Nadawca: Rafał  
2014-07-12-22.30  
Dobranoc ;-)  
 
Jaki on kochany... Wzięłam telefon i odpisałam: 
 
2014-07-12-22.31 
Dobranoc :-)  
 
Położyłam się spać... Pomodliłam się do Boga, dziękując mu za dzisiejszy dzień i prosząc, by jutrzejszy był lepszy. Minęła już 23 a ja jeszcze nie mogłam zasnąć. Wierciłam się pogrążona w myślach. Mimo wielu starań nie mogłam przestać myśleć o Rafale. Wzięłam telefon w dłoń i zaczęłam pisać do niego SMS:  
 
2014-07-12-23.23 
Śpisz?  
 
Po chwili przyszedł mi SMS! Adresatem był Rafał...  
 
2014-07-12-23.24 
Nie. Myślę o tobie. A ty o mnie ? :-) 
 
Jaki on jest słodki!!! Znowu mu odpisałam: 
 
2014-07-12-23.25 
Nom... ;-) Postaraj się zasnąć :-) 
 
Nie minęła chwila, a już mi odpisał. 
 
2014-07-12-23.25 
Ok <3 Słodkich snów ;-)  
 
Dodał serduszko!!!! To musi coś znaczyć!!!  
 
2014-07-12-23.26 
Dziękuję i nawzajem :-D  
 
Tym razem zasnęłam szybko. Śniły mi się łabędzie i zachód słońca. Domyśliłam się, że to sen i już po krótkiej chwili śniłam świadomie. Wyobraziłam sobie jego twarz, która mnie namiętnie całuje... Czułam jego usta na swoich. Ciekawe z czym się całowałam... Pewnie z moją przytulanką słoniem.  
Obudziłam się o 8.30. Byłam wyspana i gotowa, na poranną gimnastykę. Zjadłam na śniadanie płatki z jogurtem naturalnym. To, że mam niedowagę nie oznacza, iż mam się niezdrowo odżywiać. Muszę o siebie dbać, by być w formie, bo w końcu jestem chilwiderką. I jestem z tego dumna.  
Po śniadaniu wzięłam kartkę papieru i zaczęłam rysować zachód słońca w górach. Kocham taki krajobraz... I dlatego go rysuję. Kojarzy mi się z miłością i spokojem wewnętrznym. W tym przypadku chodzi o miłość. Wiem, że jestem nie poprawną romantyczną, ale cóż poradzić ? Taka jestem od zawsze... Obrazek wyszedł mi całkiem dobrze. Podziwiałam przez chwilę moje dzieło i zaczęłam myśleć o spotkaniu z Rafałem.  
Pogoda była świetna. Słonecznie ciepło i bezchmurnie. Ale niestety upalnie... Pomogłam mamie przygotowywać rybę z ryżem na obiad i wzięłam się za odkurzanie domu. Wytrzepałam dywany i pościerałam kurze. Mama podziękowała mi i pozwoliła pojechać " do koleżanki ". Zpałaszowałam więc obiad i zaczęłam czytać książkę "Detektyw Monk i brudny glina". Po 20 minutowym czytaniu, wybrałam ubranie na spotkanie z Rafałem. Zrobiłam to szybko, bo mam mało ubrań i nie mam dylematu typu "co na siebie włożyć". Wybrałam więc zwiewną bluzeczkę na ramiączka i krótkie zielone spodenki. Wyglądałam fajnie w tym zestawieniu kwiatów i zieleni. Nie robiłam sobie makijażu, bo wolę siebie naturalną. Psiknęłam się lekkimi perfumami o zapachu kwiatu jabłoni. Spakowałam torebkę i wsiadłam na rower.  
Byłam na miejscu 10 minut przed czasem. Rafał zjawił się punktualnie, niosąc w ręku białą różę... Biały oznacza niewinność i zauroczenie. Ciekawe...  
Miał na sobie błękitną koszulę z krótkim rękawkiem i spodenki 3/4 koloru kremowego. Pachniał wodą kolońską.  
 
