Girl Or Boy 2 : The Surviver

Część pierwsza jest na moim profilu :)

Od wydarzeń z poprzedniej części minęło kilka miesięcy. Dominik z Anią właśnie zaczynają wakacje i planują razem wyjechać na miesiąc. Dominik ma już prawo jazdy więc może spokojnie zapewnić dziewczynie niezapomniane wakacje.  
Pod dom Ani podjeżdża czarny Pontiac za kierownicą którego widać twarz jej ukochanego Dominika. Chłopak uśmiecha się i czeka aż jego miłość wsiądzie do samochodu. Bagaże są w bagażniku, zapas picia na drogę jest, najpiękniejsza dziewczyna na świecie jest czyli można zacząć wakacyjną radość :)
- Na pewno wszystko zabrałeś? - dopytuje się Ania.
- Tak, jasne - Dominik dał sobie chwile na spojrzenie na ten cudowny obrazek. Brązowe włosy upięte w koczek, niebieska bluzeczka w paski i czarne szorty tworzą wspaniałą kompozycje. Dziewczyna jest niesamowita. Zawsze była, choć kiedyś tego nie dostrzegał.
Byli w drodze jakieś 7 godzin. Podczas tej podróży Ania zapytała Dominika:
- Myślisz czasem o przyszłości? - zapytała pijąc sok przez słomkę.
- Czasami. Wieczorem kiedy w głowie kłębią się różne dziwne myśli - obdarował ją Dominikowym uśmiechem.
- Ale wiesz - powiedziała zakładając okulary przeciwsłoneczne - czy myślisz czasem o tym co będzie za 10 lat? I kogo widzisz przy swoim boku?  
- No jak to, ciebie przecież. Obiecałem ci miłość na wieczność i dotrzymam obietnicy - Położył swoją dłoń na rej ręce - Nie myśl tak. Jesteś moja na zawsze.
Po tych słowach Dominik zapomniał o całym świecie. Zaczął wpatrywać się jej głęboko, głęboko w oczy. Byle by tylko mogła z nich odczytać słowa " Kocham cię na zawsze”. Mógł się tak gapić godzinami… gdyby nie siedział w samochodzie.
Nagle coś zatrzęsło. I trzęsło się jeszcze przez parę metrów. Zahipnotyzowany jej spojrzeniem i chęcią udowodnienia uczuć Dominik zjechał z asfaltu i wjechał w pole. Jechał po nim podskakując na wybojach.
-Dom! Zatrzymaj ten złom! - krzyczała Ania.
- To nie złom. Pontiac z 64 roku! - wdał się w dyskusję.
Tym razem jego uwagę od drogi odwróciła motoryzacja i zanim się obejrzał maska samochodu wylądowała w bagiennej łące. Powoli zanurzała się. Dominik pomógł wyjść z samochodu przestraszonej Ani i sam też jakoś wyszedł na trawę. Byli daleko od ulicy, trawa była wysoka więc Ania miała dobrą okazję by sprawić chłopakowi nie zły łomot za zaistniałą sytuacje.
Zanim jednak to zrobiła Dominik przytulił ją czule.
- Przepraszam, zagapiłem się - pocałował ją w czoło i pozwolił by ona odwzajemniła pocałunek.  
-Jesteś deblem - śmiała się po chwili, kiedy wściekłość już ją opuściła.
- Ten debil zaraz znajdzie dla nas pomoc - powiedział rozglądając się za najbliższym budynkiem.
Po chwili usiadł z powrotem na trawie, ponieważ w pobliżu nie było żadnych zabudowań.
- Wróćmy na ulice i złapmy stopa. Może trafi się podwózka do domu
- Super wakacje - powiedział Dom wkurzony.
- Daj spokój. Wolałbyś siedzieć teraz w Pontiacu z 64 roku?
- Drogi był.
Ania wstała i wzięła Dominika za rękę
- Dobra, chodźmy - ruszył z nią w kierunku jezdni.
Mieli do przejścia duże pole. Koleiny i usypana ziemia nie były łatwe do przejścia, ale po 10 minutach spaceru stali na poboczu koło asfaltówki.
Jednak po godzinnym czekaniu na transport dali sobie spokój i postanowili pójść wzdłuż ulicy. Widoki były zapierające dech w piersiach. Zielone łąki, niekiedy pełne kolorowych kwiatów poprawiły Ani nastrój. Dokładniej bukiet z tych łąkowych badyli darowany przed Doma poprawił jej nastrój.
Szli tak dość długo.
- Która godzina? - zapytała Ania w pewnej chwili.
-18:36. Idziemy dobrą godzinę.
