Girl of my dreams

Był lipiec. Słońce paliło, ocean błyszczał w jego promieniach. Jeff Carter siedział na tarasie w swojej chatce koło promenady w Miami, na plaży. Sącząc piwo ze szklanki spoglądał w dal. Tam gdzie kończy się ocean, musi być coś jeszcze. Poza granicami wzroku i gdzieś, gdzie kończy się horyzont istnieje wyspa, na której przyroda funkcjonuje w harmonii, a ludzie nigdy nie zaznali bólu i cierpienia. Ale most do tego świata nie istnieje.  
-Jeff? - 27 letni mężczyzna odwrócił wzrok od oceanu i spojrzał w oczy swojej żony Lauren, która właśnie pojawiła się na tarasie.  
- Znowu myślisz? - uśmiechnęła się i dosiadła do męża. Miał chwilę, żeby popatrzeć na nią, ponieważ tego wieczoru po raz kolejny zniknie na miesiąc.  
- Cholerna delegacja - zaklęła cicho. - Chciałabym móc spędzić z tobą chociaż kilka dni dłużej. Nie wiem, kiedy to się skończy, ale kiedyś przestana mnie tam wysyłać. Albo odejdę.  
Żona poszła, całując Jeffa na pożegnanie. Pracuje w firmie zajmującej się ubezpieczeniami i ciągle musi wyjeżdżać do Houston, gdzie mieści się główna siedziba firmy.  
Jeff dokończył piwo i wybrał się na krótki spacer. Spacerował po chodniku wzdłuż plaży do czasu kiedy zapadł zmierzch i zapaliły się latarnie. W ciemności raczej nie czai się nic dobrego.  
Wracając z przechadzki na plaży widać rozbrykane nie martwiące się u jutro dzieciaki. Ale gdyby odejść kilka przecznic w głąb lądu i zerknąć w okolice kosza na śmieci lub ciemne uliczki można ujrzeć drugą, ciemniejszą i smutniejszą stronę życia. Tam siedzą ludzie, którzy zostali skreślenie. Przez rodziny, pracodawców, rząd czy nawet, jeśli ktoś się zastanowi Boga, który został już odesłany w zapomnienie przez tych biedaków.  
A co widzimy kiedy w nocy wybieramy się na spacerek po mieście? Stoi dziewczyna, podjeżdża facet w Maybachu czy Mercedesie, ona wsiada. Wsiada jako nastolatka, często dziewica i bez żadnych szans na przyszłość. A kiedy widzimy ten samochód, zatrzymujący się po raz kolejny wysiada z niego kobieta, która uważa że może wszystko, jeśli wykorzysta swoje atuty i wszystko, co odróżnia ją od mężczyzny. Prostytutki, niby różne od biedaków z ciemnych zakątków, ale tak samo nieszczęśliwe. To co czują, to tylko chwilowe urojenie że może być lepiej, jeśli będą to kontynuowały. Ale za którymś razem, z pieniędzmi i satysfakcją mogą przywieść coś jeszcze. Co będzie je wykańczało od środka, aż w końcu przez głupi błąd zabije młode dziewczyny, który chciały tylko żyć inaczej.  
Tutaj Jeff zaczyna myśleć o Lauren. Siada na ławeczce w parku i wspomina ich ostatnie 8 lat. Od dnia kiedy się poznali myśleli że życie jest piękne, żyli chwilą i mieli nadzieje że tak będzie już do końca. Lecz kiedy Lauren pierwszy raz straciła przytomność i poszła do lekarza, diagnoza jak nożyczki pocięła i marzenia wypisane kolorowymi kredkami na kartce jak tęcza. Okazało się, że potrzebuje nowego szpiku kostnego, bo białaczka zaatakowała jej organizm. Zawsze kiedy Lauren wyjeżdża, Jeff żegna się z nią tak jakby widzieli się po raz ostatni.  
Jeff wraca do domu i po nocnych przemyśleniach na spacerze siada przed telewizorem na kanapie. Ogląda film, którego końcówki nie pamięta, ponieważ zasypia około pierwszej w nocy.  
Rankiem słońce obudziło Jeffa. Chłopak wstał i właśnie zdał sobie sprawę, że wolałby raczej swoje miękkie łóżko, ponieważ spał krzywo i przez to boli go całe ciało.  
