburknął jej zapewne jakimś przekleństwem i do przyjścia przewodnika panowała absolutna cisza. Anka wydawała się być naburmuszona, jakby zostawienie jej w dziwnej ekipie na 5 minut było niewybaczalnym uczynkiem. Niska dziewczyna wpatrywała się w swoje buty a blondwłosy chłopak przeglądał coś na telefonie.

-Witajcie - powiedział do nas zdyszany nowo przybyły mężczyzna - Widzę że są wszyscy, więc możemy zaczynać. Jestem Vasco i będę was dziś oprowadzał po kampusie i wszystkich oddziałach. Fajnie by było, gdybyście w trakcie dzisiejszego zwiedzania lepiej się poznali, bo zapewne w tej grupie będziecie na zajęciach podstawowej magii. Chodźcie teraz za mną, mamy lekkie opóźnienie.  

Pokiwaliśmy głowami, choć to „lekkie opóźnienie” wynosiło prawie 50 minut. Rozdał nam jeszcze pospiesznie małe katalogi z mapka i opisem każdego wydziału. Druk miał ten sam metaliczny połysk, który widziałam w liście. Szliśmy wszyscy w ciszy do pierwszego gmachu Magii żywiołów. Anka co chwile zerkała na mnie, jakby czekała na jakieś przeprosiny, ale po chwili zorientowałam się, że nie jestem tego typu osobom i zaczęła trajkotać o tym jaki piękny jest kampus. Mimo wszystko wolałam jak gadała bez opamiętania, niż gdy milczała.

- Po prawej stronie macie instytut nowoczesnych technologii. Jak wiecie przez pierwszy rok będziecie głównie uczyć się przedmiotów magicznych, ale będziecie już teraz mogli wybrać 3 pozamagiczne moduły. Ten budynek będziecie odwiedzać, jeżeli wybierzecie nauki ścisłe - mówił monotonnym i sennym głosem Vasco - po lewej macie wydział historyczny. Po mimo słabego zainteresowania kierunkiem jest on tu największy, z powodu ogromnych archiwów, dotyczących magii z całego świata. Nie liczcie jednak że dane będzie wam coś przeczytać.  

-Wow - powiedziała cicho do siebie Anka. Musiałam przyznać, że opisywany właśnie budynek również we mnie wzbudził spory podziw. Ogromne, ciemne, stare mury były gęsto pokryte bluszczem, a w gotyckich oknach znajdowały się kolorowe witraże. Prędzej przypominał starą katedrę, gdyby nie płaski dach. Patrząc na to architektoniczne cudo, zaczęłam mieć dziwne poczucie niepokoju. Atmosfera wokół niego wydawała się ciężka.  

-Jest objęty potężną magią ochronną, którą zapewne czujecie - powiedział gestykulując rękami - Tamta zamknięta strefa to Aleja Bractw. Jeśli jesteście obdarzonymi więcej niż 5 stopnia, zapewne tam traficie. Jeśli nie to, raczej nie ma co liczyć. To bogate snoby, ale nawet za pieniądze nie da się kupić tam wstępu - odparł wyraźnie zniesmaczony przewodnik.  

-A szkoda - mruknęła do mnie Anka - Słyszałam, że ludzie z bractw to dobre partie.  

-Przyjechałaś tu studiować czy szukać męża - parsknęłam.

-Łączę przyjemne z pożytecznym - wzruszyła ramionami i zaśmialiśmy się cicho - A skoro o tym mowa, to nie udawaj, że ciebie też to nie dotyczy - kiwnęła znacząco głową w stronę Gilberta. Gadał do blondwłosego chłopaka, który nie był ochoczy się do tej pory przedstawić. Przypominało to raczej sumiennie prowadzony monolog.

-Daj spokój, szukanie sobie faceta w tym momencie jest dla mnie wyjątkowo mało priorytetowe - odpowiedziałam bezemocjonalnie.

-A szkoda bo chyba mu się spodobałaś, co chwile zerka.

Wolałam nawet nie sprawdzać, czy jej obserwacja jest zgodna z prawdą. Nie potrzebowałam sobie dokładać problemów w postaci chłopaka. Wystarczył mi Adam, któremu zapewne będę się musiała gęsto tłumaczyć. Większa ilość mężczyzn w moim życiu mogła skutkować katastrofą. Kiedyś w kawiarni podrywał mnie pewien uroczy student. Co prawda typ uroczych chłopców kompletnie nie wpasowuje się w mój gust, ale zgodziłam się wyjść z nim do kina. Jak Adam dowiedział się o tym od naszej wspólnej znajomej, prawie tydzień się do mnie nie odzywał. Wiedziałam, że dla osób trzecich pewne było, że żywi do mnie jakieś uczucia, lecz ja znałam prawdziwy powód jego przywiązania. Tylko ja wiedziałam o jego problemach i tylko przy mnie mógł czuć się swobodnie. Tak bał się stracić tą strefę komfortu, która ze mną osiągnął, że z bólem dopuszczał do mnie innych ludzi. Miałam wrażenie, że w pewien sposób jest ode mnie uzależniony i to układ niewygodny dla obu stron.

-Ale te dziewczyny wyjątkowo ciche. Aż boje się cokolwiek powiedzieć - powiedziała Anka wyrywając mnie z rozmyślań.

-Przedstawiły się w ogóle jak mnie nie było? - spytałam, aczkolwiek mało mnie interesowały nasze towarzyszki.

-Tak niska to Nadia, obdarzona 5 stopnia czarem obrony, a siostra bliźniaczka Gila ma na imię Gemma i jej żywiołem jest woda - odpowiedziała ściszonym głosem.

