Szaleństwa panny Kingi cz. 2

***
-…aaalo, haaalo, słyszy mnie pani?- ostry, kobiecy głos wdziera się brutalnie w moją świadomość. Nie chcę go słyszeć. Z ogromnym wysiłkiem otwieram oczy i wbijam mój niewyraźny wzrok we właścicielkę głosu. Pielęgniarka, szpitalna biel ścian, drażniący zapach leków - kurwa jego mać!!!! Moją twarz przebiega grymas rezygnacji.  
Ona, rejestrując moją reakcję, uśmiecha się przyjaźnie, mówiąc:
- Pani Kingo, cieszę się, że pani wreszcie do nas wróciła. Nie sądzi pani, że dwadzieścia trzy lata, to nie jest najlepszy wiek na świadome ładowanie się do piachu?
" A czy pani nie uważa, że nie wypada zadawać takich pytań niedoszłym samobójczyniom?” -odpowiadam jej pytaniem w myślach, lecz uśmiecham się krzywo i mówię:
- Uważam, że jest to jak najbardziej dogodny wiek do…jak to pani określiła?... świadomego ładowania się do piachu. Muszę przyznać, że użyła pani pięknej metafory. Zaiste, minęła się pani z powołaniem, bez wątpienia ma pani poetyckie zacięcie…
Piguła spojrzała na mnie jak na kompletną wariatkę, cała zawodowa sympatia znikła z jej twarzy. Zapewne doszła do wniosku, że nie ma przecież do czynienia z osobą spełna rozumu. Oświadczyła tylko sucho na koniec:
- Zaraz zawołam doktora. Z mojej strony mogę tylko życzyć pani szybkiego powrotu do zdrowia.  
Po czym skierowała się szybkim krokiem w stronę drzwi wyjściowych.  

" A więc się nie udało…” – pomyślałam z goryczą. " Taki ze mnie życiowy nieudacznik, że nawet pożegnać się z życiem skutecznie nie potrafię... Ku*wa mać, widocznie za płytko cięłam”. Czując przemożną potrzebę ukrycia się przed światem, okryłam się całkowicie kołdrą, wionącą charakterystycznym zapachem krochmalu.  
Lada moment na salę wpadł lekarz. Młody, około trzydziestoletni szatyn, ze śmiesznym, asymetrycznym pieprzykiem po lewej stronie nosa. Powitał mnie sennym, modrym spojrzeniem spod długich rzęs.  
- Witam, pani Kingo - zaczął - Nie mam pojęcia, co pchnęło panią do tak dramatycznego kroku jak samobójstwo. Straciła pani mnóstwo krwi. Przy pani małej wadze…ledwie panią uratowaliśmy. To był istny wyścig z czasem. Policja musiała wyważyć drzwi do mieszkania po tym, jak pani sąsiadka, Krystyna Malinowska, zadzwoniła do nich, przerażona ciągłym brakiem pani odpowiedzi na jej pukanie…Wiedziała, że pani nigdzie nie wychodziła…Domyśliła się, że coś się stało…Zawdzięcza jej pani życie…Gdyby nie ona…

"Gdyby nie ona, ta stara, wścibska ku*wa, to już dawno miałabym spokój z tym światem, leżąc sobie nago w milutkim, chłodnym krematorium. A tak, muszę dalej żyć i z każdym kolejnym dniem się coraz bardziej wk**wiać. Niech tylko wrócę do domu, to jej z pewnością okażę swą bezgraniczną wdzięczność…poprzez otrucie jej ukochanego pudelka, Rufusa. (Fakt, że jest ufnym łasuchem przemawia na moją korzyść). Będzie na przyszłość wiedziała, że nie należy wściubiać nosa w nie swoje sprawy”- przemknęło mi przez myśl.  

Przystojny doktorek, niezrażony moim twardym milczeniem, ciągnął dalej swój wywód:
- …. Gdyby nie ona…to by pani ze mną nie rozmawiała…Pomyślała pani o swoich bliskich? O tym, jaką krzywdę im pani zrobi? Nigdy, powtarzam, przenigdy nie można zachować się w tak egoistyczny sposób…- spojrzał ma mnie badawczo i jakby z naganą.  
Spuściłam wzrok. Ale nie ze wstydu…o nie…po prostu nie miałam zamiaru się tłumaczyć z moich poczynań nieznanej osobie, a poza tym jego niezwykła uroda działała na mnie onieśmielająco.  
Doktor chyba zrozumiał, że nie wejdzie ze mną w dyskurs. Oznajmił więc przyjaźnie:
- Trochę tu pani z nami zostanie…Rozumie pani chyba, że…
- Czy moi bliscy wiedzą, że tu jestem? - przerwałam mu.  
- Naturalnie, pani Kingo…Dam im znać, że już się pani obudziła - lekarz uśmiechnął się promiennie i pogłaskał delikatnie moją bezwładną dłoń. Nasze spojrzenia na krótką chwilę się spotkały. Ten moment wystarczył, aby pod tą wymianą spojrzeń znalazł się jakiś nieokreślony komunikat. Z obu stron. Doktor, jakby zawstydzony, odsunął szybko swą rękę i rzucił przepraszającym tonem:
- To. . ja pójdę już …obchód mam…do widzenia!
- Dziękuję panu za wszystko. Do zobaczenia! – pożegnałam go.  
***
       (Ciąg dalszy nastąpi)

Ewkinia77

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 781 słów i 4440 znaków.

1 komentarz

 
  • Ania

    Bardzo fajne ;D Ciekawie sie zapowiada . Pisz szybko :]

    10 maj 2013