Kiedyś
Kiedyś myślałam, że z piwnicy wyjść - to uciec
Wywinąć się więzom niepostrzeżenie
Na jednym oddechu przebiec pół świata
Tam, gdzie nie dosięgają złe ręce, złe oczy.
I mówili „No, nieźle! Sprytnie! Szacunek!”
A ja ukryta na drugiej półkuli,
W gorączce tropiku własnego ciała,
Wciąż nie mogłam złapać oddechu.
Później
Później myślałam, że siła - to oddać
Uderzyć tak, by już nie musieć oddawać
Połamać złe ręce, wydrapać złe oczy
I mówili „Tak! Dobrze! Wal!”
I klaskali, i mlaskali
Na zachlapane ściany piwnicy.
A ja nie mogłam się domyć.
Teraz
Teraz pewnie powiedzą „Głupia!”
„Co ona robi?”
Od niezrozumiałego odwrócą wzrok,
Pójdą dalej, rozczarowani.
Bo scenariusz przewiduje,
Że ja na schodach piwnicy zawrócę.
Podam dłoń złej dłoni, spojrzę ciepło w złe oczy.
I najsilniej jak potrafię powiem
„Chodź ze mną.”
1 komentarz
AnonimS
Jaka metamorfoza... a co na to złe oczy? Nie wybuchną szyderczym rechotem? :P
angie
@AnonimS Mogę zaryzykować. Ale tylko raz.