Nolin - Rozdział 1

Nolin otworzył oczy.
Powoli wybudzał się z sennych marzeń. Usiadł na posłaniu i zerknął w małe okno wychodzące na dziedziniec zamku Calaera. Wschodzące słońce oznajmiło mu, że zbliża się ranek. Nolin miał piętnaście lat i był synem miejscowego kowala Loring’a. Jak na swój wiek był wysokim i przystojnym młodzieńcem. Posiadał burzę kruczoczarnych włosów i niebieskie niczym ocean oczy. W trakcie dnia pomagał Loring’owi w kuźni, a po zmierzchu wracał do zamku, gdyż baron Giarel utrzymywał przyjazne stosunki z jego ojcem i udostępnił mu jeden z dworskich pokoi. Zamkowe wygody i funkcję kowala zamkowego otrzymał również ojciec chłopaka, ale odmówił, gdyż jak sam powiedział, , Nie lubię zbytnich wygód i specjalnego traktowania”. Nolin’owi spało się tam dobrze i wygodnie, nie to co w kuźni na rozpadającym się, niewygodnym łóżku.
Nolin podszedł do drzwi komnaty, otworzył je i wyszedł na korytarz. Pod sobą miał gruby miękki dywan otoczony pozłacaną nicią. Na ścianach wisiały duże obrazy w złotych ramach i jasne, ciepłe pochodnie w żelaznych uchwytach. Przepych tego miejsca zachwycał go przez kilka miesięcy, ale z biegiem czasu się przyzwyczaił.
Jego kroki tłumił dywan, stąpając cicho doszedł na sam koniec korytarza, i zaczął schodzić po schodach w dół. Mijając kolejne kondygnacje zszedł na sam dół. Zmierzając do wyjścia z budynku na dziedziniec, spostrzegł dwóch wartowników stojących po obu stronach ciężkich drewnianych drzwi z mosiężną klamką. Mieli na sobie kolczugi z wzmocnieniami na ramiona. Na to mieli założone naramienniki i narękawy z grubej skóry. Na głowie mieli kaptury kolcze, na nich grubą wełnianą czapkę, a jeszcze na niej żelazny hełm. Spodnie mieli nieopancerzone, buty ze skóry bawoła, a rękawice z lekkiego metalu. W dłoniach trzymali halabardy; za pasem mieli proste miecze wykonane nie przez jego ojca, tylko zamkowego kowala. Na widok Nolin’a obaj podnieśli broń do góry i rozstąpili się na boki by go przepuścić. Mijając ich kiwnął każdemu głową i poszedł dalej. Witał się po drodze z wieloma osobami, gdyż był znany na zamku. Po lewej spostrzegł plac treningowy i ćwiczących tam żołnierzy. Część ćwiczyła musztrę stąpając równo i szybko pod rozkazami dowódcy, część doskonaliła się w łucznictwie i fechtunku. Nolin zawsze się skupiał na tej ostatniej grupie. Był pod dużym wrażeniem ich szybkości, koordynacji ruchów, precyzji i przede wszystkim techniki. Sam pobierał prywatne lekcję szermierki u zamkowego mistrza miecza, ale do poziomu zawodowego żołnierza sporo mu jeszcze brakowało. W zamyśleniu opuścił zamkowy dziedziniec i dotarł do kuźni ojca. Spostrzegł go na tarasie - wykuwał żelazo przekształcając je w miecz. Za nim był olbrzymi piec hutniczy, po jego prawej duży kubeł z lodowatą wodą. Narzędzia do pracy były na dworzu; w budynku był skład na wykute rzeczy i dwupokojowa izba mieszkalna.
- Witaj ojcze - pozdrowił kowala Nolin.
Po jego ojcu Loring’u widać było z daleka, że jest kowalem. Postawą przewyższał większość ludzi, a muskulaturę miał znacznie wykraczającą poza przeciętną. Spojrzał na syna i odłożył wykuwaną właśnie rzecz na pobliski stolik.
- Czołem Nolin – odpowiedział. - Gotowy do pracy?
- Oczywiście, że tak. Od czego mam zacząć?
- Przynieś no pięć tych długich stali i te dwie krótkie, już hartowane.
