Odludzie I

Jak tylko wszedł do domu, poczuł w powietrzu zapach tego co zawsze wywołuje w nim bunt, czy też niepokój - zmiany. Po ściągnięciu adidasów, jak zawsze - powolnym krokiem, udał się do łazienki. Po drodze zerkając w prawo, już drugi raz dzisiaj zobaczył tę bladą cerę, w której cieniu co najwyżej skrywa się bladość skóry delikwenta przeżywającego sumę wszystkich strachów. Na wychudzonym ciele, jak na wieszaku, dosłownie wisiała przydługawa koszulka z typowo anarchistycznym hasłem. Jak już wyszorował ręce, z ewidentnie udawanym, cynicznym uśmiechem zmierzył wzrokiem wszystkie ślady po cięciach brzytw. Znajdowały się one nieco ponad lewym barkiem. Z tego właśnie powodu przyodziewa on zwykle podkoszulki z rękawami do łokci. Z jeszcze wilgotnymi dłońmi, szurając stopami po podłodze, w końcu poszedł do kuchni, by posilić się obiadem przyrządzonym przez rodzicielkę.  
  Chwyciwszy już łyżkę, usłyszał przeszywający grobową ciszę, nieśmiały, choć wydawać by się mogło - stanowczy głos matki.
- Dominiku, przyszła najwyższa pora na rozmowę, należy wyjaśnić kilka spraw.
Ha, ja się nigdy mylę, ciekawy tylko jestem co tym razem; ubiór, sposób bycia, głośna muzyka, może aspołeczność.. będzie przewodnim tematem, porywającej jak zawsze rozmowy - Namiastka myśli, które obecnie kłębiły się w głowie chłopaka.  
Po wstępie matki słychać było jedynie tykanie przedwojennego zegara, pracę filtra w akwarium i zdawać by się mogło - ciężkie bicie serca tej co rozpoczęła prawie monologiczną konwersację. Tego typu rozmowy (w zasadzie wszystkie rozmowy z Dominikiem) nie należały do łatwych z tego względu, że anemiczny szesnastolatek praktycznie zawsze miał stosowne kontrargumenty pozwalające mu wyjść bez szwanku z praktycznie każdej niewygodnej sytuacji.
Obmyślając pod czaszka przeróżne scenariusze, bez życia, umieszczał w ustach kolejne łyżkowe dawki mdłej zupy.  
-Byłeś, jesteś i zawsze będziesz naszym synem, czego następstwem jest nasz troska o ciebie - tłumaczyła z bezradnym spojrzeniem.
-Następstwem? Litości, nazywajmy rzeczy po imieniu, po prostu konsekwencją - Przerwał.  
-Mógłbyś być tak miły i nie przerywać?  
-Niewykluczone.  
-W porozumieniu z Twoim ojcem uzgodniliśmy, iż pomożemy ci poprawić zaniedbane kontakty międzyludzkie...
-Kpina.. Mruknął pod nosem..
-Poprzez zapisanie cię na projekt pod tytułem "Razem raźniej" - Dokończyła nieustępliwie, co było lekkim zaskoczeniem za strony tej szarej myszki - Na tym pendrive masz wszystko dokładnie wytłumaczone. Byłabym wdzięczna, gdybyś się z tym zapoznał i pogodził.  
-Pogodził czy spróbował pójść na ugodę?  
-Pogodził - Decyzja zapadła z efektem upadnięcia ostrza gilotyny.  
                       ***

  Widok, przed drzwiami do pokoju, dwóch spakowanych walizek jeszcze bardziej podniósł poziom gniewu w tym młodym umyśle. Przechodzą przez próg swojego odwiecznego azylu nie dowierzał oczom. Nie mógł się zdecydować, na którym punkcie się skupić, gdyż każdy niemal równo go zaszokował. Nie był w stanie dojrzeć żadnego pomiętego papierka, ani jednego, wyczerpanego lub nie, flamastra, żadnej pustej puszki, nie wspominając o zeszycie, notatniku czy czymkolwiek. Zrobił kilka kroków do parapetu, przy czym palcem przejechał po niskiej szafce i biurku. Ciężko opisać jego reakcję. Jakby się nie wpatrywał, nie był w stanie dojrzeć choćby entej części grama kurzu. Zacierając dwa palce prawej ręki wzrokiem uciekł na samą górę szafy, gdzie jeszcze rano znajdowały się dwa nie najmniejszego rozmiaru głośniki. W duszy zakręciła mu się łza, dlaczego w duszy a nie w oku? Ponieważ mamy do czynienia z wrogiem numer jeden okazywaniu uczuć. Wbrew pozoru nie miała jeszcze miejsca właściwa eksplozja nienawiści. Doszło do tego w chwili, gdy uświadomił sobie, że przecież ściany są niebieskie. Co? Przecież niebieski to najzwyklejszy, całkiem przyjemny kolor. Nie tutaj, specyfiką tych czterech ścian było nic innego jak jedyne w swoim rodzaju.. malunki, szkice, wzory, napisy, rysunki. Wszystko wykonane na standardowych kartkach z bloku rysunkowego. Przeróżna tematyka, technika, styl.. To było wszystko to co chował w piwnicach swojej psychiki. Nie, nie, to nie takie proste. Wszystko zostało wystawione na światło dzienne pod postacią swoistego kodu, który tylko on jeden potrafi, a raczej potrafił rozszyfrować. Nie wiedział co się z tym wszystkim stało. Może rodzice spalili, może wyrzucili do kosza, a może narobili dość konkretny zapas skrętów z tytoniem. Wiedział tylko jedno - W tej właśnie sytuacji naprawdę odczuł jak to jest gdy ktoś perfidnie wycina nam psychiczne organy, bez których ciężej, dużo ciężej żyć.  
To był taki jego projekt, miał na celu pomóc mu wyjść z tej klatki, która od bardzo dawna krępowała mu ruchy. Jednak należy o tym zapomnieć. W końcu to tylko kilka kartek, może aż kilka kartek..

Psychotropek

opublikował opowiadanie w kategorii przygoda, użył 854 słów i 5044 znaków.

2 komentarze

 
  • LittleScarlet

    Rety, rety. Ale się zapowiada! Jest jakiś pomysł, podoba mnie się. :> -J.

    5 lis 2013

  • Dawidek74

    Ciekawi mnie co drugiej części będzie

    4 lis 2013