Popiół II

Jechaliśmy w pełnej ciszy na lotnisko. Bałam się zdać jakiegokolwiek pytania, gdyż staruszek co chwilę ganił mnie wzrokiem. Nagle zjechał z głównej trasy a mi zaczęło szybciej bić serce.

-Zajedziemy po jeszcze jedną dziewczynę – powiedział, zupełnie jakby wyczuł mój niepokój.  

Po 5 minutach znaleźliśmy się pod ogromnym, nowoczesnym domem. Przed bramką wyczekiwała młoda dziewczyna z dwójką rodziców. Wielkość jej walizki lekko mnie onieśmieliła. Mimo wszystko to tylko tydzień i nie zakładałam by miało to w moim wypadku potrwać dłużej.  

-Dobrze, że chociaż jedna, była punktualna – mruknął do siebie kierowca i wyszedł na zewnątrz.

Dziewczyna wymieniła ostatnie uściski z rodziną i zapakowała walizkę. Szybko wymieniłyśmy spojrzenia. Miała długie blind włosy i ostre rysy twarzy. W ogromnych, zielonych oczach malowała się nieposkromiona ekscytacja. Uśmiechnęła się do mnie promiennie i zajęła miejsce obok.

-Cześć. Jestem Ania. Ale super co nie – niemalże wykrzyczała mi to do ucha – Rodzice mówili, że magia w moim pokoleniu już wygaśnie, ale jak widać nadal coś tam jest! Już się nie mogę doczekać.

Pomachała mechanicznie rodzicom na pożegnanie. Kierowca prychnął i ruszyliśmy w dalszą trasę.

-A ty jaki masz czar rodowy? U mnie w rodzinie zawsze był czar życia. Wiem, nudy, pewnie pójdę na medyczny odłam jak rodzice, bo w końcu „czar zobowiązuje” – przewróciła oczami i kontynuowała monolog-  Przepraszam, że tak paple, ale pierwszy raz mogę pogadać o tym z kimś poza rodziną. Nawet nie wiesz, jak się cieszę! Ty to wyglądasz na taką opanowaną, woda, tak? Masz czar żywiołu? Matka mówiła, że wodzianki zawsze były najspokojniejsze na studiach i słabo kontaktowały – pewnie mówiła by dalej, gdyby nie przerwał jej staruszek.

-Daruj sobie gadkę, Helena to odrodzeniec. Nic nie wie o magii, czarach.  

Ania przez chwilę mocno się zamyśliła.  

-A, odrodzeńcy. To podobno bardzo rzadkie zjawisko. Czyli serio nic nie wiesz o magii? – popatrzyła na mnie pytającym wzrokiem.

-Niestety, nadal nie wiem co tak właściwie jest grane – szczerze odpowiedziałam.

-Ale numer – parsknęła śmiechem – Wiesz, mama opowiadała mi o jednym odrodzonym. Jego babcia miała w krwi magię, ale rodzice już nie. Podobno był mocno zdezorientowany, tak jak cała rodzina. Musisz być odrodzona z dalszego pokolenia, co już w ogóle jest rzadkością, jeśli absolutnie nic nie wiesz o swoim pochodzeniu.

Mówiła tak chaotycznie, że ciężko mi było zrozumieć jej słowa. Zwłaszcza, że gadała o rzeczach, o których do tej pory nie miałam zielonego pojęcia.

-Ja – zaczęłam – naprawdę nic nie wiem. Myślę, że zaszła jakaś pomyłka.

-No ale nigdy nie czułaś nic takiego nadprzyrodzonego? Ja pierwszy raz to poczułam jak opatrywałam rękę tacie i wyleczyłam mu ranę. Niesamowite uczucie, tak jakby przepływało przez całe moje ciało.

-Niestety, ale nigdy nic takiego nie doświadczyłam – odparłam twardo.

-To może rzeczywiście to jakiś błąd.

-Tego typu błędy się nie zdarzają – wtrącił się kierowca – Po prostu zostaniesz poddana 6 próbą i ustalą jaki czar posiadasz.

-O to, to – pokiwała głową Anka – Obyś nie miała czaru śmierci, bo zapewne byśmy się nie dogadały. Mało kto się z nimi dogaduje. Fajnie by było dzielić pokój w akademiku z kimś, kto zna rodzimy język.

-To tylko rozmowa kwalifikacyjna – spróbowałam sprowadzić ją na ziemię.

-Jak masz magie we krwi i trochę oleju w głowie, to nie masz czym się martwić. Wiadomo, że nie na każdy moduł możesz startować. Jaki Cię najbardziej interesuje?

-Nie wiem nawet jakie są.

-Oj, dziewczyno. Ty naprawdę nie masz o niczym pojęcia.

Szybko się zorientowała.  Ten komentarz zostawiłam jednak dla siebie. Resztę drogi przebyłyśmy w ciszy. Założyłam słuchawki wskazując, że nie mam ochotę na żadne rozmowy. Zbyt dużo rzeczy kłębiło mi się teraz w głowie. Czar rodowy. Odrodzeniec. Magia. Wszystko wydawało mi się zbyt surrealistyczne. Ciężko, było mi traktować zaistniałą sytuację poważnie, jednakże wewnątrz czułam, że znajduje się w odpowiednim miejscu. Czy moi rodzice mogli mieć jakikolwiek związek z magią? Dwójka agresywnych alkoholików, którzy z czarodziejskimi studiami nie mieli absolutnie nic wspólnego. Odrzuciłam tę opcję niemalże od razu. Spróbowałam sobie przypomnieć dziadków, ale znałam ich jedynie z historii i to niezbyt przyjemnych. Żaden kawałek tej łamigłówki do siebie nie pasował.  