- Dzień dobry młoda damo - przywitał się ze mną ucałowując mnie w dłoń i dając mi kwiatek. 
Uśmiechnęłam się.  
- Dzień dobry miły panie- odparłam żartobliwie- jak minęła noc?  
- Bardzo dobrze, żadnych koszmarów. A u panienki?- zapytał. 
- Wspaniale.- zaśmiałam się.  
Ten chłopak działał na mnie uspakajająco. Przy nim ogarniało mnie dziwne uczucie...  
- Od czego zaczniemy poznawanie się?- zapytał. 
- Od pytań.- znowu się uśmiechnęłam.  
Rafał odwzajemnił uśmiech. 
- Dobrze, więc... Hmmmm.... Jaki masz talent? - zapytał.  
- Plastyczny, literacki i teatralny. Reszty nie mogę powiedzieć, bo nie statarczyłoby nam czasu.- odparłam- a ty? 
- Muzyczny.  
- Tylko tyle? Napewno masz jeszcze więcej talentów. 
- To prawda, ale jak i ty powiedziałaś nie wystarczyłoby mi czasu na ich wyliczanie.- odpowiedział- Zostaniemy przyjaciółmi? 
- Jasne. Ulubiony kolor? Mój zielony. 
- Błękitny. Taki jaki mam na koszuli. Data urodzin? Ja się urodziłem 16 sierpnia. 
- To już niedługo skończysz 15 lat... Ja 30 października.- odpowiedziałam. 
- Noszę okulary, a ty?  
- Ja też. Korekcyjne.Zwykle do czytania i oglądania tv. Masz ze sobą?  
- Oczywiście, zawsze je ze sobą mam- odparł. 
- Ja tak samo- zagaiłam.  
To niesamowite, że mamy ze sobą tyle wspólnego... 
Rafał założył okulary. Wyglądał w nich naprawdę ładnie. By nie pozostawić go w niepewności, również założyłam okulary. Na jego twarzy zagościł uśmiech. 
- Do twarzy ci w nich. Powinnaś je częściej nosić. 
- Ty też.  
Zapytać go, czy nie? Może poczekam jeszcze.... 
- Ulubione zwierzę?- zapytał. 
- Uważam, że każde zwierzę zasługuje na to miano... 
- Tak samo jak zasługuje na miłość każdy człowiek.- dokończył.  
- Też tak sądzisz?-zapytałam. 
- Tak. Nawet człowiek bez serca na to zasługuje. Bo nikt nie urodził się bandytom czy zabujcą, poprostu takim się stał.  
Myśli tak samo jak ja.... Czy to nie jest podejrzane?  
- To niesamowite. Myślimy identycznie... Ulubiona liczba?- zapytał. 
- 13, twoja też ?  
- Tak- uśmiechnął się. 
Dopiero teraz dotarło do mnie, jak długo trwa już nasza rozmowa. Spojrzałam na zegarek. Była 16.15. Miałam czas do 17.  
- O której musisz iść?- zapytałam go. 
- 17.30 powinienem być w domu. 
- Mamy jeszcze 45 minut- oznajmiłam. 
Nastała chwila ciszy, w której przyglądaliśmy się ludziom kąpiących się po drugiej stronie stawu. 
- Ulubiona piosenka?- przerwał ciszę Rafał. 
- Dużo tego jest... 
- A lubisz " I see fire" ?  
- No jasne, to jedna z piosenek znajdujących się na mojej top liście. A co? 
- Tak sobie pomyślałem... Czy chciałabyś przyjść do mojego domu? Chciałem ci coś pokazać. Moi rodzice są w pracy i wracają o 17.30.  
- No dobrze, ale wiesz ja cię nie znam... I nie mam zaufania do każdego... A zresztą co chcesz mi pokazać? 
- Chciałem zagrać i zaśpiewać ci tą piosenkę na gitarze, którą mam w domu. 
- No dobrze mogę zrobić dla ciebie wyjątek- stwierdziłam- Ale przysięgnij mi, że nie zrobisz mi krzywdy.  
On popatrzył na mnie zdecydowanie i podniósł dwa palce. 
- Uroczyście przysięgam, że nigdy nie zrobię ci krzywdy. A jak złamie tą przysięgę niech skonam. 
To mnie nieco uspokoiło. Skoro przysiągł na swoje życie, to nie warzy się tego złamać.... Chyba... 
- Dobrze więc zgadzam się.  
