21 cz.3

Światłość. Dla moich oczy był to szok leżąc na noszach. Wyjść z ciemności na słońce i widzieć masę krwi, nędzę i zniszczenie. Lepiej było leżąc nieruchomo pod gruzem. Znalazłem się na przyczepie samochodu, którym bezskutecznie próbowaliśmy uciec. Ten zgasł i nie chciał odpalić. Wróg zbliżał się bliżej i bliżej. Chciałem wstać, o własnych siłach podejść do nich i zapytać: 'Co ty robisz, człowieku? Dlaczego zabijasz siebie? Zabijasz rodzinę. Zabijasz przyjaciół. Przyjaciele zabijają Twoją rodzinę, a  rodzina zabija Twoich przyjaciół.'
- Hej, widzisz jego nogę? - ktoś zapytał
- Nie wygląda jak noga...
- Będzie wdzięczny Bogu, jeśli w ogóle przeżyje.
Po tym nawet nie chciałem przeżyć.
Czegoś brakowało. Cieszyłem się, że znalazłem taką niesamowitą robotę, ale było coś, co sprawiło, że moje życie było puste. Idąc do pracy codziennie widziałem ludzi korzystających z życia. Żałuję, że nie mogłem znaleźć się między nimi. Próbowałem odnaleźć brakującą część, dopóki nie zrozumiałem, że skończyłem szkołę zbyt wcześnie. Zniszczyłem swoje dzieciństwo. Decyzja o wyprowadzce i podjęciu pracy była najgłupszą, jaką mogłem podjąć.
- Sergey, chyba powinienem wrócić do szkoły - powiedziałem do kuzyna - ja już dłużej nie dam rady.
- W porządku, ale dlaczego mi to mówisz? - wydawał się być zły
- Nie wiem, pomyślałem, że mi pomożesz.
- Czemu? - zapytał chamsko
- Jesteś moim kuzynem, nieprawdaż?
- Tak, jestem Twoim kuzynem, a ty jesteś moim, ale ostatnio nie widzę tego.
- Dlaczego? - zapytałem z rozczarowaniem
- Od 2 miesięcy nie odzywałeś się do mnie...
Mieliśmy ostrą sprzeczkę. Jak nigdy przedtem. Nie mógł zrozumieć, że jestem zajęty ze względu na moją pracę i nie mogłem znaleźć chwili, aby zadzwonić.
Zdecydowałem się na uniwersytet. To było zupełnie szalone, ale to było coś czego mi brakowało. Nie mogłem znaleźć odpowiedniego kierunku, ponieważ interesowałem się wszystkim i niczym za razem. Nie było nic, co przykuło moją uwagę. Ludzie w pracy polecili mi szkołę wojskową. Tam mogłem wybrać swoją specjalizację. Miesiąc później byłem w szkole. Tam miałem serie rozmów ze specjalistami, którzy pomogli mi w wyborze mojej specjalizacji. Po testach psychologicznych okazało się, że moją pasją jest ratowanie ludzkiego życia. Zostałem skierowany na uniwersytet medyczny. Tam było miejsce przygotowane właśnie dla mnie. Ale coś poszło nie tak i byłem częścią grupy ratownictwa bojowego. Domyślałem się, że wkrótce będę wysłany na misję. Nie widziałem, jakbym miał ocalić kogoś gdzieś, gdzie w tle jest wybuch bomby.Było wiele wyjazdów na poligony i symulatory, podczas których dowiedziałem się, jak przetrwać na polu bitwy.
3 lata później...
- Kochanie, chodź na dół- krzyknęła Agata z niespokojnym głosem
- Co się stało?
- Spójrz - powiedziała wskazując na telewizor
'Wczoraj dziesiątki sił rosyjskich przejęły kontrolę nad międzynarodowym portem lotniczym i wojskowym lotniskiem na Ukrainie w Republice Autonomicznej Krymu, dzień po ataku Rosjan na budynki rządowe i zawieszeniu rosyjskich flag.
- Zaczyna się - powiedziałem do siebie.
Kilka dni później dostałem list. To było jak wyrok. Musiałem pożegnać Agatę, moją narzeczoną. To było okropne, ponieważ po raz pierwszy w życiu poczułem się naprawdę szczęśliwy, ale z drugiej strony mogłem być bohaterem w jej oczach. Zacząłem walczyć ze sobą. Nie chciałem iść, ale wiedziałem, że to był czas, aby dorosnąć. Bałem się. Jak wszyscy.
Ostatni dzień przed wyjazdem był najlepszym w moim życiu. Spędziłem go z ukochaną. Zrobiliśmy rzeczy, których nigdy wcześniej nie robiliśmy. Poszliśmy do parku rozrywki, gdzie cały czas śmiała się ze mnie. Nigdy nie byłem na rollercoasterze, ale narzeczona przekonała mnie. Kiedy skończyłam, nie mogłem przestać wymiotować. Wtedy zdałem sobie sprawę, że istnieje prawdopodobieństwo, że to był ostatni dzień z nią.
Następnego ranka wyjechałem bez pożegnania. Nie chciałem rozpaczy. Wiedziała dokładnie, że idę na śmierć.
Misja rozpoczęła się.
Kiedy opuszczałem kraj, było to jak pożegnanie z życiem. Kiedy przekroczyliśmy granicę wszystko się zmieniło. Atmosfera była straszna. Myślałem, że umrę na depresję. Szare blokowiska, drzewa bez liści. Najgorsza była droga. Dziura przy dziurze, martwe zwierzęta, fragmenty roślin. Było tam po prostu wszystko. Musieliśmy jechać slalomem. Chciałem opuścić Ukrainę tak szybko, jak to tylko możliwe. Dowódca wydał rozkaz zatrzymania się w stolicy Ukrainy, Kijowie. Śródmieście było wyrwane ze schematu życia Ukraińców. Zatłoczone ulice, otwarte sklepy i muzyka w tle. Niesamowite. Coś, czego nawet nie zauważyłem w moim kraju. Nikt nie spodziewał się, że wojna nadciąga.
Ludzie chodzący po mieście patrzyli na nas jak na wrogów. Jak na kogoś, kto przyszedł, aby ich zabić. Wtedy nie wiedziałem nawet, kogo powinniśmy zabijać. Ukraińców czy Rusków. A może obie nacje. Nie chciałem zabijać, ale jestem żołnierzem i dlatego byłem tam. Muszę przyznać, że widoki w centrum Kijowa były po prostu niesamowity, a zwłaszcza Dniepr. Kijów jest piękny, niestety trudno było znaleźć stację benzynową, na której moglibyśmy się zatrzymać.
Po trzech godzinach przerwy musieliśmy ruszyć, a z każdym kilometrowym dźwięki broni stawały się głośniejsze.
Dostaliśmy się do Doniecka. To była główna scena wojny na Ukrainie. Przybyliśmy do naszego oddziału. Wszyscy przywitali nas miło. Bardzo miło. Zbyt miło. Nie przyjechaliśmy tam, żeby mieć dobrą zabawę i być miłymi.