-Jesteśmy, weźcie z bagażnika swoje rzeczy – wybudził mnie z przemyśleń kierowca.

-Nareszcie, choć Hela! – wyskoczyła z samochodu Anka.  

Wyszłam za nią i wzięłam swoją małą torbę.  

-Nie przygotowałaś się zbytnio. Podobno w tygodniu rekrutacji jest dużo imprez i poznaje się mnóstwo ludzi. Wszystko wypchałam kosmetykami i sukienkami. Najwyżej Ci coś pożyczę. Podejrzewam, że nas razem zakwaterowano – znów zaczęła świergotać.

Zostawiłyśmy za sobą staruszka i weszłyśmy na lotnisko. Pierwszy raz w życiu miałam polecieć samolotem. Nie to jednak przerażało mnie najbardziej.

-Wszyscy tam są, hmmm, czarodziejami?  

-„Czarodziejami”? Nikt nie używa tego określenia. To kojarzy się z miotłami, różdżkami i szpiczastymi kapeluszami z bajek. „Obdarzeni” – tak się nazywamy. Chyba tylko czar żywiołów wygląda na najbardziej bajkowy. Panowanie nad ogniem i takie tam. Reszta czarów to raczej takie mało zauważalne. Ja na przykład swój czar używam bardziej do odczuwania. Moi rodzice też, dzięki czemu lepiej wykrywają choroby u ludzi – nagle przerwała – Zresztą przepraszam. Bombarduje cię zbytnio tym wszystkim. Musisz być w niezłym szoku.

-Jestem, ale wole wszystkiego dowiedzieć się teraz, by wiedzieć czego się spodziewać na miejscu.

-Mądre podejście – pokiwała ze zrozumieniem – Ja bym chyba zemdlała na taką wiadomość. Jak zareagowałaś na list?

-Byłam pewna że to żart – wzruszyłam ramionami.  

Poszłyśmy się odprawić. Bilety okazały się prawdziwe. Z Anką miałyśmy miejsca obok siebie, dzięki czemu miałam szanse dowiedzieć się jak najwięcej o otoczeniu, do którego dane mi było trafić przynajmniej na najbliższy tydzień. Co prawda był to tylko czterogodzinny lot Warszawa-Porto, który mógł nie wystarczyć na to, by nadrobić wiedzę, którą Anka absorbowała od urodzenia. Zajęłyśmy miejsca w samolocie i wygodnie się rozsiadłyśmy.

-Ciekawe co nas czeka. Ale będzie dobrze– spróbowała dodać mi otuchy – O jakich studiach myślałaś przed tym wszystkim?

-O żadnych, miałam zamieszkać z przyjacielem w jego mieszkaniu i zacząć szukać lepszej pracy.
Po tym jak to powiedziałam, przypomniałam sobie o tym, że warto poinformować Adama o nagłej zmianie planów. Miał przyjechać wieczorem po moje rzeczy. Nie wiedziałam, jak zareaguje. Zakodowałam sobie w pamięci, by napisać do niego, jak już przylecę.

-Rozumiem, a zastanawiałaś się co mogłabyś studiować, teraz jak masz taką okazję? W czym byłaś najlepsza w szkole?

Nie wiedziałam nawet jak odpowiedzieć na to pytanie. Z niczego nie byłam orłem, ale też nie miałam, żadnych problemów. Gdy tylko wyniosłam się z domu, poprawiły się znacząco moje stopnie i w końcu miałam na tyle spokoju, by pomyśleć o mojej przyszłości. Odrzucałam jednak możliwość studiów, gdyż nie wiedziałam, jak długo mogę żyć na rękę mojej siostry i jej matki. Jasne jednak było, że nie podoba im się moja obecność.

-Nie wiem, zastanowię się już na miejscu.

-Nie martw się, jak określą twój czar rodowy, łatwiej ci będzie zdecydować. Na pewno dobiorą ci jakieś odpowiedni moduł.

-Ja nawet nie wiem, czy stać mnie na studia.

Anka zaśmiała się, jakbym powiedziała jakiś dowcip.

-Obdarzeni mają mnóstwo kasy. Każdy uczeń dostaje stypendium miesięczne. W zależności od czaru, dostaniesz odpowiednią kwotę – machnęła lekceważąco ręką.

Na chwilę zmarłam. Do tej pory kompletnie odrzucałam możliwość faktycznego studiowania tam. Traktowałam ten wyjazd jako coś, co zmieni moje życie i postrzeganie na nie, ale nie wiedziałam że da mi aż tyle możliwości.
Samolot wystartował, a ja zapadłam w głęboki sen, wbrew swoim wcześniejszym zamiarom.

***

opopoo12

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda, użyła 1455 słów i 8451 znaków.

2 komentarze

 
  • Choc

    Zapowiada się ciekawie.
    Czekam na dalszy ciąg.

    8 maj 2020

  • agnes1709

    Druga łapa. :D

    7 maj 2020