Zwineliśmy nasze koce i przyprowadziliśmy nasze rowery przed rów. Rafał zachował się jak dżentelmen przeprowadzając również mój rower na drugą stronę. Podziękowałam mu i pojechaliśmy w kierunku mojej miejscowości. Minęliśmy tory obok i pojechaliśmy w kierunku swobodnej przestrzeni. Przy korcie do tenisa skręciliśmy w lewo. Jego dom był 3 w kolejności od ulicy. Był to ładny drewniany dom. Dookoła znajdował się piękny ogród. Otworzył drewnianą furtkę i zaprosił na podwórko. Wszędzie było mnóstwo róż, tulipanów, ziół, drzew a także innych kwiatów, których nazwy nie znałam. Do domu prowadziła ścieżka z kamieni. Nic dodać, nic ująć. Jego dom i ogród były napewno jedyne w swoim rodzaju. Miło mi było patrzeć na przyrodę, w tak pięknym ogródku.  
Rafał zaprowadził mnie pod swój dom, a sam zaprowadził rowery do garażu. Usłyszałam za sobą jakieś szurganie. Odwruciłam się i spostrzegłam 2 małe szczeniaczki golden rivera. Ależ były słodkie! Podeszłam do nich i wzięłam oba na ręce. Zauważyłam, iż zza domu wychodzą jeszcze takie trzy. A za nimi ich mama, postawiłam więc szczeniaczki na ziemi, by się nie rozzłościła. Podeszły do mnie wszystkie i zaczęły się ze mną bawić. Wyglądały na około 2 miesiące. Psia mama zaczęła się do mnie łasić. Widać było, że mnie polubiła, tak samo szczeniaki. Z tego zamieszania nie zauważyłam, że Rafał nam się przygląda.  
- Jesteś już ich- zaśmiał się. 
- No jasne, a one moje. Jak mają na imię?  
- Mamusia to Lili, a resztę imion muszę wymyślić.  
- Mogę Ci pomóc- zaoferowałam.  
- Ok, ale najpierw wejdź do domu.  
Zaprosił mnie do środka, a ja z trudem oderwałam się od psiaków.  
- Lili cię polubiła.. To się rzadko zdarza. Zwykle nie akceptuje, gdy dotyka się jej szczeniąt. Nawet rodzicom nie pozwala ich dotknąć...  
- A tobie? 
- Mi daje... - Zwykle zwierzęta do mnie lgną, jak do ciebie.  
Jego dom był od środka naprawdę piękny i stylowy. Pokazał mi dużą i nowoczesną kuchnię, w której zdawało się czuć zapach lawendy. 
Pokazał mi rónież bardzo przestronną i gustowną łazienkę, i wiele, wiele innych pomieszczeń. Wszystkie były bardzo ładnie zagospodarowane. Na końcu zaprowadził mnie do swojego pokoju na piętrze. Od przejścia za próg tego pokoju towarzyszyło mi przyjemne uczucie spokoju i wewnętrznego ciepła. Ściany miały kolor błękitu, co podkreślały dwa okna dachowe i jedno półkoliste okno szczytowe. Meble brązowe w nowoczesnym stylu. Podobało mi się tu... Czułam, że będę tu jeszcze bywać... Zaprosił mnie bym usiadła na łóżku, a sam podposzedł do drzwiczek w ścianie. Wyjął z tamtąd gitarę i usiadł obok mnie na niebieskiej futrzanej narzułcie. Mam podobną, tylko zieloną.  
Zaczął śpiewać, tak jak w piosence i dopiero po chwili dołączył granie. Miał piękny głos... Prawie jak w orginale. Zamknęłam oczy i wsłuchałam się w te piękne dźwięki. To takie romantyczne... Otworzyłam oczy i uświadomiłam sobie, że już skończył grać i się na mnie patrzy. Zarumieniłam się.  
- Masz wielki talent- zagadnęłam. 
- Mogę ci jeszcze zagrać i zaśpiewać "Let Her Go".  
- Uwielbiam tą piosenkę....  
 Ta wyszła mu jeszcze lepiej. I tym razem śpiewając to patrzył mi się prosto w oczy. Pomyślałam sobie, że chciałabym być jego dziewczyną...  
Uśmiechnęłam się do niego.  
- A ty zaprezentujesz mi swój talent?- zagadnął. 
- To zależy jaki chcesz mieć obrazek.... 
- A mogłabyś mi narysować... Hmmmmm.... Zachód słońca?  
- Jasne. Z miłą chęcią.  
- Jakie chcesz kredki? Bambino czy Ikeowskie?  
- Bambino poproszę.  
Położył na biurku kartkę i kredki, a potem zaprosił bym tam usiadła. Sam usiadł na łóżku i zaczął grać jakąś melodię na gitarze. Wzięłam się do roboty. Najpierw zarysowałam kremową kredką kontury gór, słońca i wzgórz. Zamalowałam słońce najpierw żółtą, potem pomarańczową i czerwoną kredką. Wzięłam się za promienie słońca na niebie. Zarysowałam odbicie światła słonecznego w śniegu na zboczach gór. Zamalowałam wzgórza i dorysowałam lawendę w lewym dolnym rogu. Zamalowałam kwiatek i zajęłam się efektami cienia. Obrazek wyszedł świetnie. Byłam z niego dumna. Na odwrocie kartki podpisałam się " Sofi dla ciebie" i podałam obrazek Rafałowi. Gdy na niego patrzył zauważyłam błysk w jego oczach i pojawiający się uśmiech.  