-To całkiem zabawne, ona woda, on ogień - powiedziałam robiąc dziwne znaki palcami.

-On jest ogniem? Założę się, ze ogniści są świetni w łóżku - rozmarzyła się Anka.

-Wole się o tym nie przekonywać.

Resztę drogi skupiłam się na słowach przewodnika, którego bardzo mało obchodziło to, czy w ogóle ktoś go słucha. Widać że to robota, która po prostu chce odbębnić. Zrobiliśmy krótki spacer po gmachu magii podstawowej. Stwierdził, że lepiej żebyśmy teraz poznali rozkład budynku, w którym będziemy mieć większość zajęć. Z mapy zobaczyłam że, budynek był naszą ostatnią "atrakcją" poza jednym czarnym punkcikiem podpisanym "Gmach magii pierwotnej". Gdy doszliśmy do danego wydziału, poczułam coś co zdecydowanie nie mogłam zrzucić na działanie narkotyku. Budynek był najmniejszy i najstarszy. Z ścian zlatywał tynk ujawniając wypłowiałą cegłę. Kompletnie nie pasował do eleganckich, nowoczesnych wydziałów. Mimo to, wzbudził na mnie największe wrażenie. Jakby jakaś cząstka mnie do niego należała.
  
-A to od dawna nie remontowany gmach magii pradawnej. Nikt nie garnie się do tego, by w niego inwestować i tylko jeden moduł jest w nim realizowany. To najstarszy budynek uniwersytetu. Znajduje się tam również biblioteka, ale w odróżnieniu od archiwum , jest raczej pełna bajek niż prawdziwych treści.

-Jakich bajek? - pytanie mimowolnie wyleciało mi z ust.

-Na przykład o tym jak to źli czarnoksiężnicy wody wywołali potop. Dużo tego typu bzdet. I większość nie zrozumiałych, bo zostały zapisane starym językiem wiedźm. Tylko obdarzeni wysokich stopni są w stanie je rozczytać. Jest to wydział bardziej dla fanów fantastyki, aczkolwiek i mi zdarzało się przesiadywać z wypiekami na policzkach i czytać o pierwszych obdarzonych.  

-A co znaczy ten napis - spytała Gemma i wskazała palcem na wyrzeźbiony nad drzwiami budynku napis. Bardziej przypominał hieroglify niż język pisany.

-Rożne są tłumaczenia, bo to pradawny język. Są obdarzeni którzy widzą w nim " powstanie z popiołu " , albo "popiół końcem i początkiem" , ale żadne nie zostało stwierdzone jako poprawne.  

Całe moje ciało zmroziło się na te słowa. Czułam jakby, dziwna moc przepływała przeze mnie. Otrzepałam się instynktownie. Anka popatrzyła na mnie pytająco.

-Zimno - mruknęłam.

Wiedziałam, że to co poczułam było nie do opisania, nawet gdybym bardzo się postarała ubrać to w słowa. Jakby coś obudziło się we mnie i wypełniło cała moją duszę.

-Widzę że ma pani nosa - parsknął Vasco - Musi być pani obdarzoną dość wysokiego stopnia. Tylko tacy tak reagują na ślady magii. Tu jest ich pełno, stąd to dziwne uczucie. Chodźmy jeszcze do jednego miejsca i to będzie koniec - machnął do reszty.

Próbowałam sobie jakkolwiek wytłumaczyć dziwne odczucie które wywołała na mnie treść napisu. Słowo „popiół” obijało mi się w głowie niczym klucz do jakiegoś kodu, który dane mi było rozwiązać.  

-A to ściana zasłużonych – powiedział przewodnik i pokazał nam ogromny mur pokryty mosiężnymi tabliczkami – Znajdują się tu nazwiska potężnych obdarzonych, w tym ostatniego obdarzonego wizją. Zbiór jego pism znajduje się w archiwum. No przynajmniej te ważniejsze. Na starość bredził już straszne głupoty i trzeba było to filtrować.  

Anka wsłuchiwała się w słowa Vasco z największą uwagą. Podejrzewam, że będzie jedną z opisywanych wcześniej fanek fantastyki siedzących w gmachu magii pradawnej.

-Ale jazda – szepnęła do mnie – Słyszałam o nim tyle opowieści. Mój ojciec ma nawet o nim książkę. Mogę później ci poopowiadać.

Pokiwałam głową, bo rzeczywiście temat ostatniego obdarzonego czarem wizji budziła moją ciekawość.  

-A teraz jak, nie macie już żadnych pytań, to możecie się rozejść  - powiedział i popatrzył na każdego z osobna – W takim razie zostawiam was samych.

Odszedł powolnym krokiem a my staliśmy czekając, aż ktoś przerwie niezręczną ciszę. Oczywiście był to Gil.  

-Jestem strasznie głodny i podejrzewam, że Hela też – skrzywiłam się na ten skrót – Idziemy na jedzenie? Znam dobre restauracje.

-Wolę zjeść w domu – powiedziała Gemma i odeszła nie żegnając się z nikim. Przemiła osoba.

-Niech idzie – machnął ręką – Co z wami? Anna?

-Jasne, chodźmy – powiedziała Anka.  

Reszta również pokiwała głowami. Ruszyliśmy za paplającym Gilbertem na obiad.

opopoo12

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda, użyła 2770 słów i 15715 znaków.

2 komentarze

 
  • Choc

    Zaczyna mnie wciągać
    Czekam.

    29 maj 2020

  • shakadap

    Brawo!  
    Dobrze napisane, wciągające i szybko się czyta.
    Czekam z niecierpliwością na dalszy ciąg.  
    Pozdrawiam i powodzenia.

    28 maj 2020