Ale trzeba się przemóc i pójść do baru niedaleko zwanego przez Jeffa miejscem jego pracy. Tylko co to za praca, robienie hot dogów? Praca powinna dawać satysfakcje, a nie przygnębiać i sprawiać, że jeszcze gorzej postrzegamy świat.  
-Cześć - Kiedy przybył do kanapkarni Jeff przywitał się z Ryanem, swoim kolegą. Pracują tu już kilka lat, dzięki czemu można na nich powiedzieć : przyjaciele.  
- Lauren pojechała? - zapytał Ryan.  
-Tak. Ale przywykłem.  
- A miałbyś ochotę na wieczór z pokerem?
Ryan próbował pocieszyć kumpla, jednak otrzymał odmowę.  
Dzień jak co dzień. Kanapka plus cola, hot dog plus cola, hamburger plus sok pomarańczowy ale tylko dla jednej pani która najwyraźniej nie lubi odrdzewiacza.  
- Zdrowy tryb życia, co? - próbuje zagadać młodą, atrakcyjną szatynkę.  
- Przerzuciłam się na Eko. Nie chcę przedwcześnie umrzeć. - Poszła do stolika spożywać lunch.  
- Nikt by nie chciał - myślał Jeff pijąc kawę kiedy nie było ruchu.  
- Nad czym dumasz? - Dosiadł się Ryan z puszką Nestea.  
- Nad tym że chcemy żyć długo a i tak umieramy pod kołami albo z powodu choroby.  
- Wiesz, a może miałbyś ochotę na wieczór z kimś płci przeciwnej?
- Co masz na myśli?
- Laskę od soku pomarańczowego - uśmiechnął się.  
-Weź, mam Lauren. Tylko ona się liczy.  
-Ale może…
- Zapomnij - Jeff klepnął Ryana w kolano i poszedł obsłużyć klienta.  
- P. S : Dałem jej twój numer - Ryan już zaplanował mu przyszłość.  
-Co?!- Jeff się trochę wkurzył.  
Po pracy wrócił do domu.  
- Tak? - Jeff odebrał telefon od nieznanego numeru.  
- Kolega mówił, że jesteś samotny. Może chcesz to zmienić?
- Eko girl? - upewnił się.  
- Dla ciebie mogę być kim chcesz.  
-Wiesz, ale to nie jest …- urwał.  
- Czekam przed twoim domem.  
Jeff wyjrzał przez okno. Faktycznie, uwodzicielska dziewczyna stała koło jego tarasu.  
- Pieprzony głupek - tak opisał Ryana, ale jakaś jego część się cieszyła że znowu zobaczy tą piękność.  
Wyszedł z nadzieją że ją spławi.  
- Cześć. Co tu robisz? - zapytał z uśmiechem, próbując być miłym.  
- Ryan mówił, że potrzebujesz towarzystwa.  
Dziewczyna była nachalna. Zanim Jeff zdążył zaprotestować, zbliżyła się do niego, położyła mu rękę na plecach i powoli zmieniała jej położenie w kierunku szyi by w końcu zbliżyć twarz Jeffa do swojej.  
-Wiesz, głupio się czuje. Nawet cię nie znam - Jeff odsunął się od niej.  
- Co chcesz wiedzieć, pytaj - Była pewna siebie cały czas próbując poderwać chłopaka. W rzeczywistości była pusta jak prostytutka spod latarni. Może nawet nie usiała jej udawać…?
- Nawet nie znam twojego imienia. - wymachiwał rękami będąc lekko zdenerwowanym postawą nowo poznanej dziewczyny.  
- Ginger, tak na mnie mówią. Albo Eko girl jeśli wolisz.  
- Jeff. I słuchaj, naprawdę przepraszam, ale mam żonę i chce być do końca życia tylko z nią.  
Zostawił Ginger bez słowa pożegnania. Jego zdaniem nie zasługiwała na nie.  
- Co za dzień - myślał zasypiając.  
Następnego dnia gdy przyszedł do pracy.  
- Dzięki za zepsucie wieczoru. - Takie słowa powitania powiedział do Ryana.  
- Co, coś nie tak? - Ryan myślał że zrobi kumplowi przyjemność.  
- Co robi jakaś durna chociaż ładna dziewczyna pod moim domem? Zastanów się chłopie. - Jeff był wkurzony na kolegę.  