- Udane wakacje, Dominik. - Ania podała mu rękę i przytuliła się do niego.
- Damy rade. Patrz, zaczyna się las.
Łąkom i kwiecistym widoczkom ustąpiły teraz konary drzew i krzaki. W słońcu był to nawet przyjemny widok. Anię trochę bolały nogi, ale przy krótkich co pół godzinnych postojach dała rade to wytrzymać. Dopiero gdy zaczęło się ściemniać ten las ożył. Dosłownie i w przenośni.
Każdy wydany przez gałęzie dźwięk, każde stąpnięcie butem o patyk sprawiało że Anie miała ciarki na plecach. Coś w tym lesie było nie tak, dało się wyczuć niesprzyjającą atmosferę.
- Cśś - Dominik robił mógł aby dziewczyna nie dostała ataku paniki. Przytulona do niego choć trochę czuła się bezpiecznie. Obiecał że nie pozwoli by cokolwiek się jej stało. Ale w tym miejscu wszystkie obietnice przepadają.
-Też czuję się dziwnie - próbował ją pocieszyć, tuląc do siebie jeszcze bardziej.
-Kiedy ten las się skończy?
- Nie mam pojęcia, słoneczko  
- Akurat słoneczko to by nam się najbardziej przydało. Która godzina?
-Prawie 21. Nie wiem o której i gdzie położymy się spać. Ale jutro na kolacje będziemy w domu - zaczął miziać ją po włosach, odprężyła się i na chwile zapomniała o otaczającej ich ciemności i strachu który czai się gdzieś w głębi tej puszczy.  
- Dom, Jezu! - krzyknęła nagle i rzuciła się o ucieczki.
-Co jest?! - obejrzał się za nią, potem znów odwrócił wzrok i zobaczył wisielca. Człowiek wisiał bezwładnie na gałęzi z głową w pętli, jego ciało powiewało ponieważ zerwał się porywisty wiatr.  
- Wiem że trup. I dziwne że tutaj, tak blisko ulicy ale chodź. Ominiemy go i pójdziemy dalej - zawołał Anie.
-Ale Dom, on się rusza! - histeryzowała.
- Bo zerwała się wichura, chodź już!
-Dominik, uważaj!! - wydarła się z całej siły.
- Na co mam… Koniec.
Koniec. Ciemność przed oczami. …  
Drzewa i szczyty drzew. Niebo i kilka chmur, taki widok ukazał mu się kiedy otworzył oczy. Wokół cisza. Zaraz, słychać szelest liści, ktoś nadchodzi.
- Długo spałeś - usłyszał.
- Gdzie ja jestem? Gdzie Ania?
- Chodźcie, obudził się! - znowu ten głos. W pół przytomny Dominik usiadł na ziemi i popatrzył na zbliżającą się trójkę ludzi.
- Kim jesteście? Gdzie Ania?
- Na ulicy znalazłem tylko ciebie. Jestem Marek - chłopak podał mu rękę.
- To Natalia - przedstawił blondynkę.
Dom posłał jej uśmiech
- A to Bartek - poznał go z kolegą.
- Jak się tu znaleźliście? I co to za coś co mnie ogłuszyło? Dominik zaczął zadawać pytania.
- Jechaliśmy samochodem, i nagle ten samochód wpadł do bajora. Kilka kilometrów stąd jest takie pole…
- Wiem, tam skapało się też moje auto.
- Ten chodzący wisielec to postrach tego lasu. Pojawia się tu nocą, udaje umarlaka a jak złapie kogoś w pułapkę, zabija.
- Pułapkę? Czyste scince-fiction. - Dominik nie wierzył w to co słyszy.
- Wiemy, ale to miejsce jest przeklęte. A ten wariat ma na koncie już dużo ofiar.
- Widzieliście tych których zabił?
- Jest w tym lesie miejsce gdzie trafiają ludzie których powiesił. Uwierz mi, nie chciałbyś tam być. - powiedziała blondynka.
A jak przeżyliście? - Ten fakt najbardziej ciekawił Dominika.
- Jest tu miejsce, gdzie nie odważy się wejść. Chodź - Bartek z resztą grupy pokazali mu drogę do schowanego pod ziemią schronu.
W tym miejscu było zimno i nieciekawie. Ale lepsze to niż nocny spacer po lesie. Była dopiero 10 rano, na razie nie ma powodu do obaw.
- Czego tak bardzo boi się tego miejsca? - zapytał Dom chodząc po kryjówce.
- Boi się krwi. A z niewyjaśnionych przyczyn tu jest dużo tego świństwa.
Dopiero teraz Dominik spostrzegł wyblakłą krew na ścianach tego schronu.