Nolin wszedł do budynku i udał się na zaplecze po materiały. Przedzierał się poprzez wysokie półki; leżały tam różnorakie pancerze, tarcze i uzbrojenie skończone lub nie do końca. Były narzędzia domowego użytku typu noże, widelce, łyżki i pozostałe przyrządy kuchenne. Luzem leżały najrozmaitsze rzeczy do pracy na roli i surowce potrzebne na to wszystko. Chłopak dotarł do skupiska stali, metali i skór. Zebrał to co trzeba i już miał wyjść gdy jego wzrok spoczął na leżącym samotnie medalionie. Był to dość osobliwy medalion; nie miał nic na czym można by go zawiesić. Wykonany ze złota, dookoła miał mnóstwo małych kamyków - Nolin przypuszczał, że szlachetnych - a po środku jakiś znak w nieznanym mu języku.
Ojciec mówił mu, że ten medalion to najważniejsza rzecz jaką mają i, że Nolin ma w razie potrzeby z całych sił go chronić. Podobno był ściśle związany z jego matką która odeszła gdy Nolin miał trzy lata. Na pytanie czemu tak ważna rzecz leży spokojnie, Loring odpowiedział:
- Niebezpiecznie jest go trzymać ciągle przy sobie.
Ta odpowiedź musiała chłopakowi wystarczyć. Nolin wiele myślał o swojej matce. Miała na imię Makla i była piękną kobietą – jak przekonywał go ojciec - o wielkiej odwadze i szlachetnym sercu. Loring mówił mu, że odeszła bo musiała, ale mimo to chłopak nadal miał do niej uraz. Potrząsając głową wyrzucił z siebie nieproszone myśli i wrócił do ojca.
- O, jesteś nareszcie -rzekł Loring.- Coś długo Cię nie było.
- Przepraszam, zamyśliłem się na temat matki.
Oblicze ojca spochmurniało - Co konkretnie masz na myśli?
- Chmmm, jak by ci to wytłumaczyć; wiem, że do tej pory o to nie pytałem, ale nadeszła pora bym się czegoś dowiedział. Mianowicie, co z twoimi rodzicami, lub rodzicami matki. Czy ja mam dziadków?
Barczysty kowal podszedł do niego i położył mu dłoń na ramieniu, drugą odbierając naręcze stali.
- Dobrze, odpowiem na twoje pytania, ale musimy się wziąć do pracy. Tak więc zaczęli pracować ciężko w pocie czoła przy wyrabianiu mieczy i sztyletów.
- Co do twojego pytania. Moi rodzice umarli gdy miałem rok. Nie znałem ich, nie wiem nawet jakie mieli imiona... - Głos ojca Nolin’a na chwilę się załamał. - Wychowałem się bez rodziców. Przygarnęli mnie pewni... dobrzy ludzie. A rodzice Makli? To były wspaniałe osoby. Umarli ze starości; wiele się od nich nauczyłem.
- A moja matka? Kochała mnie?
Loring uśmiechnął się smutno – Kochała, i to bardziej niż możesz sobie wyobrazić.
- No to w takim razie dlacz... -Loring przerwał mu.
- Dlaczego odeszła? Synu mówiłem ci już... bo musiała. To była jej najtrudniejsza decyzja w życiu.
- Porzuciła własne dziecko. Widać nie była dobrą matką.
Kowal spojrzał na syna - w jego oczach zalśniły łzy - i powiedział głosem pełnym bólu:
- Nolin... proszę cię, nie mów... tak... nigdy o matce. Nie znałeś jej i nic o niej nie wiesz.
Nolin zawstydzony spuścił wzrok. Odłożył ostatnie gotowe ostrze - rękojeści i pochwy jego ojciec robił sam - i wybąkał:
- Przepraszam ojcze.
Loring otarł kącik oczu fartuchem kowalskim i powiedział:
- No nic... nic się nie stało. Dziękuję ci za pomoc. Weź z zaplecza swój miecz i idź na trening.
Nolin zdjął fartuch, powiesił go na pobliskim haku i udał się po broń. Już miał ruszać do zamku, gdy usłyszał krzyk ojca. Odwrócił się.
- Nolin.
- Tak ojcze?
- I od teraz noś ten miecz zawsze przy sobie.
Nolin otworzył oczy i uniósł brwi - Czemuż to?
- W niebezpiecznych czasach żyjemy... nie wiadomo, może ci się przyda synu.
- Tak zrobię tato.
- To dobrze.

