Znikająca miłość - rozdział I

Rozdział I

Tom przebudził się, spojrzał na zegarek i momentalnie zasnął ponownie. Obudziły go hałasy dobywające się z drugiego pokoju.
– Nate, wstawaj, trzeba pojechać i zapłacić za salę. Chyba nie myślisz, że ja wszystko ogarnę sama.
– Dobrze mamo, przecież się nie pali.
– Jak nie? Zaraz obiad. Wstawaj już. Zjemy razem i pojedziesz zapłacić.
Tom wiedział, co za chwilę go czeka i zdążył już zacząć się ubierać. Chwilę później drzwi do jego pokoju otworzyły się z impetem.
– Tom, wstawaj! Zaraz obiad. Ile można spać?
Ubrany i gotowy na nadchodzący dzień, poszedł do kuchni, w której siedzieli już tata i mama.
– No, gdzie on jest. Nate! Obiad!
Chwilę po tym zjawił się też Nate.
– Jak tam brachu pierwszy dzień pełnoletniości? – zapytał od razu Tom.
– Pierwszy dzień znikania, chciałeś powiedzieć, przygotuj się, bo za dwa lata też zaczniesz.
Mama momentalnie weszła mu w słowo.
– Dajcie spokój z tym znikaniem, nikt z tego domu nie będzie znikał.
– Marie już tak łatwo cię nie wypuści, nie?
Nate spojrzał wymownie na Toma i uśmiechnął się od ucha do ucha.
– A ty? – zapytał chwilę później Nate.
– Co ja?
– No jak tam z tą twoją. Jak ona się nazywała? Alice?
– To tylko koleżanka.
– Dobra, dobra, zawsze się tak zaczyna. Ale przyjdzie dzisiaj na urodziny? To ją zapraszałeś?
– Przyjdzie, tata nas podwiezie, prawda, tato?
Tata jak zwykle nie angażował się w rodzinne dyskusje, a jego nieodłącznym atrybutem do posiłku stała się gazeta.

Godziny mijały w zastraszającym tempie. Cała rodzina już przygotowywała się do wieczornego wyjścia.
– Dobra, to ja jestem gotowy – powiedział Tom.
– Tata już czeka w samochodzie, my z mamą też zaraz wychodzimy – odpowiedział Nate.
Tom wsiadł do auta i razem z tatą pojechał po Alice. Kiedy znajdowali się przed domem dziewczyny Tom wysiadł i udał się w stronę drzwi wejściowych. Nie zdążył nawet zapukać, a drzwi otworzyły mu się przed nosem.
– Cześć – rzuciła momentalnie.
– No hej. Ładnie wyglądasz – powiedział Tom i sam błyskawicznie się zarumienił.
– Dziękuję, ty też.  
Alice ze swoimi długimi brązowymi włosami i zielonymi oczami robiła na chłopakach nie małe wrażenie. Tom tym bardziej poczuł się skrępowany, widząc ją w krótkiej niebieskiej sukience. Zdał sobie sprawę, że nigdy nie widział na oczy tak pięknej dziewczyny. To potęgowało w nim tylko uczucie onieśmielenia, chociaż nie powinien się tak czuć. Sam wysoki, schludnie ubrany i zawsze starannie uczesany. Był niczym młodsza wersja jego brata Nate'a, który od zawsze cieszył się powodzeniem u dziewczyn. Różniła ich w zasadzie tylko budowa ciała. Tom chudy i nieco zamknięty w sobie. Nate za to o nienagannej sylwetce młodego sportowca.
– To my już jedziemy, pa, mamo – krzyknęła w stronę zamykających się drzwi Alice.
Tom otworzył jej tylne drzwi samochodu. Alice wsiadła i przywitała się z tatą Toma.  