- Może chce zmienić twoje życie i uczynić je lepszym? Słuchaj, ona jest zdrowa a Lauren - Nie zdążył dokończyć, bo został przyparty do ściany przez Jeffa.  
- Jeszcze raz powiedz tak o mojej żonie, a ta lafirynda będzie sprzątać ci grób, jeśli tak bardzo ją lubisz.  
Wkurzony zachowaniem przyjaciela Jeff wyszedł. Za sobą usłyszał:
- Daj jej szanse!
- Zapomnij - powiedział naburmuszony sam do siebie.  
Wieczorem Ginger znowu zadzwoniła. Telefon dzwoni, Jeff myśli : Może dać jej szanse?. Dobra, odebrał.  
- Myślałam że mnie skreśliłeś - powiedziała.  
- Nie należy oceniać książki po okładce. Przejdziemy się? - zaproponował spacer żeby bliżej ja poznać. Ale zakładał że nic z tego nie będzie.  
Przeszli się wzdłuż plaży i po tym spacerze Jeff zmienił zdanie na temat tej dziewczyny.  
Okazała się inteligentniejsza i bardziej uczuciowa niż wczorajszego wieczora.  
Zmienił zdanie co do tej dziewczyny. Rano w pracy pogadał z Ryanem.  
-Może jest fajna, ale i tak nie zastąpi mi Lauren. Ona jest jedyna na całym świecie.  
Ryan się ucieszył że jego kumpel nareszcie nie jest smutny.  
Następnego dnia Jeff też spotkał się z Ginger, i następnego. Przez cały ten czas czuł, że coś się w nim zmienia. Że Lauren zmienia miejsce w jego sercu. I tak po tylu dniach że klawiatura by mi wysiadła w końcu powiedział
- Wiesz, fajnie tak razem spędzać czas. Więc może dopóki Lauren nie wróci… - Dziewczyna nie dała mu skończyć. Przytuliła go i pocałowała tak jakby miała nadzieje na miłość po grób i odwzajemnione uczucie jakiego jeszcze nigdy nie doznała.  
Jeffowi chyba też się podobało, skoro powiedział:
-Miałem na myśli że możemy udawać że jesteśmy parą, ale chyba nie mam ochoty bawić się w aktora.  
- Powiedz to - Jej zielone oczy patrzyły w jego niebieskie, twarze znów były blisko siebie, ale tym razem nikt nie chciał ich od siebie oddzielić. Czekała na to najpiękniejsze wyznanie na ziemi.  
- Wiesz… kocham cie. Nie bardziej niż Lauren, ale - Dziewczyna przytuliła swój policzek do jego, i delikatnie ocierając się o niego powiedziała :
- A ty znaczysz dla mnie więcej niż połączenie Brada Pitta z Bieberem. Jesteś dla mnie idealny i jedyny na świecie. Najpiękniejszy i chce tylko ciebie - Słodko przytuliła się do jego twarzy i uśmiechnęła zmysłowe usta.  
I tak się zaczęły kolejne wspólne kolacje i noce z Ginger w domu Jeffa. Teraz Lauren nie była jedyną, która odwiedziła już wszystkie miejsca w ciele ukochanego. Pewnej nocy, Ginger dobrała się do niego, a że nie protestował, rano obudziła się w jego koszuli nocnej z ciekawymi wspomnieniami z poprzedniej nocy.  
Spotykali się cały czas. I pewnego pięknego dnia Lauren wróciła. Radosna i szczęśliwa że spotka się z ukochanym dziewczyna zastała w Miami pusty dom. Pomyślała że pewnie imprezuje z Ryanem, więc zadzwoniła do niego.  
- Hej, tu Lauren. Jeffa u ciebie nie ma?
Wyżej wymieniony siedział właśnie z Ginger w cukierni zajadając się smakołykami.  
-Rzucamy tryb Eko? Co powiesz na pizze z colą? - zaproponował.  
- Pisze się na to - uśmiechnięci powędrowali w stronę pizzerii. Wieczorem, gdy Jeff wrócił do domu zobaczył na kanapie torby Lauren. Ginger stała w progu i czekała na jakiś ruch ukochanego. Ten podszedł, położył dłonie na jej policzkach i powiedział :
- Czas z tym skończyć i wrócić do rzeczywistości. Dałaś mi najlepszy czas bez Lauren jaki miałem kiedykolwiek.  
