Niespodziewane

Mary wyszła z pracy, zmęczona jak nigdy. Włożyła do uszu swoje ukochane słuchawki i puściła na telefonie jeszcze bardziej ukochaną piosenkę. Uśmiechnęła się pod nosem słysząc pierwsze dźwięki gitary, tak dobrze znane jej akordy. Gdy już weszła w trans muzyki zapomniała o całym otaczającym ją świecie. Nie do końca świadomie skierowała swe kroki ku plaży, wzdłuż której szła. Zachodzące na horyzoncie słońce nadawało temu miejscy niesamowitego majestatu i uroku. Szesnastolatka zdjęła skórzane sandałki i pozwoliła językom słonej wody muskać jej stopy. Przyjemny ciepły wiatr rozwiał lekko jej cienkie blond włosy. Usiadła na piasku, rozejrzała się wokół. Nie było w pobliżu nikogo oprócz odpoczywającej rodziny na wakacjach, jakieś dwadzieścia metrów od niej. Ojciec z około czteroletnią córką chlapali się wodą śmiejąc się. Matka siedząca nieopodal na kocu uśmiechała się na ten widok. Ale obok niej siedział jeszcze ktoś. Szczupły, wręcz chudy chłopak o rozczochranych czarnych włosach zdawał się nie zauważać sielankowego obrazu swojej rodziny. Na kolanach trzymał książkę, którą był najwyraźniej pochłonięty bez reszty. Mary zaciekawiło, co czyta. Wyjęła z uszu słuchawki, jej zmysły wyostrzyły się teraz maksymalnie. Całą sobą czuła, słyszała, widziała wszystko, co ją otaczało.  
Była bardzo sentymentalną osobą, inną, niż większość swoich rówieśników. Na przykład kiedy oni spotykali się po lekcjach w różnych lokalach, parkach i kto wie czym jeszcze, Mary wolała usiąść w ulubionym fotelu, wziąć do ręki dobrą powieść i tak spędzić wieczór. Lubiła też wchodzić na kolana taty, zanurzyć się w jego objęciach i rozmawiać tak długo, aż nie przypomną sobie, że przecież nazajutrz trzeba wstać o siódmej. Ale to działo się, zanim zdarzył się okropny wypadek. Autobus, którym jej ojciec jechał do pracy zderzył się z nadjeżdżającym pociągiem. Nikt z pasażerów autobusu nie przeżył, a Mary tamtego dnia zamknęła się w sobie na dobre.  
Teraz na wspomnienie o kochającym szpakowatym mężczyźnie napłynęły jej do niebieskich oczu łzy, a po chwili spływały ciurkiem po okrągłych policzkach. Nic dziwnego, wypadek zdarzył się niecałe dwa lata temu. Zatapiając się we własnych myślach nie spostrzegła się, że rodzina, którą wcześniej obserwowała, opuściła plażę. Nagle usłyszała za sobą kroki, więc odruchowo odwróciła głowę. Stał za nią ten sam chłopak, który dosłownie przed chwilą siedział na kocu z matką, ten sam, który ją tak zaintrygował. Zorientowała się, że ma twarz mokrą od łez i pospiesznie wytarła je skrawkiem kwiecistej sukienki.
- Płakałaś. Coś się stało?
- Nie… Ja… Tylko… Mam uczulenie. Na pyłki.
- Ciekawe… W pobliżu nie ma żadnych roślin pylących w lipcu – uśmiechnął się przyjaźnie.
- Kim ty w ogóle jesteś, że pytasz mnie czy coś się stało? O ile wiem, to się nie znamy – powiedziała nieufnie.
- Do tej pory nie. Jack. Miło mi – mówiąc to usiadł koło mnie i podał mi rękę.
- Mary. Gdzie się podziała twoja rodzina? Ty zgubiłeś ich, czy oni ciebie?
- Powiedziałem im, że wrócę później. Mieszkamy w naprawdę paskudnym pensjonacie. A ty? Taka młoda, bezbronna, sama na plaży, wieczorem?
- Młoda? Sam nie wydajesz się o wiele starszy. Przyjechałam do pracy. Na wakacje.
- W sierpniu kończę osiemnaście. Psychicznie czuję się na trzydzieści, więc urodziny dużo w moim życiu nie zmienią – zaśmiał się, a na twarzy Mary pojawił się leciutki uśmiech. - A ty nie wyglądasz na więcej niż siedemnaście, więc siłą rzeczy jesteś młodsza.
- Szesnaście. Miałeś rację. Czytałeś jakąś książkę, prawda?
Podał jej kilkusetstronicową powieść w grubej okładce. Odczytała na głos tytuł.
- "Miasto ślepców”. Czytałam ją kiedyś. Świetna powieść… tak sądzę.
- Zdaje mi się, że moglibyśmy się polubić.  
- Na jakiej podstawie tak sądzisz.
- Wydajesz się miła, ale jesteś trochę nieśmiała, a ja pomogę ci to zmienić.
- Jak masz zamiar to zrobić?
- Zacznę od tego – i w tym momencie zdjął okulary, zbliżył swoją twarz do jej twarzy, przymknął oczy, jej serce zaczęło bić szybciej, nie wiedziała, co robić, nigdy nie była w takiej sytuacji. Nie robiła więc nic, tylko zamknęła oczy i czekała. Wreszcie poczuła dotyk jego ciepłych warg na swoich. Jej ciało przeszedł silny dreszcz, a po chwili cały stres minął, myślała tylko o tym, jak jest jej cudownie.
Po pocałunku Jack wstał, odszedł kilka kroków, skierował twarz w jej stronę i rzucił prawie rozkazujące:
- Jutro. O tej samej porze. W tym samym miejscu.

Cirilla

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 890 słów i 4796 znaków.

2 komentarze

 
  • Jaga

    Czyli jutro o tej samej porze następna część? ;D

    28 cze 2015

  • Kika

    Ciekawe nie powiem. ;)Zobaczymy co będzie dalej :)

    28 cze 2015