Pierwszy dzień misji...
Cała misja miała na celu przejąć miasto z rąk wroga. Znajdowaliśmy się w północnej części Doniecka, a musieliśmy dostać się do centrum miasta, w którym ludzie zabijali się na ulicach. Widziałem wideo, w którym jeden z separatystów zastrzelił kobietę w ciąży. Powiedziano nam, aby nie mięknąć, ale co można zrobić, gdy zobaczy się zabijaną kobietę? Pierwsze 10 minut naszej podróży było spokojne. Potem wjechaliśmy do centrum miasta. Puste drogi, zamknięte sklepy, szare, zniszczone budynki i widok na martwych ludzi. Zupełne przeciwieństwo Kijowa. Zauważyłem, że przed naszym przyjazdem doszło do kolejnych ataków. Palący się już małym ogniem samochód, obok którego znajdowały się zwęglone zwłoki. Przynajmniej myślę, że to ludzkie ciało, ponieważ na nie nie wyglądało, ale śmierdziało jak spalone mięso. Nie było czasu na bezsensowne udzielanie pomocy. Mieliśmy podzielić się na dwuosobowe grupy. Ja i Michał musieliśmy zadbać o teren wokół stadionu. Zwykły patrol.
Widzieliśmy zbliżający się do nas czołg i biegnących przy nim uzbrojonych żołnierzy wydzierających się po rosyjsku. Sami na nieznanym terenie nie wiedzieliśmy co robić. Zdecydowaliśmy się schować się w Shaktar Plaza, hotelu niedaleko stadionu. Niewiarygodnie szybka maszyna niemal nas dogoniła. Biegliśmy do budynku starając się znaleźć najbezpieczniejsze miejsce do ukrycia. Był jeden poważny problem. Budynek był zbudowany ze szkła. Każdy ruch był widzialny jak na dłoni.
- Musimy iść w głąb budynku - powiedziałem - widzą nas.
- Nie znam tego hotelu. Wszystko jest po rusku - mówił panicznie Michał.
Spojrzałam na tablicę informacyjną.
- Musimy iść na górę, skręcić w prawo, a potem prosto.
Zrobiliśmy tak. Uciekliśmy jak najszybciej, a Michał ślepo biegł za mną. Potem usiedliśmy w jakimś pomieszczeniu z mopami.
- 11 do bazy, 11 do bazy, odbiór!? - bez odpowiedzi
- Umrzemy tutaj! - krzyczał
- Co ty tu kurwa robisz? - zapytałem - przyszedłeś ratować ludzi lub płakać jak dziecko?
- Boję się, nie wiem, co robić i ...
- Zamknij się kurwa i daj mi działać - przerwałem
Później usłyszałem tylko strzał z armaty czołgu...

1 komentarz

 
  • Użytkownik nieznajomy

    Nawet ciekawe :) Widać, że inspirowane teraźniejszością

    30 sie 2017