- Kiedy teraz wyjeżdża? - zapytała z nadzieja na replay.  
- Niedługo - Lekki uśmieszek na twarzy chłopaka już zmienił bieg myśli Ginger.  
- Będę czekała - powiedziała.  
- Zleci piorunem - Też się uśmiechnął i na pożegnanie pocałował dziewczynę.  
W tym samym czasie do domu wróciła Lauren. Zobaczywszy scenę, którą zobaczyła nawet nie przekraczając progu domu wyszła z niego i wsiadła do taksówki. Krzyknęła tylko
- Ryan miał rację! Jesteś dupkiem!
-Ryan? - to zastanowiło Jeffa.  
- Ale mamy dla siebie kolejną noc - Ginger pomyślnie wykorzystała okazje.  
- Niech ci będzie - Zgodził się na spędzenie nocy z Gin w swoim domu. Był smutny z powodu wpadki, ale ta dziewczyna potrafi wywiać demona smutku z każdego.  
Następnego dnia Jeff postanowił pogadać z Ryanem. Miał ochotę wygadać się kumplowi, ale przy okazji spuścić mu łomot za zainicjowanie tych wydarzeń.  
-Cześć. Co tam? - niewinnie zaczął rozmowę.  
- A, w porządku. Jak z Ginger? Podobno się dogadujecie. Na nieszczęście Lauren.  
-No właśnie. Gadała z tobą wczoraj?
- Taa. Nie chciałbyś wiedzieć co o tobie mówiła - Ryan się zaśmiał.  
- Masz browar?
-Lodówka nie zamknięta, sprawdź.  
Takie sprawy na trzeźwo nie przejdą. Ale Ryan ma zawsze zaopatrzoną lodówke. Jeff poszedł do kuchni po dwie butelki. Kiedy wracał usłyszał rozmowę, której wolałby nie usłyszeć.  
-Udało ci się?
- Tak, jest mój. A co z Lauren?
- Chyba też mi się uda. Jesteś boska, siostro. Ta dziewczyna jest już moja.  
Rozmówcy to Ryan i Ginger. Ale co…?
- Mówisz o mojej żonie, palancie?! - Jeff wybiegł z kuchni i zaczął drzeć się na ex-kolegę.  
- Co masz na myśli?
- Była u ciebie wczoraj, tak?
-Szukała pocieszenia.  
- Chciałeś odbić mi żonę podsyłając swoja siostrę?! A ja ci ufałem, śmieciu - puścił go i wyszedł. Nie powiedział " Cześć " do nikogo. Bo żadnej z tych osób nie chciał już znać.  
Wrócił do domu i spędził samotnie resztę dnia. Siedział przed telewizorem omijając wszystkie komedie romantyczne i piosenki o miłości. Miał jej dosyć Love sucks, te słowa krążyły w jego głowie. What tha fuck i did wrong? Te też. Stracił kumpla i żonę. A jego kochanka, pierwsze wrażenie o niej było prawdziwe. I na dodatek nie wiedział, że Ryan ma siostrę. A to jedna z podstawowych informacji o jego przyjacielu. Dał się ograć i stracił wszystko.  
Następnego dnia rano nie miał ochoty wstawać z łóżka. Leżał i wspominał najwspanialsze momenty z Lauren. Szkoda że jest takim debilem i z własnej winy i głupoty utracił kochająca żonę.  
Po chwili usłyszał dzwonek telefonu. To ten złodziej cudzego szczęścia. Nie odebrał. Jedyne co miał ochotę mu powiedzieć podlega pod cenzurę.  
Zrobił śniadanie i wyszedł na taras patrząc na kochające się rodziny, czasem z dziećmi przechadzające się po plaży. Torturował się tym widokiem, jednak chciał na to patrzeć.  
- Jeff! Lauren miała wypadek - usłyszał głos tego który przed chwilą dzwonił.  
- Co się stało? - Niby od niego odeszła, ale nadal ją kocha. Ona jest jego miłością, nie ta pusta krętaczka.  
- Straciła przytomność i zabrali ją do szpitala. Lekarze nie chcą mi nic powiedzieć. Jedź do niej, stary. Jest twoja.  
- Po tym jak spieprzyłeś mi życie mam jeszcze ci wierzyć? Ty do niej jedź, jest raczej twoja.  