- Dobra, ale gdzie mógł zabrać moją dziewczynę?
- Która była godzina jak go zobaczyliście?
- Koło 9, a co?
Dominik spojrzał na ich posmutniałe twarze.
- Co jest? - Domyślał się że coś się święci.
- Dom, ten upiór wałęsa się tu do 4 rano. Więc… Sory, ale jest chyba tylko jedno miejsce gdzie możesz ją znaleźć… - Marek wyszedł, reszta grupy poszła za nim.
Szli przez oświetlony słońcem las który teraz wyglądał jak zwykły lasek gdzie chodzi się na grzyby czy jagody. Gdzie za czasów dzieciaka zabierali go rodzice. Tej dziwnej i straszliwej atmosfery nie ma w ogóle śladu.  
Po pół godzinnym marszu doszli do części lasu którą nazywali Kostnicą. Bo to był cmentarz. Dominik rozejrzał się. Gdzie wzrokiem nie sięgnąć widać umarłych. Debil zabił dużo ludzi, ale Dominikowi chodziło tylko o jedną dziewczynę.  
Nie wiedział co by zrobił temu draniowi gdyby w tym miejscu znalazł Anię. Pamiętał jak musiał walczyć o tą dziewczynę i dlatego jest dla niego Taa ważna. Obiecał że nie pozwoli zrobić jej krzywdy, że zawsze będzie przy niej. A teraz, zobaczył ją.
Z otwartymi ustami stanął przed jednym z drzew. Spojrzał na wiszące na nim ciała. W jednym z nich dostrzegł swoją miłość. Ta sama bluzka która tak idealnie do niej pasowała. Ten uśmiech który tak uwielbiał zamarł teraz na wieki. Ta z którą planował spędzić resztę życia, choć nie umiał jej tego powiedzieć kiedy pytała. Teraz oboje muszą żyć samotnie.  
Chłopak osunął się na kolana, ukrył twarz w rękach a po chwili wrzasnął podobnie jak Ania kiedy chciała zmusić go do ucieczki. Dlaczego jej nie posłuchał…! Gdyby byli razem być może dziewczyna teraz by żyła i razem z nim szukał wyjścia z tego koszmaru.
Do Dominika podeszła Natalia, położyła mu rękę na ramieniu i powiedziała  
- Chyba nie chciałaby abyś się poddał.
Dominik chwilę to przemyślał po czym ujął Natalie za dłoń i zapytał Bartka i Marka stanowczo:
- Jak zabić to coś?
Wrócili do schronu. Wieczorem po opanowaniu emocji Dominik zebrał znajomych w głównym pomieszczeniu i posłuchał co mają mu do powiedzenia.
- Musiałbyś go powiesić - powiedział Bartek.
- Powiesić wisielca?
- Tak, dziwnie brzmi ale to jedyne co nam przychodzi do głowy.
- A próbowaliście?
- Chcemy żyć, Dominik. Za dnia jest tu bezpiecznie, a ta bestia potrafi obezwładniać sama obecnością. Tak jak w twoim przypadku.
- Mamy sznurek? - zapytał Dom.
- Ale Do…- Natalia próbowała odwieść go od robienia głupstw.
- Mamy sznurek?! - przerwał jej i zapytał raz jeszcze.
Po chwili namysłu Marek odpowiedział: Tak.
- To dobrze. Załatwmy tego skurczybyka - powiedział. - Dajcie mi nóż.
- A po cholerę ci nóż? - zapytał Bartek.
- Bydle chce by posypały się głowy. My sprawimy że poleje się krew. Daj mi nóż.
Natalia znalazła scyzoryk, a Marek kawałek mocnej liny. Co jak co, ale schron był dobrze zaopatrzony.
- On boi się nawet małej ilości krwi? - zapytał Dominik Bartka.
- Tak
- Spoko. Damy mu tyle że się posika. Dajcie jakiś kubek albo coś.
- Ty chyba nie chcesz sobie ręki rozciąć - protestowała Natalia widząc jak Dom jeździ ostrzem po przedramieniu.
- Owszem, chce.
Marek przyniósł Dominikowi małą miskę w której często gnietli poziomki na sok. Teraz raczej nikt z niej nie zje
Dominik zrobił na ręce małe nacięcie i do miski skapało niewielka ilość krwi. Ten jednak nie przeszkadzał. Choć ból był potworny, Dom chciał uzbierać choć 1/3 miski krwi.
- Po kłopocie - powiedział potem kiedy urwanym kawałkiem koszulki zawijał ranę.  
- Jest 22, chyba gdzieś się czai.
- Dobra - Dominik namoczył nóż w krwi, a miskę z resztą wziął ze sobą.