Kilka minut później wszyscy byli już na sali, gdzie miała odbyć się impreza urodzinowa Nate’a. Znajdowała się tam cała bliższa rodzina. Ciocie, wujkowie i kuzynostwo. Wszyscy usiedli do kolacji, potem przyszedł czas na ciasto i obowiązkowo wielki urodzinowy tort. Wszyscy ustawili się naokoło stojącego w środku wraz z tortem Nate’a. Zaczęło się gromkie "sto lat”. Wujkowie i tata przekrzykiwali nawet skromną orkiestrę, która już przygotowywała się do tej późniejszej części wieczoru.
– Niech żyje, żyje nam! – śpiewali wszyscy.
– A kto?! – krzyknął wyraźnie rozbudzony tata.
– Nate! – odparł tłum.
– No to synek, ty wiesz, czego ja ci życzę. Żebyś był tak fajny, jak zawsze, żeby ci się wszystko w życiu powiodło i przede wszystkim, żebyś zawsze pamiętał o rodzinie, tej, którą tutaj masz i tej, którą pewnie niedługo założysz.
– No właśnie, żeby nam za szybko nie zniknął – dodał jeden z wujków z drugiego końca sali.
Słysząc to, Marie, dziewczyna Nate’a momentalnie ucałowała go w policzek.
– Niech wujek się nie martwi. Ja już się o to zatroszczę.
Wszyscy złożyli Nate’owi życzenia i usiedli, aby skosztować urodzinowego tortu. Po wszystkim orkiestra zaprosiła na parkiet. Nie musieli długo szukać tanecznych zapaleńców, bo prawie wszyscy poderwali się na równe nogi i ruszyli do zabawy. W tym czasie Nate podszedł do Toma, który siedział z Alice przy stole.
– No i jak tam szanowni państwo?
Tom i Alice spojrzeli się na siebie. Nate kontynuował:
– Skąd się znacie tak w ogóle?
– Ze szkoły – odparła Alice.
– Chodzimy razem do liceum – nie pozostawał dłużny Tom.
– Tom mogę cię na moment prosić? – zapytał Nate.
Odeszli na bok.
-No stary, ładna ta Alice, bierz ją do tańca, zakręć tu i tam. Chyba nie muszę ci tłumaczyć, o co chodzi.
– Nie, nie, ale wiesz, znamy się dopiero kilka miesięcy. W szkole wszyscy za nią szaleją.
– Ale przyszła tu z tobą, to już coś znaczy. I nie wyjeżdżaj mi zaraz z tymi swoimi miłościami.
Nate i Tom wrócili na miejsca.
– To jak Alice, zatańczymy? – zebrał się na odwagę Tom.
– Czekałam, kiedy zapytasz.
I tak to się zaczęło. Rozpoczął się taniec śmierci. Zawsze zaczyna się tańcem, a kończy śmiercią. To naturalny cykl życia świata takiego jak ten, gdzie ludzie samotni znikają. A w tańcu, tak jak i w życiu, potrzebny jest drugi człowiek. Osoba, która cię poprowadzi, nauczy wyczucia rytmu, dotrzyma kroku i dzięki której nie znikniesz. Będziesz tańczyć aż do spokojnej śmierci.

Tom i Alice ledwie się znali, ale w tańcu wyglądali co najmniej jak para z kilkuletnim stażem. Impreza powoli dobiegała końca. Na parkiecie pozostali tylko najwytrwalsi, reszta siedząc przy stole burzliwie dyskutowała. Tom i Alice siedzieli trochę dalej i przyglądali się uczestnikom.
– A wujek Rob i ciocia Doyle?
– No nie wiem, mi wyglądają, jakby znali się już od dzieciństwa.
– Tak, mama mówiła, że dorastali na jednym osiedlu. Ale za to kuzyn Mike na każdą rodzinną uroczystość zmienia partnerkę.
– Który to?
– Ten z tą brunetką, co jej się twarz rozmazuje.
Alice wybuchła śmiechem.
– Rzeczywiście. Oni za to kompletnie do siebie nie pasują.
– Wiesz, ludzie dzisiaj zrobią wszystko byle nie zniknąć, a dla mnie liczy się coś więcej niż to. Może mówię tak, bo to jeszcze mnie nie dotyczy. Sam nie wiem.
– Ja chciałabym się zakochać. Poczuć coś, a nie jak większość być z kimś dla samego bycia. Ale wiesz jak to jest. Dzisiaj nie można być samemu. Takie życie.
Zdziwienie na twarzy Toma sięgało granic. Poczuł, że może właśnie spotkał kogoś idealnego. Kogoś, kto potrafi go zrozumieć. Uśmiechnął się do Alice i powiedział:
– Dziękuję, że tu ze mną przyszłaś.
– Nie ma sprawy, miałabym przegapić taką imprezę?

Rozmawiali jeszcze przez jakiś czas o rzeczach zupełnie błahych. W końcu każdy powoli zaczął zbierać się do wyjścia. Tata i Tom pojechali odwieźć Alice do domu, a potem sami udali się do siebie. Tak minął cały ten dzień. Tom poszedł do swojego pokoju i momentalnie zasnął. Śnił o przyszłości. Wymyślał najróżniejsze scenariusze, w których pojawiała się Alice. Wiedział, że ma jeszcze sporo czasu do zaczęcia znikania i pragnął wykorzystać go jak najlepiej. Wykorzystać go na uczucie rodzące się do Alice.

Bejtmen

opublikował opowiadanie w kategorii miłość, użył 1288 słów i 7538 znaków, zaktualizował 25 wrz 2018.

Dodaj komentarz