Zapiski niezaspokojonych pragnień #2

Zapiski niezaspokojonych pragnień  #229 października 2020 roku.


      Przez dłuższy czas napawałam się atencją wobec mej osoby, wchłaniałam wszelkie komplementy i pozwalałam by dosiadający się amant ześlizgiwał się wzrokiem po mym dekolcie, przekrzywiał głowę obliczając długość mych nóg.
Tak, to było dla mnie czymś nowym, jak już wspominałam nie udzielałam się towarzysko, czasem gdzieś wpadałam ale przeważnie do dzielnicowych lokali gdzie byli ludzie mi od lat znani więc nikt mnie nie taksował a na pewno nie czułam zainteresowania własna osobą i vice versa.
Tam w klubie było inaczej, tam w  weekendy schodzili się ludzie z całego regionu a co ważniejsze starsi o dekadę od nas.

   Zawsze tak jest, że ktoś taki jak ja, przeciętny w swej przeciętności czyli ja, szuka wariata, rozbrykanego rówieśnika w którego jest wpatrzony i chce mu - często głupotą - dorównać.
Eliza, bo o niej mowa miała ten bezkompromisowy stosunek do otoczenia ona mówiąc kolokwialnie wchodziła jak po swoje.
Gdziekolwiek, niestety także i w "Cacao"
Nie napiszę, że to przez nią stałam się tym kimś, kto zapomniał o szanowaniu się jako kobieta o moralności o skrupułach na zdrowym rozsądku kończąc.
Nie, to byłby truizm.
Mamy w sobie dobro i zło, umiemy rozróżniać i przewidywać a nade wszystko sami podejmujemy decyzję. I ja z każdym tygodniem brnęłam w zaprzedanie się własnemu chceniu.  


   Jak już wspominałam to trwało kilka tygodni, po tym czasie Eliza coraz częściej zostawiała mnie samą wychodząc w towarzystwie kolejnych typów o niesprecyzowanych planach na jutro.
W ciągu tygodnia niewiele miałyśmy ze sobą kontaktu i w zasadzie postronnemu obserwatorowi mogłoby wydać się dziwne, że jesteśmy koleżankami.
Sama dziwiłam się, że tak dobrze czuje się w jej towarzystwie, choć tylko w tej ciemnej, zadymionej i odbijającej kolejne basy ścianach lokalu.
Zapytałam jej któregoś z następnych tygodni czy to w ogóle ma sens, że może jej przeszkadzam i lepiej żebyśmy razem tu nie przychodziły.
Popatrzyła na mnie z takim matczynym pobłażaniem i rzekła:
   - " Młoda, ja wiem z jakiego domu pochodzisz i nie liczę, że pozwolisz sobie na luksus rozkoszy." -
Próbowałam zaoponować, ale pogłaskała mnie po policzku dodając :
   - " Nie przejmuj się. kiedyś sama dojdziesz do tego, że głaskanie się po pisi pod prysznicem a później wyrzuty sumienia, że mamusia i nasz proboszcz by to potępił i obiecywanie przy pacierzu, że to koniec nic nie zmienią.. Wybij sobie to z główki, jesteśmy ludźmi i to jest normalna potrzeba, nie sprawdzisz się teraz za młodego to później puścisz faceta w trąbę bo nie da ci to spokoju, jak jest z kimś innym"
  
    Jeśli mówi się o momentach przełomowych, to dla mnie chyba właśnie wówczas taki nastąpił.
Poczułam się urażona i sama nie wiem czym bardziej, tym, że miała moich rodziców za skostniałych staruszków, którzy kochają się - a może już nie - wyłącznie by spłodzić potomstwo. Czy bardziej tym, że moja reputacja, zasady, zwał jak zwał miała za mało praktyczne i przestarzałe w porównaniu z jej  pragmatyzmem.
I wystarczyło pozostać przy tej urazie, pokazać klasę i wyjść z godnością damy.
Niestety, nie zrobiłam tego a po kilku dniach odbyłyśmy rozmowę w której Eliza opowiedziała mi jak poznawała swoje potrzeby jak czekała na noce by sobie dogodzić. Nie pytała się czy ja przechodzę ten okres w tym momencie, nie musiała, widziała to po moich dłoniach, uciekającym wzroku i zaciskanych kolanach.
Nie przekonała mnie, że to trzeba uciszyć w ramionach napalonego rówieśnika ale zrozumiałam, że ma w jednym rację.  
To jest we mnie i musiałabym się wynaturzyć by to przestało zaprzątać mój umysł a udawanie, że tylko sobie włożę paluszki tak by lepiej zadbać o higienę osobistą  to obłuda i zakłamanie.  



   Wiesz jak działa autosugestia, gdy wmawiają ci iks razy, że źle wyglądasz i powinnaś się położyć to mimo, że czujesz się dobrze spoglądasz w lustro i zaczynasz szukać symptomów choroby.
Tak, powolne pranie mózgu zrobiło swoje, zaczęłam spoglądać na swoich rodziców jak na ramoli, co to praca, jedzonko i dla intelektualnej fiesty teleturniej pooglądają.  
I stało się, w marcu po czterech miesiącach kiblowania w tym klubie oczarował mnie jeden Raduś, przed trzydziestką, cwaniaczek. Który wiedział jak mi prawić dyrdymały bym wsiadła do jego volvo i pojechała do jego dwu - pokojowego mieszkania.

milegodnia

opublikował opowiadanie w kategorii obyczajowe, użył 839 słów i 4552 znaków, zaktualizował 29 paź 2020.

Dodaj komentarz