Ciemna postać

Jest to jedno z moich pierwszych opowiadań, więc proszę o szczere i obiektywne oceny. :)

                * * *  

Siedzę wpatrzona w książkę leżącą pod moim nosem. Chociaż w skupieniu sunę wzrokiem po literach, nie układają się w żadne słowa. Jednak nie obchodzi mnie co czytam.  
Nie, póki czuję to stojące za mną.  
Całą swoją uwagę koncentruję na tym, aby utrzymać obojętną i na pozór niczego nie świadomą postawę. Serce wali mi jak młotem. Żołądek skręca się tak mocno, że tylko czekam aż wessie sam siebie do środka. Próbuję opanować ten wewnętrzny chaos – bezskutecznie.  
Pozwalam sobie na dyskretne zerknięcie kątem oka.  
Ciemna postać stoi nieruchomo niecały metr dalej.  
Czy wie o tym, że zdaję sobie sprawę z jej obecności? Nie, na pewno nie. Gdyby tak było pewnie już dawno by zareagowała. Rzuciła się na mnie, zabrała czy nawet zabiła. Ale nie. Ona tylko stoi. Stoi i patrzy na mnie. Od kilku miesięcy przychodzi i przygląda mi się, a ja udaję, że jej nie zauważam.  
Boję się.  
Odwracam się powoli na krześle. Teraz jestem do niej zwrócona plecami. Instynkt podpowiada mi, abym jak najszybciej powróciła do poprzedniej pozycji. Nie czuję się bezpiecznie nie widząc potencjalnego wroga. Jestem całkowicie bezbronna.  
Cicho wciągam powietrze i zamykam oczy. "Błagam, niech sobie już pójdzie!" - powtarzam w kółko niczym modlitwę. "Błagam, niech już pójdzie! Błagam... . "
Dreszcz przebiegł po moim ciele.  
Niespodziewane zimno musnęło mój kark. Zacisnęłam mocno oczy, próbując pozostać niewzruszoną. Zupełnie jakby nic wielkiego się nie stało. Jakbym po prostu spędzała kolejny zimowy wieczór w swoim pokoju, czytając książkę, pochłonięta w fikcyjny świat bez reszty.  
I jakby żadna lodowata dłoń nie gładziła mojej szyi.  
Chłód wnika przez moją skórę, docierając do koniuszków palców, do czubka nosa, do samego serca... Skupiam się na swoim oddechu. Wdech i wydech. Spokojnie, rytmicznie, bez paniki.  
Obrzydliwa dłoń delikatnie dotyka moim włosów.  
Wdech i wydech. Wdech, wydech. Muszę utrzymać tempo. Wdech, wydech. W myślach zaczynam odliczać liczby pierwsze. Sprawdzony sposób na oderwanie się od otoczenia i ochłonięcie.  
Doszłam do 37, kiedy nie wyczuwałam już obecności drugiej istoty. Otworzyłam oczy i spojrzałam za siebie.  
Nic. Pusto. Poszła sobie.  
Zerwałam się z krzesła i zbiegłam po schodach na dół. Prędko włożyłam stopy w buty, zarzuciłam kurtkę i wyszłam z domu.  
Niebo było całkowicie czarne, domyślałam się, że nastał późny wieczór. Niska temperatura dawała się we znaki, więc wcisnęłam dłonie głęboko do kieszeni. Potrzebowałam świeżego powietrza, przestrzeni. Miejsca, które nie jest skażone niewidzialnymi śladami obecności ciemnej postaci. Na samą myśl przebiegł mnie dreszcz.  
Może powinnam komuś o tym opowiedzieć? Prychnęłam lekceważąca, jak tylko ten pomysł zaświtał mi w głowie. Jasne, powiedzieć. Zagwarantuję sobie pokój w niezłym szpitalu psychiatrycznym. Kto wie, może właśnie tam powinnam trafić? Może to wszystko jest wyłącznie moim urojeniem?  
Zauważyłam dwa koty stojące kilka metrów przede mną. Dziwne, coś mi się w nich nie podoba. Niby nie wyróżniają się niczym szczególnym, ot po prostu zwykłe koty. Jeden czarny, drugi bury.  
Mijając je, wiedziałam już co mnie zaniepokoiło. Stały nienaturalnie, na samym środku drogi, na wprost siebie, jakby prowadziły rozmowę. Jednak nie to mnie poruszyło.  
Oba stały wpatrzone we mnie niczym zahipnotyzowane. Obserwowały mnie dokładnie, nazbyt dokładnie jak na zwykłe zwierzęta. Jakby świadomie śledziły moje ruchy...  
Zadrżałam. Świetnie, teraz to już chyba popadam w paranoję.  
Zrobiłam jeszcze kilka kroków i uniosłam głowę. Ponurą ścieżkę oświetlały tylko dwie latarnie. W ich bladym, ograniczonym świetle dostrzegłam zmierzającego drogą człowieka w oddali. "Jak widać nie tylko mi zebrało się na spacer w nocy... " pomyślałam, w tej samej chwili gwałtownie przystając.  
To nie był człowiek.  
Czarny płaszcz spływał jej aż do oślizgłych, wstrętnych kostek. Kaptur był nasunięty tak, aby przykrywał całą twarz. Ale ja nawet nie chciałam widzieć tej twarzy. Bez tego zdawałam sobie sprawę, jaka jest ohydna i przerażająca. Krew zaczęła mi szybciej krążyć, serce biło tak mocno, że niemal łamało żebra.  
Ciemna postać bardziej płynęła w powietrzu niż szła w moją stronę. Ponownie czułam na sobie jej lodowatą dłoń, gładzącą mój kark. Chciałam krzyczeć, jednak głos odmawiał mi posłuszeństwa. Strach ścisnął mój żołądek.  
Nie myśląc długo, zrobiłam jedyną rzecz, która mi pozostała.  
Rzuciłam się do ucieczki.

czarodziejkaa

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda, użyła 859 słów i 4817 znaków.

3 komentarze

 
  • Użytkownik barabaku0

    Hehehehe, chyba widzę początki schizofrenii ;) Fajne opowiadanko :D Będzie ciąg dalszy?

    25 mar 2013

  • Użytkownik PiaGizela

    świetne, czekam na ciąg dalszy

    3 mar 2013