- Chłopaku, ona cię potrzebuje. Tak, spieprzyłem ci życie. Chciałem jej pomóc tamtego wieczora, ale jakoś tak wyszło że powiedziałem kilka sów za dużo i. . skończyliśmy w łóżku. Przepraszam. A teraz jedź do niej brachu!
Jeff posłuchał rady starego przyjaciela, chociaż ciągle był na niego wkurzony. Może i zboczyli z właściwej drogi, ale państwo Carter dalej się kochali i już niedługo odkryją to na nowo.  
Lekarz w szpitalu powiedział, że kobieta wymaga natychmiastowego przeszczepu. Jej szpik kostny jest do wymiany. Niewiele czasu zostanie im na naprawienie tej miłości i nacieszenie się nią.  
- Kochanie, przepraszam. Ja przestałem nad sobą panować, ona mnie omamiła. To Ryan to wszystko spieprzył. Nie, to moja wina. Po prostu… Co ja wyprawiam… - Jeffrey chodził po jej pokoju zastanawiając się jak przeprosić ukochaną i powiedzieć jej, że będzie strażnikiem jej życia i rzuci śmierć na kolana jeśli tylko na nią spojrzy i zapragnie jej duszy.  
- W porządku - Usłyszał cichy i osłabiony głosik ukochanej Lauren.  
- Przepraszam - powiedział Jeff.  
- Ja też, tez zachowałam się jak kretynka
- Dobra. A masz jakiś pomysł kto mógłby ci dać szpik? Kochanie, naprawdę się martwię.  
- Nie mam pojęcia. Popytaj, może ktoś dałby rade.  
-Uratuję cie. Obiecuje.  
Uśmiechnęli się do siebie, po czym Jeffrey wyszedł. Wieczorem zadzwonił Ryan. Gdy dowiedział się co się stało zaoferował pomoc. Powiedział że też poszuka ratunku dla Lauren.  
Minęło kilka dni, Jeff codziennie odwiedzał Lauren w szpitalu. Chyba odbudują to co zepsuł Ryan i Jeff. Dwaj kumple zawsze coś zepsują, ale chyba nikt by się nie spodziewał że to będzie coś tak poważnego.  
Pewnego razu kiedy Jeff szedł odwiedzić Lauren, dostał telefon od lekarza że znaleźli dawce. Jeff nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. Lauren jednak przeżyje. Teraz jeszcze ciekawe kto okazał taką pomoc?
Po zabiegu, kiedy wracali do domu Lauren była szczęśliwa. Szczęśliwa, że już nie musi walczyć z choroba i może "żyć wiecznie” u boku ukochanego.  
Niby Happy End, ale Jeffa interesowała jeszcze jedna sprawa. Podczas pewnej wieczornej partyjki bilarda Jeffrey zapytał Ryana
-Masz może jakiś pomysł, kto dał ten szpik Lauren? Ja już wyczerpałem pomysły. Nie wiem, ale bardzo chce się dowiedzieć. Podziękować.  
- Wiesz, powiem ci jedno. Bo ja wiem. A ty bardzo dobrze znasz ta osobę.  
- Kto?
- Pusta, nie inteligentna Eko Girl… Już wiesz?
-Eko Girl… Ginger? Nie no, jaja Se robisz. Ona?
-Tak, chciałam ci dać szczęście - Za plecami stała Ginger pijąc drinka.  
Podeszła bliżej.  
- Zakochałam się w tobie i chcę żebyś był szczęśliwy.  
Oboje stali uśmiechnięci. Jeffrey przytulił ją i powiedział d
- Dziękuje. Uratowałaś mój cały świat.  
Był szczęśliwy. Ale po niej raczej się tego nie spodziewał.  
Poszedł do Lauren i spędzili wieczór jak kiedyś. Lauren zdecydowała się rzucić prace i pilnować, by już żadna nie zawróciła w głowie jej męża J
Czasem osoba która zepsuje wam życie w pewnym momencie może zmienić je i obrócić o 180 stopni. Nie skreślajmy jej od razu, tylko dajmy szanse się zrewanżować. KARMA : Good always comin back J Kocham was

EdD

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 3148 słów i 17158 znaków.

1 komentarz

 
  • Użytkownik Kath

    Uuuu Świetne *-*

    27 kwi 2013