Cała grupa, wyposażona w rozlaną po równo krew i ostre narzędzia wyszła stawić czoło bestii, która zabiła wielu i raczej nikt nie uszedł z życiem. Może to być ostatni spacer tej czwórki ludzi.
Wokół ciemność, niepokojące odgłosy. Każde drzewo podobne do każdego.
- A co jak potem nie znajdziemy drogi do schronu? - martwiła się Natalia.
-Nie bój się - Dominik pozwolił dziewczynie przytulić się do siebie.
-Dom… - cicho powiedział Bartek - Kurde… Patrz
Z 20 metrów przed nimi coś się ruszało. I znowu zerwał się porywisty wiatr. Tak jak wczoraj kiedy Dominik stracił Anię i cały świat z oczu.
- Nie pozwólmy mu uciec. - powiedział i ruszył. Marek z przyjaciółmi cicho skradali się za nim.
Byli już blisko. Dominik wiedział że robi to dla Ani, ale myślę że w takiej chwili nawet najtwardsze serce na ziemi biłoby z prędkością lecącego meteorytu by po chwili tą niesamowitą energie uwolnić z wielkim hukiem.
Nagle, jakieś 3 metry od nich bydlak odwrócił się. Dominik przez chwile patrzył w małe czarne oczka których wzrok niósł grozę, strach i śmierć. Nagle poczuł że odpływa… NIE MÓGŁ ODPŁYNĄĆ!  
- Nie patrzcie mu w oczy! - krzyknął próbując pozbierać myśli. Wokół polała się krew, z naczyń które mieli ze sobą wprost na bestie leciała krew. Kiedy odrobina tej cieczy dotknęła potwora zawył i zaskrzeczał z bólu. Krew była jak kwas. Trzeba dobrze wykorzystać moment kiedy bestia jest w szoku.
-Natalia z Bartkiem cały czas pilnowali drania i byli w pogotowiu żeby dać mu posmakować krwi, a tymczasem Dominik z Markiem zabrali się za sznur. Dominik zrobił pętle, a Marek przerzucił linę przez gałąź.
Upiór był ciężki, więc jedna osoba by go nie podniosła. Kiedy Dom nałożył na wściekły łeb pętle Natalia, Bartek i Marek pociągnęli z drugiej strony gałę źli za linę. Potwór uniósł się i zaczął wierzgać. Dominik resztkami krwi zwiększał jego ból, podczas gdy sznur na jego szyi zaciskał się na dobre. W końcu po przegranej walce Wisielec zdechł.  
- I, co teraz? - zapytał Dominik.
Nagle osunął się na ziemie. Przed oczami przebiegły mu ostatnie dwa dni. Uśmiech Ani w samochodzie, i strach Ani na twarzy kiedy wchodzili do lasu.
Sekundę temu był w lesie, a teraz jest przed jej domem.  
Ania wsiada do samochodu i pyta "Zabrałeś wszystko?”
" Tak jakby to się nie wydarzyło” pomyślał.
- Halo, dom? - Ten uśmiech, i ta dziewczyna. Nigdy nie cieszył się bardziej niż teraz.
Dominik przytulił się do niej i powiedział  
- Cieszę się że jesteś ze mną - Ania wtuliła się w jego ramiona i powiedziała, niby zwykłe " Kocham cie”. Ale w tej chwili to kocham cię bezcenne.
- Wiesz, jeśli kiedyś będę brał ślub, będziesz najpiękniejszą panną młodą - Uśmiechnęli się do siebie.
Dominik zawrócił samochód i zamiast na północ, kierował się na południe kraju.
- Ale mieliśmy jechać nad morze - Ania była zdziwiona.
- Zmieniłem zdanie. Zabieram cię do górskiego kurortu.
- Skąd taka nagła zmiana planów? - zapytała widać ucieszona tym pomysłem.
- Uwierz mi, jestem teraz najszczęśliwszym chłopakiem na świecie. Ty sprawiasz że chce się żyć. I jeśli umrzesz rozwalę każdego łajdaka który cię skrzywdzi.
- Oh, Dominik - wpatrywała się w niego pełna podziwu.
Byli w górach wieczorem. Było tu dużo lasów i drzew, ale żaden nie przypominał tego w którym ocalał Dominik. Tamten las nauczył go walki o ukochaną, a w tym górskim gaju pokaże jej co znaczy Kochać <3

EdD

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda, użyła 2762 słów i 14950 znaków.

1 komentarz

 
  • Użytkownik Bitch

    Bardzo fajne ale co to ma wspólnego z seksem? :woot:

    5 lip 2013