Hipek i Stefek cz. 3

Hipolit lubił dzień targowy, kiedy w mieście coś się działo, kiedy furmanki licznie przyjeżdżały na rynek, a ludzie tłumnie przemieszczali się po ulicach. Lecz gdy dzień ten nadejdzie, mimo ruchu i tłoku, Hipek nie będzie radosny.
  
Nastał początek końca przyjaźni ze Stefanem. Hipolit nie dowierzał jego słowom, iż jest niezagrożona. Był pewny, że kiedy Stefek podejmie naukę u ojca, ich przyjaźń będzie słabnąć, aż zniknie.
  
Ojciec Hipolita był cenionym szewcem w mieście. Pracował bardzo dużo i ciężko, by utrzymać dom i syna. Nie chciał już teraz zamęczać go robotą, by ten mógł korzystać z wolnego czasu i w pełni cieszyć się młodością. Na co nie mogła pozwolić sobie spora część jego rówieśników, ponieważ pomoc rodzicom absorbowała większość ich czasu.
  
Tata Hipka chciał tym samym zrekompensować brak drugiego rodzica w życiu syna. Lecz po co Hipolitowi wolny czas, skoro wkrótce nie będzie miał go z kim spędzać? Chłopak westchnął.
  
Włożył dłonie w kieszenie znoszonych spodni. Przy prawej ręce poczuł ostatnią gruszkę. Uwielbiał ten owoc, ale teraz najzwyczajniej nie miał ochoty go jeść.
  
Zamyślony ruszył chodnikiem. Minął rynek, na który niedługo zjadą się kupcy i handlarze. Po czym usiadł na schodach jednego z domów.
  
Zauważył, jak od zegarmistrza wyszła Ania, a z nią rodzice. Jako że patrzyła w inną stronę, chłopak postanowił w spokoju się jej przyjrzeć.
  
Owalną twarz okrywały jasne włosy splecione w dwa warkocze. Kształtną sylwetkę zakrywała jednokolorowa sukienka do kolan. Dostrzegł skrawek uda dziewczyny. Zapatrzył się.
  
Powiedziała coś do rodziców, a Hipolit uchwycił barwę jej głosu. Choć słyszał go niejednokrotnie, to dopiero teraz uznał, że jest bardzo przyjemny.
  
Mama odpowiedziała córce, a ta uśmiechnęła się promiennie. „Stefek miał rację, jest urocza.” – Pomyślał.
  
Niespodziewanie przeniosła wzrok z rodziców na Hipolita, zupełnie jakby wiedziała, że tam siedzi. Wydawała się zaskoczona.
  
Młodzieniec natychmiast odwrócił głowę, lecz po chwili znowu na nią spojrzał.
  
Ania raz jeszcze uśmiechnęła się pięknie, po czym pomachała do niego. Hipolit chciał odpowiedzieć kiwnięciem, ale nagle nawiedziły go dawne obawy, pomyślał o matce.
  
Nie patrząc na dziewczynę szybko wstał, zszedł ze schodów i wbiegł w pobliską uliczkę, która prowadziła prosto do parku nad miejskim jeziorem.
  
Szedł piaskową dróżką. Po lewej stronie popołudniowe słońce odbijało się od tafli jeziora, natomiast po prawej dominowała roślinność. Drzewa, trawa i kwiaty tworzyły jednolity pejzaż natury. Park ciągnął się wokół całego jeziora, a czyste powietrze, jakby samo przenikało do płuc, kojąc zmysły. Wśród całej tej zieleni wszędzie wiły się ścieżki, przy których gdzieniegdzie stały ławki.
  
Hipolit był jednocześnie zdziwiony i zaintrygowany. Nie przypuszczał, że może tak pozytywnie myśleć o Ani. Przez tamtą chwilę polubił jej uśmiech, a każde słowo wypowiedziane jej głosem sprawiało mu przyjemność.
  
Był uprzedzony do luteranów. Zawdzięczał to swojej mamie, lecz gdy wtedy patrzył na Anię i śledził każdy centymetr jej ciała, podziwiając urodę, ta niechęć po prostu zniknęła.
  
Przez każdą minutę tamtej chwili chłonął jej piękno. Ale kiedy na niego spojrzała i pomachała mu, jakoś nie umiał odpowiedzieć tym samym, nie umiał się przełamać. Wrogość oraz myśli o mamie, tego co mu zrobiła, wróciły. Musiał opuścić tamto miejsce, zamknąć tamten moment i stworzyć nowy. W innym miejscu i czasie.
  
Kroki stawiał powoli. Pochłonięty myślami, zachodził w głowę, co nagle go tak ruszyło. Nigdy wcześniej tego nie czuł. Nie zauważył, iż ta sytuacja pozwoliła mu zapomnieć o Stefku, o tym że jest bliski utraty przyjaciela.

Dodaj komentarz