                                             ***

Dwadzieścia minut później Nolin witał się już ze swoim nauczycielem; tutejszym mistrzem miecza, panem Gemarr’em.
Lekcję zaczęli jak zawsze od pokłonu.
- Witaj mistrzu -rzekł Nolin chyląc czoło.
- Witaj Nolin’e, lekcję zaczniemy od ćwiczeń rozciągających.
Nolin tylko kiwnął głową i wziął się za ćwiczenia. Na początku przebiegli dwa dystanse placu treningowego. Chłopak dzięki codziennym treningom miał świetną kondycję. Biegnąc, przetrawiał informacje które dziś usłyszał. Znów pomyślał o matce. Na myśl o niej łzy stanęły mu w oczach, ale szybko porwał je pęd lecącego powietrza, więc jego mistrz niczego nie zauważył.
Gdy zakończyli ten etap ćwiczeń, rozpoczęli opracowaną przez Gemarr'a specjalną kombinację ćwiczeń; stworzoną specjalnie na potrzeby treningu z Nolin'em.
Na początku w pierwszej, najłatwiejszej sekwencji były skłony, obroty i wymachy rąk i nóg. Później różnorakie ćwiczenia rąk, nóg, głowy i szyi oraz tułowia - całej górnej połowy ciała.
W drugiej sekwencji było już trudniej; rozmaite ćwiczenia na leżąco. Przyciąganie, rozciąganie i pompki.
Ostatnia i najtrudniejsza, a zarazem najdłuższa część polegała na najróżniejszych akrobacjach i coraz bardziej wyimaginowanych pozach.
Kiedy uporali się już z ćwiczeniami, wzięli się za naukę fechtunku.
- Nolin'e stań w lekkim rozkroku; prawa noga lekko z przodu - poinstruował chłopaka mistrz co ma robić. - Musisz być wyprostowany.
Gemarr pokazał mu dalej jak zaatakować, jak przekręcić miecz w dłoni, zrobić unik przed niewidzialnym przeciwnikiem i przejść do ataku.
- Pamiętaj Nolin'e - mówił mistrz. - Nigdy nie patrz przeciwnikowi na jego ciało; ręce i nogi. Najważniejsze są oczy i wyraz twarzy. Z nich dowiesz się wszystkiego. Ponadto staraj się rozkojarzyć rywala, a najlepiej go rozdrażnić. Rozjuszony rzuci się do ataku, zapominając o obronie. Rozumiesz?
- Tak mistrzu.
- Świetnie; w takim razie pokaż co umiesz.
Przyjęli pozycję naprzeciw siebie. Sparowali się co lekcję i Nolin nigdy jeszcze nie wygrał.
Chłopak spojrzał w oczy mistrza - tak jak ten go uczył - ale po pierwszym ataku zapomniał o tym i skupił się z powrotem na kończynach Gemarr'a.
Zaczęli krążyć wokół siebie. Nolin trzymał miecz w obu dłoniach - jego mistrz w jednej.
Trącony butem kamyk poleciał w bok. Upadając wydał stuknięcie, które od razu zagłuszył świst miecza przecinającego powietrze. To młody uczeń ruszył do ataku. Nolin skierował miecz w lewe udo mistrza - obaj mieli założone pełne zbroje, by nie porobić sobie większej krzywdy - ale Gemarr z łatwością sparował cios. Tym razem miecz poszedł na korpus mistrza, ale znów bez skutku.
Gemarr uśmiechnął się lekko i przeszedł do ofensywy. Zasypał podopiecznego gradem ciosów, zmuszając go, by zaczął się cofać. Nolin dostrzegł miecz lecący na jego głowę - wyciągnął swój oręż, by sparować cios - ale w połowie drogi miecz zmienił kierunek i wypadł szybko do przodu jak atakujący wąż - wprost na nogę Nolin'a.
Wokół rozszedł się czysty dźwięk metalu gdy ostrze zderzyło się ze zbroją. Trafiony chłopak poczuł ból w nodze - ta zdrętwiała i osunęła się - i poleciał naprzód.
Poprzez migające ogniki i pulsujący ból w nodze, zobaczył nad sobą rozmazane kontury twarzy pochylającego się mistrza - tak kończyła się prawie każda ich potyczka.

Legeman

opublikował opowiadanie w kategorii przygoda, użył 1924 słów i 10735 znaków.

2 komentarze

 
  • Szalona Marzycielka

    Mi się podoba, i nie zgadzam się z Vasamir, dla mnie jest idealnie.  
    Choć emocji, by się trochę przydało ;)

    23 lut 2013

  • Vasamir

    Ciekawe opowiadanie, ale wydaje mi się, że jest trochę za dużo opisów. Więcej emocji i akcji.

    16 gru 2012