- Jakbym tam był... Masz wielki talent... Musisz mi częściej rysować...  
- Zgoda, ale ty będziesz mi częściej grać i śpiewać. 
W tym momencie wziął gitarę w dłoń i zaczął śpiewać " Choć pomaluj mój świat".  
Popatrzyłam na zegarek. Była 16.59. Musiałam niedługo wracać do domu.  
 - W jakich okolicznościach ci się śniłam? 
- Puścili w szkole bombę gazową, a ja uratowałem cię, niosąc na szkolny strych... A ty? 
- Miałam identyczny sen....  
- Był bardzo rzeczywisty... Co nie? 
- Nom...- odparłam. 
- Mam pytanie do ciebie.... 
- Dawaj- zachęciłam go. 
Zastanawiał się chwilę...  
- Chcesz zobaczyć słodkiego kociaka?- zapytał. 
Byłam pewna, że nie powiedział tego, co chciał powiedzieć. 
- No jasne!  
- To chodź ze mną. 
Zaprowadził mnie do łazienki. Zobaczyłam, że w kącie jest kocie posłanie, a na nim leży kociak. Miał prześliczne ubarwienie, piaskowe i rude. Bez namysłu wzięłam go na ręce... I wtedy zrobił coś, czego się nie spodziewałam... Ugryzł mnie mocno w szyję. 
- Auć!  
- Przepraszam za niego... Tak się wita z nowymi ludźmi...  
- Dobra, nic się nie stało... Słodziaszny z niego kociak. Jak się wabi?  
- Buba.  
Klęknęłam by powitać się z kotkiem.  
- Hej bubciu.- podałam rękę kotu, a on jakby wiedział o co mi chodzi i podał mi łapkę.  
Wstałam, i wyszliśmy z łazienki... 
- Podobała ci się? 
- Tak.  
Poszliśmy znów na jego łóżko... On niespodziewanie przyciągnął mnie do siebie i objął w pasie, a potem namiętnie pocałował. Byłam oszołomiona... Pierwszy raz ktoś mnie pocałował. Nie wiedziałam co powiedzieć... A tym bardziej co zrobić. Pocałunek trwał dobre parę minut, a mi się wydawało, że minęło parę godzin. Gdy przestał mnie całować, nadal trzymał mnie w talii, a ja się nie wyrywałam. Staliśmy tak patrząc na siebie. Sparaliżowała mnie ta cała sytuacja...  
- Pocałunki na pierwszej randce?- zapytałam. 
- Yhmmm...- uśmiechnął się. 
Tym razem ja go pocałowałam najbardziej namiętnie jak tylko umiałam. 
- Chciałabym by ta chwila trwała wiecznie... 
- Załatwione- uśmiechnął się.  
Tym razem pocałowaliśmy się z języczkiem... Było wspaniale!  
- Musimy już iść... Moi rodzice zaraz wrócą z pracy...  
Wyszliśmy z domu. Pożegnałam się z pieskami i kotkiem, który biegał po podwórku. Wyjechaliśmy o 17.20. Pokazałam mu gdzie mieszkam. 
- Kiedy się znowu umówimy?- zapytał. 
- Pojutrze wyjeżdżam... Może za tydzień?  
- Ok. Będę tęsknić.... A gdzie wyjeżdżasz?  
- W góry do Zakopanego...  
Zaciągnął mnie za drzewo i znowu pocałował.  
- Co ja będę bez ciebie robić? 
- Nie wiem...  
Zapadła cisza.  
Pożegnaliśmy się i poszłam do domu. Rafał odjechał. Szkoda, że muszę się z nim rozstać... Kocham go... Dopiero teraz to do mnie dotarło...  
 
 
CDN. :-D
4 komentarze
Kici
Piszę z telefonu, więc on czasem błędów nie widzi z zaznacza cały tekst jako prawidłowo napisany... A co do "typowego gimbusiarskiego stylu pisania i gimbusowej miłości" to chodziło mi o przedstawienie sytuacji oczami 14 latki, która widzi to jako miłość. A w dużej mierze masz rację w tym wieku nie ma miłości, a co najwyżej tylko zauroczenie.
lol
Beznadziejne typowy gimbusiarski styl pisania jaka to nie jest milosc i wgl . Jak mozna miec wielka miłość w wieku 14 lat?
malinowamamba20
Popracuj nad błędami ortograficznymi... Poza tym opowiadanie ciekawe
liki
świetne !